Chwile radości

Paulo Dybala jaki jest, każdy widzi: nieprzeciętny, co pełniej oddaje włoskie fuoriclasse. Jest tak dobry, że chciałoby się go jeść łyżkami, szkoda tylko, że sam siebie skąpi swoim nienasyconym zwolennikom.

75 – na tyle milionów euro jest wyceniany przez portal transfermarkt.com. W kulminacyjnym momencie jego wartość rynkowa wynosiła 110 milionów.

To nie były strzały, a raczej laserowe cięcia. Piłka przeszywała powietrze z zawrotną prędkością i osiągała cel z dokładnością co do milimetra. Dzięki temu problemy podczas rutynowej operacji, której Stara Dama mogła nie przeżyć, zostały pomyślnie rozwiązane. A chirurg z Argentyny znalazł się na ustach wszystkich i przy okazji zmienił pozycję. 2,5 miesiąca temu siedział na walizkach, teraz łatwo wyobrazić go sobie na ramionach rozentuzjazmowanego tłumu.

ODRZUCONE PODANIA

Zresztą kibiców zawsze miał po swojej stronie. Być może to przecenienie ich roli i wpływu na wewnętrzne interesy klubu, ale wydaje się, że gdyby nie ich niezmienne wsparcie i gorące poparcie, które ociera się o ślepą miłość, to bohater wtorkowego meczu już by w Turynie nie mieszkał. Byłby zameldowany w Madrycie, Manchesterze, Londynie albo innym Paryżu. Bo w sierpniu sprawy miały się pokrótce tak: Juventusowi sezon w Lidze Mistrzów nie wyszedł, w związku z tym zmienił się trener, który na Olimpie posadził Cristiano Ronaldo, a pozostałym kazał się do niego niemal modlić i dostarczać ambrozji i nektaru. Każdy przyznał, że mogło to innych boleśnie ugodzić w sportowe ego. Poza tym podskoczyły wyraźnie akcje Douglasa Costy, Juan Cuadrado (wtedy jeszcze traktowany jako skrzydłowy) czuł się nietykalny, Gonzalo Higuain był napastnikiem specjalnej troski traktowanym po starej znajomości a w pomocy zaroiło się od nowych możliwości. I gdzie tu upchnąć takiego antysystemowca, jak Dybala, którego poprzedni sezon rozebrał z goli niemal do rosołu?

Tak antysystemowiec to nieprzypadkowe słowo. Bądź tu mądry i znajdź mu idealne miejsce a boisku. Skoro był w drużynie jeden nietykalny, któremu wszystko miało być wolno, to drugiego takiego już trudniej przyjąć. Dla lubiących grzebać w taktycznych numerkach Włochów, Dybala nie był ani typowym środkowym napastnikiem, ani skrzydłowym, ani nawet ofensywnym pomocnikiem. Oczywiście wszędzie mógł zagrać i grał, ale przed tym sezonem Maurizio Sarri miał lepszych kandydatów, niech będzie, że specjalistów w swoich dziedzinach i Dybali mógł złożyć propozycję roli dublera.

8 goli zdobył w całym 2019 roku: 5 w Serie A, 2 w Lidze Mistrzów i 1 dla reprezentacji Argentyny.

Potencjalnie istniało – cały czas mówimy o stanie na koniec sierpnia – jeszcze jedno niebezpieczeństwo, groźniejsze niż gust trenera, mianowicie zemsta działaczy. Dyrektor Fabio Paratici i sztab ludzi z nim współpracujący bez zmrużenia oka i żadnych sentymentów obróciliby Argentyńczykiem jak każdym innym żywym towarem. Do Manchesteru United za Romelu Lukaku? Nie ma problemu. Do Atletico Madryt lub Tottenhamu za gotówkę? Jeszcze lepiej. Do PSG, by udeptać ścieżki prowadzące do Neymara? Byłoby znakomicie. Tylko na wymianę z Interem na Mauro Icardiego od początku się krzywili, ale gdyby Dybala się uparł, to może i nad taką propozycją by się głębiej pochylili. On jednak się uparł, żeby zostać w Juventusie i wszystkie podania o zmianę pracy przyjął odmownie. A ile znamy takich historii, w których rebeliant dostawał od działaczowskiego imperium zła jasny komunikat: nie chciałeś, to my tak zrobimy, że niedługo sam poprosisz.

WIELKI NIEOBECNY

Wcale więc nie było takie pewne, że nazwisko Dybala znajdziemy na liście zgłoszonej do Champions League i z pewnością on też żył w niepewności, jak nigdy wcześniej. Ostatecznie przyjęty w poczet mistrzowskiej klasy odetchnął z ulgą. Jednak co z tego, skoro granie czekało go tam marne. Na inaugurację z Atletico przybił piątkę zmęczonemu Higuainowi w 80 minucie. Do pokonania Bayeru Leverkusen przyczynił się siedmioma minutami, w których zmieścił asystę do CR7. W Serie A też pisał swoją obecność tylko na marginesie. 1 i 3 kolejka ławka, pomiędzy wypadł mecz z Napoli, w którym został wprowadzony jako trzeci w kolejności, kiedy dochodziła 76 minuta. Później było go więcej, ale co to za pocieszenie grać z Veroną, Brescią i Spal? W drugim garniturze nie każdemu jest do twarzy. W sierpniu i wrześniu musiał bić się z myślami, że latem dokonał złego wyboru. W październiku zaświeciło dla niego słońce.

Na San Siro z Interem po raz pierwszy założył maskę, którą jakiś czas temu uczynił cieszynkowym znakiem rozpoznawczym. Oddal strzał bardzo podobny do tych z Lokomotiwem Moskwa: szybki, silny i niepozostawiający bramkarzowi szans nawet na reakcję, a co dopiero na obronę. Czekał na ligowego gola od 6 kwietnia, czyli równo pół roku. Licząc cały 2019, było to jego dopiero czwarte trafienie. Bilans dobry dla jakiegoś obrońcy.

Paulo Dybala już w poprzednim sezonie pokazał, że umie strzelać małym w Lidze Mistrzów, pora, żeby sobie przypomniał, jak się strzela wielkim.

Do tego, co zrobił we wtorkowy wieczór, należałoby podejść zdroworozsądkowo. Show z wicemistrzem Rosji z jednej strony mało kogo pozostawił obojętnym, z drugiej – był niczym innym niż tylko powtórką sprzed roku. Wtedy za cel obrał sobie Szwajcarów z Young Boys. W Turynie wypłacił im hat-tricka, w rewanżu pojawił się na boisku późno w reakcji na wynik 0:2. Strzelił gola kontaktowego, strzelił też wyrównującego (oba, a jakże z dystansu, jeden ładniejszy od drugiego), którego zabrał mu przechadzający się za blisko bramkarza Ronaldo. Mimo to zliczając wszystko do kupy, to fazę grupową zamknął 5 bramkami. Gwiazdor z Portugalii straszył zerem. Proporcje odwróciły się o 180 stopni w fazie pucharowej. I to jest główny zarzut do Dybali: wymięka, kiedy na stole leży naprawdę duża stawka. Z La Joyi (jak nazywają go Latynosi i radości jak tłumaczą Włosi) zostają ledwie wspomnienia lub momenty. Owszem zdarzył mu się genialny występ z Barceloną 11 kwietnia 2017, w którym rozłożył na łopatki Leo Messiego, ale z czasem został zakwalifikowany do kategorii wyjątku od reguły. A nią stały się absencje (w jakimś sensie zawsze usprawiedliwione, co nie znaczy, że nie denerwujące) w decydujących meczach, jak w rewanżu z Bayernem Monachium w 2016 roku, jak z Realem Madryt w 2018 czy z Ajaksem w tym roku (zmieniony w przerwie z powodu kontuzji). Urazy, kartki, słaba forma kazały także w nim upatrywać przyczynę, dlaczego znów się nie udało. A teraz jego głowa w tym, żeby po pucharowym święcie nie nastała szarość. Żal taki potencjał oglądać w tym kolorze.

Jego wyjątkowość polega jeszcze na czymś. Aktualnie to jedyny piłkarz na świecie, dla którego zarówno Messi, jak i Ronaldo to koledzy z szatni. Grzechem byłoby z tego przywileju nie skorzystać.

FAŁSZYWA NUTA

Juventus pokochał Dybalę od pierwszego wejrzenia! Był rok 2015. Wtedy też przyleciał do Gdańska na towarzyski mecz z Lechią. Był to jego drugi występ w pasiastej koszulce. Zrobił piorunujące wrażenie, wyglądał jakby poruszał się po boisku skuterem, podczas gdy inni normalnie, na nogach. Dwa lata później po sprzedaniu Paula Pogby – do Manchesteru United został koronowany na nową dziesiątkę, trudno o większy zaszczyt. Przemawiały za tym zarówno względy sportowe, jak i wizerunkowe.

W pierwszych dwóch sezonach biegając z numerem 21, strzelił 42 gole. Kibice utożsamiali się z nim jak z nikim innym. Bo to swój chłopak był: z pozytywną energią, uśmiechem nieschodzącym z twarzy, otwarty i naturalny. Nikogo nie udawał: choć sławny, to żaden z niego celebryta. I przede wszystkim grał w piłkę tak, jak zawsze grało się na podwórku. Z czystej przyjemności, z lekkością, a nie żadne tylko zaciskanie zębów, ciężka harówka i sama walka. Koszulki z jego nazwiskiem sprzedawały się na równi (jeśli nie lepiej) z tymi niby większych gwiazd, jak Carlos Tevez czy wspomniany Pogba. Dopiero Cristiano Ronaldo zdecydowanie go przebił.

Pomijając bezkonkurencyjnego w skali światowej Portugalczyka, Dybala nie ma sobie równych w całej lidze w liczbie obserwatorów na Instagramie. Jego konto śledzi 33 miliony osób. Reklamodawcy pchają się drzwiami i oknami. Sam też potrafi dobrze się sprzedać. Zainspirowany filmem Ridleya Scotta “Gladiator” i tytułową rolą Russella Crowe’a, wprowadził maskę gladiatora na boisko, czyniąc z niej swój cieszynkowy znak rozpoznawczy!

W kwietniu 2017 roku przedłużył kontrakt z Juventusem do 2022 roku. Z pensją 7,3 miliona euro rocznie znalazł się na pierwszym miejscu klubowej listy płac, ale dziś spadł już na czwarte za: Ronaldo, Matthijsa de Ligta i Gonzalo Higuaina. W całej Serie A przysługuje mu pozycja numer 5, bo ciut więcej inkasuje jeszcze Romelu Lukaku z Interu. Rysy na tym wzorowym wizerunku pojawiły się w poprzednim sezonie. I od razu na każdym froncie. Z ciężarem dychy na plecach zwolnił do 10 bramek. Stracił luz i pewność co do miejsca w podstawowym składzie. Trener Massimiliano Aliegri z fantasisty zdegradował go do zwykłego robotnika środka pola. Trudniej zrobiło się na boisku, trudniej poza nim. Zerwał relacje z dawnym menedżerem, w następstwie czego wywiązała się medialna kłótnia o pieniądze.

Głośnym echem odbiła się zmiana partnerki. Bo związał się z kobietą nieanonimową. Oriana Sabatini, należy do rodziny tej Sabatini, jest bratanicą słynnej przed laty tenisistki. Do sportowych tradycji ciotki nie nawiązała, zamiast machać rakietą, wywija mikrofonem. Poszła w śpiewanie. Nagrywa płyty, gra koncerty, cieszy popularnością, a to dopiero początek kariery. Efekty jej pracy można z łatwością odnaleźć na Youtubie lub Spotifayu i wyrobić sobie zdanie. Za narzeczonym przeprowadziła się do Włoch. I tu pojawił się problem. W niedawnym wywiadzie szczerze wyznała jak się sprawy mają. Otóż Turyn jej się nie podoba, bo wieje w nim nudą. Włoskiego uczyć się nie zamierza, bo język wcale jej się nie podoba. To wygląda na wstępny plan ucieczki z miasta. Kiedyś Juventus już przerobił podobny scenariusz, w którym kobieta namówiła piłkarza do przeprowadzki i Zinedine Zidane trafił do Realu Madryt. Dlatego tak, jak wszyscy w Turynie kochają Dybalę, tak nie cierpią jego narzeczonej.

Autor: Tomasz Lipiński

Źródło: Piłka Nożna 44/2019

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Lub zaloguj się za pomocą: