Biało na czarnym #83: Europejskie noce bywają magiczne
W szóstej kolejce fazy ligowej Champions League Juventus pokonał na Allianz Stadium faworyzowany Manchester City. W jakiej formie by podopieczni Pepa Guardioli nie byli, to jednak ciągle mówimy o wielkiej europejskiej firmie z świetnymi zawodnikami w składzie.
fot. @ juventus.com
Dwie bramki strzelone, zero straconych i dopisane trzy punkty do ligowej tabeli Ligi Mistrzów. Można by się rozejść, ale wczorajszy mecz pozostawił trochę miejsca do dyskusji, zarówno o pozytywnych jak i negatywnych rzeczach. Nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował “poczepiać” się kilku spraw, więc chętnie przedstawię je w felietonie. Zanim zacznę zachęcam również do docenienia mojej pracy i podzielenia się wirtualną kawą i zapraszam do lektury!
Pewna defensywa?
Biorąc pod uwagę jedynie wynik oczywistym wydaje się fakt, że obrona nie zawiodła. I tu praktycznie całkowicie można się zgodzić, lecz spróbujmy rozłożyć ją na czynniki pierwsze. Zacznijmy od środkowych obrońców i na pierwszy ogień niech pójdzie Pierre Kalulu.
Francuz co do zasady zdaje się być pewnym punktem linii defensywnej Juve i zazwyczaj tych błędów w jego wykonaniu nie widzimy, ale z City zdarzył mu się błąd. To jego sprytnie podaniem ominął De Bruyne wypuszczając sam na sam Haalanda. W drugiej połowie już takich sytuacji nie było i można było liczyć na jego umiejętności.
Z kolei do Federico Gattiego nie mam żadnych zastrzeżeń. Umiejętnie wykluczał z gry Erlinga Haalanda, co przy umiejętnościach Norwega, czy dojeżdża on formą czy nie, jest wyczynem. Włoch od początku sezonu jest ważnym zawodnikiem w składzie Motty i odpłaca zaufanie dobrą grą.
W przypadku boków też trudno cokolwiek zarzucić piłkarzom. Skrajni defensorzy zwykle radzili sobie ze skrzydłowymi gości. Młody Savona, nawet jeśli kilka razy udało się Doku nim zakręcić, to ostatecznie nie dopuszczał do niebezpiecznych sytuacji i stanowił solidny punkt defensywnego muru. Powoli mogę zacząć odszczekiwać teorię, że nie jest to poziom Juventusu, aczkolwiek z peanami bym się jeszcze wstrzymał.
Z drugiej strony był Danilo, który chyba miał coś do udowodnienia trenerowi, kibicom i byłej drużynie. Kapitan Juventusu radził sobie z Bernardo Silvą, co doprowadziło w pewnym momencie do frustracji Portugalczyka upuszczonej na Federico Gattim. Poza tym zanotował cudowny przechwyt w drugiej akcji bramkowej Bianconerich i przywołał wspomnienia swojej najlepszej postawy w Turynie.
I ostatni, najlepszy z defensywy, czyli Michele Di Gregorio. Bramkarz, w którego umiejętności i jakość coraz więcej kibiców zaczęło powątpiewać, wzniósł się na wyżyny gry i dwukrotnie uratował skórę Starej Damy. Pierwszy raz wykazując się świetnym refleksem w sytuacji sam na sam z Erlingiem Haalandem, a drugi raz, broniąc dobre uderzenie Ilkaya Gundogana sprzed pola karnego. Monumentalny występ Di Gregorio.
Pan Manuel Locatelli
Środkowy pomocnik Juventusu, do którego w dużej mierze należy rozgrywanie futbolówki, wszedł w ostatnich tygodniach na poziom wyższy niż kiedykolwiek w barwach Bianconerich. Locatelli jest dosłownie wszędzie. Jeśli nie blokuje uderzeń czy nie odbiera futbolówki, to doskonale asekuruje kolegów. Jego gra w defensywie ewoluowała i dzisiaj, mówię to bez cienia zastanowienia, jest najważniejszą postacią w kadrze Juventusu. Nie Vlahović, nie Yildiz czy nawet nie świetny Conceicao.
Wracając do jego postawy w obronie to spójrzmy na liczby: 4 wybicia, 2 zablokowane strzały, 6 odbiorów. Dzięki jego grze dużo mniej pracy mieli defensorzy. Równie dobrze wyglądał w grze do przodu i świetnie rozgrywał w fazach przejściowych. Jeśli tylko jakiś pomocnik wyblokował Manchester City umiejętnie odnajdując potencjalne wolne przestrzenie, to na pewno był to Locatelli. Przy okazji zapraszam Was do przeczytania analizy gry pomocnika Juventusu w meczu przeciwko Lecce.
Flop Koopmeiners
Teun Koopmeiners miał być zbawieniem środka pola i całej drużyny Starej Damy. Miał z miejsca wnieść jakość i umiejętności tak niezbędne zmurszałej formacji Bianconerich, na którą jako kibice narzekaliśmy od kilku sezonów. Póki co Holender pozostaje wciąż jedynie obietnicą opartą na historii swoich występów w Atalancie. Dzisiaj to na razie pozorant w koszulce z nazwiskiem jednego z najlepszych pomocników ligi włoskiej poprzedniego sezonu.
Koopmeiners raził wczoraj kiepską jakością podań, które kwalifikowały się na poziom drugiej ligi i nie jest to pierwszy taki przypadek. Zepsuł co najmniej dwie dobrze zapowiadające się akcje grając zbyt mocno lub nie w tempo do swoich kolegów. Były podopieczny Gasperiniego umiejętności ma i wierzę, że kwestią czasu jest jego powrót na dobre tory, ale na to trzeba jeszcze zaczekać. Pytanie tylko jak długo. Chyba, że trener Gasperini do spółki z Antonio Percassim odwiedzili jakiegoś szamana, który rzucił klątwę i odebrał Holendrowi kilkadziesiąt procent jakości.
Wspaniałe zwycięstwo, ale…
Trzy punkty i triumf nad silnym rywalem to najważniejsze co wydarzyło się w środowy wieczór. Ale dzisiaj, już na chłodno, nie musimy popadać w hurraoptymizm. Wciąż kuleje kreacja gry, tym bardziej, kiedy to Juventus jest w posiadaniu futbolówki. Gramy stanowczo zbyt wolno i przewidywalnie, co pozwala przeciwnikom na odpowiednie ustawienie się i przeciwdziałanie atakom Bianconerich.
Argument za tym? Wystarczyło jedno dobre dośrodkowanie do Vlahovicia i udało się Serbowi je wykorzystać. Nawet jeśli jego skuteczność pozostawia wiele do życzenia, to jednak trzeba mu dać szansę, żeby mógł się nie mylić. Tak po prawdzie to Juventus wykreował jedynie dwie sytuacje, które oczywiście wykorzystał, ale ile razy zdarzyło się tak, że nie udało się tego zrobić? Nie możemy liczyć na to, że zawsze piłka wpadnie do bramki przeciwnika bo bramkarz oponentów wypluje piłkę lub przełamie jego ręce.
Jest jeszcze osoba Francisco Conceicao, którego ogląda się świetnie i w większości można liczyć na jego umiejętności i przebojowość. Jednakże młody Portugalczyk zbyt często podejmuje złe decyzje i generuje niepotrzebne straty. Dzisiaj jeszcze tego nie widać, bo dojeżdża z umiejętnościami i widowiskowością, ale mam obawy, że kiedyś będzie podobnie jak z Insigne. Włoch błyszczał w wielu meczach, by zgasnąć w tych najważniejszych, gdzie mierzył się z potężnymi i lepiej uwarunkowanymi fizycznie piłkarzami. Mogę mieć tylko nadzieję, że się pomylę.
A Wam, koleżanki i koledzy po szalu, jak się podobał wczorajszy mecz? Kogo byście wskazali jako MVP spotkania i kogo jako najgorszego? Moje typy już znacie, więc zostawiam dla Was sekcję komentarzy i do zobaczenia w następnym odcinku!