#FINOALLAFINE

30 lat minęło

Nie napiszę, że jak jeden dzień, bo brzmi jak zgrana płyta i poza tym z lekka fałszywie. 30 lat to przecież szmat czasu. Teraz jestem kim jestem, co do wieku, to czwórkę z przodu gonią następne cyfry, natomiast w styczniu 1985 roku chodziłem do podstawówki i jakże pragnąłem futbolu.

Wiecznie byłem go głodny, wiecznie było mi mało. W telewizji dawkę odmierzali kroplomierzem, tylko od wielkiego dzwonu odkręcali kurki. Pamiętam, jak ucieszyłem się, kiedy kolega z klasy (Maciek mu było) podzielił się ze mną przeczytaną gdzieś informacją, że Euro ’84 w całości pokaże TVP. Na wiadomość o transmisji Superpucharu Europy musiałem zareagować podobnie entuzjastycznie. Zima w Polsce, jaka była nie pamiętam, za to północne Włochy nieźle zmroziło i zaśnieżyło. To widziałem w telewizorze (chyba jeszcze czarno-białym… zadzwonię do ojca, zapytam… nie, od 1982 roku mieliśmy kolorowego Jowisza!). Dziś wiem, że mecz mógł się nie odbyć. Ale byłbym rozczarowany. Niech Bóg więc błogosławi dobrego Giampiero Bonipertiego, to on stawał na głowie, żeby pokonać zimę złą. Zmobilizował obsługę lotniska do przygotowania pasa startowego, na którym nie lądowały inne samoloty, tak, by można było bezpiecznie uziemić ten z drużyną Liverpoolu na pokładzie. Równocześnie – uwaga: trochę stylistycznego socrealizmu – prace zakrojone na szeroką skalę i z użyciem wyjątkowych środków odbywały się na stadionie. I ze śnieżnej otchłani udało się wykroić zielony prostokąt, który w czasie meczu zbrązowiał. Można było grać.

Patrzę na skład Juventusu: Bodini, Favero, Scirea, Brio, Cabrini, Tardelli, Bonini, Platini, Briaschi, Rossi, Boniek i nadziwić się nie mogę. Wydawało mi się, że każdego po latach rozpoznam i tę jedenastkę po krótkim odświeżeniu wyrecytuję z pamięci, na wyrywki, obudzony w środku nocy wymienię wszystkie nazwiska, w tę i z powrotem. Bodini? Favero? Briaschi? Co to za ludzie? Jak z nimi ten wielki Juventus mógł wygrać cokolwiek? Zakładam, że zapatrzony w Bońka, Platiniego i Rossiego niewiele o tych anonimach wiedziałem również wtedy. Jednak tak dalej nie można żyć w nieświadomości. Trzeba odkryć te karty.

Bodini Luciano. Rozumie się samo przez się, że Zoffa już być nie mogło. Ale powinien być w bramce Tacconi. Widocznie jednak wtedy przeżywał jakiś kryzys egzystencjonalny, bo usiadł na ławce i stał Bodini, dla którego sezon 1984-85 był najbardziej pracowity. Z nim Juventus awansował do finału Pucharu Europy, ale niespodziewanie na Heysel wybiegł Tacconi. Od 1979 roku przez 10 lat był w Juventusie, wygrał 9 trofeów, gdyby nie tamten jeden sezon, to miałby więcej zwycięstw niż występów. Chyba niedużo przesadziłem.

Favero Luciano. Patrzcie państwo, następca Gentile. Niezauważenie przeze mnie uzbierało mu się 201 meczów w biało-czarnych barwach. O jeden więcej od niejakiego Roberto Baggio. Jednak ponad dwa razy mniej od wspomnianego Gentile.

Briaschi Massimo. Podobnie jak Bodini, w tamtym jednym sezonie wspiął się na absolutne wyżyny. Nie odstawał od Bońka i Rossiego, czyli uznanych gwiazd. W półfinale Pucharu Europy z Bordeaux doznał poważnej kontuzji i do dawnej świetności już nie wrócił.

Dobrze, uzupełniłem braki, zapisałem białe plamy i teraz o meczu. Zmierzyły się prawdopodobnie dwie ówcześnie najlepsze drużyny w Europie. Parę miesięcy wcześniej Liverpool sprzątnął Romie sprzed nosa puchar na rzymskim Stadio Olimpico i w następnym sezonie znów zmierzał wprost do finału. Kalendarz miał tak napięty, że nijak nie udawało się znaleźć dwóch terminów na rozegranie Superpucharu Europy. Aż dziw bierze, że wtedy się nie udało, bo teraz by znaleźli. Stanęło więc na tym, że odbędzie się jeden mecz na stadionie zwycięzcy Pucharu Zdobywców Pucharów, czyli na Juventusowym Stadio Comunale.

W Internecie bez trudu odnajduję najciekawsze fragmenty i tak, jak zapamiętałem widać w nich, że Liverpool właściwie nie istniał. Juventusowi bardzo zależało, żeby stać się pierwszą włoską drużyną z tym trofeum i uczynić wielki krok w stronę wielkiego europejskiego szlema: po Pucharze UEFA, przyszły Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar, a parę miesięcy później Puchar Europy. Pucharową karetę skompletował jako pierwszy w Europie.

W styczniowy wieczór rej wodziła para Platini-Boniek. Ależ oni się rozumieli! Wystarczyło, że Platini uniósł głowę, a Boniek gnał do przodu i dostawał piłkę dokładnie w to miejsce, gdzie chciał. Po mierzonych podaniach od Platiniego strzelił większość goli. Odwdzięczał się rajdami po skrzydle, kończonymi dośrodkowaniami do Michela, który celnie strzelał. Albo sprytnymi i szybkimi klepkami, którymi wespół rozmontowywali defensywę przeciwnika. Bello di giorno i bello di notte. Jak dzień z nocą. Tak różni i zarazem bezbłędnie się uzupełniający. Po typowej dla nich akcji – Boniek rusza, Platini podaje na wolne pole – Polak powinien szybciej strzelić pierwszego gola, ale nie wyszedł mu lob nad Grobbelaarem. Poprawił się w 39 minucie. Podanie od Platiniego okazało się za trudne dla Briaschiego, więc Boniek ruszył z pomocą i już nikt go nie dogonił. W 78 minucie Briaschi dośrodkował, a nadbiegający Zibi trafił w boczną siatkę od właściwej strony. Za piłką nie nadążył nawet wzrok Bruce’a.

16 stycznia 1985 stała się rzecz niesłychana. Polak bądź co bądź w meczu finałowym strzelił dwa gole. Obchodzimy zatem 30-lecie wielkiego wydarzenia. Nie trzeba być mistrzem w znajdowaniu dziesięciu różnic między dwoma obrazkami, żeby zauważyć, że obie lewą nogą. A był prawonożny. To też dowód na to, że mieliśmy do czynienia z piłkarzem wielkim. Za jego czasów Juventus był cztery razy w finałach europejskich pucharów, wygrał trzy. W meczach finałowych drużyna łącznie zdobyła pięć bramek, w tym trzy były jego, a po faulu na nim Platini wykorzystał rzut karny na Heysel. Był ambitny i zażarty, ale przecież to normalne, wręcz nieodzowne cechy profesjonalnego piłkarza. Na pewno jednak niewystarczające, aby zajść na szczyt. Do tego niezbędny był talent i to nietuzinkowy. Był wszechstronny. Miał niesamowite zdrowie i szybkość. A technika? Mawiał: “Piłka mnie naprawdę słuchała. Tyle, że łatwiej o precyzję jazdy samochodem przy szybkości, powiedzmy, 60 kilometrów na godzinę. A ja na boisku rozwijałem prędkość często czterokrotnie wyższą. Stąd brało się wrażenie, że dobry byłem głównie w kontratakach. To jednak nieprawda“.

O tym co zdarzyło się 30 lat temu warto pamiętać, doceniać i chwalić się. Być może w tym roku najlepiej tę rocznicę uczci Robert Lewandowski.

I tym życzeniem mógłbym zakończyć obchody okrągłej rocznicy, ale będzie inaczej. Ciekawość pognała mnie do biblioteki, żeby odszukać rocznik Przeglądu Sportowego. Jak to na gorąco w tamtym zimnym styczniu opisano, jakie show zrobiono?

Było czarno-biało dosłownie i w przenośni, ale czegoś ciekawego można się było doczytać. “Zima nie żartuje” – donosił PS z 15 stycznia. “W Anglii odbyła się połowa spotkań, we Włoszech z powodu śnieżycy przerwano mecz Juventus – Lazio. Miejmy nadzieję, że pogoda zlituje się nad piłkarzami. Jeśli nie uda się zagrać w środę – mogą być kłopoty ze znalezieniem innego terminu. Nasza TV zapowiedziała bezpośrednią transmisję (początek godz. 21.30)“.

Idę numer do przodu, a tam przykuwa uwagę tytuł “Na Stadio Comunale walczą ze śniegiem“, a pod nim informacja, że “w Turynie śnieg pada niemal bez przerwy, jego pokrywa w centrum miasta wynosi około 25 centymetrów. Przez cały poniedziałek 200 osób usuwało śnieg z płyty Stadio Comunale. Jednocześnie podgrzewano płytę palnikami gazowymi i promieniami podczerwonymi, aby usunąć lód. W celu przywrócenia płycie naturalnego wyglądu użyto także środków chemicznych“.

17 stycznia PS powitał niewyspanych kibiców zwięzłą relacją (pewnie przed północą trzeba było zamknąć gazetę i oddać do drukarni, nie było więc czasu na pochwalny elaborat) pod wszystko mówiącym tytułem “Znakomita gra i dwie bramki Zbigniewa Bońka“, a dalej “Boniek imponował szybkością, dynamiką, a zarazem niezwykłą ofiarnością. Wszędzie go było pełno. Jakby chciał zadać kłam wszelkim pogłoskom, że zaczyna dla niego brakować miejsca w Juventusie, że z chwilą wygaśnięcia kontraktu (czerwiec 1985) będzie musiał sobie poszukać nowego klubu“.

A jeszcze dzień później znalazło się miejsce na rozmowę (dziś musowo czytalibyśmy wywiady-lawiny, że jeszcze raz nawiążę do srogiej zimy, wtedy skończyło się na trzech pytaniach).
Panie Zbyszku, gratulujemy super bramek. Która z nich sprawiła panu większa satysfakcję?” – pytał Maciej Polkowski.
Prawdę powiedziawszy, obydwa gole sprawiły mi olbrzymią frajdę. Moim zdaniem, bardziej efektowna była pierwsza bramka – przeciwnik siedział mi na plecach i wyrzucał mniej na bok. Strzeliłem lewą nogą, która co prawda nie służy mi jedynie do podpierania, ale nie ukrywam, jest słabsza. Ten drugi gol jest w jakimś sensie szczęśliwy. Nabiegłem na piłkę, lecz kiedy ją kopnąłem, sądziłem, że wyjdzie na aut, obok lewego słupka. Stało się, ku mojej radości, inaczej“.

Jeśli odtworzycie (lepiej w Internecie niż w pamięci) tamte gole, to być może zaskoczy Was bardzo wstrzemięźliwa radość strzelca. A przecież istniały potrójne powody do szalonej fety. Po pierwsze – że mecz się odbył, po drugie – strzelić w takim meczu i takiej drużynie, to cud, miód i orzeszki, a po trzecie – tu znów odwołam się do PS, tym razem z 11 stycznia. Mówił Boniek: “Mam syna. Urodził się w miniony poniedziałek, 7 stycznia, o godzinie 8.30. Daliśmy mu na imię Tomasz“.

I tyle pięknych wspomnień. Dla obu Bońków moc życzeń.

Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: www.canalplus.pl/sport

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
Dejku-AG
Dejku-AG
9 lat temu

A wiadomo o co Bonkowi chodzi.? Kiedys byl jeszcze neutralny jesli chodzi o Juve i Rome. Teraz to zdeklarowany kibic Rzymian.

Dejku-AG
Dejku-AG
9 lat temu

Panowie panowie! Rozumiem ze ta biblioteczka ze starymi numerami PS to taka przenosnia.? Kurde..duzo bym dal zeby zobaczyc te starsze wydania i artykuly o Juve w latach swietnosci...

nicram4444
nicram4444
9 lat temu

Boniek strzelał bramki dla Juve i wygrywał finały a gwiazdki na stadionie nie dostał.Chora sytuacja
Agnelli tu sie nie popisał 🙁

arbitro
arbitro
9 lat temu

Dokładnie widać, że coś było na rzeczy bo Boniek nie cieszy się na miarę tak ważnych bramek, a i koledzy z drużyny nie biegną ku niemu od razu... Świetny zawodnik, cieszy że Polak zapisał się takimi zgłoskami w historii ukochanego klubu.
Z tą gwiazdkę na stadionie mimo wszystko pozostał niesmak, bo to jednak Polak. Kibice Włoscy mieliby może więcej sentymentu do naszego kraju, ale nie ma co się rozwodzić nad tym.
Zibi Boniek, jak dla mnie to spoko gość który chce ogarnąć polski burdel pod nazwą PZPN i życzę mu powodzenia.

mjecho
mjecho
9 lat temu

@nicram4444

Nie dostał gwiazdy, bo kłapał dziobem na Juve. Sam podpisałem się pod petycją, żeby Boniek tej gwiazdy nie dostał.

tabo89
tabo89
9 lat temu

@Dejku - sam nie wiem ale myślę że Pan Tomek jako dziennikarz może mieć dostęp do takich bajerów w redakcji PS

tabo89
tabo89
9 lat temu

Ahh jakie piłki posyłał ten Platini. Jak się tak patrzy to dziś tylko Pirlo potrafi tak czarować. Tevez natomiast jak Boniek 😛

j@ro
j@ro
9 lat temu

@nicram4444

Żeby zasłużyć na gwiazdkę, trzeba coś więcej niż tylko zdobywanie bramek. W mojej opinii, decyzja trafna.
P.S. To nie Agnelli o tym zadecydował tylko społeczność Juve (czyt. kibice). Pamiętaj o tym!