Tak Juventus zmienił moje życie
Andrea Barzagli zabiera nas w podróż przez swoją wspaniałą karierę. Od klubu Cattolica Virtus, przez Wolfsburg, aż do konsekracji w białoczarnych barwach, w których to potwierdził przynależność do światowej czołówki obrońców.
Andrea, o tobie w roli czołowego zawodnika Juventusu i drużyny narodowej wiadomo prawie wszystko. Spróbujmy wobec tego zacząć od początku i wybrać się w podróż przez twoją karierę. Na przykład, kim był Barzagli jako chłopiec, który dopiero co stawiał pierwsze kroki w piłce nożnej?
W moich wspomnieniach pojawia się zawsze dzieciak z piłką u nogi. Z dziadkiem chodziłem na mecze brata, który grał w Fiorentinie, to wtedy właśnie zrodziła się pasja. Grałem z chłopakami z dzielnicy w Scandicci, gdzie mieszkałem. Wtedy więcej czasu spędzało się na zabawie w ogródkach – 20 lat temu komputer nie stanowił części naszego życia, jak to ma miejsce współcześnie.
Co powiesz o pierwszych doświadczeniach zdobytych w Rondinelli (San Frediano Rondinella – klub z Florencji – przyp. tłum.) ?
Zaczynałem w szkółce przy klubie Cattolica Virtus, gdzie grał również Paolo Rossi, a potem w wieku 16 lat przeszedłem do Rondinelli: powinienem był grać wtedy w zespole Berretti, zostałem natomiast zaciągnięty do zespołu seniorów – rozegrałem w nim prawie wszystkie mecze, także przeciwko trzydziestoletnim zawodnikom. To doświadczenie mnie zahartowało.
Później nadszedł czas na przeprowadzkę do Pistoiese do Serie B. Jakie masz stamtąd wspomnienia?
To był krótki okres. Byli tam ważni gracze, tacy jak Allegri, Baiano, Aglietti. Zostałem tam tylko przez 6 miesięcy. Stamtąd wyruszyłem do Ascoli i wtedy to właśnie na poważnie rozpoczęła się moja kariera.
Z Chievo dokonałeś dużego skoku do Serie A.
Miałem 20 lat i towarzyszyła mi wielka motywacja, byłem w drużynie uznawanej za rewelację rozgrywek, w której nie było wielkiej presji. Szybko się zaaklimatyzowałem. W tamtym czasie Chievo uchodziło we Włoszech za drużynę rodem z piłkarskiej bajki. Miałem przed sobą piłkarzy jak D’Anna, D’Angelo, Sala. Obrona Del Neriego miała trochę trudne mechanizmy. Pamiętam, że po treningu spotykaliśmy się wszyscy w barze. Siadałem blisko Perrotty, którego do tej pory widywałem tylko w telewizji.
W Palermo czekały cię pierwsze prawdziwe obowiązki?
Byłem opłacany wystarczająco dobrze, byłem młody, po raz pierwszy poznawałem uczucie bycia kimś ważnym. Wokół drużyny wyczuwałem entuzjazm, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem – stadion był zawsze pełny, dostaliśmy się do Pucharu UEFA. Pochodziłem ze spokojnej Verony, zostałem rzucony w środowisku gdzie piłkarzy uważano za bożków. Byliśmy odważni, pięciu z nas współtworzyło drużynę, która zdobyła mistrzostwo świata w Niemczech. Niestety dziś już nie ma tam tej pasji, w tym sezonie widziałem stadion w połowie pusty. Miasto nie zasługuje na walkę o utrzymanie.
Odnośnie mundialu w Niemczech – pamiętasz jakiś szczególny moment tej wspaniałej przygody?
Kiedy wszedłem na boisko przeciwko Australii. Cannavaro powiedział do mnie: “Dawaj Andrea, będziemy się dobrze bawić”. Łatwo powiedzieć. Byłem spięty, byłem zawodnikiem Palermo, miałem mało prawdziwych występów w drużynie narodowej. Cała drużyna miała się dobrze, wobec tego i ja natychmiast poczułem się dobrze.
Potem ktoś ci powiedział o niemieckim klubie zwanym Wolfsburgiem. Co przekonało cię do osiedlenia się w Dolnej Saksonii?
Pierwszy sygnał dostałem od Zaccardo, który podpisał już z nimi wtedy kontrakt. Zaraz potem dyrektor sportowy Foschi powiedział mi, że pojawiła się oferta również dla mnie. Moja umowa z Palermo była zakończona. Dokonałem wyboru, który dla wielu mógł się wydawać szalony, ale miałem 27 lat, chciałem zagrać w jednej z wielkich włoskich drużyn, a wszystkie miały już ważnych defensorów. Zaoferowali mi trzykrotność tego, co zarabiałem w Palermo i właśnie to głównie przesądziło sprawę, a nie aspekty techniczne. Nikt nie spodziewał się, że możemy wygrać Bundesligę.
Znad morza w Mondello (miasteczko w okolicach Palermo – przyp. tłum.) do mroźnych Niemiec – to była trauma?
Zimą, kiedy temperatura spada do -15 stopni człowiek nie czuje się dobrze. Ale nie narzekam, było tam 10 tys. rodaków, którzy zawsze przypominali nam naszą ojczyznę. Ja i Zaccardo otrzymaliśmy duże wsparcie ze strony tamtejszych włoskich restauratorów. Trener chciał żebym został liderem drużyny – co dla mnie, niemającego w sobie odpowiedniego zacięcia, było rolą nietypową. Ściągnąłem do siebie całą defensywę, próbowałem uczyć obrońców krycia w polu karnym. Jedynym błędem było to, że nie nauczyłem się trochę niemieckiego, ciągłe korzystanie z usług tłumacza było wielkim błędem.
Dwa pozytywne sezony, potem w trzecim coś się popsuło. Kiedy pojawiła się opcja Juventusu co sobie pomyślałeś?
Zdecydowałem, że muszę postarać się tam przejść jak najszybciej. Kończył mi się kontrakt, od lipca chcieli mnie się pozbyć, naciskałem i w styczniu pierwszy raz pojawiłem się w wielkim klubie, którego nigdy do tej pory nie posmakowałem.
Dla Juve twój transfer to była duża sprawa. Twój debiut jednak nie należał do najlepszych, prawda?
Środowisko było przyjazne, ale brakowało wyników. Znów spotkałem się z Del Nerim, który miał fundamentalne znaczenie dla mojej kariery. Sezon skończył się wtedy źle.
I oto doszliśmy do sezonu, w którym miało miejsce odbicie. Pojawił się Conte, Juventus znowu zaczął odgrywać pierwszoplanową rolę. Co wtedy czułeś?
Już od pierwszego treningu zrozumieliśmy, że będzie to zupełnie inna historia. Conte natychmiast dał nam do zrozumienia, że zostaliśmy wybrani przez Juve, że tu gra się tylko i wyłącznie by wygrywać, że należy biegać i nie oglądać się na nikogo. Nigdy nie było narzekań, nikt nie zrzędził, że trzeba było trochę więcej pobiegać. Podążaliśmy za trenerem, ma duży talent przyciągania do siebie ludzi, udało mu się rozwinąć nawet mistrzów.
Chłodno analizując: jak narodziło się scudetto?
Był trudny okres z paroma remisami, które spowodowały, że musieliśmy oglądać plecy Milanu. Nadrabialiśmy straty aż do meczu z Palermo, po którym udało nam się wyprzedzić rossonerich. Pamiętam, że przed wyjściem na stadion, w hotelu oglądaliśmy gole Amauriego, które dały Fiorentinie zwycięstwo nad drużyną Allegriego. Wyszliśmy na boisko z myślą, że scudetto może być nasze, naszą przewagą było uczucie pewności, ponieważ wiedzieliśmy, że jesteśmy silni. Od tamtego dnia nie wypadliśmy już z uderzenia. Mało kto myślał, że możemy zdobyć mistrzostwo.
A w dniu wielkiego świętowania udało się również zdobyć pierwszego, i jak na razie jedynego, gola w barwach bianconerich.
To był żart od losu. Na boisko miał wejść Manninger, żeby mógł zaliczyć zasłużone wystąpienie, ale kontuzji doznał Chiellini i to ja musiałem go zastąpić. Otrzymaliśmy rzut karny i nie spodziewałem się, że cały stadion zacznie skandować moje imię. Od 20 lat nie strzelałem karnych, nawet dla żartu na treningach. Na szczęście poszło mi dobrze.
Po scudetto przyszedł też czas na Ligę Mistrzów. Osobiście jak to przeżywałeś?
Jako spełnienie marzeń. Oczekiwania rosną, ale nie chciałbym żeby rozgrywki ligowe zeszły na drugi plan. Jesteśmy na pierwszym miejscu, mamy więcej punktów niż przed rokiem. Kibice chcieliby zdobyć Puchar CL, ale należy dozować emocje. Nie wiem, jak daleko uda nam się zajść, ale już z Bayernem zagramy jak równy z równym, bo mamy do tego predyspozycje. (wywiad został przeprowadzony przed dwumeczem z Bayernem Monachium – przyp. red.) .
To zasługa również formacji obronnej. Jest to najlepsza obrona w jakiej przyszło ci grać?
Z pewnością. Mamy najlepszego bramkarza świata, możliwe że najlepszego w historii futbolu, Chiellini zapewnia bezpieczeństwo, Bonucci znajduje się wśród europejskiej czołówki, uruchamia akcje. I nie zapominajmy o pozostałych, którzy zawsze dają z siebie wszystko, kiedy przyjdzie ich kolej. Mamy jakość, a przede wszystkim jesteśmy zorganizowani.
Na boisku zawsze dostajesz wysokie noty. Również w domu tata Barzagli zasługuje na ocenę 7?
Staram się, żeby tak było, ale niestety nie zawsze tak bardzo jak chciałbym. Mattia i Camilla mają mnie za kompana do zabawy, po inne rzeczy w większości zwracają się do mamy. Od czasu do czasu pozwalają poczuć mi się ważnym, na przykład kiedy Mattia mówi, że chce żeby to tata go wykąpał.
Myślisz czasami o przyszłości?
Rzadko. Widzę się w futbolu, ale nie wiem jeszcze w jakiej roli. Na razie myślę o ciągłym wygrywaniu z Juventusem.
Autor : Fabio Vergnano Tłumaczenie: olga.
Źródło : Hurra Juventus (kwiecień 2013)