Wywiad z Paulo Dybalą
Paulo, czy to prawda, że pierwsze prawdziwe boiskowe kopniaki zebrałeś od Gattuso? Prowadził mnie jedynie przez kilka miesięcy, ale tak, to prawda, że to on nauczył mnie, jak przyjmować ciosy na boisku. Na treningu ustawiał mnie w jednej drużynie jako trequartistę, on grał w drugiej jako defensywny pomocnik – jeśli udało mi się go przedryblować, powalał mnie na ziemię. Dzięki temu nauczyłem się, w jaki sposób zachowywać się przy kontakcie z rywalem, jak bronić samego siebie przy użyciu ciała, jak zawczasu przewidywać interwencje rywala. Później przyszedł Iachini, który widział we mnie środkowego napastnika i wtedy naprawdę musiałem wytrzymywać w starciach z defensorami.
Morał z tego taki, że talent potrzebuje mięśni? Nie można obyć się bez treningu. Weźmy na przykład Cuadrado – wydaje się być lekki, ale przyjmuje na siebie ciosy i wytrzymuje je.
Jedyną pchłą, która może przetrwać, jest Messi? Będę analizował jego grę. Poznanie go jest jedynym marzeniem, którego jeszcze nie spełniłem, ponieważ gdy dostałem powołanie do reprezentacji Argentyny, jego tam nie było. Nigdy nie rozmawialiśmy, nigdy przeciwko niemu nie grałem, ale śledzę wszystkie jego poczynania. Sądzę, że mogę nauczyć się od niego wiele, także jeśli chodzi o bycie człowiekiem. Dla nas, młodych Argentyńczyków, jest on punktem odniesienia.
Starsi Argentyńczycy jednak go nie kochają. Dlaczego? Jesteśmy szczególnymi ludźmi. W przeciwieństwie do Maradony, on nie wygrał mundialu i jest atakowany. Ja jednak nie dokonuję porównań – mieliśmy Diego, mamy Leo i narzekamy? Krytykowanie Messiego… Jesteśmy szaleni.
Mówi się, że po Messim będzie Dybala. Już jutro? Jutro wciąż będzie Messi. Cieszmy się nim, cieszmy się Aguero, Di Marią. Możliwość treningu z nimi to szczęście i wielkie emocje.
Myślisz czasami o dniu, w którym zagrasz razem z Messim? Bardzo często. Myślę, że będę mu podawał nawet wtedy, gdy będzie otoczony pięcioma przeciwnikami.
Czy wtedy zaczniesz myśleć o nim jako o koledze, a nie jako o idolu? Nigdy.
Nie wolałbyś, żeby Juventus zamiast Bayernu wylosował Barcelonę? Mógłbyś go wtedy poznać. Nie, nie jestem aż takim masochistą.
Płynie w tobie krew włoska i polska, masz też paszporty tych krajów. Mimo to, definitywnie czujesz się Argentyńczykiem? Na sto procent, nawet jeśli z tymi jasnymi oczami wyglądam na obcokrajowca. Gdy musiałem wybrać, nie miałem żadnych wątpliwości, nie kalkulowałem. Wiem, że w reprezentacji Włoch czy Polski miałbym mniejszą konkurencję, ale ja chcę grać dla Argentyny. Gdyby mi się to nie udało, mógłbym zadawać pytania, ale nie mógłbym zmienić barw. Nie czułbym się szczęśliwy w reprezentacji, której nie uważałbym za swoją, z hymnem i barwami, które nie są moje.
Czy Oriundi są zdrajcami? Mój przyjaciel Franco Vazquez ma matkę Włoszkę. Ja mam tylko włoski paszport, dzięki prababce, o której nic nie wiem. On czuje się Włochem, ja nie.
Masz więcej wspólnego z Polską, prawda? Tak. Chociaż wydaje się to dziwne, jeszcze kilka miesięcy temu nie myślałem o swoich korzeniach. To zmieniło się, gdy poznałem siostrę mojego dziadka. Polski dziennikarz nakręcił o mnie dokument i odnalazł ostatnich przedstawicieli rodu Dybałów w Kraśniowie, niedaleko Krakowa. Rozmawiałem ze swoją stryjeczną babką przez Skype, jestem teraz w kontakcie z kuzynem, ale nie odwiedziłem jeszcze Polski. To mój brat Mariano bardziej chciał dowiedzieć się czegoś na ten temat – wysyłał wiele kartek, ale nigdy nie dostał na nie odpowiedzi.
Twój ojciec zmarł, gdy miałeś 15 lat. Towarzyszył mi podczas wszystkich treningów. Choroba była długa, spodziewałem się śmierci miesiące przed tym, jak przybyła. Bardzo mi go brakuje, ale jego nieobecność dała mi siłę i dojrzałość. Jestem bardzo silnie przywiązany do swojej rodziny. Mama jest ze mną tutaj, w Turynie. Wiedziałem, że jeśli chcę zrobić karierę, nie mogę zostać w domu – w wieku 15 lat przeprowadziłem się do klubowego hostelu. W Argentynie bardzo szybko zostaje się mężczyzną.
Na tyle szybko, by w wieku 18 lat przeprowadzić się na inny kontynent? Myślałem, że zanim będę gotów na Europę, będę musiał rozegrać dwa lub trzy sezony w River lub Boca. Pewnego dnia przybył Zamparini z 12 milionami i zostałem zmuszony do odejscia.
Zmuszony? Błagali mnie, żebym się zgodził, ponieważ te pieniądze uratowałyby mój mały klub. Prezydent zniknął jednak wkrótce po tym, jak mnie sprzedał, a Instituto znowu nie ma pieniędzy. Moi starzy koledzy nie dostają pensji i jakoś ciągną do przodu dzięki niewielkiej pomocy od kibiców. Jestem na to bardzo zły, ponieważ moje poświęcenie nie pomogło, czuję się wykorzystany.
Palermo było odpowiednim krokiem? Tak, ponieważ przywitali mnie tam tak, jakbym był razem z nimi od 10 lat. Na początku było jednak trudno – nie rozumiałem języka, nie wiedziałem co się dzieje. Nigdy wcześniej nie przechodziłem przez zmianę trenera i nie potrafiłem uwierzyć kolegom, którzy tłumaczyli mi, że z Zamparinim to normalne. Spadek był szokiem, ale później nauczyłem się w Palermo, tego czego mógłbym się nauczyć w River czy Boca. Chciałem trafić do wielkiego klubu, moim przeznaczeniem było przejść tam przez Sycylię. Na początku miałem wątpliwości, czy mi się to uda, ale wiedziałem, że jeśli będę dobrze się spisywał, wszystko się ułoży.
Pamiętasz, co działo się za każdym razem, gdy kończyłeś na ławce? Wiedziałem, że muszę poczekać, nigdy mi się nie spieszyło. Biorąc pod uwagę kwotę, jaką za mnie zapłacono, można było się spodziewać presji, ale ja jej nie odczułem.
Nigdy nie miałeś wątpliwości, czy Juventus to dla ciebie nie za wysokie progi? Nie, w innym wypadku zostałbym w Palermo. Poza tym, nie było tak, że muszę strzelić 15 goli w pierwszych 6 meczach. A jeśli Allegri nie wystawia mnie do gry, to nie dlatego, że chce przegrać.
Nigdy nie denerwowałeś się na brak miejsca w pierwszej jedenastce? W Palermo to się zdarzało, tutaj już nie. W zeszłym sezonie Allegri wygrał wszystko, nie mogę sobie pozwolić na złoszczenie się z nim.
Co masz teraz, czego wcześniej ci brakowało? Zyskałem wolę zwyciężania, która jest trudną i dziwną rzeczą. Po finale w Berlinie wracałem jednym samolotem z zespołem i uderzył mnie jeden epizod – Marchisio podszedł do mnie, by się przedstawić i powiedział mi: “Dobrze się przygotuj, w przyszłym roku musimy wygrać wszystko “. To było niezwykłe – dopiero co zagrali w finale Ligi Mistrzów i zamiast o wakacjach, już myśleli o następnym. Wtedy zrozumiałem różnicę między Palermo i Juventusem.
A jaka jest ta różnica pod względem techniki? Iachini chciał, żebym grał jako wysunięty napastnik. Allegri widzi mnie w nieco bardziej cofniętej roli. Często mam piłkę pod nogami – to zadania, które w Palermo wykonywał Vazquez, ja dzielę je tutaj z Moratą.
Czy to rola podobna do tej Messiego? Messi gra gdzie tylko chce. Ja mam wolną rękę w ataku, ale muszę udzielać się w obronie. Messi może sobie pozwolić na to, by tego nie robić.
Spodziewałeś się, że tak szybko się tu odnajdziesz? Planowałem strzelić 15 goli w trakcie całego sezonu, ale skoro mam ich już 10, muszę zrewidować ten cel. Wyprzedzam plan pod wszystkimi względami.
Masz kogoś, kto pomógł ci tak szybko dojrzeć? Psychologa, motywatora? Mam rodzinę, która mówi mi to, na co inni by się nie odważyli. Ja sam jestem też bardzo samokrytyczny i wiem, co trzeba poprawić. Moi bracia nie zawahają się dać mi klapsa, jeśli będzie to potrzebne. Gustavo ma 35 lat, Mariano – 32. Byli dobrzy piłkarsko, ale nie mieli odwagi ani silnej woli, by wyjechać z domu i podążać za marzeniem.
Autor : Emanuele GambaTłumaczenie: bendzaminŹródło : La Repubblica (24.12.2015)