Bij, zabij, wygraj

Bij, zabij, wygraj

Piłka Nożna

Włosi, jak kochają – to całym sercem, jak nienawidzą – to ze wszystkich sił. A nie ma większej piłkarskiej nienawiści niż między Juventusem i Interem, co była widać i czuć w sobotę na Stadio Olimpico, a także przez parę dni poprzedzających najważniejsze wydarzenie 15. kolejki Serie A.

Mimo że bramy turyńskiego stadionu otworzyły się przed kibicami na dwie godziny przed meczem, to malo kto wchodził na trybuny. Zdecydowana większość gromadziła się przy drodze wiodącej do bramy, przez którą miały wjechać autokary wiozące piłkarskich gladiatorów.

Zły Mario

Wreszcie około 19.15 pojawili się goście. Tłum zafalował przy zwartym i licznym kordonie policji. Rozległy się głośne śpiewy składające się z samych wyzwisk. One, a także plastikowe kubki i butelki z napojami oraz przygotowane zawczasu jajka poleciały w stronę pojazdu, na pozór tylko podobnego do wielu innych. Przyciemnione szyby sprawiły, że nie sposób było dostrzec, kto siedzi z przodu, kto z tyłu. I najważniejsze: gdzie był Mario Balotelli.
Wokół tego piłkarza rozpętała się prawdziwa burze. Jednym z głównych tematów było to, jak przyjmą go w Turynie i czy powtórzy się sytuacja z kwietnia tego roku, kiedy publiczność na Stadio Olimpico w najgorszy sposób wypominała mu pochodzenie i kolor skóry. Juventus zapłacił za to cenę 20 tysięcy euro i rozegranie jednego meczu przy pustych trybunach.
O spokój do kibiców apelowali prezydent Jean-Claude Blanc i trener Ciro Ferrara: “Wspierajcie nas, zapomnijcie o Interze,” pisał w otwartym liście pierwszy. “Zamieńcie złość na ironię,” mówił drugi. “Pamiętam, że kiedy złamałem nogę, a Juventus niedługo później grał na wyjeździe z Fiorentiną, to na trybunach pojawił się transparent z napisem: Ferrara, skacz razem z nami. Uśmiałem się prawie do łez.
Z kolei kapitan Interu – Javeir Zanetti – miał w razie konieczności poprosić sędziego o przerwanie meczu. Na szczęście nie musiał. Balotelli długo się rozgrzewał przy bocznej linii boiska, kiedy w 60 minucie doczekał się zmiany, przywitały go przeraźliwe gwizdy. I tak było przy każdym kontakcie z piłką. Wulgarne przyśpiewki pod jego adresem rozległy się na tak krótko, że można by udać, że się ich nie słyszy.
Jednak zły chłopiec, jak mówią o Balotellim, nie byłby sobą, gdyby nie rozpętał awantury. W 87. minucie sprowokował Felipe Melo, który w rewanżu uderzył go dwa razy łokciem, ale nie w twarz, za którą, leżąc już na ziemi, trzymał się rezerwowy Interu. Z tej iksry powstał pożar. Cristian Chivu powalił Momo Sissoko, Gianluigi Buffon szarpał się z Thiago Mottą. Na boisko wbiegli rezerwowi i ludzie ze sztabów szkoleniowych. Skończyło się na drugiej żółtej kartce dla Melo a ósmej, którą w całym meczu musiał wyciągnąć Massimiliano Saccani.

Zwyczajny Cesar

Arbiter z pewnością w tej i innych sytuacjach nie uniknął błędów. Między innymi w 10 minucie nie przyznał Interowi rzutu karnego za faul Fabio Cannavaro na Walterze Samuelu (co ciekawe, przeciwko Juve sędziowie nie podyktowali jedenastki od ponad roku), ale na pewno postąpił właściwie w 20 minucie. Kiedy Del Piero został przewrócony przez Samuela, stojąc blisko zdarzenia Jose Mourinho już protestował. Ale po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Diego i główce Giorgio Chielliniego na 1:0 nie zapanował nad nerwami. Wyzwał asystenta, a głównemu ostentacyjnie bił brawo. Wyleciał na trybuny. Już po raz czwarty w Serie A. Nie uspokoił się i po meczu. Zlekceważył konferencję prasową, żaden dziennikarz obecny na meczu w Turynie nie doczekał się jego komentarza.
W telewizyjnych analizach i niedzielnej prasie przeważały opinie, że Portugalczyk nie podołał kolejnemu ważnemu wyzwaniu. Nastawił drużynę na wywiezienie remisu, która usatysfakcjonowana wynikiem 1:1 nie potrafiła zadać decydującego ciosu, a od stanu 1:2 była dramatycznie bezradna w ofensywie. Co gorsza, zawiedli ci, na których Mourinho zawsze najbardziej mógł liczyć: Diego Milito – strzelec dziewięciu goli w tym sezonie i aż 21 w całym 2009 roku, oraz Julio Cezar. Brazylijczyk niby rażących błędów przy puszczonych bramkach nie popełnił, ale tak bardzo wszystkich przyzwyczaił do nadzwyczajnych interwencji, że te zwyczajne przestały do niego pasować. Z pewnością z Julio Cesarem w optymalnej formie nawet bardzo przeciętny Inter nie przegrałby w Turynie.
Tym bardziej, że gospodarze też niczego wielkiego nie pokazali. Nie sprawdziły się słowa Ferrary, że jego zespół musi zagrać perfekcyjny mecz, żeby wygrać. Kiepskim prorokiem okazali się także Mourinhoi, który oczekiwał od Juventusu rozzłoszczonego dwiema wcześniejszymi porażkami (z Bordeaux i Cagliari), a zatem dodatkowo zmotywowanego i skoncentrowanego. Bianconeri zagrali najzwyczajniej w świecie, pokazując przy tym wszystkie swoje wady, których ciągle nie potrafi wyeliminować Ferrara. Szło im, więc ciężko, brakowało polotu, szybkości i elementu zaskoczenia. Ciągle duże chęci Diego nie przekładają się na to, co Brazylijczyk powinien dać drużynie. Musi upłynąć jeszcze trochę czasu, zanim występujący w sobotę po raz pierwszy w tym sezonie w podstawowym składzie Alessandro Del Piero powróci na wysoki poziom.

Miejscowy bohater

Kiedy poniżej oczekiwań wypadli artyści, to sprawy w swoje ręce przejęli robotnicy: Momo Sissoko i Claudio Marchisio. Pierwszy strzelał, drugi dobijał. Ale jak dobijał! Sposób, w jaki ograł Samuela i przerzucił piłkę nad Julio Cesarem, przypominał najlepsze zagrania Del Piero czy tricki niezapomnianego Zinedin’a Zidane’a. I tak oto, gwiazdą wieczoru nie został nikt z wielkich, kupionych do jednego lub drugiego klubu za grube miliony (latem Juventus wydał na transfery ponad 52 miliony euro, a Inter – 64), tylko 23-letni chłopak z turyńskiej prowincji, wychowanek klubu. Zarazem powtórzyła się sytuacja z Camp Nou, gdzie Inter rzucili na kolana wychowankowie Barcelony: Gerard Pique i Pedro.
Kariera bohatera 212. i mającego ponad stuletnią tradycję derby Italii nabrała przyspieszenia w tym roku i nie zatrzymała jej nawet kontuzja, której nabawił się na początku października. Przeszedł artroskopię kolana i powrócił do składu w 14. kolejce. Z Cagliari wypadł przeciętnie, z Interem aż do 58. minuty też niczym się nie wyróżnił. Jednak jedna akcja wystarczyła, żeby Ferrara triumfował i nie musiał nikomu tłumaczyć, dlaczego posadził na ławce rezerwowych Mauro Camoranesiego.

W niedzielę Włosi wybrzydzali na swój klasyk, ale cieszyli się z tego, że ligowe rozgrywki znów nabrały rumieńców. Milan zbliżył się do Interu na cztery punkty, a Juventus na pięć punktów. Jednocześnie martwili się przed wtorkiem i środą, bo w takiej formie i z taką grą zarówno Juventus, jak i Inter nie byli faworytami w decydujących o ich być albo nie być w Lidze Mistrzów meczach z Bayernem Monachium i Rubinem Kazań.

Autor: Tomasz Lipiński
Wyszukał i przepisał: Martin

Źródło: Piłka Nożna (49/2009)

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
12 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
zahor
zahor
14 lat temu

Problem w tym, że w takiej formie jaką obecnie prezentuje Juventus to my nawet w LE daleko nie zajdziemy. Ciężko mi sobie wyobrazić żeby grając w stylu jeźdźca bez głowy pokonać Szachtar czy Marsylię. Ja wolałbym że chłopaki skupili się na zajęciu miejsca w pierwszej czwórce w lidze. Ten sezon jest już spisany na straty, tym bardziej, że działacze zapewniają, że Ferrara będzie pracować dalej. Mam nadzieję że w lecie zajdą zmiany i staniemy się liczącą się w Europie drużyną, dlatego fajnie by było gdybyśmy za rok zagrali LM.

Vanquish
Vanquish
14 lat temu

"Ale po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Diego i główce Giorgio Chielliniego na 1:0 nie zapanował nad nerw"
A ja myślałem, że to Melo strzelił... o.O

Dybala 4ever
Dybala 4ever
14 lat temu

Sory za to bluźnierstwo, które wypowiedziałem. Tylko, że ta porażka z Bayernem mnie boli jak cholera!! Kibicem sukcesu nie jestem, jak grali w Serie B to się nie wylałem na Juve przecież. Jednak do dziś nie potrafię wybaczyć porażki z taką miernotą jak Bayernem, przecież oni grają żenująco, my też, ale mieliśmy awans niemal w kieszeni i to mnie najbardziej boli. Zwycięstwo nad interem to przepiękna sprawa i mam nadzieję, że w Serie A doda nam jakiegoś kopa i damy sobie rady. Jeszcze raz przepraszam i wybaczcie mi!! MR Wasal nie zamieniłbym wyników meczów, w życiu nie chcę przegrać 1-4 z interem u siebie!! FORZA JUVE!!!

Dybala 4ever
Dybala 4ever
14 lat temu

To zwycięstwo jest teraz nic nie warte!!

mjecho
mjecho
14 lat temu

to zwyciestwo jest nic nie warte ??? to zwyciestwo ma najwieksza wartosc!!!

evilboy
evilboy
14 lat temu

@mr.wasal: nie, teraz skupimy się na lidze europejskej...

ehhh, jakież to upokorzenie dla Juve grać w takich rozgrywkach:/

evilboy
evilboy
14 lat temu

nie przesadzajmy, dzięki temu zwycięstwu będziemy mogli do końca sezonu mówić, że przecież wcale nie gramy źle, bo pokonaliśmy inter:) nie pamiętasz już jak było po wygranych z Realem?

8JuVe0
8JuVe0
14 lat temu

TRUE!!!

mr.wasal
mr.wasal
14 lat temu

post niezgodny z regulaminem
Kartka
/kouba

mr.wasal
mr.wasal
14 lat temu

nic nie warte? a zamieniłbyś je na zwycięstwo z bayernem w zamian za porażkę z interem?! ja nie bo w lidze mistrzów i tak Juve nie miałoby szans z angielskimi i hiszpańskimi druzynami... a tak przynajmniej wyścig po scudetto trwa i na tym Juve niech się skupi... pozdro

iero10
iero10
14 lat temu

@evilboy, jakoś jak w 93 roku JUVE zdobywało Puchar Uefa to nikt nie czuł się upokorzony. Ale tego możesz nie pamiętać.
a może LE jest właśnie tym małym kroczkiem, którego brakuje JUVE by znów zabłysnąć w Europie

Maly
Maly
14 lat temu

melo na pewno nie strzelil tej bramki 😉 moze chielini a moze del piero