King Kong
Jest dokładnie taki jak w meczu z Napoli. Prowokator i ofiara. Na boisku przeciwnicy chcieliby go pokroić na kawałki, zaraz po meczu rozbroi każdego uśmiechem i kulturą. Z nim Juventus raczej nie przegrywa.
Od pierwszej do ostatniej akcji pierwszej połowy hitu 26 kolejki niemal wszystko kręciło się wokół Giorgio Chielliniego. Najpierw przegrał pojedynek z Goranem Pandevem, co stworzyło szanse bramkową Markowi Hamsikowi. W 10 minucie wykorzystał dośrodkowanie Andrei Pirlo, bierność Miguela Britosa i głową strzelił swojego 19 gola w Serie A i pierwszego w tym sezonie. Cieszył się, uderzając pięściami w klatkę piersiową. Jak King Kong pokazał, że jest właściwie nie do pokonania. Nie był tylko zamieszany w bramkę wyrównującą dla Napoli
Łokciem w twarz
Przy każdym stałym fragmencie toczył boje z Edinsonem Cavanim. Obłapiał Urugwajczyka i nie puszczał, dopóki piłka nie minęła ich w bezpiecznej odległości. Cavani się wściekał, wyrywał i raz powalił Chielliniego na murawę. Obrońca Juventusu szybko się pozbierał, dopadł rywala i wybiegając z własnego pola karnego, mocno pociągnął go za długie loki. – Giorgio chciał sprawdzić, czy Cavani nałożył na włosy odpowiednią ilość żelu – żartował po meczu trener Antonio Conte. Sędziowie tej prowokacji nie zauważyli i dlatego musiało dojść do punktu kulminacyjnego.
W następnej akcji biegnący w stronę bramki Juve Cavani nie był specjalnie zainteresowany piłka, patrzył na Chielliniego, który znów stanął mu na drodze i tak zdzielił go łokciem, że nawet Kliczko (wszystko jedno, czy Witalij, czy Władimir) nie ustałby na nogach. Sędzia główny niczego nie zauważył, bramkowy niby coś widział, ale chyba nie do końca, bo zasugerował ukaranie napastnika tylko żółtą kartką. Wydawało się, że po czymś takim Cavani i Chiellini zostaną do końca karier śmiertelnymi wrogami. Tymczasem w drugiej połowie złe emocje stopniowo opadały i konflikt zakończył się przybiciem piątki oraz wymianą koszulek po ostatnim gwizdku arbitra. “Wyjaśniliśmy sobie wszystko z Edim. Podczas 90 minut można faulować i być faulowanym, ale po meczu zapominamy o tym, co złego działo się na boisku. Pozostaje szacunek dla wielkiego przeciwnika ” – tłumaczył Chiellini.
To był jego spektakularny, a zarazem kontrowersyjny powrót do podstawowego składu po ponad dwóch miesiącach spowodowanych leczeniem kontuzji. Zresztą gdyby to do lekarzy należał głos decydujący, na Chielliniego trzeba byłoby jeszcze poczekać. Nie jest to końca zdrowy. Narzeka na ból prawej kostki, która puchnie i przed meczem z Napoli praktycznie uniemożliwiała normalne treningi z resztą drużyny. Zacisnął jednak zęby i zagrał, na co nalegał trener Conte, który wie, że obok Gianluigiego Buffona i Pirlo to trzeci piłkarz nie do zastąpienia.
Obrońcy tytułu mistrzowskiego przegrali w tym sezonie pięć razy (cztery w Serie A i raz w Pucharze Włoch). W czterech przypadkach stało się to bez udziału Chielliniego. Z nim 13 zwycięstw, 6 remisów i jedna porażka z Interem w Turynie. Kiedy przed Buffonem staje blok defensywny w składzie Andrea Barzagli – Leonardo Bonucci – Chiellini, Juventus jest bardzo szczelny z tyłu. W Neapolu wszyscy trzej byli na boisku po raz 11 w lidze i dopuścili do straty dopiero siódmego gola. W Lidze Mistrzów było niemal równie dobrze: Pięć wspólnych występów i trzy gole.
Między Gentile a Montero
Po odejściu Alexa Del Piero kibice Bianconerich chyba nikogo tak nie kochają jak swojego Giorgione (wielki Giorgio), który na boisku zostawia całe serce, walczy za dwóch i po drodze do celu rozjeżdża jak tir (taki też dziennikarze nadali mu przydomek) wszystko, co napotka na swojej drodze. Jednak w odróżnieniu od Aleksa kochają go tylko na Arenie Juve. Na innych stadionach to na nim koncentruje się złość kibiców. Jeśli od Mediolanu do Palermo nienawidzi się Juventusu, to Chielliniego nienawidzi się tam podwójnie. Jego ostre wejścia wywołują wściekłość trybun, podgrzewają atmosferę na boisku i poza nim, prowokują polemiki, a z kolei faule na nim dają publice najwięcej satysfakcji.
On sam wpisuje się w historię wielkich obrońców Juventusu. Można go ustawić gdzieś pomiędzy Claudio Gentile a Urugwajczykiem Paolo Montero. Pierwszy był superplastrem, który biegł za przeciwnikiem nawet do toalety i używał wszystkich środków żeby utrudnić mu życie, ale – co ciekawe – podczas całej kariery dostał tylko jedną czerwoną kartkę. Drugi pod tym względem pozostaje rekordzista w Serie A.
12 – tyle meczów opuścił Chiellini z powodu kontuzji odniesionej 16 grudnia 2012 roku. W tym czasie Juventus sześć razy wygrał, trzy zremisował i trzy przegrał
Gdyby Chielliniego rozebrać z charakteru wojownika, ambicji, dyscypliny taktycznej i zostawić same umiejętności piłkarskie, zobaczylibyśmy skromnego piłkarza. Trochę topornego, z niewyważoną lewą nogą, która czasami posyła piłkę w niewiadomym kierunku. Poza tym z gburowatą gębą, której znakiem szczególnym jest nos. To przedmiot żartów i złośliwości. Nie zawsze był jednak taki duży, koślawy i charakterystyczny. Można powiedzieć, że to skutek uboczny uprawiania futbolu. Już trzykrotnie przeciwnicy przy okazji starć powietrznych, w których mocno pracowały ręce, łamali mu przegrodę nosową na boisku. Sam nie przyznaje się, ile razy sprowokował podobną kontuzję. Że twardziel to nie lada, pokazał mecz ligowy z Bolonią, z marca 2009 roku, kiedy rywal złamał mu nos, a on nie pozwolił się zmienić trenerowi i wytrwał do ostatniej minuty. Z tego też powodu już trzy razy w karierze zamienił się w Zorro i musiał grać w czarnej, ochronnej masce zrobionej dla niego na miarę. A brzydkim nosem wcale się nie przejmuje i na razie nie zamierza się upiększać, korzystając z pomocy chirurga plastycznego. Zrobi to po zakończeniu kariery, wtedy ryzyko odniesienia podobnej kontuzji zmaleje do zera.
Bliźniak z tytułem
Grubo ciosany Chiellini nie wygląda na inteligenta. Pozory mylą. Przyjemnie się z nim rozmawia, przyjemnie słucha, zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia. Jest jednym z nielicznych piłkarzy w Serie A z wyższym wykształceniem.
13 – tylu piłkarzy Juventusu strzelało w tym sezonie gole. Tym trzynastym po meczu z Napoli został Giorgio Chiellini
W lipcu 2010 roku po powrocie z nieudanych dla reprezentacji Włoch mistrzostw świata w RPA zakuwał do egzaminu magisterskiego. Do dnia, w którym został magistrem, mało kto wiedział że po godzinach Chiellini zamienia się w zwykłego studenta Wydziału Ekonomii i Handlu Uniwersytetu Turyńskiego “Wybrałem ten kierunek, ponieważ zawsze lubiłem matematykę i intrygował mnie świat finansów i rynku ” – mówił. “W czasie studiów nigdy nie korzystałem z ulg ani nie nadużywałem usprawiedliwień. Do egzaminów podchodziłem w terminie i żadnego nie powtarzałem. Najtrudniej zdawało mi się języki angielski i hiszpański, musiałem brać korepetycje. Zdarzało się, że profesorowie, którzy mnie egzaminowali, byli kibicami Torino, ale przyznawali się dopiero po przepytaniu. Wobec mnie zawsze byli obiektywni “.
Obalił też mit, ze piłkarze nie mają czasu na naukę. Wszystko sprowadza się do chęci. “Czas zawsze się znajdzie ” – tłumaczył. “Owszem, częste podróżowanie nie sprzyja nauce, ale traktowałem ją jak hobby. Nauka pomagała mi się odstresować, zapomnieć o codziennej presji “.
Obronił pracę pod tytułem: “Budżet klubu sportowego na przykładzie Juventusu “. Napisał analizę na 25 stron, wystarczająco długą i mądrą, żeby otrzymać 109 punktów na 110 możliwych do zdobycia. Inni magistrzy w Serie A to Guglielmo Stendardo z Atalanty, Japończyk Yuto Nagatomo z Interu i Albańczyk Erjon Bogdani ze Sieny.
Urodził się 14 sierpnia 1984 roku i w sali porodowej szpitalu w Pisie nie płakał tamtego dnia sam. Kilka minut później na świat przyszedł jego brat bliźniak Claudio. Kiedy obaj stanęli na nogi, oczywiście zaczęli uganiać się za piłką. Trenerzy dość wcześnie zobaczyli w nich obrońców. W Pisie Claudio grał na stoperze a Giorgio był lewym obrońcą i robił zdecydowanie większe postępy. Dostał powołanie do reprezentacji do lat 15 i każdej następnej. Aż 17 listopada 2004 roku zadebiutował w pierwszej reprezentacji. Taką szansę stworzył mu Marcello Lippi w towarzyskim meczu z Finlandią. Jednak ominął go udział w finałach mistrzostw świata w 2006 roku, dokąd pojechali i wrócili ze złotymi medalami starsi i bardziej doświadczeni obrońcy.
Aż do srebrnego medalu na Euro 2012 największym sukcesem było dla niego mistrzostwo Europy do lat 19 wywalczone z drużyną Italii w 2003 roku na turnieju w Liechtensteinie. Obok niego na tamto zwycięstwo zapracowali Alberto Aquilani, Riccardo Montolivo, Giampaolo Pazzini i Francesco Lodi. Przyszłość pokazała, że wyjątkowo zdolny to był rocznik. Był już wtedy zawodnikiem trzecioligowego Livorno, z którym w ciągu czterech lat awansował o dwie klasy. W połowie 2004 roku na wyraźne życzenie Fabio Capello kupił go Juventus płacąc 3 miliony euro i natychmiast wypożyczając go do Fiorentiny. Tam otrzaskał się z pierwszą liga i rok później ponownie zameldował się na zajęciach u profesora Capello. Początkowo zawsze biegł po lewym skrzydle, ale przypadki losowe jego kolegów z defensywy sprawiły, że don Fabio jako pierwszy, ale także następni trenerzy zaczęli robić z niego stopera. Z powodzeniem. Jego kariera nabierała rozpędu. W Juventusie regularnie wybiegał w podstawowym składzie, otrzymał powołanie od Roberto Donadoniego na Euro 2008. Tuż przed wyjazdem na mistrzostwa przeklinali go wszyscy Włosi. A to dlatego, że był sprawcą kontuzji znajdującego się u szczytu popularności Fabio Cannavaro. Kapitan kadry pojechał do Austrii i Szwajcarii tylko jako turysta, ale Chiellini godnie go zastąpił i był jednym z jaśniejszych punktów w szarej i przegranej reprezentacji.
W między czasie piłkarskie buty na kołku zawiesił Claudio Chiellini, który nie wybił się poza ligi amatorskie. Obecnie jako jeden z dwóch menedżerów (tym drugim jest Davide Lippi – syn Marcello) prowadzi interesy brata, który z tytułu kontraktu zarabia 4 miliony euro.
Autor : Tomasz Lipiński
Źródło : Piłka Nożna 03/2013