Liga włoska znów boska?
Liga włoska znów boska?
Serie A wychodzi z czyśćca i ma zachwycić sezonem, który po latach znów uświetnią wszystkie mocarstwa. Mistrzostwo przyznano jeszcze przed wakacjami broniącemu tytułu Interowi Mediolan. Przedwcześnie?
W elicie wreszcie jest “wielka siódemka” Serie A, czyli Inter, Milan, Juventus, Roma, Lazio, Fiorentina i Napoli; swoich przedstawicieli ma osiem z dziesięciu największych włoskich metropolii (prócz wymienionych także Palermo, Genua i Katania); wróciły potęgi już raczej historyczne, dzięki czemu aż cztery miasta zobaczą pierwszoligowe derby (Rzym, Mediolan, Turyn, Genua). Włosi chcą wierzyć, że nadciąga przełom, czyli powrót do normalności. Mocarstwowe ambicje znów rozsadzają byłych potentatów, którzy zapłacili pobytem w niższych ligach za brak ekonomicznego rozsądku, a także Juventus, który srogo odpokutował za korupcyjną aferę Calciopoli. Srogo, bo w Serie B.
Między innymi wskutek tamtej afery, haniebnej dla całego calcio, za murowanego faworyta rozgrywek uchodzi
Inter, czyli absolutny hegemon
minionego sezonu. Mediolańczykom czekającym na mistrzostwo kraju przez półtorej dekady sądy najpierw przyznały tytuł zdobyty na boisku – czy raczej: we współpracy z sędziami – przez Juventus, a potem wywalczyli go już piłkarze. Uczynili to w oszałamiającym stylu, bijąc mnóstwo statystycznych rekordów, które niełatwo zliczyć. Dość powiedzieć, że pewni triumfu byli już na półmetku, a wszystkich najpoważniejszych konkurentów pobili nawet w meczach wyjazdowych, z reguły ich deklasując.
Inter najbardziej skorzystał na Calciopoli, bo afera pozwoliła jednego z głównych rywali (Juventus) usunąć z ligi i wydrzeć mu za bezcen gwiazdy (Ibrahimović, Vieira), a drugiego (Milan) już na starcie zniechęciła ujemnymi punktami. Redukować sukcesu mediolańczyków do sprzyjających okoliczności jednak nie wolno, bo stała za nim gruntowna zmiana filozofii, której początek dało zatrudnienie przed trzema laty Roberto Manciniego. Ten trener, po dziesięciu latach nieustających roszad na stanowisku szkoleniowca i porywczej polityki transferowej, wreszcie dostał wolną rękę i kredyt zaufania. Efekty przyszły szybko. Inter przestał przepłacać krocie za każdego gracza, który akurat na oczach właściciela klubu Massimo Morattiego właśnie z sensem kopnął piłkę. I przeobraził się w drużynę zaciekłych walczaków w minionym sezonie wychodzących nawet z opresji beznadziejnych. Inter wielokrotnie pierwszy tracił bramki, by po szaleńczym finiszu odrabiać straty.
Teraz na długo przed wznowieniem rozgrywek został obwołany najlepszą, obok Barcelony i Chelsea, drużyną Europy. Do grupy doskonałych graczy dokupił czołowego obrońcę Serie A Cristiana Chivu (osłabiając arcyrywala – Romę) oraz napastnika Davida Suazo, najszybszego zawodnika ligi, którego lekkoatletyczna federacja Hondurasu powołała nawet kiedyś do drużyny sprinterskiej na igrzyska w Sydney, ale ten wybrał futbol. Niesamowite przyspieszenie to był ostatni atut, którego atakowi Interu – już bogatemu w mistrzowską klasę – brakowało. O wzmocnieniach zaplecza nie ma co wspominać, bo po wymienionych zakupach zmartwieniem trenera pozostało tylko umiejętne pielęgnowanie tego tłumu gwiazd. Co jest zadaniem niełatwym, jeśli w samym napadzie trzeba pomieścić Ibrahimovicia, Suazo, Hernana Crespo, Adriano (jeśli zostanie w klubie) oraz Julio Cruza.
Moratti delikatność sytuacji rozumie, a Manciniemu zaufał bezgranicznie, bo zezwolił nawet na wystawienie na listę transferową jeszcze jednego napastnika, swego pupila Alvaro Recobę. Pytanie, czy w szatni będzie odpowiednia chemia, pozostaje jednak otwarte. Na razie wiadomo, że zawodnikom Interu od miesięcy karmionym wyłącznie pochlebstwami może szkodzić przesadne przekonanie o swej wielkości. Inaugurujący sezon mecz o Superpuchar Włoch przegrali z Romą – na własnym stadionie! – co prawda ledwie 1:0, ale szokowała ich bierność oraz niezdolność do uporczywego i fantazyjnego ataku, którym imponowali wiosną. Choć Moratti zareagował natychmiast, żądając od pracowników pokory, to fachowcy zwracają uwagę, że gwiazdy Interu sprawiają wrażenie nie najlepiej przygotowanych fizycznie, co zwiastuje kłopoty na starcie ligi.
Roma natomiast w tym meczu zachwyciła, nie po raz pierwszy zresztą, zwłaszcza że to
drużyna grająca spektakularnie,
a zarazem budowana za grosze. Od kilku sezonów płaci ona za wcześniejsze życie ponad stan, więc o wielomilionowych transferach nie myśli, kaperując głównie zawodników bez kontraktu. Teraz jednak wreszcie trochę wydała, a Luciano Spalletti rośnie na kolejną włoską trenerską gwiazdę, i to obalającą stereotypy, bo daje natchnienie piłkarzom do gry ofensywnej, nieszablonowej, niechętnej kunktatorstwu. W poprzednim sezonie rzymianie niespodziewanie dotarli do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, by ogólnie świetne wrażenie zepsuć tylko klęską, właściwie niezrozumiałą, na Old Trafford z Manchesterem United (1:7).
Roma zastąpiła wspomnianego stopera Chivu Brazylijczykiem Juanem, wzięła też zwolnionego przez Barcę Ludovica Giuly’ego i oddanego przez Real Cicinho, lecz jej głównym wzmocnieniem może okazać się… Francesco Totti. Wychowanek, kapitan i symbol klubu, a także król strzelców minionego sezonu ostatecznie zrezygnował z gry w reprezentacji Włoch, wywołując notabene ogólnokrajowe poruszenie, i obiecuje poświęcić resztę kariery barwom swojego życia. Totti to nadzwyczajny talent oraz zanikający gatunek piłkarza kibica, który kopie nie tylko dla pieniędzy – rywale powinni się bać. Z nim w pełnym zdrowiu Roma może obawiać się tylko jednego. Zbyt krótkiej ławki rezerwowych, która czasem przesądza o losach wyścigu po mistrzostwo.
Niewykluczone, że wzmocnieniem takim samym jak Totti dla rzymian w Milanie okaże się Alessandro Nesta. On też rozstał się, ponoć nieodwołalnie, z kadrą narodową, więc wierzy we wreszcie spokojną, pozbawioną notorycznych kontuzji przyszłość. Jeśli podoła, będzie wielki, bo nie bez powodu uchodził swego czasu za najlepszego obrońcę świata. Triumfatorzy Ligi Mistrzów generalnie
stawiają na nowych starych,
nadzieję pokładając także w Ronaldo pozyskanym z Realu już w styczniu, ale dopiero teraz mającym prawo grać w Lidze Mistrzów (co zwiększy pole manewru trenera) i rozpoczynającym sezon po solidnie przepracowanym lecie pod kuratelą speców ze słynnego MilanLabu. W Madrycie przez wiele sezonów nie rozumieli, dlaczego Brazylijczyk tyje, nawet jeśli uczciwie nad sobą pracuje, a mediolańscy medycy – wsparci chowanym w bunkrze przed resztą świata superkomputerem – problem wykryli. Odpowiedzialna jest tarczyca, która nie produkuje wystarczającej ilości hormonów wpływających na przemianę materii. Odpowiednie środki zaradcze zostały podjęte. Najróżniejsze, bo Ronaldo nie zawsze też prowadził się sportowo – dlatego tym razem nawet na wakacje do Brazylii poleciał z nim namolny wuefista, który mówił piłkarzowi, ile na plaży trzeba leżeć, a ile biegać.
Ostatni weteran to ściągnięty również z Realu rodak Ronaldo – Emerson, ale paradoksalnie najdroższym transferem, i to całej Serie A, był Alexandre Pato. 22 milionów euro to rekordowa suma wyłożona na niepełnoletniego (w meczu z Polską na mundialu młodzieżowców nie błysnął) i mediolańczycy wierzą, że pójdzie on w ślady Kaki, którego również sprowadzono jako młodzieńca w Europie anonimowego. A jednak rzucił on na kolana Włochy (natychmiast) i Ligę Mistrzów (trochę później). Pato trochę czasu będzie potrzebował, bo ze względów regulaminowych w Milanie zadebiutuje dopiero po Nowym Roku.
Szanse rossonerich ogranicza także filozofia szefów otwarcie deklarujących, że w klubie widzą markę globalną szukającą zaszczytów przede wszystkim międzynarodowych. Hierarchii celów na drugą połowę roku przewodzą Superpuchar Europy oraz grudniowe klubowe mistrzostwa świata, bowiem Milan chce wyprzedzić Boca Juniors i stać się najbardziej utytułowanym – biorąc pod uwagę rozgrywki międzynarodowe – klubem na planecie.
W namnożeniu celów wielkich rywali nadzieje pokłada Juventus, drużyna rekonstruująca swą
potęgę w bólach,
niezdolna na razie do pozyskania ani jednej supergwiazdy. Były trener turyńczyków i mistrzów świata Marcello Lippi zapytany o najtrafniejsze transfery “Starej Damy” wymienił Buffona, Del Piero, Camoranesiego i Nedveda, czyli piłkarzy, których udało się zatrzymać. Juventus bowiem kupował hurtowo, lecz ryzykancko. Małym hitem było tylko – mocno naciągając ocenę – sprowadzenie Vicenzo Iaquinty. Poza tym wziął obieżyświata Tiago, chwalonego w minionym sezonie Almirona, młodego zdolnego Criscito i doświadczonych Jorge’a Andrade, Grygerę oraz Salihamidzicia, a tę grupę okrasił utalentowanymi wychowankami (Palladino, Nocerino). Czy uda się z tego szybko skleić wielki zespół? Czy presję wytrzyma Claudio Ranieri, który w swej karierze miewał wzloty (wiosną ocalił przed spadkiem Parmę), ale i bolesne upadki?
W każdym razie konkurencja będzie mocna. O Lidze Mistrzów śni Fiorentina, z dyrektorem sportowym słynącym z umiejętnego wyszukiwania młodych zdolnych oraz trenerem marzącym o futbolu z czterema napastnikami. Śni też Palermo, które latem miało wydobyć się z chaosu, i Lazio, które w boju o awans do tej edycji męczy się z Dinamem Bukareszt. Jedno jest pewne: w lidze włoskiej, wreszcie kompletnej w kluby legendy, już dawno tak wielu nie chciało osiągnąć tak wiele.
Hity transferowe (w mln euro)
Kwota |
Nazwisko |
Skąd – Dokąd |
22 |
Pato |
Internacional – Milan |
15 |
Chivu |
Roma – Inter |
14 |
Suazo |
Cagliari – Inter |
13 |
Tiago |
Lyon – Juventus |
11 |
Iaquinta |
Udinese – Juventus |
10 |
Andrade |
Deportivo – Juventus |
9 |
Almiron |
Empoli – Juventus |
9 |
Cicinho |
Real – Roma |
8 |
Janković |
Mallorca – Palermo |
7,5 |
Rivas |
River Plate – Inter |
7,3 |
Quagliarella |
Sampdoria – Udinese |
7 |
Juan |
Bayer – Roma |
6 |
Tavano |
Valencia – Livorno |
6 |
Lavezzi |
San Lorenzo – Napoli |
6 |
Semioli |
Chievo – Fiorentina |
5,5 |
Hamsik |
Brescia – Napoli |
5 |
Migliaccio |
Atalanta – Palermo |
5 |
Emerson |
Real – Milan |
Autor: Rafał Stec – Gazeta Wyborcza
Wyszukał: Oskar8