Pogłębiający się kryzys w Juventusie. Kibice jednoznacznie wskazali winnego. Czy słusznie?

Poglebiajacy Sie Kryzys W Juventusie Kibice Jednoznacznie Wskazali Winnego Czy Slusznie
fot. @ juventusfc / twitter.com

Nie tak to miało wyglądać – mogą wyjątkowo zgodnie powiedzieć kibice Juventusu. Oczekiwania wobec drugiego sezonu pod wodzą Allegriego były z pewnością wyższe, szczególnie z uwagi na gruntowne przewietrzenie szatni, jakie dokonało się w trakcie letniego mercato. Przypomnijmy, że ze Starą Damą pożegnało się aż jedenastu zawodników pierwszej drużyny, a w ich miejsce przybyło ośmiu nowych graczy. Jeszcze przed zakończeniem okienka eksperci – tak ci formalni jak i samozwańczy – nie mogli się nachwalić skutecznych działań duetu Arrivabene – Cherubini, którym udało się podnieść jakość zespołu, obniżając przy tym nazbyt wysokie pensje niektórych piłkarzy. Mówiło się, że Allegri w końcu będzie miał do dyspozycji zawodników, potrzebnych realizacji swojej wizji.

Oznaczało to, że nareszcie dostaliśmy pomocników z wyższej półki – topowego, acz nieco zakurzonego w Anglii, mistrza świata Paula Pogbę, registę z prawdziwego zdarzenia w osobie Leandro Paredesa, klasowego skrzydłowego z ogromnym doświadczeniem – Angela Di Marię, pracującego oraz asystującego na potęgę wahadłowego Kosticia. Uzupełniono także inne formacje. Do Turynu – jako następca de Ligta przybył ceniony defensor rywala zza miedzy – Bremer, a do ataku dokooptowano Arkadiusza Milika.

Na papierze wyglądało to znakomicie, ale przyszła proza życia, która wspomniany papier zmiętoliła i rzuciła w kąt. Pogba nie zdążył się dobrze rozpakować, a już złapał poważną kontuzję, która – na spółkę z błędnymi decyzjami odnośnie leczenia – wyłączyła go z całej rundy. Di Maria również wypadł już w pierwszym meczu, by następnie – na skutek złego zarządzania jego stanem zdrowia – borykać się z urazem przez niemal miesiąc. Na domiar złego, gdy już wyleczył nogę, znać o sobie dała głowa, a właściwie jej strata. Tylko tak można wszak wytłumaczyć zachowanie w meczu przeciwko czerwonej latarni ligi – Monzy. Ostatni z ważnych transferów Bremer, mimo mocnego startu, również zdaje się nieco przygasać.

Wymienione braki kadrowe w oczywisty sposób wpłynęły na słabszą postawę zespołu, ale sądzę, że zasłanianie się urazami stało się w ostatnich latach zbyt wygodną wymówką. Dziesiątki kontuzji mięśniowych, jakie w tym okresie trapiły kadrę, stanowi bowiem swoiste alibi dla trenera, mogącego podkreślać, że nie ma do dyspozycji całego potencjału drużyny.  Problem wydaje się jednak dużo głębszy. Mimo posiadania solidnej pierwszej jedenastki i obiecującej młodzieży Juventus zanotował najgorszy start w Lidze Mistrzów w całej swojej historii i niemal przekreślił szansę na awans do fazy pucharowej, a we wszystkich rozgrywkach w dziewięciu meczach zaliczył jedynie dwie wygrane, cztery remisy i aż trzy porażki, w tym tę niedawną, z Monzą. Gorsza od wyników jest jedynie gra zespołu, który nawet nie próbuje maskować swojej bezradności. Jedyne, na co ich stać od początku sezonu, to zrywy, po których następuje okres całkowitego blackoutu, kiedy to zawodnicy wyglądają jak zlepek przypadkowych facetów z ulicznej łapanki, którym ktoś kazał biegać za piłką bez jakichkolwiek instrukcji.

Brak motywacji

Scharakteryzowanego tu stanu rzeczy nie rozumieją nie tylko kibice, ale również sami piłkarze, przyznający to w wywiadach pomeczowych. Po porażce z Benfiką zarówno Paredes jak i Milik zgodzili się, że nie ma logicznego wyjaśnienia, dlaczego po 20 dobrych minutach, kiedy objęli prowadzenie i wyprowadzali kolejne ciosy, po prostu stanęli i z minuty na minutę stali się tłem dla rywali. Jak stwierdzili, problem musi mieć źródło w sferze mentalnej, a nie fizycznej. Wtórował im Danilo, który mówił o tym, że brakuje im motywacji, determinacji i swoistego głodu zwyciężania.

W podobnym tonie wypowiedział się były już zawodnik Juventusu – Dejan Kulusevski, który jako główną różnicę między Allegrim, a Conte wskazał właśnie przygotowanie mentalne i umiejętność zjednoczenia i zmotywowania swoich podopiecznych. „W całym swoim życiu, tak zawodowym jak i prywatnym, nigdy nie spotkałem tak zmotywowanego człowieka jak Conte. Jak ten facet przemawia do ciebie, to trafia prosto do serca”. Dejan zaznaczył też, że zmienił się sposób jego treningu, więcej czasu spędza na siłowni i w planie treningowym więcej uwagi poświęca na kwestie fizyczne. Dyplomatycznie unikał krytyki Allegriego, ale jednoznacznie wskazał, że psychicznie i fizycznie czuje się dużo lepiej pod skrzydłami Conte.

Dobrze, że ktoś nareszcie powiedział to głośno, ale z drugiej strony te słowa odbiły się chyba dużo mniejszym echem niż powinny. Przecież zawodnik klubu aspirującego do bycia w światowej ścisłej czołówce, otwarcie przyznał, że zespołowi, który zawodzi mecz po meczu brakuje motywacji, czyli jednej rzeczy, której powinno być pod dostatkiem u sportowców z ambicjami, którzy chcą właściwie zareagować na słabe wyniki. Zamiast tego po przegranym meczu z Benfiką Di Maria pyta Milika dlaczego Allegri zdjął go z boiska, a Polak odpowiada mu zdezorientowaniem i wzruszeniem ramion. Silnie uwidacznia się rozłam w szatni i zerwane nici porozumienia na linii zespół – trener, a także między samymi zawodnikami. Po porażce część piłkarzy udała się pod trybunę symbolicznie przeprosić kibiców, a pozostali ze spuszczonymi głowami skierowali się prosto do szatni, co, zgodnie z raportami z otoczenia klubu, wywołało ożywioną dyskusję między piłkarzami.

Jeśli komunikacja między trenerem i piłkarzami rzeczywiście wygląda tak źle, to nie można dziwić się, że eksperci i kibice zgodnie upatrują przyczyny kłopotów Starej Damy w Massimiliano Allegrim. W chwili obecnej rzeczywiście trudno znaleźć jakiekolwiek argumenty na obronę Toskańczyka, a ja nie zamierzam się silić na ich szukanie, gdyż sam jestem szalenie rozczarowany postawą zarówno drużyny jak i samego Maxa. Od momentu jego przyjścia niewiele rzeczy w grze uległo poprawie, kilka się pogorszyło w porównaniu do Pirlo (jak chociażby skuteczność i gra w ofensywie), a w ogólnym rozrachunku nie widać nawet zalążka pomysłu na grę. Tym razem trudno usprawiedliwiać te bolączki brakiem jakości kadry. W obliczu przeprowadzonych transferów, jest to moim zdaniem dość żałosna wymówka. Jasne, w starciu z PSG, Bayernem, Barceloną, Realem można śmiało odnosić się do różnicy w umiejętnościach poszczególnych piłkarzy, bo ani Rabiot nie jest Modriciem, ani Cuadrado Viniciusem, ale to, że Bianconeri wyglądają beznadziejnie nawet na tle Salernitany czy Monzy nie ma nic wspólnego z poziomem wyszkolenia naszych kopaczy. Z tymi zespołami rówmą walkę powinna podejmować grająca w Serie C drużyna u23 (od tego sezonu występująca pod nazwą Juventus NextGen).

Niewiele trzeba na dzisiejsze Juve

Niestety jest inaczej. Przeciwko temu Juventusowi wystarczy postawić lekki opór – jeśli będziesz biegał, pressował i zostaniesz blisko zawodników, agresywnie walcząc o piłkę, zapewne zdołasz zasiać w szeregach Bianconerich ziarenko niepewności, które wykiełkuje w imponujący las, w którym turyńczycy szybko się zgubią. Kiedyś, aby tylko powalczyć z Juve (o wygrywaniu nawet nie piszę) ligowe drużyny musiały dawać z siebie wszystko. Ich trenerzy często podkreślali, że aby nie zostać pożartym i wyplutym przez maszynę Allegriego, potrzeba perfekcyjnego meczu. Dzisiaj tej aury już nie ma – odnoszę wrażenie, że rywale na Półwyspie Apenińskim nie muszą się zbytnio przemęczać, żeby zdominować najbardziej utytułowany klub w Serie A. Król jest nagi. I bardzo przestraszony.

Jednocześnie widać, że nie wszyscy podzielają tak ostrą i niepokojącą diagnozę. Przyjaciel Allegriego, który często i ochoczo staje w obronie Maxa, pan Galeone śmiało twierdzi jednak, że nawet po zimowo/letniej rewolucji transferowej Juventus ma 4, a nawet 5 kadrę we Włoszech. Słysząc takie opinie aż chce się zapytać, o to kto ma lepszą? Napoli, które w trakcie jednego okna straciło wieloletni trzon drużyny – Koulibalyego, Fabiana Ruiza, Insignie, Mertensa i Davida Ospinę, a na wzmocnienia osłabionych pozycji wydało łącznie 50 milionów euro, czyli tyle co Juventus zapłaci za Bremera (z uwzględnieniem bonusów)? A może Atalanta, która nie wzmocniła się szczególnie po kiepskim sezonie 21/22, a największymi inwestycjami byli Ederson z Salernitany, Hojlund ze Sturmu Graz i Lookman z RB Lipsk? Jest jeszcze Roma, która dokonała ciekawych transakcji, ale mimo wszystko Matić to nie Pogba, Belotti czy Abraham to nie Vlahović, a nawet Dybala to nie Di Maria (z całym szacunkiem dla Paulo, który zanotował bardzo dobry start sezonu). Ostatni z wielkich, czyli Inter i Milan, również nie wzmocniły się jakoś znacząco, a ich największymi sukcesami było utrzymanie kluczowych zawodników (Skriniara i Leao).

Choć wywody Galeone nie przekonują można je jakoś wykorzystać i zastanowić się nad rzeczywistym potencjałem kadry Juventusu.

To, czy jest ona najlepsza we Włoszech trudno rozstrzygnąć, ale z pewnością nie jesteśmy na tyle słabi, by nie powalczyć na serio o najwyższe cele w lidze.  Czynnikiem, który moim zdaniem robi różnicę między zespołami z czołówki a Starą Damą są trenerzy. Pioli, Spaletti, Gasperini, oraz – w mniejszym stopniu – Sarri i Mourinho, wykonali świetną pracę. Wraz ze swymi asystentami wypracowali strategię, zbudowali więź z kadrą i zrodzili w piłkarzach entuzjazm do gry i głód wygrywania. Są to atuty, których piłkarzom z Allianz wyraźnie brakuje.

Max nie rozwiązuje problemów

Słowa te nie powinny być odebrane jako obarczenie trenera wyłączną winą za wszystkie kłopoty Juve. Nie sądzę, że Max sam w sobie jest problemem, ale został zatrudniony po to, aby zacząć te problemy rozwiązywać. By móc to robić dostał czteroletni kontrakt warty siedem milionów euro netto za sezon, a po najgorszym sezonie od dekady nikt głośnio nie podważał jego pozycji. Są to bardzo komfortowe warunki do pracy, a ponadto trener otrzymał wpływ na politykę transferową i samą organizację klubu. Za jego błogosławieństwem pożegnano Dybalę, sprowadzono Pogbę, Kosticia, Vlahovicia, Bremera, a nawet Zakarię, z którego zrezygnowano już po jednym półroczu. Tak szerokie uprawnienia i tak duże zaufanie zarządu nakładają na barki Allegriego duży ciężar odpowiedzialności, którego ten na razie nie potrafi udźwignąć. Jego Juventus wygląda jak bardzo drogi, luksusowy statek bez kapitana. Obserwując, jak niezdarnie płynie on przez wody włoskiej ekstraklasy i Ligi Mistrzów można przypomnieć sobie scenę z „Kilera”, w której tytułowy bohater nie wie, co może zaoferować Siarze, który zamierza obdarować go „meta na mieście, giwerą, samochodem i kasą na drobne wydatki”. W świecie Juventusu to Allegri jest tym, który dostał wszystko, czego potrzeba, ale nie bardzo potrafi odpłacić swoim mocodawcom.

Jedną z przyczyn takiego obrazu sytuacji wskazali w wywiadach byli zawodnicy Starej Damy: Denis Zakaria i Matthijs de Ligt. Szwajcar, który w Turynie spędził raptem pół roku, nie krył swojego zadowolenia z dołączenia do Chelsea i zapytany o przyczynę niepowodzenia w poprzednim klubie wskazał, bez zaskoczenia, na styl gry zespołu. Zbyt głęboka obrona, zbyt mało miejsca na boisku i za mało przestrzeni do rozegrania sprawiły, że były zawodnik Mönchengladbach nie mógł w pełni zaprezentować swoich możliwości i chętnie zdecydował się zamienić słoneczną Italię na Londyn. Podobny entuzjazm po przeprowadzce do Monachium wykazywał de Ligt. Młody Holender podpadł kibicom Bianconerich wywiadem, w którym rzeczowo wypunktował różnice między taktyką Allegriego, a jego preferowanym stylem gry, korespondencyjnie zgadzając się ze słowami Zakarii. Głęboka, nisko ustawiona obrona i czekanie pod własną bramką na poczynania rywali nie było czymś, w czym czuł się dobrze. W ostatniej rozmowie z mediami padły już bardziej zdecydowane słowa. Defensor stwierdził, że w Bayernie czuje głód i ambicję do wygrania Ligi Mistrzów, czego brakowało mu w Turynie. Auć. Sad, but true.

Przypadek de Ligta i jego początków w Bayernie świetnie obrazuje inny problem, z którym Juventus nie potrafi sobie poradzić od dłuższego czasu. Rzadko się bowiem zdarza, żeby zawodnik przechodzący z jednego aspirującego i topowego klubu do innego był odsyłany przez swojego nowego pracodawcę na… obóz wyrównawczy. Po przyjrzeniu się formie fizycznej de Ligta sztab Bawarczyków zorganizował mu dodatkowe sesje treningowe, które miały na celu doprowadzenie go do odpowiedniej formy fizycznej. Piłkarz, który w Juventusie był filarem obrony i przyszłym liderem (ba, kapitanem) przygodę w nowym klubie rozpoczął od poprawy kondycji fizycznej. Podobnie było z Arthurem, który po dołączeniu do Liverpoolu (przy czym Brazylijczyk miał w preseasonie problem z drobnym urazem) został zesłany do zespołu rezerw, aby tam odbudować formę fizyczną. Trochę jak piłkarze opuszczający polską Ekstraklasę na rzecz drużyn występujących w zagranicznych ligach.

Zarysowany tu obraz podpowiada skąd mogą brać się kłopoty Juve z narzuceniem i utrzymaniem odpowiedniej intensywności. Wygląda na to, że drużyna nie stosuje szybkiego rozegrania, ślamazarnie kontruje i słabo pressuje, bo po prostu brak jej odpowiedniego przygotowania fizycznego. W tych elementach wyglądaliśmy fatalnie na tle rywali (nawet Chivas) już od preseasonu i pod tym względem nie zmieniło się absolutnie nic.

254,3 mln euro – najwyższa strata w historii włoskiej piłki

Równie kiepsko wygląda sytuacja finansowa klubu. Piątkowe zebranie zarządu, które wielu kibiców wiązało z nadzieją zwolnienia Allegriego z obowiązku prowadzenia drużyny tak naprawdę zostało zwołane z dużym wyprzedzeniem, a jego tematem miało być zatwierdzenie budżetu za poprzedni sezon. Zgodnie z raportami finansowymi Juventus zakończył sezon 2021/22 ze stratą 254,3 mln euro, najwyższą w historii włoskiej piłki. Wcześniej już UEFA ogłosiła, że Stara Dama złamała zasady dotyczące FFP i w związku z tym na klub została nałożona kara w wysokości 26 mln euro. Na mocy ugody zawartej z UEFA Juve zapłaci jednak tylko 3,5 mln kary, a wpłacenie reszty będzie uzależnione od spełnienia warunków zawartych w ugodzie.

Celem nadrzędnym klubu na sezon 22/23 jest zatem zmniejszenie tej straty przynajmniej o połowę. Stąd też należy mieć świadomość, że w Turynie nie będzie drugiej Barcelony, która mimo kolosalnych strat i problemów finansowych wydała od stycznia 2022 ok 500 mln euro na nowych zawodników. Źródła zbliżone do klubu podają, że nowym kierunkiem rozwoju będzie, nomen omen, młodość. Rozszerzenie sieci skautingu, wyłapywanie talentów na wczesnym etapie, rozwijanie ich i wdrażanie do zespołu seniorskiego. Potwierdzeniem tej strategii jest promowanie do treningów z pierwszą drużyną, pozyskanego przed sezonem z Bayernu 17-letniego ofensywnego pomocnika Kenana Yildiza, który zaliczył świetnie wejście w drużynie młodzieżowej.

Swoje aspiracje związane z młodzieżą Juve potwierdziło także poprzez zorganizowanie specjalnej konferencji prasowej. W wydarzeniu wzięli udział pierwsi zawodnicy, którym udało się przebić do seniorskiej ekipy – Miretti, Soule i Fagioli. W samych superlatywach wypowiadali się oni o inicjatywie i doceniali otrzymywane od klubu szanse. Czy były to jednak tak wielkie szanse? Poza Mirettim, który faktycznie przebojem wdziera się do pierwszej drużyny, 18-letni Soule zaliczył w tym sezonie 23 minuty na boiskach Serie A, a jeden z najlepszych zawodników poprzedniej edycji rozgrywek Serie B Fagioli przebywał na boisku łącznie 59 minut.

Wpuszczanie do Juve świeżego powietrza jest zatem dość ostrożne, a częściej oglądamy w składzie starszych, będących pod formą  Cuadrado i McKenniego. Odnosił się też do tego sam Allegri, który dosadnie i bardzo słusznie stwierdził, że nikomu w metrykę nie patrzy, a grają ci, którzy są najlepiej dysponowani i mogą pomóc drużynie. Łatwiej byłoby w to uwierzyć, gdybym nie oglądał w jakiej dyspozycji znajdują się Kolumbijczyk i Amerykanin. Dodatkowo dostrzegam w tym wszystkim naprawdę spory zgrzyt, bo realizację strategii wdrażania młodych, utalentowanych zawodników powierzono jednemu z najbardziej pragmatycznych i wyrachowanych trenerów na świecie, człowiekowi, który nakazuje swoim zawodnikom przede wszystkim odpowiedzialną, pozbawioną błędów i ryzyka, grę. Zdecydowanie czuć tu absurdem.

Chaotyczne mercato

Kolejnym aspektem funkcjonowania zespołu, który należy dokładnie zbadać jest strategia na ostatnich kilku mercato. Dawniej, wracający na salony Juventus Antonio Conte, mając za sterami genialny duet Marotta – Paratici słynął na całym świecie z chirurgicznej wręcz precyzji w dokonywaniu transferów. W pewnym momencie wydawało się, że panowie są na takiej fali, że nie mogą się pomylić, a każdy ich transferowy dotyk zamieniał się w złoto. Wśród kibiców trwały licytacje i zażarte dyskusje czy większym majstersztykiem było sprowadzenie Teveza, Pirlo, Barzagliego czy Pogby. Niemal każdy zawodnik, który w tamtym czasie dołączał do drużyny, był wartością dodaną, miał swoją ściśle przygotowaną rolę na boisku, z której wywiązywał się doskonale i bardzo szybko sprawiał wrażenie, że był brakującym ogniwem w tej doskonale naoliwionej maszynie.

Obraz obecnych transferów Bianconerich wygląda zupełnie inaczej. Zakupy, które na papierze są znakomitymi – Kulusevski (najlepszy młody piłkarz w Serie A), de Ligt (o którego walczyła cała Europa), Locatelli, Vlahović, Bremer, Di Maria i Kostić, nie do końca spełniają oczekiwania, a ich bohaterowie z biegiem czasu spędzonego w Juve stopniowo gasną, zarówno fizycznie, jak i mentalnie.

Jeśli coś dotyczy tak dużej grupy zawodników i dzieje się na przestrzeni tak długiego czasu, to nie jest to przypadek. Pamiętamy przecież, że Kulusevski swoje występy dla Starej Damy zaczął od bramki w debiucie. Nie jestem fanem tego zawodnika, ale to, co pokazuje na boiskach Premier League, udowodnia, że jest solidny i utalentowany. Z Turynu wyjeżdżał jednak z łatką transferowego flopa, który niemal przewracał się o własne nogi. Dlaczego? Jego sprowadzenie do Juve jest dla mnie koronnym przykładem niespójności wizji i strategii klubu oraz jego kontentych poczynań podczas okienek. Czy winny był Paratici? Wiemy wszak, że mimo ogromnej porażki, którą poniósł jako samodzielny dyrektor sportowy, jest on kapitalnym specjalistą od wyłapywania talentów i wyszukiwania zawodników dopasowanych do potrzeb drużyny. Facet rozumie ten sport jak mało kto. To przecież on odpowiadał za zbudowanie fantastycznej drużyny dziesięć lat wcześniej. Dlaczego zatem zaczął się mylić tak nagle i drastycznie? I dlaczego przestał po dołączeniu do Tottenhamu? Jako osoba pracująca w branży marketingu powiem starą, sprawdzoną maksymę: realizacja może być tylko tak dobra, jak dobry był brief. Innymi słowy – bez jasnego i sensownego planu nie będzie skutecznej egzekucji. Oznacza to, że błąd mógł być popełniony wyżej i to sam zarząd nie do końca wiedział, jaką drużynę chce przedstawić kibicom.

Podsumowanie

Dawniej, chociaż nie tak dawno temu, mogliśmy z wypiętą dumnie piersią ogłaszać światu, że Juventus jest jednym z najlepiej zarządzanych klubów na świecie, a jego przyszłość jest bezpieczna i rysuje się w bardzo jasnych barwach. Rozpoczęliśmy cykl, który pozwolił nam dominować we Włoszech przez dziewięć długich lat, podczas których odcisnęliśmy swój wyraźny ślad także na arenie europejskiej (jednak z poczuciem sporego niedosytu, bo mimo dobrych występów europejska gablota nadal jest pusta).

Obecnie mierzymy się z problemami, które wtedy zdawały się być niemożliwe. Klub (nie tylko zespół) znalazł się w kryzysie, sportowym, finansowym, organizacyjnym i ma problem z przywództwem. Kolejne ruchy zarządu zdają się tylko pogarszać sytuację, a podejmowane decyzje nakładają następne pętle na szyję Starej Damy. Legendarne ‘Calma Calma’ Allegriego charakteryzuje nie tylko grę jego piłkarzy, ale także jest symbolem opieszałości zarządu w podejmowaniu trudnych, acz niezbędnych decyzji. Jedną z nich mogłaby być ta o rozstaniu z Allegrim. Nie chodzi tu nawet o porażki z Benfiką czy Monzą, bo porażki się zdarzają, ale o to, że ja, jako kibic, byłem z tymi porażkami pogodzony jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Chyba podobnie było z piłkarzami.

Ponadto Max zasługuje za zwolnienie dlatego, że przez niemal półtora roku nie zdołał zbudować tej drużyny, ani sportowo, ani taktycznie, ani mentalnie. Nie widzę w zawodnikach tej iskry, zapalnika sportowej złości. Zamiast zaciskać zęby i pięści po przegranym meczu, oni spuszczają głowy i idą pod trybunę Tifosich i błagalnie proszą o wybaczenie. Zrezygnowani. Zagubieni. Rozbici. Kibice muszą ich uświadamiać w oświadczeniu, że takie przeprosiny nic nie znaczą, jeśli nadal nie pokazują ambicji i zaangażowania na boisku.

Właśnie ze względu na te czynniki wymiana trenera wydaje się konieczna. Być może Allegri nie jest jedyną i największą przyczyną obecnego stanu rzeczy, ale najważniejszym jest, że nie jest też jego rozwiązaniem. Sprawdza się tu kolejne mądre przysłowie – jeśli nie jesteś częścią rozwiązania, to jesteś częścią problemu. Tutaj potrzeba silnego impulsu. Obecnie Juventus sprawia wrażenie grupy, w której każdy wie, że nie da się nic zrobić.  Potrzebny jest zatem ktoś, kto nie przesiąknął jeszcze wszechobecną apatią i będzie miał kompetencje, zapał i energię, potrzebne, by wyciągnąć z marazmu całą resztę. Czasu na skuteczne działania jest bowiem coraz mniej.

Autor: Marcin Szydłowski

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

2 lat temu

Fantastycznie napisane, jestem absolutnie pod wrażeniem tego artykułu.

2 lat temu

Allegri tłumaczy się kontuzjami ok można po z PSG czy Napoli ale nie z Monza czy Salernitaną, nie ma tłumaczenia ze drużyna nie gra nic, są przebłyski bo zawodników słabych nie many , popatrzcie na skrót meczy Serbów Vlaho i Kostic , zobaczcie jak tam to wyglada a jaj u nas.. to nie jest Calcio lat 90 trzeba iść do przodu.

Martino
Martino(@martino)
2 lat temu

Super tekst

Lub zaloguj się za pomocą: