Chimenti – czas prawdy
14 sierpnia na San Siro Milan podejmował w tradycyjnym meczu towarzyskim o Puchar Berlusconiego Juventus Turyn. Jak co roku mecz ten należał do standardowych punktów programu przygotowań obu drużyn i jak co roku traktowany był z należytą powagą. Dla żadnego z piłkarzy spotkanie to nie jest zwykłym meczem towarzyskim. W końcu naprzeciwko siebie stają dwie najlepsze drużyny Serie A.
Niestety nikomu nawet na myśl nie przyszło, że po 90 minutach na San Siro dla kibiców Starej Damy bardziej przykra od porażki będzie poważna kontuzja Gigiego Buffona. Kontuzja odniesiona w meczu towarzyskim, na tyle poważna, że stawia pod wielkim znakiem zapytania mocarskie plany podbicia Europy. Wprawdzie trwa jeszcze, mercato ale wątpliwe, aby działacze Juventusu pozyskali bramkarza, który będzie miał świadomość, iż w Turynie pogra raptem trzy-cztery miesiące, a potem usiądzie na ławce.
Czyżby więc pojawiło się światełko w tunelu dla Antonio Chimentiego? W końcu odkąd przyszedł do Juventusu przed sezonem 2002/03 ilość spotkań, jakie rozegrał można policzyć na palcach obu rąk. Z reguły występował w Pucharze Włoch lub w mało znaczących spotkaniach. To dla niego jedyna i niepowtarzalna szansa, aby przekonać do siebie trenera, kolegów z drużyny, działaczy, a przede wszystkim kibiców.
Bo tak naprawdę to nie wiadomo, na co go stać. Nigdy nie rozegrał meczu życia. Nigdy nie popisał się fenomenalnymi interwencjami. Nie potrafił zapaść w pamięci kibicom. Gdyby zapytać się o Antonio pierwszego lepszego fana Juve niewątpliwie postawilibyśmy go w nie lada kłopocie. Rampulla, którego praktycznie zastąpił (czy ktoś pamięta jeszcze o Carinim?) mimo iż był ciągle rezerwowym, stanowił jeden z filarów Starej Damy. Kiedy miał zastąpić Peruzziego, van der Sara czy też Buffona nie było takich obaw jak teraz. Czas to zmienić. Jeśli nie teraz to kiedy? A okazja nadarzy się już w sobotę, 20 sierpnia. Na Delle Alpi podopieczni Capello zmierzą się, z mierzącym w wysokie cele Interem, o Superpuchar Włoch. Ten mecz może być przełomem w karierze Chimentiego. Były bramkarz Lecce nie tylko musi z drużyną wywalczyć korzystny rezultat, ale także pokazać, że jest godnym następcą Buffona i że działacze nie muszą na gwałt szukać bramkarza na początek kampanii w Serie A i Lidze Mistrzów.
Chimenti poznał smak wielkiej piłki mając dopiero 27 lat. Jego dobre występy w drugoligowej Salernitanie docenili działacze stołecznej Romy. W ciągu dwóch sezonów, jakie spędził w stolicy nie zachwycił, więc został przetransferowany do beniaminka z Lecce. Odgrywał tam główną rolę. Dzięki jego postawie dwukrotnie Giallorossi unikali degradacji. Jego pozycja była niezagrożona nawet po spadku w sezonie 2001/02. I gdy wydawało się, że razem ze swoją drużyną dryfować będzie pomiędzy Serie A, a Serie B po Antonio zgłosił się Juventus. Zastrzegając, że w Turynie czeka na niego jedynie ławka rezerwowych. Bramkarz urodzony w Luogo nie zastanawiał się długo.
Chimenti mając obecnie 35 lat dobrze zdaje sobie sprawę, że może zmienić swój los. W tym wieku ciężko mu będzie zakończyć karierę rozgrywając pierwsze skrzypce. Ale czy działacze podejmą to ryzyko? Z jednej strony istnieje obawa, że zła postawa Chimentiego może zaprzepaścić cały sezon już na jego rozpoczęciu, z drugiej świadomość, że dobre występy mogą uspokoić kibiców oraz w przyszłości przynieść zysk z transferu. A gdyby Moggi otrzymał dobre pieniądze w styczniu bądź w przyszłym letnim oknie transferowym za 36-letniego bramkarze, potwierdziłby tylko swoją maestrię.
Jeśli nie potwierdzą się plotki transferowe, o jakich dywaguje już prasa, Chimenti musi postawić wszystko na jedną kartę. “Wóz albo przewóz”, jak to się mówi. Albo zyska uznanie kibiców Juve i nawet w styczniu podpisze kontrakt z nowym klubem, albo zostanie wręcz potępiony! Wraz z działaczami, którzy zostaną oskarżeni o brak jakichkolwiek ruchów transferowych, kiedy były jeszcze możliwości.
Chyba, że w obecnej sytuacji Chimentiemu jest dobrze i ciepła posadka na ławce rezerwowych odpowiada mu w zupełności. Ale jeśli tak rzeczywiście jest to lepiej żeby jak najszybciej odszedł z Juve bo w Turynie kibice chcą prawdziwych mistrzów, którzy w każdej chwili są zdolni podjąć walkę, nawet jeśli przez tyle lat okazja przechodziła koło nosa.
Autor: Martin