Krok ku lepszemu?
Na temat wczorajszego meczu krążyły różne pogłoski w naszej społeczności. Część uparcie wierzyła, że jesteśmy w stanie osiągnąć korzystny rezultat, a część spisywała na straty po – delikatnie mówiąc – niezbyt owocnym początku rozgrywek ligowych. Jak drużyna co mecz tracąca bramki może zagrać bez straty gola z obecnym mistrzem? Jak poradzić sobie bez Dybali i Moraty z jednym tylko napastnikiem?
W ostatnich dniach pojawił się wywiad z Maxem Allegrim, gdzie twierdził, że ma pomylone pomysły. Ktoś w komentarzach stwierdził (chyba w żartach?), iż zaskoczy on wszystkich (w tym również nas) i wystawi Bernardeschiego w roli napastnika. Biorąc pod uwagę dotychczasowe mecze brzmi to trochę jak chęć zrobienia psikusa, albo opowiedzenie dowcipu, z którego tylko autor się śmieje, bo jako jedyny wie o co chodzi.
Tymczasem Max znowu udowodnił jak świetnie potrafi poukładać zespół z tego, co ma do dyspozycji i stworzyć całość współpracującą ze sobą. Przypomniały się najlepsze czasy: kiedy trzeba to Juve zaatakuje, rozsądnie oddaje rywalowi inicjatywę, ale ten nie potrafi z tym nic absolutnie zrobić i ma złudne poczucie kontroli. W pewnym momencie orientujesz się, że – owszem – przeciwnik ma sporo podań, duże posiadanie piłki, jednak finalnie nic z tego nie wynika.
Kto nie tęsknił za tym pozytywnym stanem przedzawałowym?
Pierwsza rzecz, która mi się nasunęła i jest w pełni subiektywna dotyczy samej gry poszczególnych zawodników. Okazało się, że Bentancur potrafi harować i jest świetny w odbiorze, Bernardeschi umie grać w piłkę (mimo zmarnowanej sytuacji), a Locatelli naprawdę chciał grać dla Bianconerich. Max znowu oszukał wszystkich, a całokształt sprawiał wrażenie jakby zawodnicy w końcu zaczynali łapać o co w tym wszystkim chodzi. Mówiłem to już niejednokrotnie: wedle mojego skromnego rozumowania problem poszczególnych graczy leży w głowach. Skoro Fede i Rodrigo potrafią zagrać tak jak wczoraj, to umiejętności mają i myślę, ze Allegri jest na dobrej drodze, by to poskładać.
Kolejna sprawa, to w końcu widziałem jedność. Końcówka meczu kiedy zawodnicy cieszyli się z udanych interwencji budowała bardziej niż sam wynik. Pomijam oczywiście Chielliniego, bo wszyscy go znamy z charakterystycznych gestów, ale nawet Danilo okazywał radość. W oczach naszych zawodników widziałem w końcu coś więcej niż chęć przejścia przez mecz i zejścia do szatni. Absolutnie nie neguję ubytków kadrowych, ale – jak zresztą wielu z nas zwróciło na to uwagę w komentarzach pomeczowych – okazuje się, że ci goście potrafią grać w piłkę. Jasne, Chelsea też miała nieco okrojony skład, ale stając twarzą twarz z faktami: ekipa Tuchela była bezradna.
Pierwszy raz od dłuższego czasu nie martwiłem się utratą bramki. Nie wiem czy to było celowe zagranie czy też nie, ale wpuszczenie Chielliniego to był cios w serce. Jesteś graczem Chelsea, widzisz jak spisuje się Bonucci i De Ligt, a potem dostrzegasz przy linii bocznej jak wchodzi kolejny taran. Wygląda to średnio ciekawie…
Każdy z nas miał po części rację mając różne oczekiwania. Z jednej strony wyniki nie napawały optymizmem i ranga drużyny przeciwnej też robi swoje, natomiast gdzieś tliła się nadzieja, że przecież nad tym wszystkim czuwa osoba, która nas prowadziła na szczyty i kto jak nie on ma to poukładać? Przy linii bocznej dowodził jak armią, a przy końcu spotkania każdego z nas chyba uradowała jego czuła pogadanka z arbitrem technicznym. On już wiedział, że jego podopieczni nie wypuszczą tego wyniku.
No i nasz diament, który na boisku robił co mu się żywnie podobało. Ktoś wczoraj powiedział, że widzi właśnie w nim nowego Del Piero biorąc pod uwagę nie tylko technikę, dynamikę, ale również zaangażowanie.
Chiesa błyszczał, Chiesa jest coraz bardziej dostrzegany, doceniany i mam nadzieję, że nasz zarząd zadba o tego chłopaka, bo to między innymi na nim powinno się budować Juve. Moje serce wczoraj urosło po tym meczu i wierzę, iż jest to krok ku lepszemu. Wiem też, że musimy tonować nasze nastroje i uzbroić się w cierpliwość oraz spokój. Bądźmy z naszym klubem i trwajmy w tej miłości. Bywa trudna, ciężka, spędzająca sen z powiek. Jest jednak nasza i zostanie nagrodzona.
Autor: Marcin Kozak