10 najgorszych transferów Juventusu ostatniej dekady
Poza samymi wynikami sportowymi wielu kibiców ekscytuje się również okienkiem transferowym. We Włoszech nazwa „mercato” przeszła do języka codziennego i właśnie w ten sposób określa się najgorętszy okres we włoskiej piłce.
Manewry, jakich w tym czasie dokonują zarządy klubów, bywają różnie oceniane, ale w pamięć fanów szczególnie zapadają dwie kategorie zakupów — te najbardziej udane i największe wpadki. Jako że lubię rankingi i zapewne Ty, Drogi Czytelniku również, zapraszam do mojego subiektywnego (a jakże!) zestawienia top 10 najgorszych transferów Juventusu ostatniej dekady, w którym brałem pod uwagę sezony od 2010/11 do 2020/21. Tegorocznego sezonu nie uwzględniłem, ponieważ dopiero się rozpoczął i trudno jest jednoznacznie wydawać werdykt. Kolejność nieprzypadkowa. Zaczynamy!
10. Marco Pjaca
Gdy w 2016 roku selekcjoner reprezentacji Chorwacji Ante Čačić powołał Marco Pjacę na Mistrzostwa Europy we Francji, pokazał, że widzi w młodym zawodniku przyszłość tamtejszej piłki. Pod jego wodzą Marco zdążył już rozegrać cztery mecze w kadrze – wszystkie od pierwszej minuty, a wcześniej zaliczał świetne spotkania w Dinamie Zagrzeb — w dwóch ostatnich sezonach swojej gry zdobył 26 bramek na krajowym podwórku i w Lidze Mistrzów. Po występach na Euro we Francji oraz bardzo dobrej grze w klubie, gracz określony jako jeden z największych talentów chorwackiego futbolu, stał się łakomym kąskiem dla mocniejszych klubów. Zarząd Juventusu stanął do walki o podpis zawodnika z obiema ekipami z Mediolanu i wygrał tę bitwę, również dzięki nastawieniu samego piłkarza, który chciał zasilić ekipę Bianconerich. Chorwacki skrzydłowy (bądź napastnik) przyszedł do Juve mając 21 lat za kwotę 23 milionów euro. Mając za konkurentów do pierwszego składu najlepszy duet we Włoszech, czyli Dybalę i Higuaina, określanych jako atak High-Definition, miał trudności z przebiciem się do pierwszej jedenastki i zaliczał jedynie ogony. Następnie złapał jedną kontuzję, a zaraz po niej zerwał więzadła w kolanie, co wyeliminowało go z gry do końca sezonu. Po urazach nigdy nie wrócił do dawnej formy i do dzisiaj tuła się po wypożyczeniach. Choć karierę zawodnika zniszczyła głównie jego podatność na urazy, to uznałem, że może znaleźć się w moim zestawieniu z powodów ekonomicznych. Juventusowi udało się bowiem odzyskać jedynie 1,9 mln euro z kwoty zainwestowanej w talent znad Adriatyku. Wtopienie ponad 20 baniek wystarcza, by to Pjaca otwierał listę transferowych flopów Starej Damy.
9. Nicolas Anelka
Niewątpliwie jeden z najlepszych francuskich zawodników XXI wieku przybył do Juventusu w celu uzupełnienia braków personalnych. W tamtym momencie sezonu 12/13 w kadrze giganta z Turynu znajdowali się: coraz częściej występujący w podstawowym składzie Alessandro Matri, będący równie ważnym ogniwem Bianconerich Fabio Quagliarella, a także grający pierwsze skrzypce Mirko Vucinić. Prócz nich na boisku jako czwarty napastnik pojawiał się Sebastian Giovinco lecz przez swoje warunki fizyczne nie pasował ani do stylu ani do wymagań trenera Conte. Aj, zapomniałbym o Vincenzo Iaquincie, który został całkiem odpalony przez Juventus i pobierał sobie pensję, udając że mu zależy na klubie — ot uroki kontraktu. Przy wyżej wymienionych zawodnikach, którzy nie zapisali się wielkimi (małymi może tak, ale nie wielkimi) literami w historii klubu, Nicolas Anelka zebrał zawrotne 55 minut na murawie… Napastnik, który w Chelsea był legendą, a postronni kibice kojarzyli go o wiele łatwiej niż ówczesnych piłkarzy pierwszego składu Juve, przyjechał do Turynu nawet nie jako maskotka, lecz zwykła ciekawostka. Półroczne wypożyczenie skończyło się anonimowo i nawet sam nie zwróciłem uwagi, że mieliśmy takiego zawodnika w koszulce Starej Damy. Na szczęście turyńczycy nie stracili finansowo na tej historii. W jakim celu go ściągnięto? Chyba sam Marotta do dziś tego nie wie.
8. Nicklas Bendtner
Ach, Lord Bendtner. Piłkarz mem. Ileż to było najróżniejszych mniejszych lub większych skandali z udziałem Duńczyka? A to reklama bielizny na Euro 2012 za co dostał karę finansową od UEFY, a to po pijaku pobił taksówkarza, za co dostał karę więzienia. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że mimo tych ekscesów piłkarz był w pewnym momencie bardzo rozpoznawalny ze względu na wyniki sportowe. W Arsenalu strzelał, w kadrze się sprawdzał i po Mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie trafił na wypożyczenie do Juventusu. W ekipie mistrza Włoch zdobył zawrotne 0 (słownie zero) bramek i to gromadząc więcej minut na murawie, niż jego rywal Anelka. Ponadto Duńczyk miał prawie półroczny karnet w J-Medical. Dlaczego Juventus go sprowadził? Oficjalnie, dla uzupełnienia ławki rezerwowych, ale puste krzesełko jest tańsze w utrzymaniu niż Duńczyk. Zawodnik, który rozegrał więcej spotkań w Lidze Mistrzów niż Pele, zdobył więcej bramek w Bundeslidze niż Cristiano Ronaldo oraz trafił na Mistrzostwach Europy więcej razy niż Ronaldo Nazario “zaszczycił” swoją obecnością również i nasz klub. Dziękujemy albo i nie dziękujemy, Lordzie!
PS. Nicklas Bendtner naprawdę jest Lordem, dzięki posiadaniu skrawka ziemi w Glencoe Wood – szkockim rezerwacie przyrody.
7. Mauricio Isla
“Juventus to tylko przystanek w mojej karierze, będę grać w Realu Madryt”.
Chilijski pomocnik po niezłych występach w Udinese znalazł się na celowniku mocniejszych klubów i ostatecznie trafił do Juventusu za 14 mln euro (źródło transfermarkt, w rzeczywistości Juventus najpierw nabył połowę karty zawodnika, a następnie kolejną połowę, licząc, że sprzedając piłkarza uda się odzyskać część zainwestowanej kwoty). Kupno skrzydłowego było opatrzone sporym ryzykiem, ponieważ drugą połowę sezonu w Udinese oraz sezon przygotowawczy w Turynie stracił przez zerwane więzadło krzyżowe. Niestety znalazło to potwierdzenie tak w ilości jak i jakości występów w zespole Antonio Conte. Po dwóch kiepskich sezonach, w których zamiast prawym pomocnikiem był prawym ławkowym wypożyczono zawodnika do Queens Park Rangers i tam trochę pograł, lecz ekipa z Londynu zleciała z Premier League i nie zdecydowano się na wykup zawodnika. Kolejne wypożyczenia do coraz słabszych zespołów spowodowały raczej zahamowanie kariery Chilijczyka. Dzisiaj Isla hasa głównie na trybunach w Brazylii, będąc zawodnikiem Flamengo. Z drugiej strony wciąż jest podstawowym prawym obrońcą w kadrze narodowej. Może to ten mityczny Atmosferić? Życie brutalnie zweryfikowało wygórowane ambicje piłkarza, który zamiast grać w topowej lidze więcej czasu spędza na trybunach niż na murawie. Gdzie ten Real Madryt, Panie Mauricio?
6. Douglas Costa
Stwierdzenie, że Brazylijczyk jest kiepskim piłkarzem byłoby przykładem totalnej ignorancji. Przyjechał do Turynu w ramach wypożyczenia z Bayernu Monachium za kwotę 6 milionów euro i w pierwszym swoim sezonie grał świetnie, zdobywając 12 asyst w samej Serie A, co uczyniło go drugim najlepiej asystującym zawodnikiem ligi. Zaaklimatyzowanie się w drużynie, a w konsekwencji wzrost formy walnie przyczynił się do kolejnej obrony tytułu przez Juventus. Nikogo nie zdziwił więc fakt, że turyńczycy zdecydowali się na wykupienie zawodnika z Monachium za okrągłe 40 milionów euro i zaproponowaniu mu aż 6,5 miliona euro za sezon gry. Ale moment, czy aby na pewno nikogo? Brazylijczyk miał jedną przypadłość, przez którą odpalono go z niemieckiej ekipy — podatność na kontuzje. I oczywiście jak to w życiu, los okazał się okrutny (czy tam karma czy cokolwiek w co wierzycie), a świetny skądinąd piłkarz się rozleciał. Z sezonu na sezon skrzydłowy coraz częściej przebywał na trybunach lub w J-Medical zamiast na murawie. Na domiar złego, jak już był zdrowy, udało mu się opluć Federico Di Francesco, co poskutkowało zawieszeniem i karą finansową dla zawodnika. Z tych wszystkich powodów ówczesny trener Allegri coraz rzadziej stawiał na gracza. Nie pomogły mu także zmiany szkoleniowców. Douglas nie odnalazł się ani u Mauricio Sarriego ani u Andrei Pirlo. Wybuch pandemii i komin płacowy, jakim była pensja skłonnego do łapania kontuzji Brazylijczyka, spowodowały, że żaden klub nie chciał zakupić piłkarza. Costa również nie chciał zejść z wynagrodzenia i po sezonie na wypożyczeniu w Monachium, gdzie grał głównie ogony i się leczył, został kolejny raz wypożyczony. Tym razem do brazylijskiego Gremio. Piłkarz, za którego wyłożono prawie 50 milionów euro, inkasujący 6,5 bańki za sezon gry został zniszczony przez swój organizm. Cóż, taka kolej rzeczy. Pozostaje tylko pooglądać sobie akcje i bramki popularnego „Flasha”, jakie zdobywał na włoskiej ziemi, bo niektóre były naprawdę nieprzeciętnej urody.
5. Arthur
Arthur Henrique Ramos de Oliveira Melo, bo tak dokładnie brzmi imię i nazwisko piłkarza, który przybył do Turynu w formie wymiany za niechcianego już Miralema Pjanica. Bośniacki pomocnik coraz częściej przechodził obok meczu, więc zarząd Juve postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji do wymiany z Barceloną, która zaoferowała Włochom utalentowanego środkowego pomocnika. Wszelkie przesłanki ku tej transakcji były pozytywne. W zamian za starzejącego się Bośniaka przyszedł młodszy zawodnik, z potencjałem, którego w pewnym momencie okrzyknięto nawet następcą Xaviego. Ponieważ w dobie pandemii Juventus i Barcelona chciały wygenerować dość korzystny bilans w księgach, do wiadomości publicznej podano informację, że Arthur Melo został zakupiony za uwaga 72 miliony euro, co po odliczeniu kwoty za Miralema Pjanica dało 12 milionów euro na konto Barcelony. Kwota całkiem niezła, jak na zawodnika z takim potencjałem (przynajmniej w teorii). Jednakże Zarząd znów nie do końca odrobił lekcje, bo jeszcze za czasów gry w Hiszpanii piłkarz dał się poznać jako imprezowicz, a przede wszystkim nie generował liczb. Miał zostać generałem środka pola, a musiał ustąpić w tej roli Rodrigo Bentancurowi, który nie nadaje się na registę. Oglądając spotkania Juve chętnie skupiam się na grze środkowych pomocników i Arthur, zupełnie jak w Barcy, kręci te swoje kółeczka podając bardzo asekuracyjnie. Na palcach jednej ręki mógłbym zliczyć próby — nie udane podania, lecz po prostu próby — zagrań prostopadłych. Szczerze mówiąc już wolałbym patrzeć na Miralema Pjanica, który przynajmniej potrafił dobrze ustawić się w obronie.
4. Gonzalo Higuain
Być może niektórych z was zdziwi umieszczenie w zestawieniu tego argentyńskiego snajpera, więc już spieszę z wyjaśnieniem. Popularny Pipita, po swoim najlepszym w karierze sezonie w Neapolu, w którym zdobył rekordowe 36 bramek, stał się obiektem zazdrości turyńskiego giganta. Świetnie do tej pory prowadzona polityka transferowa i rokroczne zdobywanie mistrzostwa kraju przyczyniły się, w mojej opinii, do lekkiej buty ze strony zarządu. Sprzedaż Paula Pogby, na którym zarobiono krocie spowodowała ziszczenie się nowego, latynoskiego marzenia klubu. Juventus wyłożył kwotę 90 milionów euro, pokrywając klauzulę wykupu zawodnika i Higuain wylądował w Turynie. Tym samym, (jak się wtedy wydawało), upieczono dwie pieczenie na jednym ogniu. Zakontraktowano najlepszego napastnika ligi oraz utarto nosa „uwielbianemu” Aurelio De Laurentiisowi. Już w pierwszym spotkaniu towarzyskim Pipita oraz cały Juventus stali się obiektem kpin. Argentyńczyk przyjechał z widoczną nadwagą i popularne było stwierdzenie, że zapłacono milion euro za każdy kilogram zawodnika. Największym problemem zawodnika była jednak jego głowa. Higuain spalał się w najważniejszych spotkaniach, czym zraził do siebie trenera Allegriego. Świeżo po zakończeniu kariery reprezentacyjnej stwierdził, że w końcu będzie miał spokój od wszystkich wokół, co tylko potwierdza trudności z udźwignięciem presji. Tułając się po wypożyczeniach, nigdy nie nawiązał już do najlepszych czasów z włoskich boisk. Mimo że zdobył wiele bramek dla Juventusu, był raczej kosztowną fanaberią, niż rzeczywiście dobrym nabytkiem. Skoro z sezonu na sezon było coraz gorzej, to czy warto było inwestować krocie na takiego piłkarza? Moim zdaniem nie.
3. Federico Bernardeschi
Ogromny talent włoskiej piłki. Pomocnik o niesamowitej technice. Potencjał godny największych mistrzów. Notując coraz lepsze występy w kadrze Fiorentiny przykuł uwagę większych klubów, w tym właśnie Juventusu. To, że włoski gigant mógł brać kogokolwiek zechciał z rodzimej ligi, sprawiło, że ostatecznie Berna wylądował w Turynie za 40 milionów euro. Niestety Włoch okazał się być kolejnym graczem, któremu nie dojeżdżała głowa i nie zanotował praktycznie żadnego dobrego występu w barwach Starej Damy. Kilka razy udało się mu zagrać niezłe zawody, ale tych kilka razy na trzy sezony to stanowczo zbyt mało. Jego problemy mentalne piętrzyły się coraz bardziej i nie wypłynął ani w pierwszym sezonie za Allegriego, ani w drugim za Sarriego, ani w trzecim za Pirlo. Przypominam sobie jeden, wyłącznie jeden mecz, który był niezły w wykonaniu Włocha. Pamiętny rewanż w Lidze Mistrzów z Atletico. I to tyle. Pozbycie się gracza też nie wchodziło w grę, bo ani nie było prawdziwych chętnych do jego kupna, ani Bianconeri nie chcieli oddawać go za pół darmo. 40 baniek utopiono na obietnicę piłkarza, który nie udźwignął presji wielkiego klubu. Powoli wydaje się, że „coś mu się w głowie przestawiło” i zaczyna notować coraz lepsze występy w Juve. Ale czy to Bernardeschi gra lepiej, czy to Juventus aktualnie jest kiepsko grającym zespołem? Czy w ogóle powinniśmy się zachwycać, tym że zamiast wiecznie partolić wszystko jak leci, Włoch zaczął cokolwiek pokazywać? To jest piłkarz warty 40 milionów euro? Czy jedna, owszem przecudnej urody, asysta w Lidze Mistrzów to dobry prognostyk? Mam nadzieję, że się mylę, ale nie wydaje mi się, że nagle stanie się tym czego od niego oczekiwano. Simone Padoin też robił robotę, której od niego wymagano i nie schodził poniżej pewnego poziomu, a był o wiele tańszy.
2. Cristiano Ronaldo
Kiedy wszystkie włoskie kluby z zazdrością patrzyły jak Juventus jest w stanie sięgnąć po Gonzalo Higuaina ustanawiając rekord transferowy, Andrea Agnelli nie chciał spocząć na laurach. Jego wizja dominacji, która wykraczałaby poza krajowe podwórko i pozwoliła wygrać Ligę Mistrzów, w końcu miała szanse, by się ziścić. Cristiano Ronaldo po trzecim wygranym finale Champions League, nie był zadowolony, że to nie on sam grał pierwsze skrzypce, że to nie o nim będą wszyscy mówić, bo nie strzelił bramki w finale, że to nie on będzie miał na koncie najpiękniejsze trafienie turnieju. Nadarzyła się więc okazja na zakupienie i zakontraktowanie jednego z bezsprzecznie najlepszych piłkarzy wszech czasów. Mimo ogromnych kosztów tylko głupi by nie skorzystał, prawda? Okazuje się, że w tym przypadku trzeba było właśnie nie korzystać. Zajmowanie się tym, co by było, gdyby nie pandemia jest bezsensowne, bo każdy z klubów znajdował się w tej samem sytuacji, natomiast to Juventus jest finansowo zniszczony.
Portugalczyk zdobył dla nas 101 bramek. Kosztował 117 milionów euro plus trzyletni kontrakt (57 mln euro brutto rocznie), co daje zawrotną kwotę 288 okrągłych baniek. Oczywiście nie mogę zapominać, że doszedł aspekt marketingowy i dzięki temu kosmicznemu transferowi wzrosły notowania na giełdzie, wpływy reklamowe, zyski z biletów (hmm chociaż czy aby na pewno?) i ogólne zainteresowanie marką Juventusu. Niestety w tym przypadku również wygenerowano straty, do których znacząco przyczyniły się pandemia i lockdowny. Może zatem walory sportowe broniły tego zakupu? No, też nie. Cristiano przyszedł jako zbawca drużyny i Pan Liga Mistrzów, dzięki któremu puchar tych rozgrywek miał w końcu po wielu latach przerwy wrócić do Turynu. W składzie z Ronaldo Juventus odpadł z rewelacyjnie grającym Ajaxem w ćwierćfinale, rok później w 1/8 finału z Lyonem, a w ostatnim sezonie Portugalczyka ponownie w 1/8 z Porto. Wszystkie dwumecze były kiepskie w wykonaniu Juventusu, brakowało w nich jakości, pomysłu, umiejętności i wielkiego Ronaldo. Aż do tej pory mnie skręca ze złości na wspomnienie o pięknym murze przy bramce i zachowaniu Portugalczyka. Bajońska kasa jaką wyłożono za zawodnika nie pozwoliła na konkretne transfery do środka pola, na zakup odpowiedniego zastępcy w ataku, na uzupełnienie braków kadrowych. Doprowadziła za to do degradacji drużyny, która stała się zbieraniną kopaczy, liczących na to, że zdobywca pięciu złotych piłek wygra mecz w pojedynkę. Dodatkowo Portugalczyk okazał się egoistą. Pokazywał to nie tylko na boisku, ale też przy zakończeniu przygody z Juventusem. Jak pamiętamy CR7 wycofał się ze wcześniejszych deklaracji i odszedł z Turynu w ostatniej chwili, blokując klubowi okienko transferowe. Cristiano Ronaldo chociaż jest wciąż świetnym piłkarzem, musi zrozumieć, że to nie on jest najważniejszy na świecie i bez drużyny nie osiągnie niczego. Gwiazdka za 300 milionów euro, która boi się dostać piłeczką w twarz. Ohyda.
1. Aaron Ramsey
Mój osobisty faworyt do tytułu najgorszego transferu ostatniej dekady Juventusu. Grając w Arsenalu Walijczyk rozgrywał niezłe spotkania, a jako że był wolnym zawodnikiem to turyńczycy chętnie go zakontraktowali. Kolejny przykład lekcji nieodrobionych przez zarząd. Ramsey jest podatnym na kontuzje zawodnikiem, więc trzeba mu dać kontrakt w wysokości 7,5 bańki euro za sezon gry. Wróć. Za sezon siedzenia na ławce w przerwach bez karnetu w J-Medical. Nigdy nie rozumiałem skąd się wziął fenomen tego zawodnika, którego sam postrzegałem co najwyżej jako średniego środkowego pomocnika z przebłyskami gry. Piłkarz nieźle wyglądał w reprezentacji Walii na Euro we Francji, ale jego popisy na włoskich boiskach szybko potwierdziły ocenę, którą początkowo mu wystawiłem. Przy okazji jego przyjścia muszę wrzucić kamyczek do dwóch ogródków — Wojtka Szczęsnego i Fabio Paraticiego. To Polak namówił bowiem byłego dyrektora Juve do zakontraktowania swojego dawnego kolegi z Arsenalu. Jednocześnie nasz bramkarz uprzedzał, że Ramsey nie odnajduje się zbytnio w schematach taktycznych i ma trudności z byciem przypisanym do jednego stałego miejsca na boisku. Skoro tak, to zapewne świetnym pomysłem jest sprowadzenie takiego pomocnika do najbardziej taktycznej ligi na świecie. Łapiecie prawda? Albo były już dyrektor sportowy jest durny i nierozsądny, albo nie zrozumiał, co Wojciech Szczęsny do niego mówi. Niby jeden i drugi znają zarówno włoski i angielski, ale coś nie pykło. Na dokładkę niedawno sam piłkarz stwierdził, że to Juventus nie umie się z nim obchodzić, dlatego ciągle łapie mikrourazy. Skoro zawodnikowi jest w Turynie aż tak źle, to czemu nie rozwiązał kontraktu, przy okazji uwalniając klub od ogromnych kosztów? Ponarzekajmy na klub, ale po „pinionszki” wracamy z podkulonym ogonem, co Panie Ramsey?
Mój ranking najgorszych transferów Juventusu ostatniej dekady prezentuje się więc następująco: Ramsey, Ronaldo, Bernardeschi, Higuain, Arthur, Costa, Isla, Bendtner, Anelka, Pjaca.
Kto nie pasuje według Was do tego grona? Kogoś brakuje?
Autor: Marcin Zalewski