Czy możemy być dumni z tego, że Ronaldo grał w Juve?

Jeszcze w trakcie Euro 2020/1 bardzo żywo dyskutowana była przyszłość Cristiano Ronaldo, a w grę wchodziło wiele scenariuszy. Sam zawodnik był bardzo spokojny i unikał jakichkolwiek deklaracji odnośnie swojej przyszłości. Mówił wtedy:

 „Gram na najwyższym poziomie od wielu lat i to mnie nie przeraża. Może gdybym miał 18 lub 19 lat, ta sprawa wywołałaby u mnie kilka nieprzespanych nocy, ale jestem przecież 36-latkiem. Cokolwiek się wydarzy, będzie to najlepsze rozwiązanie, niezależnie czy zostanę w Juventusie, czy odejdę”.

Spokój Portugalczyka nie powinien dziwić – wszak mówimy o piłkarzu, który dużymi krokami zbliża się do końca swojej bogatej kariery, w trakcie której wygrał właściwie wszystko. Zespołowo zdobywał mistrzostwo kraju w Anglii, Hiszpanii i we Włoszech, pięciokrotnie triumfował w Lidze Mistrzów. Także pięciokrotnie był nagradzany Złotą Piłką France Football dla najlepszego piłkarza na świecie. Ponadto zdobywał koronę króla strzelców w Premier League, La Liga, Serie A i Lidze Mistrzów, a w tym roku dołożył do tej bogatej kolekcji statuetkę najlepszego strzelca na Euro.

Teraz, jako 36-latek, ponownie stał się bohaterem głośnego transferu i postanowił wrócić do Manchesteru. Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym (a pochodzą one z dosyć wiarygodnych źródeł) do ostatniej chwili nie było jasne, w której jego części zamieszka. Początkowo to City było bardziej zainteresowane zatrudnieniem Portugalczyka, jednak na ostatniej prostej United okazało się bardziej konkretne i błyskawicznie sfinalizowało transakcję swojej byłej gwiazdy. Podobno na drodze Ronaldo do The Citizens stanęła niechęć do zapłacenia wymaganych przez Juventus 29 milionów euro odstępnego. Zważywszy na to, że w erze szejka Monsura City wydało na transfery przeszło 1,5 miliarda euro, poskąpienie niespełna 30 milionów brzmi groteskowo. Czerwone Diabły z miejsca wysupłały tę kwotę i w piątek, 27 sierpnia, hucznie ogłoszono powrót Ronado na Old Trafford.

Dobre złego początki

Trzy lata temu transfer CR7 do Juventusu wywoływał skrajne emocje wśród fanów Starej Damy. Kibice byli wyraźnie podzieleni na tych zachwyconych faktem, że zawodnik takiego kalibru dołączył nie tylko do klubu, ale też do kulejącej w ostatnich latach ligi włoskiej i tych bardziej sceptycznych, którzy zaznaczali, że w Juve największą siłą jest kolektyw, a dostosowywanie taktyki pod gwiazdora, który nie potrafi żyć poza światłami reflektorów i pracować dla drużyny, wywoła więcej szkody niż pożytku. O ile zaraz po transferze sceptycy byli w zdecydowanej mniejszości, to z każdym mijającym miesiącem, jaki mijał Ronaldo w biało-czarnych barwach, liczebność tej systematycznie grupy rosła. Trend ten okazał się na tyle silny, że w dzień odejścia Cristiano z Juventusu na forach kibicowskich odgłosy ulgi zagłuszają jęki rozczarowania. Czy słusznie?

W trakcie trzech sezonów spędzonych we Włoszech zarzucano Cristiano Ronaldo, że nie przynosi do stołu tego, czego od niego oczekiwano. Zatrudnienie portugalskiego gwiazdora było zgodnie interpretowane przez środowisko Juve jako skomasowany atak po upragnione trofeum: Puchar Ligi Mistrzów. Na tym polu rzeczywiście na deklaracjach się skończyło – w erze CR7 Juve odpadało z Ligi Mistrzów kolejno: w 1/4 z Ajaxem, 1/8 z Lyonem i 1/8 z Porto, czyli znacznie niżej notowanymi rywalami, w dodatku na bardzo wczesnym etapie rozgrywek. W sezonie 2020/2021 odpadnięcie z Ligi Mistrzów było jednak najmniejszym problemem tifosich. Po dziewięciu latach stracili Scudetto na rzecz odwiecznego rywala. Po fatalnym sezonie do ostatniej minuty drżeliśmy o zajęcie czwartego miejsca w lidze, które gwarantowało nam udział w kolejnej edycji LM. I które ostatecznie osiągnęliśmy głównie dzięki heroicznej postawie Hellasu i spętanym stresem nogom piłkarzy Napoli w ostatniej kolejce minionego sezonu. Obiektywnie należy stwierdzić, że w trakcie pobytu Ronaldo w Juventusie zespół zaliczył sportowy regres. Część kibiców i ekspertów zaczęło winić za to genialnego Portugalczyka, zarzucając mu, że zamiast języczkiem u wagi był kulą u nogi swojego zespołu.

Ze sportowego punktu widzenia Ronaldo opuszcza Juventus jako zawodnik z najwyższą średnią bramek/mecz w historii klubu: 0,75. W czasie spędzonym na Półwyspie Apenińskim zdobył łącznie 101 goli i zanotował 20 asyst w 134 występach, z czego 84 bramki i 16 asyst w 98 występach w Serie A i 14 goli i 4 asysty w 23 meczach w Lidze Mistrzów. Do tego dorzucił 4 gole w Coppa Italia i 2 w Supercoppa Italiana.

Kolejne dane statystyczne jeszcze mocniej uwidaczniają wpływy Portugalczyka na drużynę: w sezonie 2019/2020 Juventus strzelił w Serie A 76 goli. Ronaldo zanotował w tym okresie 31 goli (12 z karnych) i 6 asyst. W prostym przeliczeniu: miał udział w 49% bramek zdobytych przez drużynę. W minionym sezonie, najsłabszym od dekady dla Juve, Ronaldo miał udział w 40% goli strzelonych przez Juventus w Serie A – strzelił 29 bramek (6 z karnych) i 2 asysty. Zespół zakończył sezon z 77 trafieniami. By umieścić te liczby w odpowiedniej perspektywie, dodam, że średnia strzelonych goli/sezon dla ostatnich 10 lat wynosi 75.2. Oznacza to dokładnie tyle, że pod kątem strzeleckim ostatnie lata były powyżej średniej.

Poza walorami stricte sportowymi sprowadzenie CR7 do Juventusu miało drugie dno, którego waga w dzisiejszych czasach jest nie do przecenienia – marketing. Zgodnie z wynikami badań trendów w sporcie fani zdecydowanie częściej śledzą poczynania zawodników niż klubów. Innymi słowy kibice wspierają ten zespół, w którym występuje ich idol. Potwierdzenia tych słów nie trzeba daleko szukać – macie z pewnością w gronie swoich, interesujących się futbolem, znajomych fanów Barcelony, którzy, z rozdartym sercem, polują na koszulkę PSG z nazwiskiem Messiego i którzy specjalnie dla niego zaczną oglądać mecze tej drużyny i przychylniejszym okiem spoglądać w stronę ligi francuskiej. Ten sam efekt latem 2018 roku wywołał Ronaldo w Juventusie. Swoim statusem jednego z najlepszych piłkarzy w historii tego sportu wyniósł całą Serie A na wyższy poziom rozpoznawalności i oglądalności.

Poza wzrostem oglądalności i sprzedażą koszulek efekt Ronaldo objął także inne dziedziny działalności klubu. Po zakontraktowaniu Ronaldo akcje Juventusu na giełdzie zyskały na wartości przeszło 20%. Ilość obserwujących kanały social media wzrosła do przeszło 113 milionów (w erze pre-Ronaldo było to 50 milionów). Samo sprowadzenie Portugalczyka wywindowało Bianconerich do ścisłej czołówki wśród klubów pod kątem popularności w mediach społecznościowych. Dla porównania i zachowania odpowiednich proporcji – tylko na Instagramie Ronaldo ma 334 miliony obserwujących, Messi 257 milionów. Liczba deklarowanych fanów Juventusu na świecie wzrosła z 385 milionów w 2018 do 545 milionów w 2020, a przychody z reklam i od sponsorów z 87 do 130 milionów w tym samym okresie.

Przedstawiony — pełen pozytywów i negatywów — opis skłania do zadania przysłowiowego pytania o to, czy można powiedzieć, że operacja się udała, tylko pacjent zmarł? Powodów niezadowolenia z „Projektu Ronaldo” należy poszukać na kilku płaszczyznach:

  1. Przez ostatnie trzy lata często można było natrafić na argumentację, że Juventus przez Ronaldo stał się bardziej przewidywalny. Automatycznie wychodzono z założenia, że gra będzie ułożona wyłącznie pod niego, a każdy z zawodników obecnych na murawie będzie miał w głowie tylko jeden cel – podać do Ronaldo, to on ma strzelać. Ciężar ataku nie rozkładał się na wielu piłkarzy, a forsowane było jedno rozwiązanie – to gwiazdorskie. Nie do końca pokrywa się to z moimi obserwacjami. Patrząc na mecze Juve z Portugalczykiem w składzie często miałem wrażenie, że koledzy z zespołu traktują go jako alibi, najprostsze rozwiązanie. Nie wiesz co zrobić? Podaj do Ronaldo, on przecież coś wymyśli. Było tak, jakby posiadanie tak znakomitego piłkarza pozwalało innym zdjąć z siebie odpowiedzialność za atakowanie, strzelanie, wygrywanie.
  2. Na przestrzeni ostatnich lat skład Juventusu znacząco tracił na jakości, szczególnie w linii pomocy. Bolączka ta była szczególnie widoczna w fatalnym dla nas sezonie 2020/2021, kiedy to brakowało pomocników zdolnych tak do zabezpieczenia tyłów, jak i do wspierania formacji ofensywnej. Odnosiło się wrażenie, że środek pola nigdy nie był tam, gdzie akurat był potrzebny. Gdy się broniliśmy – brakowało asekuracji, gdy atakowaliśmy – brakowało pomysłu i umiejętności. W latach, kiedy Juventus miał swój najlepszy moment – zaraz po objęciu zespołu przez Allegriego – złożona z Pirlo, Marchisio, Vidala i Pogby druga linia była jedną z najbardziej jakościowych i najlepiej zbalansowanych formacji w Europie. To dzięki niej cieszyliśmy się bardzo szczelną obroną i zabójczo skutecznym atakiem.
    W latach swoich największych triumfów w Realu Cristiano mógł liczyć na wsparcie Modricia, Kroosa i Casemiro, w ataku zaś świetnie układała się współpraca z Benzemą. Podobnie było w Barcelonie – w najlepszym dla nich okresie w środku pola występowali Busquets, Xavi i Iniesta i to oni wspierali znakomite trio MSN. W naszym ostatnim sezonie o sile zespołu stanowili sabotażysta Bentancur, wiecznie kontuzjowani Arthur i Ramsey, grający w kratkę Rabiot czy nieokrzesany McKennie. Wsparciem w linii ataku mieli natomiast być Dybala, którego więcej czasu spędził w J-Medical niż na J-Stadium i Morata, który zaliczył dobry sezon, ale do klasy francuskiego napastnika Realu nawet się nie zbliża.
  3. Karuzela trenerska. W trakcie swoich trzech sezonów Portugalczyk pracował z trzeba różnymi trenerami — każdym z zupełnie inną koncepcją gry. Od do bólu pragmatycznego Allegriego, u którego każdy zawodnik miał swoje jasno sprecyzowane zadania (także taktyczne i defensywne), a cała drużyna była jak świetnie naoliwiona maszyna, przez Sarriego i jego Sarriball, czyli pomysł całkowitej zmiany filozofii, nastawienia i mentalności zespołu z dnia na dzień, aż do Pirlo, czyli trenera z pomysłem, który nigdy nie był weryfikowany przez rzeczywistość. Sądzę, że gdy dokonuje się największej inwestycji w historii klubu nie powinno być miejsca na takie eksperymentowanie. Zawodnik rangi CR7 powinien przyjść na gotowe, być długo wyczekiwanym, brakującym elementem układanki personalnej i taktycznej.
  4. Konsekwencje pandemii – aspekt totalnie nie do przewidzenia dla władz, jednak także kiepsko i chaotycznie zarządzany. W momencie, w którym najbardziej potrzeba było jasnej i konsekwentnej wizji budowania zespołu wśród zarządzających pojawiło się wiele wątpliwości, niepewności i nieuporządkowanych ruchów. Nieustanna pogoń za plusvalenzą, która polegała na przeprowadzaniu mnóstwa niejasnych transakcji, mających na celu trzymanie w ryzach budżetu, spowodowała odsunięcie na dalszy plan o priorytetu, jakim jest podnoszenie jakości zespołu. W pewnym momencie odnosiłem wrażenie, że zarząd zaczynał zjadać swój własny ogon i dławić się nim.

Najnowsza historia Juventusu, era Ronaldo, niestety skorelowała się z absurdalnym jak na realia turyńskiego giganta bałaganem. Niestety, bo to nie pozwoliło w pełni wykorzystać amunicji, jaką dysponowaliśmy. Znamienne są tutaj słowa Mourinho, który trafnie zaznaczył, że takiego zawodnika jak CR7 trzeba umieć wykorzystać. My nie potrafiliśmy.

Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana

Po dwóch sezonach eksperymentowania Juventus postanowił wrócić do korzeni. Zatrudnienie Allegriego, budowanie składu na fundamencie złożonym z Włochów i młodych, wyróżniających się piłkarzy w Serie A jest nawiązaniem do czasów, które przynosiły nam tyle radości. Opieranie się na rozpoczynającym już siódmy sezon w Turynie Dybali, sprowadzenie Locatellego, pokładanie nadziei w Chiesie to pierwsze oznaki nowego-starego Juve.

Częścią realizacji tej strategii są również przegląd i wietrzenie szatni oraz związany z nimi  — już rozwiązany — dylemat co dalej z Ronaldo. Ikoną sportu, a jednocześnie wielką bolączką dla budżetu i zaprzeczeniem nowej wizji. Allegri rozpoczął od mocnej deklaracji, że nikt w zespole nie jest nietykalny, skład będzie podlegał rotacjom, a wybory personalne będą zależne od potrzeb trenera i formy zawodników. Prosty, lecz mocny komunikat – wielu jest ważnych, ale nikt nie jest niezbędny. Cristiano w Juve zmienił status z „must have” na „nice to have”. W założeniu przestał być gwiazdą, a został członkiem zespołu.

Dlatego, a także z innych względów, transfer do Manchesteru United wydaje się być dla niego doskonałym rozwiązaniem. Hasło „Powrót do domu, do miejsca w którym wszystko się zaczęło” świetnie brzmi marketingowo, a to że United nadal jest jedną z najsilniejszych marek na piłkarskim rynku, sprawia, że  ich połączenie z globalną marką CR7 wydaje się gwarancją sukcesu. W tym wszystkim jest jeszcze Premier League, swoista Superliga na tle innych rozgrywek krajowych w Europie, która jeszcze bardziej zyska na przybyciu takiej gwiazdy. Kolejnej, która opuszcza Serie A (po Lukaku, Hakimim, De Paulu, Donnarummie i wielu innych), co moim zdaniem miało wpływ na dalsze kroki Ronaldo. Swoje przekonanie opieram na tym, że poza idolami i widowiskowymi dryblingami w sporcie popularność i oglądalność napędzane są wielkimi rywalizacjami. Przez kilka lat cały piłkarski świat z rumieńcami emocjonował się rywalizacją Realu i Barcelony, Messi kontra Ronaldo, regularne starcia tytanów, wielka piłkarska wojna, którą śledziły setki milionów ludzi. Z kim miał rywalizować CR7 po zakończeniu tegorocznego mercato? Z 40-letnim Ibrahimoviciem? Nieznanym szerszej publiczności Lautaro Martinezem czy nadal kompletnie anonimowym Dusanem Vlahoviciem? Po transferze Messiego do PSG i drenażu ligi włoskiej z gwiazd Ronaldo został na antypodach zainteresowania i trendów w social mediach. I temu musiał szybko zaradzić. Łatwo poszło.

Jaka jest wiec końcowa ocena „Projektu CR 7”? Odpowiadając na to pytanie celowo unikam nagminnie pojawiającego się w podobnych komentarzach i dziennikarskich podsumowaniach słowa „porażka”. Nie zgadzam się bowiem z takim werdyktem. Każda ze stron na tym ruchu coś zyskała. Nawet jeśli nie było to tyle, ile się spodziewała, to nie ma tutaj zmarłych — są tylko ranni.  Słowo, które przychodzi mi na myśl, kiedy myślę o całej tej sytuacji to NIEDOSYT, wyrażany przede wszystkim przez  wspominaną już klapę w europejskich pucharach, czy utracone mistrzostwo. Dodatkowy niesmak pozostawia forma zakończenia wspólnej przygody Ronaldo ze Starą Damą — nie było to nawet wyjście tylnymi drzwiami, ale desperacka ucieczka oknem, wykonana na kilka dni przez zamknięciem okna transferowego.

Staram się jednak patrzeć na to wszystko szerzej – z pespektywy wspólnie spędzonych lat i „efekcie Ronaldo”, który jeszcze przez jakiś czas będzie się unosił wokół klubu w postaci pewnego rodzaju aury (tzw. Halo Effect). Pomyślcie tylko: jeden z najlepszych piłkarzy w historii piłki nożnej napisał całkiem pokaźną kartę na stronach Waszego ukochanego klubu. Po bardzo trudnym czasie powrotu z niebytu Serie B, uwłaczających karach i bezpodstawnych zarzutach korupcyjnych Stara Dama świeciła blaskiem tak jasnym, że skusił takiego gracza do dołączenia do zespołu. Kiedy już opadnie kurz całego tego zamieszania, kiedy na spokojnie siądziemy to z uśmiechem wspomnimy fakt, że Ronaldo grał w Juventusie. Wierzę, że — mimo rozczarowania, towarzyszącego obecnie niektórym z nas — większość z czasem dostrzeże, że posiadanie takiego zawodnika w naszej drużynie potwierdzało wielkość Bianconerich i było czymś, z czego warto być dumnym.

Autor: Marcin Szydłowski

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
2 lat temu

Zgadzam się z taką oceną. Bardzo dobry piłkarz, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, z nieodpowiednimi kolegami na boisku.