Biało-czarny byk
Od dziecka miał talent do strzelania goli, tak jakby urodził się na polu karnym. Był kolejnym napastnikiem mianowanym na drugiego Filippo Inzaghiego jednak wypożyczany z klubu do klubu gdzieś zatracił swoje atuty i wydawało się, ze na zawsze wtopi w ligową przeciętność. W Torino znów odnalazł prostą drogę do bramki.
W przypadku Ciro Immobile aż prosi się o porównanie do Superpippo. Na poparcie tej tezy musimy cofnąć się do pierwszej polowy lat 90-tych XX wieku. 23-letni Inzaghi, zatem już nie taki młodzieniaszek, z bardzo bogatej i mocnej Parmy został wypożyczony do jak zawsze przeciętnej Atalanty. I w Bergamo rozkwitł, strzelał gola za golem, zatrzymał się dopiero na liczbie 24, co dało mu tytuł króla strzelców i pozwoliło znów znaleźć w orbicie zainteresowań możnych z Serie A. Trafił do Juventusu.
Przepołowiony
Jeśli do 18 maja Immobile utrzyma przewagę nad konkurentami, to odbierze koronę w roku, w którym przypadły jego 24 urodziny. Jak Inzaghi właśnie. Niewykluczone, że z dorobkiem bramkowym podobnym do wielkiego poprzednika, który pierwszego hat-tricka w Serie A zaliczył 9 marca 1997 roku. Immobile podobnym wyczynem popisał się niemal dokładnie siedemnaście lat później i też w królewskim dla siebie sezonie. Teoretycznie powinno być mu bliżej do Juventusu niż Inzaghiemu – przecież w połowie ciągle jest zawodnikiem Bianconerich. Ale tylko teoretycznie.
We Włoszech, jak chyba nigdzie indziej, istnieją mało czytelne prawa klubów do zawodników. Termin współwłasność kryje w sobie tyle tajemnic i niedopowiedzeń, że od następnego sezonu ma wreszcie zniknąć. Z Immobile sprawy wyglądają następująco: w styczniu 2012 roku Juventus za 4 miliony euro sprzedał Genoi połowę praw. W lipcu 2013 roku umowa została rozwiązana i tym razem Stara Dama podzieliła się napastnikiem z Torino. I tak na dobrą sprawę nigdzie nie jest precyzyjnie określone: kto ma prawo pierwokupu, ile warta jest połowa jego karty, gdyby Torino lub Juventus chciały przejąć pełnię władzy nad piłkarzem, z kim rozmawiać w sprawie jego definitywnego transferu? A zarobić można dużo. Na pewno ponad 10 milionów euro. Tym bardziej, że pierwsza w kolejce ustawiła się Borussia Dortmund, która we Włochu upatrzyła sobie następcę Roberta Lewandowskiego.
Trudno zrozumieć, dlaczego w Juventusie lekceważą potencjał drzemiący w Immobile, który zdają się doceniać Niemcy. Napastnik Torino ma za sobą przełomowy sezon, który pozwolił mu wskoczyć na wyższą półkę. Jeśli mu się zaufa i wykaże trochę cierpliwości, na pewno odpłaci golami w każdym klubie i na każdym poziomie. W następnym sezonie mógłby być w Juventusie wartościowym dublerem Carlosa Teveza i w nieco dalszej perspektywie go zastąpić. W razie potrzeby mógłby grać razem z Argentyńczykiem. Na pewno więcej by wniósł niż Mirko Vucinić i Pablo Osvaldo razem wzięci. Jednak w Juventusie wolą rozglądać się po Europie niż sięgnąć po swój brylant, który wymaga już tylko niewielkiego oszlifowania.
Za Del Piero
Urodził się pod Wezuwiuszem w miasteczku Torre Annunziata z którego wszystkie drogi prowadzą do Neapolu. On zboczył z trasy i wylądował w Turynie. Miał tylko czternaście lat, kiedy przeniósł się o ponad tysiąc kilometrów na północ i zamieszkał w klubowym internacie, w większości z takimi jak on – talentami wyłowionymi przez skautów na biedniejszym południu. W nowym miejscu pierwsze wielkie wrażenie wcale nie zrobił na nim żaden piłkarz Juve, ale śnieg, który w Torre Annunziata nigdy nie pada. Był królem juniorskich boisk. Przede wszystkim wpisał się złotymi głoskami w kroniki prestiżowego międzynarodowego turnieju w Viareggio, który dwukrotnie wygrał z Juventusem. W drugim przypadku do zwycięstwa przyczynił się aż dziesięcioma golami. Nikt przed i pod nim nie był skuteczniejszy podczas jednej edycji. W dwóch finałach, w których uczestniczył, zdobył pięć bramek.
Jako osiemnastolatek grał w juniorach i coraz częściej trenował z pierwszą drużyną. Wreszcie zadebiutował w Serie A. 14 marca 2009 roku zmienił w doliczonym czasie gry Alessandro Del Piero. To tak jakby piękny sen przeżył na jawie. Bo właśnie Del Piero był idolem jego dzieciństwa, z jego nazwiskiem na ustach ostrzeliwał domową kanapę i seriami zdobywał bramki w podwórkowych meczach.
Zdolny nastolatek potrzebował otrzaskania z dorosłym futbolem i w tym celu musiał zejść niżej. W Sienie i Grosseto zrobił małe kroczki do przodu, prawdziwy skok wykonał w Pescarze. Spotkał tam człowieka, który z kandydata na piłkarza zrobił z niego piłkarza. Zdenek Zeman zawsze miał oko i rękę do napastników. Dużo na ten temat mogliby powiedzieć Giuseppe Signori, Francesco Totti, Marco Di Vaio, Marco Delvecchio czy Mirko Vucinić. W Pescarze czeski szkoleniowiec otrzymał znakomity materiał do obróbki: Immobile w ataku, Lorenzo Insigne na skrzydle i Marco Verratti w pomocy i przy ich ogromnym udziale stworzył maszynkę do wygrywania i strzelania goli. Pescara po dwudziestu latach awansowała do Serie A, o jej gwiazdkach zrobiło się głośno w całym kraju i jeszcze dalej. Zeman po latach powrócił do Romy, Verrattiego sprzątnął Juventusowi sprzed nosa Paris SG, o Insigne przypomniało sobie Napoli, Immobile pisana była Genoa. Niby coś, ale w porównaniu do kolegów nic wielkiego. Jako król strzelców Serie B z 28 golami miał prawo liczyć na więcej.
Jego drugie podejście do Serie A choć zaczęło się obiecująco, skończyło kiepsko – na zaledwie pięciu golach. Dystans do dawnych kompanów z Pescary jeszcze bardziej się powiększył. Verratti świętował mistrzostwo Francji, Insigne przygotowywał do debiutu w Lidze Mistrzów, a jego przejściem do Torino nikt się nie emocjonował.
Bez karnych
Tymczasem tam spotkał drugiego Zemana i drugiego Insigne. Trener Giampiero Venura bezgranicznie mu zaufał, zaś w Alessio Cercim znalazł bratnią duszę. Rozumieli się bez słów. Stworzyli najpiękniejsza parę w tym sezonie. Wysokie noty za wrażenia artystyczne zbierał wyprawiający cuda na skrzydle wychowanek Romy, który rozgrywał najlepszy sezon w karierze, wartość techniczną podnosił Immobile. Skuteczny aż do bólu. Strzelający na wiele sposobów z wyjątkiem jednego. Może być pierwszym od dawien dawna królem strzelców, który po koronę pójdzie bez pomocy rzutów karnych. Gwoli ścisłości raz się połaszczył na taką okazję, ale kiedy lepszy okazał się bramkarz Andrea Consigli z Atalanty, to dał sobie spokój. Jednak największy zawód w tym sezonie wiąże się z derbami Turynu. Dał się zapamiętać tylko z powodu brutalnego faulu na Tevezie, za który powinien zobaczyć czerwoną kartkę.
Torino Juventusowi w lidze nie podskoczyło, ale Immobile dał kibicom Byków wiele satysfakcji (wejście w Argentyńczyka również się w tym mieści). Przypomniały się czasy, kiedy w na krajowym podwórku rządzili Paolo Pulici i Francesco Graziani i królewski tytuł w trzech kolejnych sezonach zostawał w Torino.
Czy korona to wystarczająco mocny argument, żeby jej właściciel pojechał na mistrzostwa świata? W 1982 roku Enzo Bearzot zostawił w domu najskuteczniejszego w lidze Roberto Pruzzo z Romy i zabrał powracającego po dwuletniej dyskwalifikacji Paolo Rossiego i czym to się skończyło, wszyscy pamiętamy. Immobile zadebiutował w reprezentacji w ostatnim meczu towarzyskim z Hiszpanią, w którym zmienił w 69 minucie Cerciego. W tym samym czasie na boisku pojawił się Mattia Destro z Romy. Prawdopodobnie tylko jednego z nich wybierze Cesare Prandelli.
Autor: Tomasz Lipiński Źródło: Piłka Nożna 18/2014Zdjęcia pochodzą z galerii JuvePoland