Krytyka źle skierowana?
“Bardzo łatwo krytykować to, co ktoś już zrobił i wyrokować co powinien był zrobić” – powiedział kiedyś amerykański fizyk, Richard Feynman. To prawda, choć z drugiej strony krytykować jest rzeczą ludzką. Czasem trudno jednak ocenić, kiedy krytyka jest sprawiedliwa, obiektywna i konstruktywna, zwłaszcza, kiedy na pewne rzeczy patrzy się tylko z boku. Ostatnimi tygodniami fala krytyki uderzyła w Juventus, zwłaszcza w trenera oraz dwóch Brazylijczyków: Diego i Felipe Melo. Czy słuszność mają ci, którzy nie pozostawiają na nich suchej nitki?
Nikt nie przeczy ani nawet nie próbuje przeczyć, że Juventus przeżywa ostatnio kryzys. Spośród pięciu ostatnich meczów Bianconeri przegrali cztery, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, w których brali udział. Stracili przy tym 12 bramek. W klasyfikacji ligowej ominęło ich sześć punktów wobec Interu, odpadli też z Champions League, co fani Starej Damy przeżyli wyjątkowo mocno. Za wszystkie te niezbyt chlubne poczynania obrywa się najbardziej trzem ludziom: trenerowi Ciro Ferrarze oraz dwom Brazylijczykom: Diego oraz Felipe Melo, którzy dołączyli do klubu minionego lata a z przeprowadzkami których wiązano ogromne nadzieje.
Zaznaczmy na początku, że faktycznie – żaden z tej trójki w tym roku nie zachwycił. Ferrara nie znalazł taktycznej stabilności, pomysłu na grę i korzysta, trzeba przyznać, z braku swojego doświadczenia. Tym samym popełnił serię błędów, za które też krytykowano Claudio Ranieriego. Diego to temat kontrowersyjny. Rozegrał świetny mecz z Romą, w którym zdobył dwie piękne bramki. Z jego wyczynów to jednak tyle. Brazylijczyk nie zachwyca tak, jak miał zachwycać, podobnie jak Felipe Melo, który po niezłym okresie gry popada w coraz to gorsze występy z meczu na mecz.
Wydaje się jednak, że krytyka całej trójki posunęła się za daleko. Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że Diego Ribas da Cunha co jak co, ale w piłkę grać umie i to naprawdę nieźle. To, czego potrzebuje, to dobrych partnerów, którzy pomogą mu błyszczeć. Wystarczy zatrzymać się na chwilę i pomyśleć: skoro w koszulce Werderu Brema był zdolny sprowadzić włoskie drużyny na kolana, to jakim cudem po przeprowadzce do Juventusu nagle stracił tę zdolność i stał się “bezużyteczny” albo “beztalenciem”? Czy to faktycznie realne?
Felipe Melo to z kolei niezwykle silny pomocnik, jeden z najlepszych piłkarzy środka pola reprezentacji Brazylii. Odkąd na początku roku zadebiutował w drużynie narodowej w meczu z Włochami, praktycznie nie schodzi z listy podstawowej jedenastki. Mimo niezbyt dobrej gry w Juve w reprezentacji zadziwia, a od lata 2008 roku nie pozwolił sobie nawet na urlop. Dlaczego wszędzie prezentował i prezentuje się świetnie, tylko nie w koszulce Starej Damy? Czyżby na czas meczów Bianconerich tracił swoje umiejętności?
Ferrara był z kolei szkolony przez legendę trenerów piłki nożnej, Marcello Lippiego. Ten zaś znany jest z tego, że lubi czynić rewolucje w piłce – przestał na przykład brać pod uwagę Cassano czy Miccoliego przy powołaniach do kadry Italii. Skoro jednak zaprosił Ferrarę do współpracy, a sam jest cenionym szkoleniowcem, musiał dostrzec w Ciro coś, co jest warte również Juventusu.
Na czym w związku z tym polega problem Juventusu? Głównie na tym, że ekipa Bianconerich jest zbyt “zmiksowana”. Chodzi o to, że połowa drużyny wyszkolona jest do gry w systemie opartym o technikę i finezję, druga połowa zaś lepiej czuje się w futbolu typowo siłowym i fizycznym. Te dwie połówki zaś niezbyt do siebie pasują i niezbyt się ze sobą zgrywają. Typowy playmaker, jakim jest Brazylijczyk Diego, potrzebuje szybkiej gry, zwinnych manewrów z piłką, akcji, które napędziłyby również jego, inteligentnych podań, taktyki, która pozwoliłaby mu rozwinąć skrzydła i czarować. Potrzebuje napastników przed sobą, ale takich, którzy będą grali podobnie, a przynajmniej rozumieli jego grę. Nie jest to jednak możliwe z piłkarzem grającym w stylu Amauriego, nie jest to możliwe również z typowym lisem pola karnego, jednakowoż dosyć statycznym Davidem Trezeguet, nie jest to nawet do końca możliwe z harującym w każdym meczu Vincenzo Iaquintą. To właśnie dlatego najczęściej oglądany w meczach obrazek przedstawia Diego przejmującego piłkę, próbującego zrobić szybki zwrot do przodu, ale ostatecznie zatrzymującego się i rozglądającego bezradnie, nie mającego żadnej sensownej opcji szybkiego rozegrania piłki…
Skupiając się z kolei na trzech wymienionych przed chwilą napastnikach: wszyscy oni są świetni w powietrzu i przeciętni na boisku. Potrzebują więc przede wszystkim dokładnych i mądrych dośrodkowań w pole karne. Tymczasem szefowie Juventusu postawili w tym roku na inwestycje wzmacniające zupełnie inny styl gry, niż ten, w którym najlepsi są napastnicy drużyny Bianconerich. Diego ma być głównym kreatorem gry, ale tej po ziemi. Do takiej też została zmieniona taktyka. Jeśli ktoś dośrodkowuje w pole karne, na napastników, to jedynie Fabio Grosso i Martin Caceres, skrzydłowi obrońcy. Kiedy w obronie gra Cristian Molinaro, opcja dośrodkowań z lewej strony praktycznie odpada, jako że na palcach jednej ręki można by chyba policzyć jego dokładne dośrodkowania w tym i poprzednim sezonie.
Jeśli przeniesiemy się do środka pola, dostrzeżemy kolejne nieprawidłowości. Felipe Melo i Momo Sissoko to pierwszy wybór Ferrary, bo obaj umieją bardzo dobrze zatrzymać akcję przeciwnika. Co z tego, jeśli obaj bardzo przeciętnie rozgrywają piłkę. Żaden z nich nie potrafi stale dokładnie i z pomysłem dogrywać do piłkarzy czysto technicznie grających, jak Diego, Camoranesiego czy Alessandro Del Piero. Stąd też Juventusowi dosyć daleko do Barcelony – jego taktyczne i techniczne rozgrywanie akcji kończy się nieraz wcześniej, niż w ogóle się rozpocznie.
Pomimo słabych punktów w defensywie twierdzenie, że Juventus nie ma w składzie piłkarzy wystarczająco dobrych do tego, żeby powalczyć o scudetto czy dotrzeć daleko w rozgrywkach Champions League, nadal wydaje się i jest nonsensem. Podobnie jak wniosek, który można by wysnuć, gdyby zafiksować się na krytykę w postaci, w jakiej występuje – bo gdyby pójść w jej kierunku, trzeba by zwolnić Ferrarę oraz sprzedać Diego i Melo. To nie rozwiąże problemu. Problemem jest nie taka jak być powinna mieszanka piłkarzy w drużynie, zlepek nie trzymający się w ogóle całości, w wyniku czego na boisku widzimy tak naprawdę dwie drużyny Juventusu, nie potrafiące ze sobą współpracować.
Winę należałoby złożyć przede wszystkim na barki szefostwa klubu. Giovanni Cobolli Gigli, Jean-Claude Blanc i Alessio Secco, którzy wydawali się pokonywać wątpliwości największych sceptyków, zwłaszcza po ostatniej kampanii transferowej, tak naprawdę popełnili błędy, za które płaci dzisiaj cała drużyna. Co ciekawe, bodajże jedyną osobą ze świata futbolu, która skrytykowała letnie zakupy kierownictwa turyńskiego klubu, był nie kto inny, jak Luciano Moggi – ten, który dał się poznać jako człowiek, który na transferach zna się naprawdę dobrze. Moggi krytykował poczynania transferowe Juventusu, argumentując, że akurat takie a nie inne zakupy nie pasują do sylwetki drużyny ani stylu jej gry. Mówił, że wprowadzą one tylko nieład i zdestabilizują grę Juve. Dzisiaj tym, którzy choć przez chwilę zastanowią się głębiej nad problemami Starej Damy, nietrudno będzie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego o Moggim mówi się, że był transferowym geniuszem. Moggi wiedział, że to nie wielkie nazwiska są gwarancją zwycięstw, sukcesów i pięknej gry. Dopóki drużyna nie jest skonstruowana poprawnie, tak, by wszystkie jej mechanizmy działały jak najlepiej, dopóty i wirtuozi futbolu nie pomogą jej wygrywać. Sytuacja Juventusu dowodzi tego dzisiaj – niestety – nadzwyczaj wyraźnie.
Autor: Carlo Garganese
Przetłumaczył: mnowo
Źródło: www.goal.com