To nie był czas na rewolucję
fot. @ juventusfc / twitter.com
Kiedy w 2018 roku Juventus sprowadzał do Turynu Cristiano Ronaldo Stara Dama znajdowała się na dachu świata. Seryjnie wygrywane krajowe mistrzostwa spowszedniały do tego stopnia, że zaczęły być postrzegane przez otoczenie turyńskiego giganta jako standard. Absolutna dominacja krajowego podwórka przestało robić na kimkolwiek wrażenie. Nikt wtedy nie podejrzewał, że następnym aktem tej historii będzie upadek giganta.
Wtedy Andrea Agnelli rozpoczął swoją rewolucję. Jej pozasportowe aspekty zauważaliśmy stopniowo – większy nacisk na marketing, zamiana herbu na logo, sprowadzanie zawodników, którzy poza wartością na boisku poprawią też wyniki Juve w Social Mediach. Agnelli bacznie obserwował nie tylko świat piłki, ale przede wszystkim rozrywki i na tej podstawie obrał kierunek zmian, by znaleźć się na czele peletonu. Nowa wizja miała dotyczyć także stylu gry. Klub chciał odejść od mitycznego wręcz „DNA Juventusu” na rzecz bardziej widowiskowej, ofensywnej i atrakcyjnej gry w piłkę, częstszej obecności pod bramką rywala i przede wszystkim większej liczby kreowanych sytuacji i strzelanych goli. W tym celu sprowadzono nie tylko Ronaldo, który miał wynieść Juventus na poziom ‘Galacticos’, ale także wybitnie ofensywnego obrońcę Joao Cancelo, dynamicznego skrzydłowego Douglasa Costę, czy w kolejnych sezonach de Ligta, Kulusevskiego i Federico Chiesę.
Punktem zwrotnym, symbolem nowej wizji było rozstanie z Maxem Allegrim. Trener odpowiedzialny za jeden z najlepszych okresów w historii klubu pożegnał się ze stanowiskiem pomimo wzbogacenia gabloty o kolejne trofea. Stało się tak, bo pomimo na wskroś ofensywnych wzmocnień nie potrafił odmienić defensywnego stylu gry. Zastąpił go Sarri, którego praca w Napoli zachwyciła całe Włochy i nie pozostała niezauważona w Europie (vide angaż w Chelsea). Obliczem rewolucji było także rozstanie z Marottą, który miał być hamulcowym nowego kierunku i przeciwwagą dla „odwagi” w działaniach Fabio Paraticiego.
Agnelli miał rację. To nie jest w mojej ocenie kwestia dyskusyjna. Juventus potrzebował zmian, nowego przywództwa, nowej wizji, nowego rozdania. Zbliżaliśmy się do granicy wymiany pokoleniowej, a starcia z Tottenhamem (nawet te zwycięskie), porażka z Ajaxem w Lidze Mistrzów, ale także trudne do oglądania mecze przeciwko nowoczesnym i ofensywnie usposobionym: Atalancie Gasperiniego, Napoli Sarriego czy nawet Lazio Inzaghiego jasno pokazywały, że pociąg o nazwie ‘współczesna piłka’ odjeżdża, a Stara Dama stoi na peronie.
Agnelli miał rację, jednak dalsze losy Juve pokazały jak wielkie są różnice między świetnym pomysłem, a jego dobrą egzekucją. Gdy myślę o Juventusie z lat 2018-2023 do głowy przychodzi mi znane powiedzenie „pycha kroczy przed porażką”. Agnelli przeszacował. Przelicytował się w bardzo, bardzo wielu aspektach, a następnie wpadł w spiralę, w której naprawał błąd kolejnym błędem, aż do całkowitego wykolejenia, którym było powołanie do życia całkowicie nieprzygotowanego projektu Superligi. Znowu – dobrym pomysłem z fatalną egzekucją.
Zmiana, której usiłował dokonać zarząd Juve, była czymś zdecydowanie większym niż zwykła wymiana pokoleniowa. Nie wystarczyło w miejsce zstępujących powoli z najwyższego poziomu Buffona, Barzagliego, Chelliniego, Khediry czy Mandzukicia sprowadzić ich młodsze odpowiedniki, aby ci mogli stopniowo przejmować ich rolę mając 1-2 sezony na naukę i mentoring. Na podstawie tego, co zaobserwowałem zmiana miała nastąpić jak za przesunięciem magicznej wajchy. Wczoraj broniliście, dzisiaj atakujecie. Wczoraj czekaliście na rywala głęboko, dzisiaj wychodzicie wyżej. Wczoraj uwielbialiście cyniczne 1:0 po psychicznym umęczeniu rywala, dzisiaj macie szukać przede wszystkim akcji, strzałów i goli. To tak nie działa, nie na tym poziomie. Nie podołał temu Allegri, który wymagał bronienia od jednego z najbardziej ofensywnie usposobionych obrońców, czyli Joao Cancelo (aż w pewnym momencie zaczął go nawet wystawiać jako skrzydłowego), nie podołał temu Sarri, którego 4-3-3 siało spustoszenie nawet mimo posiadania zawodników o znacząco niższych umiejętnościach niż ci, których zastał na J-Stadium (a o których rzekomo powiedział na odchodne, że są nietrenowalni), oczywiście nie podołał trenerski nowicjusz Pirlo.
Stare-Nowe rozdanie
Po 3 latach i 3 zmianach trenerów jasnym stało się, że projekt się posypał, a założenie, które zdaje się towarzyszyło nam wszystkim, tak kibicom jak i zarządzającym, zostało brutalnie zweryfikowane. Okazało się, że Juventus nie dość, że nie ma monopolu na wygrywanie Serie A, to jeszcze nie jest zbyt wielki, żeby upaść. Wręcz przeciwnie – potwierdziło się, że najbardziej bolesne są upadki z wysokiego konia.
Rok 2018 nie był dobrym momentem na rewolucję. W przeciwieństwie do roku 2022, który był do tego idealny. Nieco gorszy, jednak nadal dobry na wdrożenie w życie planów Agnellego jest rok 2023. Tej rewolucji jednak zdajemy się opierać, czego symbolem jest swoisty fenomen – Juventus na przestrzeni zaledwie kilku lat popełnia 2 błędy związane z osobą Maxa Allegriego. Pierwszym błędem było rozstanie w 2019 – moim zdaniem zbyt pochopne. Kolejnym jest, wspomniane już wcześniej, naprawianie błędu błędem, czyli obecne uparte trzymanie się Allegriego jako człowieka z planem. Jeśli Allegri ma plan, to on najzwyczajniej w świecie nie działa.
Jeszcze za kadencji Pirlo Max gościł w sportowym studio i wypowiedział pamiętne zdanie: ‘jeśli piłkarze nie zrozumieli cię po pół roku pracy, to nie zrozumieją cię już nigdy’. Nie sposób się nie zgodzić z Toskańczykiem, niemniej ta opinia okazała się być mieczem obosiecznym, który doskonale opisuje jego obecną sytuację w klubie. Juventus 2018 otoczony był żołnierzami Allegriego, piłkarzami, z którymi łączyła Maxa silna więź oparta na zrozumieniu i zaufaniu. Buffon, Chellini, Pjanić, Khedira czy Mandzukić poszliby za nim w ogień. W dzisiejszej szatni Max nie ma żadnych mieczy. Może jedynie jedną szpadę Rabiota, który faktycznie pod rządami włoskiego taktyka wyrósł na czołową postać nie tylko Juve, ale i całej ligi.
Dzisiaj Allegri boryka się z buntem na pokładzie. Ze względu na różnicę w spojrzeniu na grę odszedł de Ligt (i jego pierwszy sezon w Bayernie dobitnie pokazuje, kto jest tutaj stratny, a kto udowodnił swoją wartość), teraz głośno mówi się o niezadowoleniu zawodników, którzy mieli stanowić o przyszłości tego zespołu – Chiesy i Vlahovicia. Do tego warto odnotować stratę takich zawodników jak Kulusevski (który w Premier League pokazał, że w piłkę grać potrafi) czy ostatnio Di Maria. Jako ostatni akcent wspomnę tylko, że ofensywni zawodnicy kreatywni i ich agenci monitorujący rynek i szukający najlepszych środowisk do rozwoju swoich klientów będą omijać zespół prowadzony przez Maxa szerokim łukiem.
Inwestycje w młodzież
W trakcie tego całkowicie zmarnowanego sezonu często przewijał się jeden argument – jednym z zadań Allegriego było wprowadzanie młodych zawodników i dawanie im minut. Zbieranie plonów zasianych kilka lat wcześniej w akademii U23, która została przemianowana na lepszą marketingowo Juventus NextGen. Rzeczywiście, nie da się ukryć, że w trakcie zakończonego sezonu młodzi piłkarze dostawali swoje szanse i w tym można by było wypatrywać znamion rewolucji. Illing-Junior, Soule, Miretti i Fagioli dostawali swoje szanse dosyć regularnie, a w mniejszym wymiarze pokazali się także Barbieri czy Barrenechea. Weszli do profesjonalnej piłki, mieli swoje przebłyski, strzelili debiutanckie bramki (jak Soule czy Illing Junior), zderzyli się z wielkimi wyzwaniami i sporą presją (jak Soule rozpoczynając mecz z Napoli), wchodząc z ławki dawali impuls, pokazywali talent i ambicje.
Jednak z drugiej strony warto się zastanowić ilu z nich Max Allegri rzeczywiście rozwinął. W jaki sposób, dzięki swojej wizji i zmysłowi taktycznemu, poprawił tych zawodników. Z moich obserwacji wynika, że progres, jaki ci zawodnicy robili był bardziej pomimo niego, a nie dzięki niemu. Rzucanie ich po różnych pozycjach na boisku, brak jasnego planu na ich rozwój, brak konsekwencji w stawianiu na nich, ograniczanie ich walorów ofensywnych w mojej ocenie przysłoniły korzyści wynikające z odwagi w stawianiu na tych zawodników od pierwszych minut. Soule raz grywał jako skrzydłowy, a raz jako ofensywny pomocnik/cofnięty napastnik. Fagioli i Miretti, niczym Locatelli, rzucani po pozycjach w środku pola, ale z dużymi wątpliwościami czy którakolwiek była tą ich optymalną. Obaj natomiast wystawiani byli zbyt blisko naszej bramki, czym neutralizowano ich walory. Punktem kulminacyjnym tej spirali absurdu było wystawienie Illinga-Juniora jako lewego obrońcy/wahadłowego w 3-5-2. W składzie zbudowanym pod granie 4-3-3 z uporem maniaka pchaliśmy 3-5-2 neutralizując właściwie wszystkie walory ofensywne. Jeśli ktokolwiek w tej kadrze nadaje się do gry na wahadłach w systemie 3-5-2 to są to Cuadrado i Kostić. W żadnym wypadku nie Chiesa, Illing-Junior, Di Maria czy Soule.
Gloryfikowanie tej promocji z NextGen też pomija jeden istotny aspekt, a mianowicie: ile było w tym chęci, a ile konieczności wynikającej z sytuacji kadrowej i niezadowolenia z kadry, którą miał do dyspozycji? Nie byłoby tylu szans dla Fagioliego i Mirettiego, gdyby Pogba był dostępny chociaż przez połowę sezonu. Nie byłoby debiutów Barrenechei i Barbieriego gdyby nie kiepska dyspozycja i kontuzje/zawieszenia Paredesa (sprowadzonego przecież na wyraźne życzenie Allegriego) i Cuadrado. Nie byłoby tylu występów Soule i Illinga gdyby nie problemy zdrowotne i rozczarowująca niemoc Di Marii i Chiesy. Tak, Allegri sięgał po młodych, ale ile w tym było planu, a ile konieczności – nie dowiemy się nigdy. Zauważę tylko, że w kluczowych momentach sezonu Allegri wolał stawiać na fatalnych Alexa Sandro, Cuadrado czy Bonucciego.
Samo postawienie Fagioliego czy Barrenechei w kategorii ‘młodych’ wiele mówi o tym, jak ten proces przebiega w Juventusie. Obaj mają przecież po 22 lata, nie są juniorami. Nadal są oczywiście młodymi piłkarzami, jednak w wielu drużynach na wyższym poziomie niż obecny Juventus zawodnicy w tym wieku (lub młodsi) potrafią mieć kluczowy wpływ na grę lub wręcz stanowić o sile drużyny (Haaland, Mbappe, Vinicius Jr, Kvaratshelia, Pedri, Bellingham itd.). Stawianie na utalentowanego 22-latka nie jest więc żadnym ewenementem, a raczej staje się już standardem. Ile lat ma Tonali, który był kluczowym zawodnikiem Milanu i teraz przechodzi do Newcastle za astronomiczną kwotę ponad 70 mln euro?
Nie taki diabeł straszny jak go malują
Osobiście wierzę w dobre intencje i zaangażowanie Allegriego w los Juve. Wierzę, że jego pozostanie w klubie związane jest wyłącznie z przekonaniem, że może pomóc, że jest właściwym na tym stanowisku. Uważam, że gdyby chodziło tylko o pieniądze, zdecydowałby się na ofertę z Arabii Saudyjskiej, a gdyby wyłącznie o walory sportowe, to byłby w stanie otrzymać angaż w klubie będącym w lepszej sytuacji sportowej i materialnej.
Doceniam też to, że zachował chyba najwięcej spokoju w tym pełnym zawirowań pozaboiskowych sezonie. Nowy zarząd, przejmując stery w bardzo skomplikowanym momencie, schował się za tabunami prawników i monitorami z tabelami excela i spokojnie obserwował jak Allegri tydzień po tygodniu jest maltretowany pytaniami o rzeczy, o których nie miał pojęcia. Sztorm na szczycie, który z dnia na dzień wymiótł cały zarząd i następujący po nim chaos personalny i informacyjny stworzyły skrajnie trudne okoliczności do pracy. Huśtawka procesów, kar, odwołań i spekulacji dotyczących przyszłości klubu rozpraszała koncentrację i demotywowała zawodników. Nie należy o tym zapominać i nie można wykluczyć, że trener ‘z zewnątrz’, jak Tuchel czy Pochettino, być może sami by ten okręt opuścili. Allegri został, przyjął ciosy i niejako stał się twarzą tego nieudanego sezonu. I za to należy mu się uznanie i szacunek.
Nie zmienia to faktu, że ostatnie 2 sezony dobitnie pokazały, że to nie on jest twarzą rewolucji. Nie odmienił gry zespołu, nie nawiązuje do wyników ze swojej pierwszej kadencji trenera Starej Damy. Zamiast wietrzenia szatni i sprowadzania następców, póki jeszcze mają wsparcie bardziej doświadczonych kolegów wysłaliśmy na wypożyczenie Cambiasso, a lewej flanki strzegł Alex Sandro. Doprowadzono do sytuacji, w której boki obrony ulegną niemal całkowitej wymianie, a zasłużonych i doświadczonych Sandro, Cuadrado, czy poważnie kontuzjowanego De Sciglio zastąpić mają (wedle najświeższych doniesień) T.Weah, Parisi, Cambiasso i Castagne. W gładki przeskok z Bolognii, Empoli czy spadkowicza Leicester na poziom Juventusu nie wierzę. Przewiduję raczej drogę, jaką pokonał Gatti, czyli kilka miesięcy na oswojenie się z nową rzeczywistością i wejście na odpowiedni poziom mniej więcej w okolicach wiosny. Jednak tych kilka miesięcy może nas kosztować wyłączenie się z walki o miejsce gwarantujące występy w Lidze Mistrzów.
Z czym do ludzi?
W trakcie sezonu pojawiało się wiele dyskusji na temat jakości składu. Głosy o przeciętnej drużynie przeplatały się z tymi o źle zarządzanej jakości. W tej kwestii uważam, że obie strony mają rację. Kilku zawodników w tej kadrze nie prezentuje poziomu nie tyle Juventusu, co nawet górnej części tabeli Serie A. Nadszedł czas pożegnań z Ruganim, Bonuccim, Cuadrado, Alexem Sandro (o Arthurze, McKenniem, Paredesie nie wspominam). Ponadto posiadamy w kadrze zawodników, którzy nie będą starterami, ale są przydatnymi opcjami do rotacji – Milik, Kean, Gatti (chociaż on akurat dobrze rokuje i może nas zaskoczy), a także zdobywający szlify Miretti, Soule i Illing Junior. Są piłkarze jakościowi, wokół których śmiało można budować zespół – Szczęsny, Bremer, Rabiot, Chiesa i Vlahović (i oczywiście zdrowy Pogba). Czterech z nich przewija się w niemal każdej plotce transferowej i są mocno łączeni z opuszczeniem Starej Damy. Jest też armia piłkarzy, których trudno jednoznacznie zakwalifikować, ja jednak określam ich jako piłkarzy dobrych i ważnych dla obecnej drużyny, jednak za pierwszej kadencji Allegriego tworzyliby co najwyżej głębię składu: Locatelli, Fagioli, Kostić, Danilo.
Nie jest to z pewnością drużyna, która mogłaby być poważnym kandydatem do sukcesów na arenie europejskiej, ale przy korzystnym losowaniu (jak dla Milanu) półfinał LM powinien być w zasięgu. Na pewno nie jest to kadra słabsza niż ta jakimi dysponują drużyny, które nas ogrywały, lub nawet w przegranych rywalizacjach potrafiły zdominować: Benfica, Sevilla, Sporting, a na krajowym podwórku: Milan, Lazio.
Podsumowanie
W sezonie 2023/24 wkroczymy w kolejną przebudowę. Wiele wskazuje na to, że w ten rejs ruszymy jednak z rozsądnym i doświadczonym sternikiem w osobie Cristiano Giuntolego, który ma dołączyć do Juve już na początku lipca, a rewolucję zastąpi ewolucja i zrównoważony rozwój. Wierzę, że ugoda zawarta z FIGC, poddanie walki o sprawiedliwość, podpisana została z myślą o przyszłości, aby w spokoju móc skupić się na kolejnym sezonie i powrocie na szczyt Serie A i do czołówki Europy. Po rewolucji w gabinetach czas na rewolucję w szatni, a następnie na boisku. Czy ta jest możliwa pod wodzą Allegriego? Cytując klasyka: „odpowiedź brzmi: nie wiem, choć się domyślam”.
Z drugiej jednak strony klub ma za sobą bardzo burzliwy czas, po którym nawet krótka chwila przewidywalności i stabilizacji będzie miodem na skołatane serca kibiców. Zapewne nikt nie spodziewa się walki o tytuł, a bezpieczne lądowanie w top4 Allegri jest w stanie zapewnić, tym bardziej, że będzie mógł skupić się wyłącznie na lidze.
Autor: Marcin Szydłowski