Forza Italia do Londynu!

Forza Italia Do Londynu

Grupowe granie na Euro 2020+1 powoli dobiega końca i choć niektórym zostało dogranie ostatniej kolejki, to już można powiedzieć, po trzech meczach jest tylko jedna reprezentacja, która przeszła suchą stopą rozgrywki grupowe – to Squadra Azzura.

Nie mam tu na myśli jedynie bilansu bramkowo – punktowego, choć Włosi na tym polu przeszli samych siebie jak i historię. Żadna reprezentacja do tej pory w spotkaniach grupowych nie zachowała czystego konta, jak i też Włosi nigdy nie zdobyli w jednym meczu Euro trzech bramek. Teraz dokonali tego w dwóch pierwszych meczach pod rząd.

Kto z Was pamięta sezon 1990/91 włoskiej Serie A? Dość szczególny, bo oto niespodziewanie Sampdoria zdobyła mistrzostwo Włoch, wyprzedzając w tabeli Milan oraz Inter. Wtedy w składzie Sampdoria miała Manciciniego, Viallego, Vierchowoda czy Lombardo. Blisko trzydzieści lat póżniej Mancini obejmując kadrę Italii skrzyknął swoich boiskowych kampanów z tamtego sezonu do swojego sztabu szkoleniowego i mamy to, co mamy.

W zgodnej opinii Włosi nie posiadają zdecydowanego lidera bądź wielkich gwiazd. Mało tego. Jeśli na sucho wziąć nazwiska Insigne, Immobile, Spinazzolę czy Belottiego przed turniejem, raczej ciężko personalnie stawiać ich w roli faworyta turnieju. Ale Mancini jako selekcjoner to było rozwiązanie idealne, bo po jałowym Venturze przyszedł ktoś, kogo zawodnicy wygrywają mecz już podczas wykonywania hymnu. Ta pasja, która z nich wtedy bije, kiedy stają koło siebie błękitnym murem ramie w ramię, przelewana jest następnie na boisko już podczas meczowych minut.

Styl Włochów można by określić jako maestria filharmonii La Scala z tyłu, a z przodu dziki rock and roll z domieszką reagge, czyli wyrazistość i konkret wiązany z luzem i swobodą. To, jak Włosi potrafią przenieść się z trzydziestego metra sprzed swojego pola karnego w pole karne rywali, dosłownie trzema, czterema podaniami to level master i nie pokazała tego do tej pory żadna inna kadra. Nie ma żadnej strefy na boisku, w której rywale Włoch mogliby swobodnie rozgrywać piłkę. Im bliżej bramki Donnarummy, tym piłka dla nich ginie bezpowrotnie, a na połowie rywala presują strasznie szybko i skutecznie całym zespołem. Nawet druga czy trzecia piłka, teoretycznie zagubiona przez przypadkowe odbicie, jest atakowana przez dwóch graczy Włoch. W ataku jest pomysł, jest płynność i odpowiednia szybkość. A druga linia jest czymś, dzięki czemu Włosi w mojej ocenie zagrają w finale. Locatelli, Barella, Jorginho, Veratti. Na skrzydłach biegają Insigne czy Chiesa i jest komu grać, z obrony można liczyć na wsparcie Spinazzoli, Emersona, Toloi czy Di Lorenzo, a z przodu Immobile, który może nie jest światową dziewiątką, ale przy takim wsparciu gry zespołowej trzeba na niego uważać, bo szanse mieć będzie zawsze i potrafi je wykorzystywać. I wymyśl schemat obronny, który zblokuje Włochów w rozgrywaniu piłki, jak tu wszędzie ruch, wszędzie huczy i wieje, a błękitne koszulki śmigają jak skutery na skrzyżowaniu w Sajgonie. Słowem – tam wszystko chodzi. Chodzi piłka, chodzą piłkarze. Jest świadomość tego co potrafią ale i pokora. Jest kolektyw, walka jeden za drugiego, a bohaterem nie jest tylko ten, który strzeli bramkę, ale też i ten, który chwilę potem zablokuje strzał rywala.

Włosi wychodzą na trzeci mecz grupowy, tasując składem, dając pograć nawet drugiemu bramkarzowi. Zmiennicy wychodzą i dyktują tempo. Panowie, to jest siła i świadomość taktyczna tego zespołu. Jedyne, co jest niewiadomą, to jak zespół reaguje na problemy, jaki plan B posiada Mancini i czy jego zespół potrafi zareagować. Jak Włosi funkcjonują na boisku, kiedy to rywal przejmie inicjatywę. Jaki wpływ na ich pewność siebie ma utracona bramka? Na tym turnieju jest kilka ekip, które mogą w drodze (miejmy nadzieję) po złoto zweryfikować ich jako drużynę bardziej niż Turcy czy Szwajcarzy.

W tym wszystkim swój wielki wkład na pewno będą mieli Juventini. Środek obrony Bonucci – Chiellini pokazuje fanom Juventusu, że to jeszcze nie czas, by żegnać ich bez żalu i sporo jako duet mają do zaoferowania. Chiesa jak diabeł tasmański trzymany w blokach na początku, z Walią już zagrał od początku i błyszczał. A Bernardeschi? Śmieszkujmy dalej… Ale zobaczcie, co grają Włosi. Jak są silni, jak zgrani, jak się poruszają. Tam wszystko chodzi, a Mancini go wybrał, posyła do boju w ofensywie, ufa mu. I co? I jeśli Juventus w sezonie będzie miał zmienników na takim poziomie na każdej pozycji, to ja już dziś stawiam wypłatę na scudetto Juve w przyszłym sezonie.

Zostały jeszcze cztery mecze do finału i wierzę, że wystąpią w nich Włosi. Piszę obiektywnie, nie tylko jako fan, ale żadna drużyna tak nie przekonuje jak do tej pory Włosi. Nie wierzę, że będzie to Holandia z 2008 roku. Włosi, jak to Włosi, nigdy nie byli faworytem, ale to utytułowana nacja, która jak na “nigdyniefaworytów” osiągnęła fenomenalnie wiele. Więc… do zobaczenia 11 lipca w finale…

Autor: Grzegorz Zuber

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

3 lat temu

Zobaczymy co będzie bez marginesu błędu jak w grupach. Playoffy to już całkiem inna gra.

3 lat temu

Mam dobre przeczucia, że będzie jak w 2006 roku 🙂

3 lat temu

No to jeszcze dwa mecze, oby poszło jak dotychczas!

Lub zaloguj się za pomocą: