#FINOALLAFINE

20-latek namaszczony przez Ronaldo

Do wybrania numeru na koszulce zainspirował go Adnan Januzaj. W wolnych chwilach podziwia Lonzo Balla, LeBrona Jamesa i Milosa Teodosicia. Sam jest na dobrej drodze, by zostać gwiazdą. Jego rozwoju dogląda przecież jeden z najlepszych piłkarzy świata.

To duży talent, który pomoże nam wygrywać i robić niezwykłe rzeczy. Mamy nadzieję, że będziemy grać razem i strzelać sporo goli. Pomogę mu” – recenzował Cristiano Ronaldo piętnaście lat młodszego kolegę po dwóch tygodniach wspólnych treningów. Gdyby takie słowa wygłosił dyrektor sportowy na powitalnej konferencji prasowej, można by je puścić mimo uszu. Portugalczyka nikt jednak nie zmuszał, by tak pochlebnie wypowiedział się o nowym partnerze. Zwłaszcza że raczej nie słynie z obsypywania pochwałami tych, którzy nie są nim. To kolejny motywacyjny kop, który spotkał w ostatnim roku Szweda o macedońskich korzeniach. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu był w Serie A kompletnym anonimem. Dziś ma szansę zostać powiewem świeżości w jednej z najsilniejszych drużyn świata. I symbolem nadejścia nowych czasów w Juventusie.

SPOKOJNE LATO

Krótkie lato 2020 było w Turynie czasem wejścia w nową erę z absolutną trenerską zagadką, jaką jest Andrea Pirlo. Na rynku transferowym zajmowano się raczej nieskutecznymi poszukiwaniami skutecznego napastnika. Miał przyjść Arkadiusz Milik, potem kuszono Luisa Suareza, nagabywano Edina Dżeko, by ostatecznie podpisać kontrakt z Alvaro Moratą, co nikomu raczej nie zadziała na wyobraźnię. Pozyskanie Arthura przyklepano już wcześniej. A wypożyczenie Westona McKenniego z Schalke kazało zadawać pytanie, czy to szukanie uzupełnienia składu, czy przyciągnięcia na Turyn spojrzeń zza oceanu. Dopiero gdy przed meczem z Sampdorią młody rudzielec ustawił się obok Wojciecha Szczęsnego i Paulo Dybali, by odebrać nagrodę za poprzedni sezon, można było sobie przypomnieć, że do Juventusu trafił też Dejan Kulusevski. Najlepszy młodzieżowiec minionego sezonu Serie A.

RONALDO PALIWEM ROZWOJU

Zeszłotygodniowy debiut trenera przyćmił w dużej mierze debiut Kulusevskiego. Jego szóste dotknięcie piłki w barwach Juventusu, oznaczające pierwszy strzał w nowym klubie, zakończyło się pierwszym golem ery Pirlo. Szwed, który grał przez 82 minuty – podobnie jak było w ostatnim sparingu z Novarą — wystąpił w ataku z Cristiano Ronaldo, każąc włoskim mediom kombinować z nazwaniem tej pary CRK. Do 20-latka dotarły oczywiście wygłaszane w okresie przygotowawczym pochwały mentora. – Jego słowa są moim paliwem. Jeśli najlepszy zawodnik świata mnie chwali, to znaczy, że dobrze sobie radzę i jestem na właściwej ścieżce rozwoju. Sporo rozmawiamy ze sobą – podkreślał. Zawodnik, który w zeszłym sezonie zrobił furorę w lidze włoskiej, już jako nastolatek prowadził się profesjonalnie, całkowicie wykluczając z diety słodycze, gumy do żucia i gazowane napoje. Bruno Alves, kolega Ronaldo z reprezentacji, którego spotkał w Parmie, dołożył mu jeszcze kilka nowych wskazówek. Wydaje się jednak, że znaleźć się pod skrzydłami CR7 to najlepsze, co może spotkać zdolnego 20-latka. Zwłaszcza że gwiazda Juventusu nie zaopiekowałaby się byle kim.

EKSPLOZJA PO PÓŁ ROKU

Tempo, z jakim urodzony w Sztokholmie piłkarz doszedł do ataku Juventusu, należy uznać za zawrotne. Gdy zaczynał się poprzedni sezon, miał na koncie ledwie 102 minuty w Serie A. Debiutował w Atalancie Bergamo w tym samym meczu, co Arkadiusz Reca. I podobnie jak on, nie miał szans przebić się w drużynie Gian Piera Gaspieriniego. Najlepszy piłkarz turnieju finałowego Primavery, czyli rozgrywek juniorskich we Włoszech, został oddany na wypożyczenie do Parmy. I tam jego talent eksplodował. Trener Robert D’Aversa porównywał go do Mohammeda Salaha. Kulusevski w pierwszych ośmiu meczach z dorosłymi zaliczył pięć asyst. Już po pół roku biły się o niego Inter Mediolan z Juventusem. Wybrał Turyn, bo w systemie Antonio Contego widział dla siebie mniej miejsca. W Starej Damie, chcącej dominować, posiadać piłkę, co akurat nie zmieniło się po zmianie Maurizio Sarriego na Pirlo, dostrzegał lepsze możliwości częstej gry. I już w styczniu podpisał się pod kontraktem, zapewniającym Atalancie 35 milionów euro, które z bonusami mogą jeszcze wzrosnąć. Wtedy odbierano płacenie takich pieniędzy za chłopaka, który rozegrał pół roku w seniorskiej piłce, za sporą rozrzutność ze strony turyńczyków.

POZIOM DORTMUNDZKICH DZIECI

Być może gdyby do transferu doszło latem, letnie okno transferowe w wykonaniu Juventusu wywołałoby większe emocje. Raz, że ekscytacja związana z transferem nie byłaby tak odległa. Dwa, że Kulusevski wytrzymał presję nowego zawodnika Juventusu i na wiosnę, którą spędził na wypożyczeniu do Parmy, błyszczał może nawet jeszcze bardziej. Zakończył sezon z dziesięcioma bramkami i dziewięcioma asystami. W czołowych ligach europejskich, spośród zawodników urodzonych w 2000 roku i młodszych, tylko Erling Haaland i Jadon Sancho strzelili tak wiele goli. W Serie A tak młody obcokrajowiec nie zaliczył tak dobrego debiutanckiego sezonu od czasów Mauro Icardiego oraz Erica Lameli. Nie dość, że imponował pod bramką, to jeszcze był w czołówce ligi w klasyfikacjach zawodników najlepiej dryblujących oraz stwarzających najwięcej sytuacji. A pod względem przebytych kilometrów ustąpił tylko Marcelo Brozoviciowi z Interu. Był więc rzadkim połączeniem gracza, na którego z przyjemnością patrzyli kibice oraz którym zachwycali się trenerzy. Wszystko to osiągał, występując na różnych pozycjach. Kulusevski dobrze się czuje w ataku, ale też za środkowym napastnikiem. Na skrzydle, ale też bliżej środka boiska, jako mezz’ala, czyli półskrzydłowy. Nawet gdy Dybala wróci do zdrowia, a Morata do formy, okazji do gry nie powinno mu więc brakować.

GADŻETY OD PANDEVA

Atalanta zarobiła wielkie pieniądze na zawodniku, którego Maurizio Constanzi, szef jej akademii, dostrzegł lata temu na turnieju młodzieżowym. Już jako 13-latek Kulusevski po raz pierwszy mierzył się z Juventusem. Wtedy był zawodnikiem IF Brommapojkarna, klubu, którego seniorzy grają w trzeciej lidze, ale za to mającego jedną z największych akademii w Europie. Potomek macedońskich imigrantów dołączył do dzielnicowego klubu ze Sztokholmu jako sześciolatek. Pasją do piłki zaraziła go Sandra, starsza siostra, z którą do dziś chętnie gra. W ich domu zawsze podziwiało się Zlatana Ibrahimovicia, który przeszedł podobną drogę z Bałkanów, przez Szwecję do świata wielkiej piłki. “Otworzył drzwi, przez które nikt wcześniej ze Szwecji nie był w stanie przejść. Jako dziecko nawet nie marzyłem, że kiedyś będę miał okazję z nim rozmawiać” – opowiadał. Sam zaczynał w obronie, ale szybko przesunięto go do przodu. Tak, jak Gorana Pandeva, inną postać stawianą mu przez rodziców za wzór. Bo to przecież jedyny Macedończyk, który coś znaczył w piłce. Później napastnik Genoi wysyłał mu gadżety, zachęcając, by wybrał reprezentowanie kraju rodziców. Dla Macedonii grał tylko w drużynie do lat szesnastu. W pozostałych kategoriach wiekowych występował w kadrach Szwecji.

PORWANIE Z BROMMAPOJKARNY

Costanzi, by nakłonić 16-letniego Kulusevskiego do przeprowadzki do Włoch, musiał poradzić sobie z konkurencją Arsenalu oraz przełamać opór macierzystego klubu piłkarza. Jego prezes nazywał ten transfer „porwaniem”. Atalanta zapłaciła za niego tylko sto tysięcy euro, choć Szwedzi żądali dziesięć razy więcej. Z prezesem Brommapojkarny na noże poszedł Stefan, ojciec piłkarza. I dopiął swego, bo jego syn faktycznie trafił do Włoch, gdzie mógł przez cały rok trenować na naturalnych boiskach. W Szwecji w zimie przenosił się do hali i grał w futsal, co pewnie nie pozostało jednak bez znaczenia dla jego techniki, umiejętności gry na małej przestrzeni oraz dobrego władania obiema nogami. Początkowo w Bergamo nastolatek miał problemy językowe, ale szybko się przystosował i dziś jest poliglotą. Mówi po szwedzku, macedońsku, angielsku, włosku i trochę po niemiecku. W planach ma jeszcze nauczyć się hiszpańskiego i portugalskiego. Czyżby po to, by lepiej dogadać się z Ronaldo?

FAN BASKETU

Choć jego życie jak dotąd wygląda na w całości poświęcone futbolowi, jest w nim również trochę miejsca na inne pasje. Kulusevski to zapalony fan koszykówki. Jest kibicem Los Angeles Lakers, a jego ulubieni zawodnicy to LeBron James i Lonzo Ball, który przed rokiem odszedł do Nowego Orleanu. Kiedy grał w Parmie, wykorzystał okazję, by wybrać się do pobliskiej Bolonii, chcąc zobaczyć w akcji Milosa Teodosicia, Serba, który przez dwa lata grał w NBA w barwach Los Angeles Clippers. Obaj zapozowali później do zdjęcia razem z koszulkami z numerem 44, w których grają.

BAŁKAŃSKIE INSPIRACJE

Choć piłkarz Juventusu wskazuje Teodosicia jako jednego z tych, dzięki którym zainteresował się koszem, to jednak nie z jego powodu gra z tak nietypowym numerem na koszulce. – Oglądałem kiedyś z ojcem mecz Manchesteru United, w którym uczestniczył Adnan Januzaj. Grał tak, jakby miał dziesięć lat doświadczenia. Powiedziałem sobie, że jeśli kiedyś dotrę do pierwszego zespołu, będę się zachowywał tak, jak on. Postaram się mieć z tego po prostu radość – tłumaczył, pokazując jednocześnie, jak wielkie znaczenie miały dla niego historie innych ludzi pochodzących z Bałkanów, którym powiodło się w sporcie. Lista jego dziecięcych inspiracji zawiera przecież etnicznego Bośniaka Ibrahimovicia, Kosowianina Januzaja, Serba Teodosicia i Macedończyka Pandeva. Faktyczna narodowość nie ma znaczenia. Liczy się wspólnota doświadczeń. Teraz to on ma wszelkie szanse, by stać się inspiracją dla innych. Tych, którzy również chcą bez żadnych kompleksów wedrzeć się do świata wielkiej piłki. Prosto pod skrzydła Cristiano Ronaldo.

Autor: Michał Trela

Źródło: newonce.sport

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze