Massimiliano Allegri – „betonowa” legenda ławki Starej Damy

Sad Nad Allegrim Czy Przeciecie Lancuchow W Juve Stalo Sie Zbyt Skomplikowane
Fot. Ettore Griffoni / Shutterstock.com

Dobiegła końca druga przygoda Maxa Allegriego w roli szkoleniowca Juventusu. Sequel, który nie zapisał się złotymi zgłoskami w historii Starej Damy, w przeciwieństwie do pierwszej części, zdecydowanie słodszej. Pożegnanie z żywą legendą jest konieczne, ale sposób w jaki do tego dochodzi, co najmniej przykry. Lecz w nowej erze Juventusu zdążyłem się przyzwyczaić, że nie umiemy odpowiednio żegnać legend.

Zaufany człowiek Agnellego

W erze post-covidowej Toskańczyk podjął się zadania wyjęcia Bianconerich z kryzysu sportowego. Andrea Agnelli, zanim jeszcze został banitą w Turynie, po nieudanych próbach Mauricio Sarriego i Andrei Pirlo, sięgnął po to co stare i znane. A przede wszystkim w tamtym momencie uznane za pewne, czyli Maxa. Pochodzącemu z Livorno trenerowi nie pomagała w osiąganiu celów coraz trudniejsza sytuacja finansowa klubu, dymisja całego zarządu czy karne punkty nakładane i wycofywane w trakcie trwania sezonu. Z resztą podczas zmiany zarządu Allegri sam oddał się do dyspozycji klubu, będąc gotowym na pożegnanie, ale ostatecznie został w nim na prośbę samego Johna Elkanna. Można by rzec, że to wielkie poświęcenie za 7 mln euro netto rocznie, ale jednak był gotów opuścić Turyn.

Dorzućmy do tego wszechobecne problemy zdrowotne czołowych zawodników, na czele ze zmagającym się z pubalgią Dusanem Vlahoviciem, próbującym powrócić do pełni dyspozycji po zerwaniu więzadeł Federico Chiesą, będącym myślami na mundialu Angelu Di Marii czy Paulem Pogbą, który spektakularnie wykluczył się z tej dyscypliny. Jeszcze młody Fagioli, superbomber Moise Kean (12 trafień w ciągu trzech sezonów!), braki w środkowej formacji, a nawet nieobecność żołnierzy z Mattią De Sciglio na czele. Ciągle coś.

Wobec tych wszystkich przeciwności, Allegri nigdy nie skarżył się publicznie ani na klub, ani zarząd, ani jakość swojej drużyny. Zawsze starał się chwalić swoich podopiecznych, biorąc gro winy za kiepskie występy na siebie. Oczywiście często miał ku temu uzasadnione powody, ale to jednak piłkarze popełniali te błędy na murawie, nie szkoleniowiec. Patrząc na te wszystkie okoliczności pozostał odpowiednim frontmanem ekipy Starej Damy.

Last man standing

Problemy w pionie organizacyjnym, problemy sportowe, zła prasa, problemy kadrowe i problemy związane z karami nakładanymi na klub. Po uszach dostali ci, którzy zawinili najmniej, ale są zawsze w pierwszej linii do oberwania. Poprzedni sezon, pełen trudności, Max starał się jakkolwiek uratować często teatralnie zdejmując presję z piłkarzy. Dodając więcej niż zwykle ekspresji przy bocznej linii. Będąc niejako aktorem czy jak wcześniej wspomniałem frontmanem. Aż w końcu po zatrudnieniu nowego dyrektora sportowego – Cristiano Giuntolego, ostatnim ocalałym. Allegri był osobą, na której przez długi czas wisiał cały klub pod względem sportowym i tym kogo pierwszego widzą kibice. Dopóki nie pojawił się nowy dyrektor sportowy trzeba było polegać na doświadczeniu i osobowości szkoleniowca, który to udźwignął. Jak trwoga to do Maxa.

Od lutego 2024 roku drużyna się rozsypała. Decyzje, które tylko w ułamku wypływają do opinii publicznej, wskazują, że Allegri nie rozmawiał z Giuntolim od kilkunastu tygodni, niekoniecznie z własnej woli, chociaż obiecywano mu większy wpływ na pion sportowy. Dyrektor sportowy otrzymał zielone światło na stworzenie własnego wielkiego projektu o nazwie Juventus i ofiary widać już dzisiaj. Brak klasowego pomocnika zimą, negocjacje z nowym szkoleniowcem i coraz pewniejsze wtedy pożegnanie Allegriego, kompletnie nietrafione mniejsze transfery jak Djalo czy Alcaraz i inne małe lub większe grzeszki Giuntolego. Nie ulega wątpliwości, że za takie wyniki sportowe w zdrowym klubie Max wyleciałby wcześniej, ale dzisiaj Juventus nie jest zdrowym klubem. Zatem związek Toskańczyka z Juventusem był jak wiszące na włosku małżeństwo, które tylko szukało powodu by rozstać się z orzeczeniem winy jednej ze stron, by była ona najlepiej jednostronna. Chociaż skłaniam się do opinii, że to klub chciał wyjść z tego związku bez szwanku, a Allegri godzi się z rzeczywistością.

Calma i Mad Max

Wielu „kanapowych” kibiców męczyła „betonoza” grana przez Juventus i nieodzowna „calma”. Dodając do tego zbyt często ślamazarny sposób gry, brak wypracowanego w dłuższym okresie jakiegokolwiek stylu, nawet betonowego, nie można się dziwić irytacji fanów. Jednakże równolegle stadionowi, żywi kibice, wciąż wspierali Allegriego z trybun i poza nimi. Może jednak nie taki zły ten Max.

Bad Max, a może raczej Mad Max. Ile to już marynarek i krawatów porwał Allegri przy bocznej ławce? Pięć? Dziesięć? Zapewne jest ktoś kto to policzył. Emocje, które wyładowywał kiedy drużyna myślami była już w szatni, a nie na murawie, były, być może nie dla każdego, wręcz spektakularne. Ile to memów i filmików dostarczył Allegri, z ostatnim finałem Coppa Italia włącznie, nie da się policzyć. Wybuchy i emocje najpewniej były autentyczne i nieudawane. Gołym okiem widać, że Allegri jest zżyty z białoczarnymi barwami i swoją drużyną. Był dla piłkarzy nie tylko szefem, ale również „ojcem”.

Wspomnijmy jeszcze liczne konferencje prasowe, gdzie w kulturalny i inteligentny sposób Max rozgrywał dziennikarzy i rywali innych klubów, zanim ci pojawili się jeszcze na murawie. Przy czym zawsze zachowywał spokój i swoją „calmę”, stawiając na zrównoważenie i spokój. Nigdy nie uderzał bezpośrednio w piłkarzy czy to swoich czy rywali, ani tym bardziej w inne kluby. Zawsze starał się zachowywać odpowiedni szacunek do rywali. Czyli to co cechuje Juventus, ale czasami brakowało tego mu podczas spotkań, gdzie cierpiały marynarki. Najbliżej sięgnąć pamięcią to sytuacja z Interem i zabawa w policjantów i złodziei, która zrobiła więcej polemiki, niż kiedykolwiek powinna. Z resztą patrząc na to w chłodny sposób, to wszystkie konferencje przedmeczowe, poza ewentualnym potwierdzeniem kto zagra bądź nie, to bezsensowne popłuczyny nie wnoszące niczego do rzeczywistości. Prawdziwe mięso dzieje się w kuluarach, czyli gabinetach i szatniach.

Rozwój piłkarzy

Odłóżmy na bok pierwszą przygodę Allegriego w Juventusie i zostańmy przy tej nowej, gorszej. Panuje wszechobecna opinia, że Toskańczyk nie rozwija żadnych zawodników a wręcz cofa ich w rozwoju. Kierując się formacjami od bramki, to pod jego sterami Juventus traci mniej bramek niż za mistrzowskiego Sarriego oraz następnego sezonu z Pirlo na ławce. Gleison Bremer po średnim pierwszym sezonie, gdzie bał się wziąć na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności związanej z wyprowadzaniem piłki, w tym wychodzi mu to całkiem nieźle. A i indywidualnie spisuje się lepiej. Mamy jeszcze Cambiaso, który z miesiąca na miesiąc staje się coraz bardziej kompletnym piłkarzem.

Locatelli rozwinął się pod względem gry na pozycji registy, chociaż wiosnę jak praktycznie cały zespół ma haniebną. Mityczne dwa spotkania na „szóstce” podczas Euro należy włożyć między strony „legendy i klechdy”, bo choćby i Spaletti używa Manu jako registę. Adrien Rabiot, w końcu wygląda i gra na najwyższym poziomie, bo szkoleniowiec wie i rozumie czego może oczekiwać od tego pomocnika. Odpowiednio prowadził Fagiolego, Mirettiego i Nicolussiego, którzy nawet jeśli dziś nie grają z różnych przyczyn pierwszych skrzypiec, to wciąż jest w nich potencjał na dalszy rozwój. A za odbudowę Westona McKenniego chepau bas!

Udało się wyprowadzić Vlahovicia na lepsze tory, który po zażegnaniu pubalgii w końcu zaczął wyglądać na piłkarza odpowiedniego dla topowej ekipy. A wystarczy sięgnąć pamięcią rok wcześniej, żeby przypomnieć sobie jakie problemy z przyjęciem piłki miał Dusan. Odpowiednio wprowadził Kenana Yildiza, któremu zaufał i zbudował mentalnie piłkarza najprawdopodobniej na lata, lub na sprzedaż z potencjałem 100 mln euro. Jest jeszcze kilku innych młodych gniewnych jak Soulé, Huijsen (debiut z Milanem!), Iling-Jr. czy Barrenechea.

Dużym kamykiem do ogródka jest pozostała część ofensywy, która kuleje od trzech sezonów, bo nie sprawdza się Kean, Milik, ciągłe problemy ma Chiesa, chociaż w jego przypadku upatruje dużo winy w piłkarzu, który podejmuje zbyt wiele złych decyzji na boisku. Na Dusana też trzeba było poczekać. Brakuje również odpowiedniego serwisu dla napastników. Allegri nie jest idealny, popełnia wiele błędów i dlatego dzisiaj już go tutaj nie ma. Ale zwalanie całej winy na szkoleniowca to pójście na łatwiznę.

Największym mitem, obalanym przez dziennikarzy piłkarskich wraz z trenerami i piłkarzami jest przywiązanie do formacji. W teorii ma znaczenie czy gramy ustawieniem z trójką obrońców czy czwórką, czy ofensywnym trio, czy wahadłami. W praktyce to tylko teoria, a największe znaczenie mają zadania jakie muszą wykonywać zawodnicy. Piłkarze to nie statyczne słupki przywiązane do jednego miejsca, czy strefy, a ciągle zmieniające pozycję na murawie trybiki drużyny. Przykładem z ostatnich miesięcy jest Chiesa, który miał występować na wahadle lub w środku ataku. Odsądzając od czci i wiary Allegriego kibice podnosili larum o wystawienie Fede na skrzydle. Lecz wystarczy spojrzeć na mapy ciepła poruszania się piłkarza by po krótkiej chwili stwierdzić, że przecież on gra na skrzydle. Nawet w reprezentacji u Manciniego na Euro 2021, występował na wahadle, ale poruszał się wyżej. Tylko, że podobnie jak w Juve, to wahadło było głównie na papierze. Allegriemu można zarzucić brak wypracowanego stylu i brzydotę Juventusu, ale „betonowe” trzymanie się taktyki, to jednak mit.

Z tej mąki chleba już nie będzie

Lecąc banałami trzeba sobie jasno powiedzieć, że historia Allegriego w Juventusie musiała dobiec końca. Przysłowie „dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi” ziściło się i Stara Dama potrzebuje resetu. Od stycznia/lutego współpraca pomiędzy pionem organizacyjnym a szkoleniowcem była tylko teoretyczna. Znamienne jest, że Giuntoli przed 400. meczem Toskańczyka na ławce Juve, mówił, że może on dobić do 600 a nawet 700 występów. W lutym ponownie wtórował w zapewnieniu o chęci dalszej współpracy. Jak się ma to do ostatnich informacji, że obaj panowie nie rozmawiają od lutego? Do tego zupełnie rozsypał się zespół, który potrafił się spiąć jedynie na poważniejszych rywali, z finałem Coppa Italia włącznie. Nomen omen, od świetnego stycznia, to właśnie finał z Atalantą był najlepszym meczem Juventusu.

Cristiano Giuntoli, co zupełnie zrozumiałe, chce zbudować projekt „Juventus” po swojemu. Wymieniając współpracowników, podwładnych, trenera i piłkarzy. Dostał od Exoru kredyt zaufania i pięć lat kontraktu, podczas którego musi finansowo wskrzesić klub, a później skupić się na budowie konkurencyjnej drużyny. Potrzeba było resetu i Allegri musiał być ofiarą tych decyzji. Giuntoli nie ma już parasola ochronnego, który przejmie dużą część krytycznych ciosów i od teraz pracuje wyłącznie na swoją opinię.

Okoliczności w jakich Max Allegri odchodzi z Juventusu są lekko rzecz ujmując brzydkie. Należało zachować resztki kindersztuby i nawet jeśli podpadł swoim zachowaniem po ostatnim gwizdku Coppa Italia, to powinien otrzymać więcej szacunku. Powinien dostać możliwość pożegnania się z trybunami. Za te wszystkie trudne chwile, kiedy jako “ostatni ocalały”, pozostał na stanowisku. Zamiast tego, mamy działaczy przepraszających z podkulonym ogonem.

Massimiliano Allegri na zawsze pozostanie legendą Juventusu

Odkładając na bok ogólne wrażenie po drugiej kadencji Allegriego w Turynie, to niezaprzeczalny jest fakt, że Max jest i pozostanie legendą Juventusu. Pięciokrotny mistrz kraju z Juventusem. Pięciokrotny zdobywca Pucharu Włoch z drużyną Starej Damy (łącznie 1/3 wszystkich tytułów). Dwukrotnyy zdobywca Superpucharu Włoch z Bianconerimi. Ponadto dwukrotnie dotarł do finału Ligi Mistrzów. Łącznie przy bocznej linii Juventusu 420 razy krzyczał na swoich podopiecznych, z czego oczywiście wielokrotnie „Calma, calma”. Czyni go to drugim szkoleniowcem z największą liczbą występów w Starej Damie. Niezaprzeczalnie jest legendą klubu i jak opadnie kurz po odejściu, z biegiem czasu docenimy go za dane wspomnienia i tytuły.

„Futbol jest prosty” – Massimiliano Allegri podczas wielu konferencji prasowych.

„Corto Muso” – tłumacząc jak zdołał pokonać przeciwnika.

Grazie Mister!

Leć na mecz Juventus-Torino!

Subskrybuj
Powiadom o
4 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Poke
Poke(@poke)
4 miesięcy temu

Swietny artykul. Napisales chyba wszystko co bylo do napisania w temacie Allegriego i jego przygody z Juve. I co najwazniejsze zupelnie obiektywnie.
Trzeba podkreslic, ze po raz kolejny wlodarze klubu diametralnie zmieniaja kierunek w ktorym jedzie Stara Dama. Czarni to widze.
Jak juz napisalem Giuntoli odbije nam sie czkawka tak samo jak Paratici.

Ordnassela_led_Oreip
Ordnassela_led_Oreip(@ordnassela_led_oreip)
4 miesięcy temu

Dobry felieton, jednak małe sprostowanie. Fakt, Max jako szkoleniowiec rzeczywiście ma w dorobku 3 x Supercoppa, tyle że 2 z Juve, 1 z Milanem.

Ordnassela_led_Oreip
Ordnassela_led_Oreip(@ordnassela_led_oreip)
4 miesięcy temu

W uzupełnieniu: https://youtu.be/q-TaIFHAPfU

Lub zaloguj się za pomocą: