#FINOALLAFINE

Potop na Stadio Curi

Potop Na Stadio Curi

To było prawdopodobnie najdłuższe spotkanie w historii włoskiego calcio, a kontrowersje z nim związane nie ustały do dzisiaj. Bianconeri na kompletnie zalanej murawie stadionu w Perugii stracili mistrzostwo na rzecz Lazio. Czy Collina powinien w takich warunkach wznawiać mecz?

Juventus i Lazio już przed startem sezonu byli w wąskim gronie głównych kandydatów do zdobycia scudetto. Bianconeri po rocznej przerwie chcieli za wszelką cenę odzyskać tytuł mistrzowski. Na ławce Starej Damy zasiadał Carlo Ancelotti, który w połowie poprzedniego sezonu zastąpił legendarnego Marcello Lippiego. W swoim składzie miał takich mistrzów jak Alessandro Del Piero, Zinedine Zidane czy Edgar Davids, a podczas letniego mercato drużynę wzmocnili m.in. Gianluca Zambrotta, Edwin Van der Sar czy gwiazda Monaco – Thierry Henry.

Skład zespołu Lazio, prowadzonego przez Svena-Gorana Erikssona, także robił wrażenie. Choć latem z klubu odeszli Ivan de la Pena czy Christian Vieri, prezydent Sergio Cragnotti postarał się o godnych następców – Juana Sebastiana Verona i Diego Simeone. Dołączyli oni do takich graczy jak Sinisa Mihajlović, Alessandro Nesta, Pavel Nedved, Marcelo Salas czy Alen Boksić i Fabrizio Ravanelli – którzy wcześniej reprezentowali biało-czarne barwy.

Wyścig faworytów

Sezon zgodnie z oczekiwaniami rozpoczął się od wyścigu faworytów, którzy nie mieli zamiaru darować rywalowi choćby najmniejszej wpadki. Dlatego na pozycji lidera dochodziło pomiędzy Juventusem i Lazio do ciągłych zmian. Momentami kroku Bianconerim i Biancocelestim dotrzymywały Milan czy Roma, ale na dłuższym dystansie dwójka faworytów pozostawiła konkurentów w tyle. Juventus, nie specjalnie efektowny, ale do bólu konsekwentny w defensywie. Lazio bardziej zjawiskowe i strzelające więcej goli, ale i z bardziej dziurawą obroną.

W styczniu, mimo protestów Ancelottiego oraz kolegów z drużyny, z Juventusem pożegnał się Henry, który później stał się legendą Arensalu. Turyńczycy straty nie odczuli – świetnie radził sobie duet Del Piero – Inzaghi. W Lazio liderem strzelców był Salas, ale sporo bramek padało także łupem m.in. rezerwowego Simone Inzaghiego, obecnego trenera zespołu ze stolicy Włoch.

W pewnym momencie sezonu Lazio złapało zadyszkę i po 26. kolejce Starej Damie po raz pierwszy udało się zyskać wysoką przewagę aż dziewięciu punktów. Jednak późniejsze porażki zespołu Ancelottiego z Milanem, a następnie w bezpośrednim starciu z Lazio, pozwoliły rzymianom wrócić do gry. Na kolejkę przed końcem rozgrywek przewaga Juventusu wynosiła dwa punkty.

Emocje i kontrowersje

Stara Dama miała do rozegrania mecz z pewną utrzymania Perugią. Rywalem Lazio była również bezpieczna pozostania w elicie Reggina. Rzymianie mieli atut własnego boiska, ale i ciążyła na nich większa presja – musieli wygrać. Juventus miał lekką rezerwę, w trakcie ostatniej kolejki po cichu mógł nasłuchiwać wieści z Rzymu.

Końcówce sezonu towarzyszyły ogromne emocje. Kolejkę wcześniej Juventus z wielkim trudem pokonał Parmę po golu głową Alessandro Del Piero. Świetny mecz rozegrał Gianluigi Buffon, a wcześniej sporo kontrowersji wzbudził nieuznany przez arbitra gol Fabio Cannavaro. Dlatego też przed ostatnią kolejką do trzech najważniejszych meczów wyznaczono najlepszych arbitrów, a do poszczególnych spotkań przydzielono ich drogą losowania. Juventus trafił na Pierluigiego Collinę.

Czarne chmury

To było piękne i słoneczne popołudnie w całej Italii. Kibice ze zniecierpliwieniem oczekiwali decydujących rozstrzygnięć. Bianconcelesti w obecności 70 tysięcy kibiców szybko strzelili dwa gole i już na przerwę schodzili z dwubramkową zaliczką. Tymczasem w Perugii piłkarze Juventusu rozgrywali trudne zawody. Mecz, w którym kompletnie nic nie wychodziło. Mimo dużej przewagi, gra Bianconerich przypominała walenie głową w mur. Nie tylko w przenośni, ale i dosłownie, nad zawodnikami Starej Damy zbierały się czarne chmury…

Deszcz zaczął padać około 25 minuty meczu, jednak nic nie zapowiadało tego, co wydarzyło się w przerwie spotkania. Kiedy zawodnicy przebywali w szatni, nad stadionem doszło do oberwania chmury, a Stadio Renato Curi w Perugii został dosłownie zalany. Zawodnicy stali w tunelu, jednak Collina nie zdecydował się na wznowienie gry. Rozpoczęło się nerwowe wyczekiwanie.

W obawie przed zamieszkami

Mijały kolejne minuty, jednak deszcz nie przestawał padać. Collina wyszedł na murawę z kapitanami obydwu zespołów i wspólnie zaczęli przemierzać boisko. W różnych jego partiach arbiter rzucał piłkę na murawę, która za każdym razem grzęzła w kałużach. Collina był w stały kontakcie telefonicznym z władzami ligi. W oczekiwaniu na wieści z Perugii, wstrzymano także rozpoczęcie drugiej połowy meczu Lazio z Regginą. Po kwadransie podjęto decyzję, by w Rzymie piłkarze zaczęli grać, a Lazio zdobyło trzeciego gola.

Po godzinie 17 deszcz przestał padać, ale boisko nadal nie nadawało się do gry w piłkę. Przerwa trwała już ponad 70 minut, a regulamin rozgrywek nakazywał w takich sytuacjach przerwanie meczu. Pod naciskiem ligowych władz Collina postanawia jednak wznowić zawody. Piłkarska centrala obawiała się kontrowersji, a także przede wszystkim zamieszek wśród kibiców znajdujących się na Stadio Olimpico w Rzymie.

Drugie w historii

Juventus wrócił do gry kompletnie sparaliżowany. Po czterech minutach od wznowienia meczu prowadzenie dla Perugii zdobył Alessandro Calori, zagrzały kibic… Starej Damy. Carlo Ancelotti na różne sposoby próbował wstrząsnąć drużyną. Do gry wprowadził Zambrottę i Darko Kovacevica. Pierwszy z nich podczas kilkuminutowego pobytu na murawie zdążył skompletować dwie żółte kartki i szybko opuścił boisko.

Aktem rozpaczy i bezradności było wejście na boisko Eduardo Esnaidera, który już wcześniej okazał się kompletnym transferowym niewypałem. W Rzymie kibice z niedowierzaniem i wielką radością oczekiwali na końcowy gwizdek Colliny na murawie stadionu. Po nieco ponad trzech godzinach od rozpoczęcia spotkania, mecz w Perugii dobiegł końca. Lazio zdobyło drugie i jak dotąd ostatnie mistrzostwo kraju w swojej historii.

Z kim rozmawiał Collina przez telefon? Kto kazał mu złamać regulamin i wznowić mecz? Dlaczego nikt nie poniósł konsekwencji tych decyzji? Odpowiedzi na te pytania już pewnie nie poznamy, a na pocieszenie, dwa lata później, los odda Juventusowi to, co zabrał w 2000 roku.

Autor: Piotr Podsiadły, Szlakiem Futbolu

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
3 lat temu

Czy Juve wtedy wystarczał remis do mistrzostwa?