Dlaczego Juventus wybrał przyszłość bez Paulo Dybali?
Fot. Ettore Griffoni / Shutterstock.com
Tekst ukazał się na łamach Forbes po ligowym zwycięstwie 2:0 z Salernitaną, dlatego nie uwzględnia się w nim porażki 0:1 z Interem i wygranej 2-1 z Cagliari.
W ostatnią niedzielę Juventus powrócił na boiska Serie A i łatwo pokonał u siebie ostatnią w tabeli drużynę Salernitany. Niedzielni kibice mogliby nawet pomyśleć, że tę wygraną można uznać za adekwatną odpowiedź na upokarzającą porażkę w Lidze Mistrzów, a napastnicy Starej Damy, którzy wpisali się na listę strzelców, szybko odnaleźli skuteczność i formę. Rany Bianconerich są jednak głębsze, a obecny sezon jest trzecim, w którym włoska drużyna odpada z najbardziej elitarnych rozgrywek w Europie, ulegając rywalom należącym do grupy kontynentalnych średniaków. Klęski w starciach z Olympique Lyon, FC Porto i Villarreal pokazują, że turyńczycy nie zrobili znaczących postępów, a trzech – preferujących trzy różne style pracy i gry – trenerów, nie potrafiło sprawić, że ich podopieczni przekroczą próg 1/8 finału Champions League. Tym sposobem ostatnia wstydliwa wpadka wpisała się w bolesną sekwencję rozczarowań, która towarzyszy Juventusowi od 1996 roku. To właśnie wtedy ekipa ze stolicy Piemontu ostatni raz zdobyła upragnione trofeum dla najlepszej drużyny Starego Kontynentu.
Najnowszy akt tej wieloletniej tragedii sprawił, że kierownictwo włoskiego giganta musiało przemyśleć strategię na przyszłość. Choć rozsądek podpowiadałby, że ze znaczącymi zmianami warto zaczekać do lata i ponownego otwarcia mercato, zarząd Starej Damy miał inne plany i zaczął działać niemal od razu. Rankiem, 21 marca, dziennikarze ujawnili, że do kwatery głównej klubu przybył agent Paulo Dybali Jorge Antun. Jego celem było kontynuowanie negocjacji dotyczących kontraktu jego klienta. Pertraktacje w tej sprawie rozpoczęły się już w zeszłym roku, ale różne czynniki sprawiały, że przez ten czas strony nie doszły do ostatecznego porozumienia. Relacjonujące i komentujące przebieg wydarzeń media nie stroniły od domysłów i chętnie spekulowały na temat przebiegu kolejnych tur rozmów. Na łamach portali sportowych i społecznościowych pojawiały się informacje sugerujące, że Juventus zmienił swoją ofertę na mniej korzystną dla Argentyńczyka, a punkty widzenia zawodnika i klubu zaczynają się od siebie oddalać.
Zbyt drogi dla nowego Juventusu?
Wszystko to oznaczało, że poniedziałkowe spotkanie może mieć przełomowy charakter. Jego wagę podkreślał skład delegacji Juventusu, którą tworzyli CEO Maurizio Arrivabene, Prezydent Andrea Agnelli i wiceprezydent Pavel Nedved. Po upływnie niecałych dwóch godzin Antun bez słowa opuścił budynek klubu, a kolejne przecieki potwierdzały, że dziesiątka Juventusu rozstanie się ze swoim pracodawcą po wygaśnięciu obecnej – kończącej się w czerwcu 2022 – umowy. Nieco później doniesienia te potwierdził Arrivabene, który powiedział TuttoMercatoWeb, że Dybala nie jest już częścią projektu, a w jego centrum znajduje się teraz Dusan Vlahović. Dyrektor dodał również, że wysokie koszty sprowadzenia Serba i liczne absencje Paulo zmusiły klub do przemyśleń związanych z różnymi parametrami kontraktu argentyńskiego napastnika i do dokonania oceny jego przydatności, a decyzja w tej sprawie została podjęta już w styczniu. W grę wchodziło złożenie zawodnikowi niższej propozycji, ale – zgodnie ze słowami Arrivabene – taki ruch oznaczałby brak szacunku i dlatego Juventus nie chciał się do niego uciekać.
Powyższe wypowiedzi nie mogły być bardziej czytelne. Za pomocą kilku bezpośrednich zdań kierownictwo turyńskiego giganta dało do zrozumienia, że klub znalazł nowego lidera, a słabe zdrowie 28-letniego Dybali negatywnie wpłynęło na opłacalność jego pobytu w drużynie. W tym kontekście należy wspomnieć, że od początku sezonu 2020/21 – z powodu różnych kontuzji – Argentyńczyk był niedostępny w łącznie 34 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach. Szczególnie brzemienna w skutki okazywała się jego nieobecność w kluczowych meczach europejskich pucharów. W ciągu ostatnich trzech lat Dybala regularnie opuszczał spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów, zaliczając w nich zaledwie 115 z dostępnych 540 minut. Fakt, że w tym czasie piłkarz nie zdobył gola ani nie zaliczył asysty, a jego drużyna żegnała się z turniejem, sprawia, iż decyzja zarządu Juventusu wydaje się uzasadniona.
Na korzyść Dybali nie działają też statystyki z poszczególnych faz grupowych Champions League. Od sezonu 2019/20 napastnik zaczynał w pierwszej jedenastce tylko siedem z osiemnastu dostępnych spotkań, a zdobywane przez niego bramki padały w meczach ze słabszymi rywalami, takimi jak Lokomotiv Moskwa, Ferencvaros, Malmo czy Zenit. Jedyny wyjątek stanowi tu trafienie z listopada 2019, zaliczone przeciwko Atletico Madryt.
Dybala jest o krok od zrównania się z Baggio
Jednocześnie nie należy zapominać, że przed tym nieszczęśliwym trzyleciem Dybala był kluczowym zawodnikiem Juventusu i udowadniał, że jego przydomek – La Joya (klejnot), nie został nadany na wyrost. Podczas całego pobytu w Turynie Argentyńczyk zdobył 113 bramek i bywał decydujący także w najważniejszych starciach danej kampanii. W pierwszym sezonie w biało-czarnych barwach trafił do siatki Bayernu Monachium, a rok później świetnym występem zdemolował Barcelonę, która została wtedy wyeliminowana przez Starą Damę. W sezonie 2017/18 napastnik strzelił bramkę Tottenhamowi w 1/8 finału, a w następnym dopisał do dorobku gola przeciwko Manchesterowi United dowodzonemu przez Jose Mourinho. Obecnie Dybali brakuje trzech trafień, by wyprzedzić w klasyfikacji wszechczasów Juve legendarnego Roberto Baggio. Nawet, jeśli Paulo nie pobije tego rekordu, pozostanie mu tytuł najskuteczniejszego piłkarza spoza Europy, który zakładał trykot Bianconerich.
To wszystko jest jednak przeszłością, a w tym tygodniu Juventus wyraźnie pokazał, że nie zamierza płacić swoim zawodnikom za dawne osiągnięcia, koncentrując się na tym, co dany gracz wnosi do drużyny tu i teraz. Strategia ta ma pomóc Starej Damie wrócić tam, gdzie – według zarządu – jest jej miejsce, czyli do ścisłego europejskiego topu. Droga ku temu celowi może oznaczać kilka bolesnych pożegnań, ale ostatnie ruchy Maurizio Arrivabene, takie jak zakup Vlahovicia i Locatellego pokazują, że chce on budować ekipę, która będzie miała szansę na świetlaną przyszłość. W wizji tej przyszłości nie znalazło się jednak miejsce dla Paulo Dybali.
Autor: Adam Digby, Forbes