Czekając na Rossiego
– Nie zaliczamy się do najlepszych, ale możemy pokonać najlepszych – z takim mottem Cesare Prandelli rusza na podbój Brazylii.
Drugie hasło, które wbił rodakom do głów, brzmi następująco: – W brazylijskim klimacie potrzebuję 23 atletów, a nie tylko 23 piłkarzy.
Manaus, Anglia, Kostaryka i Urugwaj w takiej kolejności to przeciwnicy do pokonania. Jeśli uda się z pierwszym, to łatwiej będzie z następnymi. Główne kryterium wyboru selekcjonera nie pozostawia właściwie żadnych szans forowanym z różnym natężeniem przez media gwiazdom Under 35 lub nieco tylko młodszym. Francesco Totti, Luca Toni, Antonio Di Natale, Alberto Gilardino i Antonio Cassano raczej zostaną w domach. Wyjątkami potwierdzającym regułę są i pozostaną Gianluigi Buffon i Andrea Pirlo.
Drużyna
Kręgosłup jest sztywny i wyjęty z ciała Starej Damy z Turynu. Skład reprezentacji oparty na przynajmniej sześciu zawodnikach Juventusu to właściwie już norma. W eliminacjach zdarzyło się, że dochodzili jeszcze tylko piłkarze Milanu i jedenastka była gotowa. Jednak monopol dwóch klubów należy do przeszłości. Roma, Napoli, Torino i Fiorentina dostarczyły – kosztem słabego Milanu – swoich mocnych kandydatów.
Największe problemy dotyczą trzech pozycji. W dwóch przypadkach to problem niskiej jakości, w trzecim – kontuzji faworyta. Włochom brakuje klasowych bocznych obrońców, zarówno prawych, jak i lewych. Takie nazwiska jak Paolo Maldini, Mauro Tassotti, Gianluca Zambrotta to tylko dobre wspomnienia. Następców nie widać i pozostaje wiara, że objawi się ktoś taki jak Fabio Grosso osiem lat temu.
Prostą ścieżkę, którą na szczyt podążał Mattia De Sciglio, poplątały kontuzje. Federico Balzaretti również zszedł ze sceny na wiele miesięcy z powodu urazu. Ignazio Abate przestał grać nawet w najsłabszym od 30 lat Milanie. Christian Maggio był cieniem samego siebie w Napoli, a i jego dopadły problemy zdrowotne. Oprócz wymienionych i nadziei, że limit pecha wyczerpali, na placu boju zostali Domenico Criscito z Zenitu i być może Manuel Pasqual z Fiorentiny – solidni obrońcy klasy ligowej.
Jedna z opcji zakłada, że Prandelli ominie ten problem i przyłoży na chore miejsca reprezentacji lekarstwo wymyślone przez Antonio Conte. Po co głowić się nad czteroosobowym składem defensywy, skoro zgrany na pamięć jest tercet Andrea Barzagli – Leonardo Bonucci – Giorgio Chiellini. Jednak to uciekanie się do ostateczności, bo w duszy selekcjonera bardziej gra wariant 1-4-3-3 lub 1-4-4-2 niż juventusowy 1-3-5-2.
Kim podeprzeć Mario Balotellego – to jeszcze jedno zmartwienie Prandellego. Myślał i ciągle marzy o Giuseppe Rossim. Jednak kryształowy napastnik po kontuzji odniesionej w pierwszej styczniowej kolejce nie doszedł ciągle do siebie, a jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, po raz drugi w tym roku wybiegnie na boisko pod koniec kwietnia. Jeśli idealny partner dla Balotellego nie zdąży dojść do reprezentacyjnej formy, trzeba będzie kombinować. W zależności od wybranej taktyki bardziej lub mniej mogą pasować: Pablo Osvaldo, Ciro Immobile, Alessio Cerci lub Lorenzo Insigne.
Selekcjoner
Cieszy się ogromnym poparciem prezydenta federacji Giancarlo Abete i zaufaniem kibiców. Gdyby zdać się na sondaże, biłby rekordy popularności. Nawet jeśli stara się być świętszy od papieża i każdego, kto naruszy jego kodeks etyczny, pozbawia na czas określony praw reprezentanta (ostatnio to spotkało Daniele De Rossiego i młodego Domenico Berardiego z Sassuolo, ale wcześniej padło również na Balotellego i Osvaldo), to mało kto odważy się na publiczną krytykę. Podobają się jego rozsądek, elastyczność i umiejętności dyplomatyczne. Jest połączeniem Giovanniego Trapattoniego, którego uważa za swojego mistrza, i Marcello Lippiego. Nie narzeka, nie szuka taniego alibi w przypadku niepowodzeń, po prostu robi swoje, a jak krytykuje, to trafia w punkt. Po przegranym meczu z Hiszpanią zarzucił piłkarzom (i pośrednio ich trenerom) słabe przygotowanie fizyczne, a bez tego nie ma nawet po co jechać do Brazylii, bo skończy się jak w RPA. Kiedy niedomagają kluby i coraz bardziej odstają od europejskiego topu, to nadzieje Włochów są w reprezentacji, a Prandelli podsyca je słowami i czynami.
W marcu przedłużył kontrakt na kolejne dwa lata. Na razie poprowadził drużynę narodową w 51 meczach (24 zwycięstwa, 15 remisów i 12 porażek), ale jak dobrze pójdzie, zbliży się do rekordzisty Enzo Bearzota, który na reprezentacyjnej ławce usiadł 104 razy.
Gwiazda
Czym na dłuższą metę kończy się liczenie tylko na Mario Balotellego, w tym sezonie przekonał się Milan. Jednak reprezentacja to co innego. Poza tym mistrzostwa ciągną się najwyżej przez miesiąc, czyli dość krótko nawet jak na kruchą wytrzymałość nerwową i kapryśność Mario, żeby zdążył wywinąć jakiś numer i przewrócił wszystko do góry nogami. W przeszłości już pokazywał, że na grze w reprezentacji naprawdę mu zależy i jest skłonny pójść na kompromisy, a nawet ustępstwa (na przykład zagrać na skrzydle). A ile dla niej znaczy, przekonał podczas Euro 2012 i w ubiegłorocznym Pucharze Konfederacji. Jak mało kto potrafi być decydujący. Nie ucieka przed odpowiedzialnością. Nieprzypadkowo blisko połowę swoich goli dla Milanu strzelił w ostatnim kwadransie, kiedy ważyły się losy jednego lub trzech punktów. Z kolei w reprezentacji wzniósł się na szczyt w półfinale mistrzostw Europy.
W kadrze ma oparcie w Prandellim, który rozumie go jak mało kto, i plutonie generałów, którzy błyskawicznie stawiają go do pionu. Nawet urodzony rebeliant pokornieje, kiedy przemawiają Pirlo, Buffon czy De Rossi. W reprezentacji ma więc spokojną głowę, a Balotelli osiodłany i mądrze prowadzony to jeden z najlepszych rumaków na świecie.
Kluczowe pytanie
Czy na czas wykuruje się Giuseppe Rossi, dla taktyki piłkarz niezbędny? Kto okaże się odkryciem? Jak Paolo Rossi w 1978 i 1982 roku, jak Salvatore Schillaci w 1990 roku, jak Fabio Grosso w 2006? Kandydatów nie brakuje. Obstawiamy, że będzie to ktoś z dawnej Pescary: Lorenzo Insigne, Ciro Immobile, Marco Verratti, z naciskiem na tego ostatniego, który w Paris SG zdobył ostrogi rozgrywającego europejskiego formatu, może ze zbytnią skłonnością do ryzyka i zaufania do własnych umiejętności, ale już zdolnego do wielkich czynów. Jeśli Prandelli znajdzie miejsce dla Andrei Pirlo i dla niego, będzie ciekawie.
Prognoza
Cztery lata temu Włosi byli murowanym faworytem do wygrania grupy z Paragwajem, Nową Zelandią i Słowacją, a zajęli ostatnie miejsce. Teraz wylosowali źle, ale zwłaszcza w wielkich turniejach pokazywali nie raz, że im gorzej, tym lepiej. Wielkie wyzwania ich motywują, przeciwności konsolidują (wybuch skandalu calciopoli w przededniu mundialu w 2006 roku), zatem Anglia i Urugwaj im niestraszne. Półfinał to cel jak najbardziej osiągalny.
Autor: Tomasz Lipiński Źródło: Piłka Nożna nr 15/2014