Pora spłacić dług publiczny wobec Buffona
Kiedyś L’Equipe napisało, że w tożsamości francuskiego narodu istnieją tylko dwie postaci ze świata sportu, na które nie można podnosić ręki – Zinedine Zidane i Alain Prost. Oczekujemy po La Gazzetta dello Sport podobnej obserwacji na temat Gianluigiego Buffona. Zapytacie – czy w ogóle trzeba o tym mówić głośno? Czy to nie oczywiste? Wydaje nam się, że nie, bo nieokrzesani włoscy kibice na kilku stadionach zamiast złożyć dłonie w geście oklasków na jego widok, wyciągną w jego kierunku najwyżej środkowy palec.
Powiedzą bowiem – ale przecież facet kupił maturę, więc jaki z niego idol? Tak. A Zidane uderzył głową Materazziego, czym wystawił wszystkich swoich partnerów z boiska (czego do dziś nie wybaczył Lilian Thuram). Ale przecież Buffon grał w zakładach bukmacherskich jako czynny sportowiec, co jest złamaniem wszelkich zasad! Zgoda – a Alain Prost spoufalał się z szefem sędziów w F1 i rozstrzygał wyścigi przy zielonym stoliku. Każdy ma rysy na wizerunku, najlepszych w swoich dziedzinach się idealizuje, ale my osobiście czasem tę formę lubimy. Czasem przymrużymy oko, o ile ktoś nie pójdzie szeroko jak Ryan Giggs w wiadomej rodzinnej historii. Wobec niektórych stosujemy amnestię. Tak właśnie jest z Gigim, któremu jesteśmy coś winni. My wszyscy, kibice calcio.
Przez lata zaciągaliśmy u tego faceta dług. Gość kształtował nasze dzieciństwo! Gość sprawiał, że nosiliśmy poliesterową koszulkę z jego nazwiskiem kupioną na targu! Rozpieszczał nas cudownymi meczami, których nie zapomnimy mu do grobowej deski. Jak ten z Realem Madryt w 2003 roku, kiedy bronił karnego Luisa Figo (choć to była akurat jego najmniej spektakularna parada wieczoru!). Jak ten z finału mundialu 2006, kiedy w dogrywce zatrzymał mniej słynną główkę Zidane’a (ta akurat nie dotarła do celu jak w przypadku Materazziego – znakomity strzał Buffon zdołał sparować).
Powinniśmy zwyczajnie zacząć spłacać dług. Dać mu się poczuć nadal potrzebnym. Dać prawo wolnego wyboru, a nie kwestionować ponowny meldunek w Turynie. Oklaskiwać przy każdym kontakcie z piłką. Zwaśnione kluby w Italii nie mają jednak kultury rodem z NBA, kiedy w ostatnim sezonie Kobe’ego Bryanta wystawiano mu gorące pożegnania w każdej hali, w której postawił krok. Paradoks polega na tym, że Kobe narobił sobie dziesiątki wrogów wśród graczy na przestrzeni lat. Pamiętacie, żeby Buffon podpadł jakiejkolwiek osobie, która dzieliła z nim murawę? No właśnie. Jedyny był sędzia Michael Oliver, który wyrzucił go półtora roku temu z boiska w meczu z Realem.
Tymczasem, kiedy 41-latek zameldował się pod koniec zeszłego roku w koszulce mistrza Francji w Neapolu – zebrał i tak same gwizdy. Ironia losu – padło na człowieka, który takich zachowań próbował ludzi oduczyć, kiedy zakładał koszulkę reprezentacji. Powstrzymywał w ten sposób gwizdy na hymny narodowe Szwecji, Francji czy Niemiec. Swoimi brawami we wstydliwych momentach próbował zagłuszyć kilkanaście tysięcy gardeł. Potrafił to zrobić. Szły za nim tłumy. Negatywne reakcje obracał wtedy w oklaski, choć – tu znów paradoks – nie zrobi pewnie tego pod swoim adresem. Nie jest jednak na tyle pyszny, żeby nawet próbować podobnych sztuczek.
Dziś wielu kibiców Milanu jest oburzonych, że po rocznym epizodzie w PSG przyjeżdża wyprzedzić Paolo Maldiniego na liście zawodników z największą liczbą występów w Serie A w historii. Normalna sprawa, jeżeli spojrzymy na przykład użytego w tym tekście Prosta. Ten odszedł na emeryturę w 1992 roku, kiedy nie miał konkurencyjnego bolidu. W 1993 nagle zmaterializował się w sporcie, bo odezwał się do niego największy zespół (Williams – dopisujemy to tylko dla świadomości polskiego kibica, który obserwuje teraz w tym aucie Kubicę…) i sięgnął po tytuł. Niektórzy nie wybiorą emerytury, kiedy jeszcze nie łupie w krzyżu, gdy mogą coś podnieść.
O samotności związanej z zejściem ze sceny opowiadał piłkarz innego kalibru, ale ważny na naszym rynku. Maciej Żurawski nie mógł się oswoić ze świadomością, że ludzie zaczynają o tobie szybko zapominać. Nie dotyczy to może sław z piedestału, ale one też to czują. Spada zainteresowanie followersów na Instagramie. Twoje nazwisko nie trenduje na Twitterze. Ba, kiedy nie zakładasz czynnie koszulki klubowej i jesteś w cywilu – nie wzbudzasz już takiej atrakcji. Istnieje bardzo wąska grupa ludzi, która doprowadza do zawrotów głowy – David Beckham, Zidane, Ronaldo Fenomeno (on o Beckhamie mawiał nawet: “Ten facet schodząc z boiska, poci się wodą kolońską! Jest poza kategoriami! “). Ich popularność była rzeczywiście poza skalą. Pozostali wielcy XXI w jakiś sposób musieli ucierpieć, bo w każdym wielkim ego jest nutka próżności.
Doceńmy to, co zostało z warsztatu weterana na najwyższym poziomie. Siła mentalna. Ale nie tylko. Obsesja wobec treningu. Salvatore Sirigu mówił raptem kilka miesięcy temu, że Buffon to wciąż najlepszy reprezentant włoskiego calcio: “Łatwo mówić na pierwszy rzut oka na temat jego niewiarygodnej psychiki. Rozszerzmy jednak wątek czystych umiejętności i pracy nad sobą – spójrzcie na jego sylwetkę w tym wieku. Powiem tak – widziałem wielu dobrych bramkarzy, którzy byli na jakimś etapie kariery przy kości lub byli wprost grubi. On nigdy nie miał takich dołków “.
Ambicje Buffona dotyczące Ligi Mistrzów są sprawą powszechną, bo jednocześnie sprawą “memową” na Półwyspie Apenińskim. Jego krytyków bawi fakt, że nigdy rozgrywek nie wygrał, że zawsze schylał głowę tylko po medal dla pokonanych (finały w 2003, 2015, 2017). Nawet jeżeli na ławce i tylko obserwując Szczęsnego – byłby to obrazek piękny. Coś, czego nie otrzymaliśmy niestety w minionym sezonie we wspominanym NBA, bo do Toronto Raptors nie wrócił (choć wiadomo było, że to myślenie życzeniowe) weteran Vince Carter, który jest pierwszym skojarzeniem z tą nazwą. Tym samym nie należał do ekipy, która zdobyła po raz pierwszy w historii Kanady Puchar Larryego O’Briena.
Claudio Marchisio jest zdania, że Buffon pozostanie źródłem inspiracji dla pokoleń. Sam Gigi od lat nazywał siebie masochistą. Tak podsumowywał grę na pozycji bramkarza. Wszystkiemu winien Kamerun z Italii 90 i Thomas N’Kono między słupkami. Gdyby nie oglądał go w telewizji – jego życie mogło ułożyć się inaczej… Swojego największego idola przerósł o kilka poziomów. Osiągnął level wprost nieosiągalny dla kolegów po fachu, czego najlepszym dowodem jest komentarz Emiliano Viviano, gracza SPAL, a w przeszłości chwilowo choćby Arsenalu (wpisujemy celowo tę nazwę, bo lojalny wobec Juventusu Buffon odrzucał ich ofertę – podobnie jak zapędy Man City czy United po degradacji Juve do Serie B). Viviano stwierdził; “Naśladowców Buffona będzie sporo, ale żaden pewnie nie będzie się mógł z nim równać. To Maradona bramkarzy “. Christian Abbiati miał czelność z opinią polemizować, choć dość delikatnie: “Gigi to po prostu Messi wśród graczy z bramki “.
Do wyczynowego sportu wracali po długich przerwach i to prosto z emerytury Michael Schumacher i Michael Jordan. Obaj byli równie naiwni – przekonani, że znają odpowiedni moment na powiedzenie “stop”. Buffon się od nich czymś różni – w jego głowie gra Depeche Mode i “Just can’t get enough”. Ci najwięksi zasługują na to, żeby kochać sport tak długo jak im się to żywnie podoba. Zresztą zawsze można się jeszcze czegoś nauczyć. Jak mawiał były bramkarz Romy, Morgan De Sanctis: “Mogę dać mu lekcję jak to jest przegrywać! Niech tylko w zamian zdąży nauczyć mnie wygrywać zanim skończę karierę… “. Nie zdążył, bo De Sanctis uciekł na bujany fotel, co pokazuje, że Salvatore Sirigu zna Gigiego jak mało kto: “Jestem od niego 9 lat młodszy, a nie mogę pozbyć się wrażenia, że i tak skończę grać przed Buffonem “.
Autor: 2AngryMen – Filip Kapica, Mateusz Święcicki Źródło: Piłka Nożna 30/2019