#FINOALLAFINE

Kulusevski – brzydkie kaczątko, które wyrosło na potężnego koguta

Fot. Marco Iacobucci Epp / Shutterstock.com

Historia Dejana Kulusevskiego zapowiadała się na piękną bajkę. By ją opowiedzieć musimy jednak cofnąć się do roku 2020. Wtedy to Juventus ostatecznie sprowadził w swoje szeregi najlepszego młodego zawodnika minionego sezonu, który – podczas wypożyczenia do słabo grającej Parmy – był jej motorem napędowym i robił tam fantastyczne liczby i wyniki ponad stan. Możliwe, że kibice Juventusu tego nie pamiętają, ale w swoim debiutanckim sezonie Serie A (2019/20), 19-letni wówczas skrzydłowy robił furorę. Młodzian wystąpił w 36 spotkaniach, w których zanotował dziesięć goli i osiem asyst, będąc przy tym jednym z najjaśniejszych punktów swojej drużyny. Ponadto aż pięciokrotnie był wybierany najlepszym zawodnikiem meczu. Kolejny krok w jego karierze, czyli założenie koszulki Juve, wydawał się więc czymś zupełnie naturalnym.

Mimo że na początku wspomniałem o tym, że przygoda popularnego Kulu ze Starą Damą mogła mieć w sobie elementy bajki, to należy podkreślić, że jego transfer nie był ani przypadkiem, ani historią w stylu Kopciuszka. Za Szwedem świadczyły nie tylko opisane wyżej osiągnięcia z czasów gry w Parmie, ale także jego cechy czysto piłkarskie. W 2020 roku Dejan był wszak młodym, dynamicznym skrzydłowym, dysponującym dobrą techniką, szybkością i dryblingiem, który potrafił wykończyć akcję technicznym, mierzonym strzałem. Do tego wiek gracza sprawiał, że można było mieć nadzieję na dalsze postępy i prężny rozwój długiej, wspaniałej kariery. Wszystko to sprawiało, iż Szwed cieszył się dużym zainteresowaniem w Europie, a Juventus musiał pokonać sporą konkurencję, by piłkarz zawitał na Allianz. Determinacja zarządu w tej sprawie była duża, ale niewielu ją kwestionowało.

Słuszność dokonanego wyboru potwierdził debiut Dejana w naszej koszulce. Inauguracyjny mecz sezonu z Sampdorią rozpoczął on w pierwszej jedenastce, a na strzelenie pierwszej bramki w nowych barwach potrzebował zaledwie 13 minut. Wszyscy pamiętamy jak nabiegł na piłkę zgubioną przez Ronaldo w polu karnym i ze spokojem oddał lewą nogą techniczny strzał po długim rogu. W drodze do bramki futbolówka odbiła się jeszcze od murawy, fantastyczny gol.

Po wygranym 3:0 meczu z Sampdorią kibice Juventusu mieli wiele powodów do optymizmu, zarówno w sprawie nowego trenera Andrei Pirlo, jak i nowego skrzydłowego. Z perspektywy czasu wiemy oczywiście, że ten optymizm został brutalnie ostudzony. Zarówno zespół, jak i sam Kulusevski zaczęli grać znacznie poniżej oczekiwań. Gwiazda skandynawskiego nastolatka gasła już za kadencji popularnego Maestro i nie odzyskała blasku po objęciu drużyny przez Allegriego. Wręcz przeciwnie, można było odnieść wrażenie, że do pomysłów Maxa młody Szwed pasuje jeszcze mniej.

Miłe złego początki

Zostańmy jednak na razie przy kadencji Pirlo. Jeszcze za jego rządów w szatni Kulusevski zaczął sprawiać wrażenie ciała obcego w zespole (co niestety można było powiedzieć o wielu zawodnikach). Grał swoje własne mecze, nie rozumiał do końca, jak miał się zachowywać na boisku, a w grze ofensywnej był częściej hamulcowym, głównie przez to, że zbyt dużo czasu zajmowało mu podejmowanie decyzji. Zanim zdążył opanować piłkę, podnieść głowę i wymyśleć, gdzie powinien zagrać, rywale zdążyli się ponownie ustawić i pozamykać przestrzenie, a niekiedy nawet obezwładnić go z piłki.

Zawodnik malał w oczach i pierwszy sezon zakończył z czterema golami i 3 asystami w Serie A, do których dołożył trzy bramki i trzy asysty w Pucharze Włoch i jedną asystę w Lidze Mistrzów. Jak na debiutancki sezon 20-latka w Juve nie była to katastrofa, ale moim zdaniem Szwed zawodził przede wszystkim w tak zwanym teście oka – w samej grze widać było frustrację i brak dopasowania.

Jeszcze gorzej wyglądało to u Allegriego, gdzie po zagraniu połowy sezonu Dejan miał na koncie zaledwie jednego gola i trzy asysty w Serie A, oraz jedno zwycięskie trafienie z Zenitem w LM. Zamiast progresu był widoczny regres i poważne zarzuty kibiców, że dla Kulusevskiego Juventus to zwyczajnie zbyt wysokie progi.

To właśnie z tych powodów zarząd zaczął pracować nad znalezieniem zawodnikowi nowego klubu. Kiedy w styczniu 2022 roku pojawiła się oferta z Tottenhamu, od dobrego znajomego Fabio Paraticiego, który przecież sprowadził Szweda do Juve, Stara Dama zgodziła się na wypożyczenie na osiemnaście miesięcy z opcją wykupu po tym czasie. Łączna kwota transakcji to, w zależności od źródeł, 35-40 mln euro. Porozumienie można ocenić jako korzystne, ponieważ w tamtym czasie klub gorączkowo zbierał środki na sprowadzenie Dusana Vlahovicia. Zdobył je, jednocześnie odzyskując pieniądze z nieudanej (na pozór) inwestycji.

Dopięcie szczegółów oznaczało, że Dejan Kulisevski po półtora roku w Turynie przeniósł się do Londynu. Sam Szwed sprawiał wrażenie przygnębionego takim obrotem sprawy. Z publikowanych na Twitterze filmików z jego wyjazdu można było domyślać się, że robił to niechętnie i zapowiadał, że chce wrócić do Turynu, aby pokazać swoją prawdziwą wartość. Wówczas każdy te słowa traktował jak obietnice bez pokrycia, ci bardziej krytyczni jako groźby.

Conte dał mu więcej swobody

W pierwszych pięciu meczach w nowej ekipie Kulusevski rzeczywiście nie zachwycał i w przeciwieństwie do Bentancura zbierał raczej mizerne recenzje. Często gubił piłkę i nie potrafił się odnaleźć w dużo wyższym tempie i przy większej fizyczności niż w Serie A. Zaledwie jedna asysta to wynik, który też dobrze znał ze swojej przygody w Juventusie. Jednocześnie, kiedy już wiele zaczęło wskazywać na to, że kiepska passa Szweda będzie trwała także na Wyspach, nadszedł mecz przeciwko Man City.

Jeśli istnieje coś takiego, jak mecz założycielski, to właśnie to starcie było nim dla Kulusevskiego. Drużyna Conte cofnęła się głęboko i oczekiwała na wciągnięcie City, co z kolei stworzyło ulubione warunki dla Kulu – połacie wolnej przestrzeni pod bramką rywala. W końcu miał przestrzeń gdzie mógł się rozpędzić i wykorzystać swoją szybkość i technikę. Już w czwartej minucie kontra Spurs zakończyła się bramką Kulusevskiego po podaniu Sona i był to początek jego koncertu na Etihad. Często urywał się prawą stroną boiska i posyłał dokładne piłki do Kane’a i Sona. W 95 minucie asystował przy bramce tego pierwszego i dosyć niespodziewanie to Tottenham wygrał to spotkanie 3:2 przy dużym udziale byłego zawodnika Juve.

Po przełamaniu Dejan podtrzymał dobrą dyspozycję. W osiemnastu meczach w Premier League zdobył pięć goli, osiem asyst i zyskał sobie opinię jednego z najlepszych transferów zakończonego sezonu na Wyspach. Tak solidna postawa sprawiła, iż kibice natomiast zaczęli zadawać sobie to samo pytanie: „jak to możliwe?”. Anglicy zastanawiali się, jak można było oddać tak zdolnego i młodego skrzydłowego, a kibice Juventusu głowili się nad tym, że ich flop transferowy tak odpalił w Anglii, gdzie gra się w piłkę dużo szybciej i wymagane jest lepsze przygotowanie fizyczne niż w Italii?

Nieco światła na tę sytuację rzucił sam Kulusevski, który był o to pytany w wywiadach. Jak zauważył, w Tottenhamie najzwyczajniej w świecie ma więcej miejsca i może grać tak, jak lubi i potrafi najlepiej. Spurs, szczególnie w meczach z silnymi drużynami, lubią się wycofać i wyczekiwać na kontry. W ten sposób zdobyli wszystkie trzy bramki w meczu z City, tak też zagrali w jednej z ostatnich kolejek PL przeciwko Liverpoolowi (co dosadnie komentował sam Klopp twierdząc, że Conte nie przyjechał na stadion żeby grać w piłkę). Szybkie kontry i pilki na wolne pole w połączeniu ze znacząco mniej taktyczną ligą dały Kulusevskiemu idealne warunki do jego preferowanego stylu gry.

Udzielając wywiadów Dejan wspominał także swoje słabe występy w ekipie Starej Damy. Wracając do nich pamięcią podkreślał, że oczekiwano od niego zbyt wiele myślenia na boisku. Widoczne to było szczególnie pod wodzą Allegriego, który jest trenerem bardzo wymagającym taktycznie i żąda od swoich zawodników przemyślanych i odpowiedzialnych zagran. Takie podejście do gry nie leżało w naturze Kulusevskiego. Z podobnych powodów, ale przy nieco innej charakterystyce, od Juventusu odbił się także Kingsley Coman, który po odejściu z Juve bardzo dobrze odnalazł się w Bayernie.

Kane i Son > Morata i Dybala

Kolejnym istotnym czynnikiem decydującym o takim, a nie innym przebiegu kariery Kulu jest pewien banał, o którym często zapominamy w ocenach poczynań graczy. Chodzi o to, że piłka nożna to gra zespołowa. Jest zasadnicza różnica między występowaniem u boku Kane’a i Sona, a graniem z Moratą i Dybalą. Nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Dejan spędził sezon u boku Ronaldo, to należy pamiętać, że w tamtym czasie legendarny Portugalczyk nie prezentował takiej dyspozycji, jak kapitalne duo z Tottehamu w drugiej części zakończonego sezonu.

Ostatnią znaczącą różnicą, która pozwoliła eksplodować Kulusevskiemu w Tottenhamie, a przygasiła go w Juventusie, jest znalezienie dla Szweda odpowiedniej pozycji na boisku. Conte najzwyczajniej w świecie miał na niego lepszy pomysł. Pomysł, który pozwolił wyeksponować jego największe atuty. U Antonio piłkarz grał na prawym wahadle, a kiedy zaczął się prezentować świetnie, został przeniesiony jeszcze wyżej – na skrzydło, gdzie stworzył zabójcze trio ze wspomnianymi Kanem i Sonem.

W Juventusie pomysłów na Szweda było wiele, ale chyba żaden nie działał zbyt dobrze. Atakujący był rzucany po boisku i na wielu pozycjach zwyczajnie musiał improwizować. Widać było brak wypracowanych schematów, mieliśmy raczej do czynienia z eksperymentami, w których Dejan nie potrafił się odnaleźć.

Były gracz Parmy był na przykład próbowany na skrzydle, gdzie miał imitować to, co robił Juan Cuadrado (mimo, że nie dysponował aż tak dobrym dryblingiem i odejściem z miejsca), grywał na „10” podwieszany pod Ronaldo czy Moratę, gdzie nie miał ani – niezbędnego dla jego stylu gry – miejsca, ani zbyt wielkiego wsparcia kolegów, którzy za późno podłączali się do ataków i zanim to nastąpiło Kulusevski zdążył już stracić piłkę lub wycofać akcję. Zawodnik grywał także jako drugi napastnik obok Moraty czy Ronaldo, co także nie mogło zdać egzaminu – u Kulu nie było ani siły do walki wręcz z obrońcami, ani wizji, która mogłaby pozwolić mu oszukiwać obrońców.

Kulusevski jest bardzo dobrym skrzydłowym ze świetnie ułożoną nogą. Potrafi urwać się obrońcy, będąc rozpędzonym umie wygrywać pojedynki jeden na jednego, zejść do środka lub dośrodkować piłkę ze skrzydła. Potrafi się podłączyć do akcji, potrafi akcję kończyć precyzyjnym strzałem. I wreszcie, – kiedy czuje, że jest na fali i odzyska pewność siebie – potrafi zagrać odważnie i finezyjnie, czym totalnie myli blok defensywny rywali.

Wydaje mi się też, że – wbrew obiegowej opinii – Kulusevski (ani też Bentancur) nie byli pierwszymi w kolejce do odstrzału. Jednak tak, jak w trakcie mercato 2019 zarząd postanowił poświęcić Cancelo, aby zdobyć środki na sprowadzenie de Ligta, tak w styczniu 2022 ceną za sprowadzenie Vlahovicia były sprzedaże Bentancura i Kulusevskiego. Jasne, lepiej byłoby sprzedać Arthura (obecnie negocjuje wypożyczenie do Valencii), Ramseya (niedawno rozwiązał kontrakt i wyjechał do Francji) i Rabiota, ale niestety po tych gentlemanów nie ustawiły się wtedy kolejki chętnych. Klub sprzedał zatem zawodników, za których otrzymał satysfakcjonujące oferty.

Jeśli mam przedstawić własną opinię to uważam, że jeśli ceną za Vlahovicia było oddanie Kulusevskiego i Bentancura, to był to dobry deal. Wydaje się on dużo lepszy niż pozbycie się Joao Cancelo w imię sprowadzenia de Ligta (który odszedł do Bayernu za sumę mniejszą, niż ta, którą otrzymał od nas Ajax). Jednak jeśli klub przetrwał sprzedaż zawodnika, który pod skrzydłami Guardioli wyrósł na jednego z najlepszych bocznych obrońców na świecie, to stratę Kulusevskiego też przełkniemy.

Piszę tak, ponieważ mam w pamięci osiemnaście miesięcy, jakie Szwed spędził w Juve i odnoszę wrażenie, że on zwyczajnie by się u nas nie odnalazł, a pomysł na grę Starej Damy neutralizował jego największe atuty. Wrażenie to było jeszcze silniejsze po tym, jak narzekał, że w Juventusie musiał za dużo myśleć i przez to szło mu słabo. Całe szczęście, że udało się tę sytuację rozwiązać z korzyścią dla obu stron. Niech się Dejanowi wiedzie na Wyspach, przynajmniej przez ten jeden sezon, aby Tottenham ostatecznie zdecydował się na jego wykup. W ten sposób i wilk będzie syty i owca cała.

Autor: Marcin Szydłowski

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
1 rok temu

Szkoda, ze juz go z nami nie ma, bo mam wrazenie, ze obecnie z Vlahovicem w ataku moglby po prostu znacznie lepiej sie spisywac i wykorzystac to, czego brakowalo Alvaro.

No ale jak w artykule jesli chcielismy kupic zima Serba, to musielismy pozbyc sie Szweda , wiec ....

Zawsze mozna wlaczyc sobie Tottenham i poogladac kilku naszych bylych grajkow 😉