Mit, który został trenerem
Juventus nie zatrudnił w roli trenera Andrei Pirlo. Zatrudnił mit Andrei Pirlo. Twarzą największego włoskiego klubu został człowiek, który dla wielu ludzi z zagranicy jest symbolem wszystkiego, co dobre w tym kraju. Aspekt sportowy na razie ma drugorzędne znaczenie.
Przekonują nas na każdym kroku, że są wielkimi przedsiębiorstwami, które nic nie zostawiają przypadkowi, wszystko mają przeanalizowane przez sztaby fachowców i są przygotowane na każdą ewentualność. W wielkim futbolu nie ma jednak merytokracji. W momencie kryzysu, gdy brakuje lepszych pomysłów i bardziej przekonujących kandydatów, mniej liczy się, jakiego trenera się zatrudni. Bardziej, jaką opowieść się tym samym stworzy. Jaką narrację narzuci się światu. Zatrudniając Andreę Pirlo, Juventus nie zadziałał racjonalnie. Zadziałał emocjonalnie, sentymentalnie, romantycznie, wierząc, że zręcznie wykreowana marketingowo aura, jaką od lat roztacza wokół siebie Pirlo, jest prawdziwa. A nawet jeśli nie jest, że nikt się nie zorientuje i wszyscy naprawdę za nią pójdą. Jonathan Wilson napisał kiedyś, że jest coś pięknego w Andrei Pirlo, albo przynajmniej w idei Andrei Pirlo. Juventus nie zatrudnił w miejsce Maurizio Sarriego Andrei Pirlo. Zatrudnił ideę Andrei Pirlo. I liczy, że będzie w niej coś pięknego.
ZADANIA TRENERA
Sarri prawdopodobnie jest dziś lepszym trenerem od swojego następcy. Trudno, żeby nie był. W zawodzie pracuje od dwudziestu lat, podczas gdy Pirlo od tygodnia. Jak jednak podkreślali autorzy „Futbonomii ”, trenerzy mają przede wszystkim utrzymać w dobrym nastroju najważniejsze grupy interesów kręcące się wokół każdego klubu. „Menedżer może nie mieć wielkiego wpływu na wynik, ale po meczu to on wyjaśnia go na konferencji prasowej. Jest twarzą i głosem klubu. To oznacza, że musi wyglądać dobrze – dlatego tak wielu z nich ma lśniące, falujące włosy – i mówić publicznie właściwe rzeczy. Siłą wielu menedżerów nie jest wygrywanie meczów – na co mają ograniczony wpływ – lecz utrzymywanie wszystkich grup wokół klubu (zawodników, zarządu, fanów, media, sponsorów) w dobrym nastroju. To dlatego tak wielu menedżerów jest charyzmatycznych. Ich charyzma może nie mieć większego wpływu na wygrywanie meczów, ale pomaga im utrzymać poparcie ”.
ODPOWIEDNI SYMBOL
W tym kontekście Pirlo pasuje do Juventusu zdecydowanie lepiej. Wręcz idealnie. Turyńczycy są klubem chcącym podbijać globalne rynki, czego liczne dowody w ostatnich latach można było zobaczyć. Od zmiany herbu w bardziej nowoczesne logo, przez rozstanie z trenerem, który gra za mało porywająco, na pozyskaniu Cristiano Ronaldo kończąc. Globalnemu kibicowi trzeba było tłumaczyć, kim w ogóle jest Maurizio Sarri, dlaczego stoi przy linii w dresie i czemu ciągle coś obgryza. Obecności Pirlo przy linii nie trzeba będzie nikomu tłumaczyć. Przemawia sama za siebie. Jest międzynarodowo kojarzony z Juventusem i w większości bardzo lubiany. Każdy mężczyzna po czterdziestce chciałby być taki jak on. O ile pozyskanie Ronaldo przyniosło Juventusowi zainteresowanie milionów nastolatków z całego świata, o tyle zatrudnienie Pirlo przyniesie sympatię milionów mężczyzn w średnim wieku. Sarri do Juventusu, nobliwego klubu, prowadzonego od dekad przez dynastię lokalnych magnatów, nie pasował nie tylko sportowo, ale i wizerunkowo. Nałogowy palacz i „Dama” ze sobą nie współgrają.
UOSOBIENIE ITALII
Pirlo uosabia wszystko, co świat ceni, lubi i podziwia u Włochów. Michał Okoński pisał o tym pięknie w drugim wydaniu magazynu „Kopalnia ”. „Ów […] mężczyzna o pooranej zmarszczkami twarzy i zmęczonym spojrzeniu może być metaforą swojego kraju i swojego klubu, nazywanego wszak Starą Damą. Klasyczny wymiar jego pozaboiskowych stylizacji, tych wszystkich garniturów, krawatów, koszul i płaszczy, które spowodowały, że w ostatnich latach stał się ikoną mody i bożyszczem piłkarskich hipsterów, przywodzi ponoć na myśl miasteczka czy miasta Italii ”. W świecie, w którym o futbolu nie dyskutuje się tylko przez pryzmat wyniku, lecz także całej warstwy symbolicznej, którą niosą za sobą poszczególne postaci, Pirlo pasuje lepiej niż ktokolwiek inny do prowadzenia drużyny, będącej wizytówką Włoch. Andrea Agnelli, prezes klubu, odrzucając ponoć wszystkie kandydatury przedstawiane przez dyrektora sportowego i forsując zatrudnienie akurat Pirlo, pewnie doskonale to rozumiał.
PIERWSZE WRAŻENIE
W tamtym tekście Okoński, trzymając w rękach autobiografię piłkarza „Myślę, więc gram ”, odkrywał, że Pirlo – piłkarz-intelektualista z lampką czerwonego wina i melancholijnym spojrzeniem — nie istnieje. Jest mitem. Takim samym tworem marketingowym jak Zlatan z kawałów o Chucku Norrisie, Neymar, czy Ronaldo, tylko adresowanym do innej grupy docelowej. Przemyślenia piłkarza kazały sądzić, że w rzeczywistości wiele nie odbiega od klasycznego humoru piłkarskiej szatni i wcale nie zaczytuje się w wolnych chwilach w Prouście. Mimo to, od sobotniego wieczoru, gdy Juventus ogłosił podpisanie kontraktu z Pirlo, wielu z nas odczuwa ekscytację. Przysięga sobie, że zostanie sezonowym fanem klubu z Turynu. I że odtąd będzie oglądał wszystkie jego mecze. Intuicyjnie czujemy chyba, że zaczyna się coś nowego, coś ekscytującego, coś pięknego. Przecież każdemu z nas trudno sobie wyobrazić, by coś, co wyszło spod ręki eleganckiego Pirlo, okazało się nudne, brzydkie, mało interesujące. To właśnie ten efekt chciał wywołać Agnelli. Podpisał kontrakt z piękną ideą Andrei Pirlo i pozwolił jej zrobić dobre pierwsze wrażenie.
ZACZAROWAĆ PIŁKARZY
Problemem może być ewentualny rozdźwięk między ideą Pirlo a samym Pirlo. Tym, czy będzie umiał roztaczać czar jedynie na zewnątrz, czy także wewnątrz grupy. Nowy trener nie przychodzi do drużyny, która będzie się w niego wpatrywać jak w obrazek, widząc tego modnego mężczyznę z memów podpisanych „Pirlo is not impressed ”. Wchodzi do jednej z najstarszych szatni we Włoszech, pełnej zawodników, z którymi albo przeciw którym grał. Oni nie będą czuli, że prowadzi ich jakaś idea, czy mit, tylko żywy człowiek, którego znają i o którym wiedzą, że jeszcze nigdy tego nie robił, bo odpowiednie uprawnienia nabył dopiero niedawno. Czar, jeśli nawet jakiś będzie, akurat wśród piłkarzy utrzyma się wyjątkowo krótko. Będą musiały za nim bardzo szybko pójść cechy już człowieka Pirlo, a nie jego idei.
GŁĘBOKI SKOK
Decyzja Juventusu często jest porównywana z zatrudnieniem Zinedine’a Zidane’a, Pepa Guardioli, czy Franka Lamparda, jednak między nimi, a Pirlo jest jedna zasadnicza różnica. O ile wszyscy oni dostali pracę w wielkich klubach za nazwiska wyrobione w czasach karier piłkarskich, a nie za to, jakimi byli trenerami, o tyle wszyscy zaliczyli już jakieś przetarcie w zawodzie. Zidane prowadził rezerwy i był asystentem trenera pierwszej drużyny. Guardiola osiągał świetne wyniki w drugiej drużynie, Lampard prowadził Derby County, Ole Gunnar Solskjaer trenował Molde i Cardiff, a Mikel Arteta uczył się pracy trenera od Guardioli. Władze Juventusu naprawdę powierzają drużynę komuś, kto jest absolutnym nowicjuszem. Karierę piłkarską skończył ledwie dwa lata temu. Tydzień temu objął drugą drużynę Juventusu, w której spokojnie miał się uczyć zawodu, co też potwierdza, jaki chaos zapanował w Turynie po odpadnięciu z Lyonem. Nawet jeśli zwolnienie trenera i ogłoszenie jego następcy już dzień po porażce sprawia wrażenie sprawnego działania.
PODZIW DLA GUARDIOLI
Wyzwanie przed nowym trenerem Juventusu będzie tym większe, że wydaje się, iż akurat w tym przypadku samo sprawne moderowanie znakomitymi piłkarzami, jak było podczas pierwszego półrocza Zidane’a w Realu, tutaj nie wystarczy. Nie wiemy, jaki futbol będzie chciał grać Pirlo. Podobno najbardziej lubi system 4-3-3 i na pewno podziwia Guardiolę, co sugeruje, że akurat w tej kwestii Juventus pozostanie konsekwentny i będzie chciał dalej iść drogą, wytyczoną po rozstaniu z Massimilianem Allegrim, bardziej efektownego, ofensywnego i dominującego futbolu. Jeśli tak, posiadanie jednej z najsłabszych linii pomocy, jaką miał Juventus w ostatniej dekadzie, nie ułatwi mu na wejściu zadania. Łatwo dziś robić z Sarriego jedynego winnego porażki mistrzów Włoch, ale nawet pomijając samego trenera, w kwestii budowy kadry trzeba w Turynie zrobić wiele, by następnym razem nie musieć gonić wyniku Marco Oliverim i Mathijsem De Ligtem przesuwanym do ataku.
SPORO ZADAŃ
Pirlo nie przejmuje więc – o ile cokolwiek takiego w ogóle istnieje – samograju. W Europie co roku klub odbija się od różnych przeszkód. Krajowa konkurencja też nie śpi i coraz mocniej szykuje atak na szczyt. Zespół z Turynu potrzebuje nie tylko kogoś, kto roztoczy wokół niego dobrą aurę, ale też kogoś, kto wykona sporo pracy czysto trenerskiej, przebudowując zespół, przestawiając go na bardziej ofensywne tory, uszczelniając bardzo chybotliwą defensywę. Krótkoterminowo Juventus osiągnął sukces, bo błyskawicznie względnie uspokoił nastroje wokół klubu. Długoterminowo zdał się na ślepy traf. Dopiero z czasem przekona się, jakiego trenera w ogóle zatrudnił. Są powody, by sądzić, że okaże się, iż dobrego. Nawet jeśli tak naprawdę nie jest myślicielem, na pewno jest inteligentny. Na boisku dużo widział i wszystko świetnie rozumiał. A zawodnicy z jego pozycji, na czele z Guardiolą, stosunkowo często zostają niezłymi trenerami. Na dziś o trenerze Andrei Pirlo z całą pewnością wiadomo jednak tylko to, że dobrze wychodzi na zdjęciach z czerwonym winem w dłoni. Jak widać, na szczytach futbolu to czasem ważniejsze od doświadczenia.
Autor: Michał Trela
Źródło: newonce.sport