#FINOALLAFINE

Pirlo: Nie zmieniłbym swojej filozofii gry

Gdy Andrea Pirlo zalogował się w portalu Zoom, było późne popołudnie, które fotografowie zapewne nazwaliby złotą godziną. Mój rozmówca siedział pod przeciwsłonecznym parasolem, a jego włosy wciąż nie wyschły, po tym jak — wraz z dziećmi — cieszył się czasem spędzonym w basenie.

„Mamy wspaniałe lato” – zaczyna, przywołując tytuł przeboju wykonywanego w latach dziewięćdziesiątych przez Giannę Nannini i Edoardo Bennato. Piosenka  ta przeżywa ostatnio swoisty renesans ze względu na sukcesy, jakie  Włosi odnieśli na Euro 2020, Igrzyskach Olimpijskich i Eurowizji. Na początku naszej wymiany zdań dostrzegam podziw, jakim Pirlo darzy architekta pierwszego z tych wielkich triumfów — trenera Roberto Manciniego. Były pomocnik Juventusu i Milanu podkreśla, że to dzięki niemu: „wygraliśmy wielki turniej po tak wielu latach”.

Wiele lat oznacza dokładnie piętnaście, kiedy to Squadra Azzurra przywiozła z Berlina puchar Mistrzostw Świata. W lipcu 2006 roku to właśnie Andrea Pirlo pewnie otworzył serię jedenastek w finałowym starciu z Francją. Wspomnienie tego wydarzenia wydaje się dla Włocha tak orzeźwiające, jak towarzyszące mu w trakcie wywiadu lekkie podmuchy toskańskiego wiatru. „Nie ma większej radości, niż zdobyć coś z drużyną narodową” – mówi z uśmiechem.

„Mancini świetnie się spisał. Reprezentacja ma teraz własną tożsamość, gra niemal jak klub. Od początku wiedzieli, co mają robić”.

Sposób, w jaki Italia grała na Euro, jest bliski autorskiemu pomysłowi Pirlo na futbol. Tak jak on, Mancini oparł swoją filozofię o misterne podania i kontrolę nad środkiem pola sprawowaną przez Jorginho i Marco Verrattiego. Rozgrywający ci są duchowymi następcami „il Maestro”, na którym wzorowali się w młodzieńczych latach.

Analizując przebieg finałowego spotkania Euro, w którym Włosi odrabiali straty po szybkim golu Luke’a Shawa, Pirlo zwraca uwagę, że w drużynie Synów Albionu brakowało gracza takiego, jak on:

„Oni mieli w przeszłości wielu świetnych pomocników z różnymi umiejętnościami, ale żaden nie był do mnie podobny. Teraz jest taki chłopak w Leeds — Kalvin Phillips i trochę przypomina mi on registę, ale i tak zachowuje się nieco inaczej i ma inne cechy niż ja. Dla angielskiej piłki bardziej charakterystyczny jest pomocnik typu „box to box”, taki jak Frank Lampard”.

Podczas zwycięskiego Euro Italia w razie potrzeby wracała do swojego tradycyjnego — ucieleśnianego przez Giorgio Chielliniego — stylu gry, ale w jej występach widać było także elementy nowatorskiego podejścia, które zapewne zostaną włączone do DNA drużyny. Pirlo opisał to następująco:

„W piłce są pewne stałe. Nadal mamy wszak dwie bramki, których się broni i do których się strzela. To się raczej nie zmieni. Zmienia się za to ścieżka prowadząca ku tym celom, sposób interpretowania meczów, poruszanie się piłkarzy i tak dalej. Dziś musisz mieć w składzie szybkich i doskonałych techników, którzy potrafią utrzymywać dobre tempo akcji i wygrywać pojedynki jeden na jednego. W przeszłości było trochę inaczej; każdy rok może przynieść coś, co zmieni to, jak gra się w piłkę”.  

Ewoluuje też szkoła trenerska. Przedstawiciele nowego pokolenia szkoleniowców wyrośli oglądając rewolucyjne pomysły Arrigo Sacchiego i kończyli piłkarskie kariery w epoce innego wizjonera — Pepa Guardioli, a teraz sami redefiniują i poprawiają koncepcje futbolu na Półwyspie Apenińskim. Kiedyś zapewne źródłem ich inspiracji byłby ostatni włoski zwycięzca Ligi Mistrzów, ale styl Interu José Mourinho z lat 2009-10 nie zdobył w Italii tylu naśladowców, co ówczesne idee Pepa Guardioli. Ich wpływ widoczny był w swobodnym Napoli Maurizio Sarriego, w charakterystycznym pressingu Romy Eusebio Di Francesco czy w Sassuolo Roberto De Zerbiego.

Jeśli wziąć pod uwagę pięć najsilniejszych lig w Europie, to w ostatniej kampanii właśnie zespoły Serie A strzelały najwięcej bramek na mecz (3,05 gola). Jednym ze źródeł tej statystyki była postawa Crotone, które straciło rekordowe 92 bramki w 38 spotkaniach sezonu. Ostatecznie śmiałe (choć niektórzy zapewne nazwaliby je raczej lekkomyślnym) podejście tej drużyny się nie opłaciło, ale inny — grający podobnie brawurowo beniaminek — Spezia, lepiej wyważył akcenty i zdołał się utrzymać, pokonując po drodze AC Milan. Dziś ich trener — Vincenzo Italiano pracuje we Florencji, a na stanowisku zastąpił go jeszcze jeden były piłkarz — Thiago Motta. Pirlo odniósł się do tych tendencji, mówiąc:

„Mamy w lidze wielu młodych trenerów, którzy chcą wnieść coś nowego. Według mnie piłka nożna idzie w kierunku, który wyznaczył Guardiola. Jeśli nie kontrolujesz meczu, to bardzo trudno go wygrać. Może się rzecz jasna zdarzyć, że nawet przy 90%-towym posiadaniu piłki stracisz bramkę i przegrasz, ale dla mnie to lepsze wyjście niż 90-cio minutowa obrona pola karnego i czekanie na kontrę”.

Były szkoleniowiec Juventusu potwierdza też, że żadne z jego doświadczeń zdobytych podczas pracy w Turynie nie wywołało u niego chęci korekty powyższej filozofii, którą wyłożył w swojej pracy dyplomowej. Andrea tłumaczy:

„Nie wycofam się z tego tylko dlatego, że zdarzyło się kilka złych wyników. Mój sposób myślenia o piłce pozostaje taki sam — opiera się na rozegraniu z linii obrony, utrzymaniu się przy piłce i odzyskiwaniu jej tak szybko, jak to możliwe. Wiele zależy tu od zawodników, których masz do dyspozycji i tego, co są w stanie ci zaoferować. Gracze są ważniejsi od trenerów, to trener musi dostosować się do składu, który dostaje pod opiekę”.

Ostatnie rozgrywki były pierwszymi przegranymi przez Juventus od sezonu 2010/2011, ale w pięciu topowych ligach Starego Kontynentu tylko Bayern zdołał obronić tytuł. Na osiągnięty przez Pirlo wynik zapewne złożyło się wiele czynników — zatrudniono go nagle, tydzień po tym jak wyznaczono go do objęcia drużyny U23, a poza tym ekipa nie miała czasu na spokojne przepracowanie okresu przygotowawczego i kolejny rok grała w cieniu pandemii, która przyniosła ze sobą puste trybuny i napięty kalendarz. Andrea wspomina:

„Dużo się nauczyłem. To była moja pierwsza poważna praca i bywało intensywnie. Zaczęliśmy sezon po zagraniu zaledwie jednego meczu kontrolnego, a wszystko działo się bardzo szybko. Wychodziliśmy na boisko co trzy dni — bez wsparcia naszych fanów, bez czasu na odpoczynek, trening czy przygotowanie do kolejnego spotkania. Było ciężko wprowadzać nowe rozwiązania, bo priorytetem była regeneracja”.

Mimo tych przeszkód Pirlo próbował zainstalować w drużynie nowy płynny system, w którym preferowane w fazie defensywnej ustawienie 4-4-2, przechodziło w 3-2-5 podczas ataku. Statystyki takie jak współczynnik spodziewanych bramek i liczba strzałów oddanych po udanym pressingu na połowie rywala, były lepsze niż u 90% klubów Serie A. Choć drużyna miała także najniższy wskaźnik przewidywanych straconych goli nie do końca przełożyło się to na rzeczywiste rezultaty. Juventusowi brakowało bowiem powtarzalności. Bianconeri mieli na koncie wygrane nad Barceloną, Milanem, Interem czy Atalantą, ale równocześnie przegrali z Benevento i stracili wiele punktów po kosztownych błędach i stykowych spotkaniach. Kadra również miała swoje problemy — przypominała puzzle, w których ciągle brakuje jakichś elementu. Do ich zbioru można zaliczyć Paulo Dybalę, który przez urazy zdołał zagrać tylko 14 meczów ligowych spotkań oraz niedobory na pozycjach rezerwowego napastnika, registy i lewego obrońcy. W ostatnim przypadku dublerem Alexa Sandro musiał być niedoświadczony Gianluca Frabotta. W tych trudnych okolicznościach Pirlo udowodnił, że nie zatracił zdolności odnajdywania rozwiązań, którą imponował jako piłkarz. Młody trener wynalazł na nowo Brazylijczyka Danilo i odkrył potencjał Westona McKenniego. Włoski maestro chwalił Amerykanina, mówiąc:

„Jest młody i ma duże pole do rozwoju. Sądzę, że może pełnić rolę numeru osiem w trzyosobowej pomocy, bo potrafi zarówno wejść w pole karne i strzelić, jak i odebrać piłkę. Widzę go jako prawego lub lewego środkowego, ustawionego obok registy, ale w tamtym sezonie często graliśmy inaczej, więc musiał się dostosować”.

Ostatecznie pod wodzą Pirlo Juventus wywalczył dwa trofea i zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, a Cristiano Ronaldo w końcu zdobył upragniony tytuł króla strzelców. Ponadto włoscy piłkarze Starej Damy  Chiellini, Bonucci, Bernardeschi i Chiesa błyszczeli na Euro 2020. Urodzony w Lombardii taktyk mówi, że za te osiągnięcia wystawiłby sobie mocną szóstkę w dziesięciostopniowej skali i dodaje:

„Mogłem zrobić więcej, a gdy nie udaje się osiągnąć pewnych celów, to trener jest za to odpowiedzialny. Będę pracował nad tym, by następnym razem spisać się lepiej”.

Osobiście pewnie dałbym mojemu rozmówcy wyższą notę, lecz dla Juventusu zdobycie Coppa Italia nie było wystarczające, by pozostawić Włocha na stanowisku. Klub skorzystał z okazji i ponownie zatrudnił Massimiliano Allegriego, ale Pirlo, którego horyzonty są tak szerokie jak komiksowego bohatera Corto Maltese, już myśli o nowych wyzwaniach:

„W tamtym roku bardzo się rozwinąłem, także na płaszczyźnie osobowości. Chciałbym spróbować pracy za granicą. Mówię po francusku i angielsku, więc czuje, że mógłbym odnaleźć się właściwie wszędzie”.

Pirlo spędził trzy lata w Stanach Zjednoczonych i przyznaje, że zwraca uwagę na rozgrywki MLS:

„Nie śledzę wszystkich spotkań, ale gdy mam czas, zawsze chętnie coś obejrzę. Teraz mamy gorącą część roku, a ja wciąż pamiętam, jak sam grałem w tych warunkach. Wysoka temperatura sprawia, że trudno utrzymać intensywność. Teraz staram się patrzeć na wszystkie drużyny, podoba mi się wszystko co związane z ligą. Kocham też Nowy York, miałem tam mieszkanie, zanim przeniosłem się na obrzeża stanu. Generalnie bardzo miło wspominam moją przygodę z amerykańską piłką i ekipą z Yankee Stadium. Dobrze dogadywałem się z kolegami, sztabem, trenerami. To było świetne doświadczenie, także w sensie sportowym. Dodatkowo dwoje moich dzieci przyszło na świat w USA, więc są Amerykanami, a Stany są dla nich jak dom i stały się ważną częścią naszego życia”.

Trenowanie w MLS może więc kusić Pirlo i nie musi być traktowane jako okazja, wykorzystywana u schyłku szkoleniowej kariery. Przykład Patricka Vieiry pokazuje, że Ameryka Północna nadaje się także na punkt startowy, z którego można wybić się do pracy w Europie. Po pobycie w New York City Francuz prowadził już OGC Nice oraz angielskie Crystal Palace, gdzie pozostaje do dziś. Andrea nie zamyka się na te możliwości i objaśnia:

„Niczego nie wykluczam. MLS to świetna liga z wieloma trenerami zza granicy. Cieszę się, że mogłem tam grać. Sądzę też, że poziom amerykańskiej piłki nożnej stale się podnosi. Drużyna USA wygrała przecież Złoty Puchar CONCACAF, a urodzeni w Stanach piłkarze grają dla Juve, Barcelony czy Chelsea. To mówi samo za siebie i pokazuje potencjał tej kadry”.

Pirlo nie został na razie zatrudniony, ale nie próżnuje i przygotowuje się do ewentualnego objęcia nowej posady. Włoch opowiada:

„Obserwuję wielu trenerów, bo od każdego można się czegoś nauczyć. Oglądam sesje treningowe i mecze w Internecie, a teraz, gdy można już podróżować, będę chciał zobaczyć więcej rzeczy na żywo. Ostatnio, gdy wypoczywałem na Ibizie, wpadłem na Mauricio Pochettino, a on zaprosił mnie do Paryża. Chciałbym też spotkać się z Guardiolą”.

Aktualnie sytuacja Andrei nieco przypomina tą, w jakich bywał na boisku. Emerytowany piłkarz śledzi rynek, czekając na odpowiednią okazję do ruchu. Gdy się żegnamy słońce zachodzi, a Pirlo gładząc brodę zapewnia mnie, że: „jest gotowy na nową przygodę”.

Autor: James Horncastle, The Athletic

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
2 lat temu

Podobnie jak Sarri dostal po łbie za to co robił zarząd. Szkoda bo przy odpowiedniej polityce transferowej moglibyśmy z nim fajnie grac w piłkę.