Prorok mercato. Rozmowa z Fabrizio Romano
fot. @FabrizioRomano / twitter.com
Na Twitterze (czy właściwie X) jest już najbardziej wpływowy na świecie. Wygrywa nawet z Elonem Muskiem (4,2 mld interakcji – komentarzy, polubień, repostowań – wobec zaledwie 2,7 miliarda u twórcy Tesli) . Na Instagramie codziennie przybywa mu 70 tysięcy nowych followersów i jak tak dalej pójdzie, za rok obserwować będzie go więcej osób, niż najbardziej chyba znaną włoską celebrytkę, Chiarę Ferragni. Obecnie śledzi go 22,8 mln kont, a ich liczba podwoiła się w ciągu ostatniego roku. We Włoszech poza jego zasięgiem wydaje się na razie tylko Khaby Lame. O kim mowa? Oczywiście o Fabrizio Romano, urodzonym trzydzieści lat temu w Neapolu guru piłkarskiego mercato. Jego “Here we go” stało się dla kibiców stemplem potwierdzającym transferowe doniesienia pewniej nawet niż oficjalne informacje ze strony klubów czy agentów.
Jesteś najbardziej wpływowym człowiekiem na Twitterze. Możesz w to uwierzyć?
Wciąż mam z tym problem, to była miła niespodzianka. Gdyby ktoś powiedział mi kilka lat temu, że tak się stanie…
Zacznijmy od początku. Twoja rodzina.
Mój ojciec był prezesem Związku Chemików w Kampanii, moja matka była nauczycielką biologii w szkole podstawowej. Dziś obydwoje są już na emeryturze. Mnie jednak nauki ścisłe nie pociągały. Byłem skupiony na piłce i chciałem spróbować moich sił jako dziennikarz. W wieku 16 lat, w trakcie przedostatniej klasy liceum klasycznego, zacząłem współpracować z portalem publikującym wiadomości o Interze. Chciałem sprawdzić, czy to zajęcie dla mnie. Szybko zrozumiałem, że najbardziej podoba mi się tematyka mercato i w wieku 18 lat przeniosłem się do Mediolanu.
Mając 20 lat występowałeś już na antenie Sky. Jak się tam dostałeś?
Wszystko zawdzięczam Gianluce Di Marzio, który wciągnął mnie do ekipy prowadzącej jego stronę, a potem także do Sky oraz Luce Marchettiemu, który nigdy nie traktował mnie jak młodego chłopaczka. Nauczyli mnie fachu i będę im za to zawsze wdzięczny. Pierwszego dnia w Sky wysłano mnie na prezentację Mauro Icardiego w Interze. Poproszono mnie, żebym zrobił kilka zdjęć, nagrał jakiś filmik. Ja jednak miałem kontakt do kogoś w jego otoczeniu, więc wróciłem z wywiadem na wyłączność. To było dla mnie jak pobyt w Krainie Zabawek dla Pinokia. Od tamtej pory rokrocznie, latem i zimą, każdego dnia kursowałem między hotelami a restauracjami poszukując agentów, dyrektorów sportowych, pełnomocników. Wychodziłem z domu o poranku i wracałem w okolicach północy. Poznałem w ten sposób setki tysięcy osób. Tak wyglądało moje szczęście, taki jest jego sekret.
W międzyczasie studiowałeś na uniwersytecie?
Nauki o komunikacji na Katolickim Uniwersytecie Najświętszego Serca w Mediolanie, ale po pierwszym roku dałem sobie spokój. Szło mi całkiem dobrze, ale nie czułem, abym posuwał się do przodu. To było jak uczestniczenie w kursie na prawo jazdy gdy umiesz już jeździć autem. Poza tym transferowe okienka niestety wypadały w tym samym terminie, co sesje egzaminacyjne, więc musiałem dokonać wyboru. Moi rodzice do dziś suszą mi głowę, że nie ukończyłem studiów. Cóż, w sumie ich rozumiem.
To prawda, że zaproponowano ci w Sky umowę o pracę, a ty odmówiłeś?
Chciałem zajmować się tylko i wyłącznie calciomercato. Więc kiedy po kilkukrotnej letniej i zimowej współpracy zaproponowano mi, żebym został w redakcji i zajął się także innymi kwestiami, odmówiłem. Wolałem inną ścieżkę kariery. Powodem nie była arogancja, po prostu nie znam się w ogóle na żeglarstwie czy Formule 1 i zajmowanie się nimi wydaje mi się traceniem koncentracji. To był częściowo podświadomy wybór, często kieruję się instynktem. Nie wszyscy zrozumieli moją decyzję, ale mamy wciąż dobre relacje.
Twoje pokolenie, millenialsi, często są przedstawiani jako nadwrażliwi i pozbawieni pewności siebie. Jednak ty sam wydajesz się raczej przebojowy. Tak jest?
Jestem zawsze przekonany co do tego, co robię. Sądzę, że zostało mi to przekazane przez moją mamę. Zostawiała mi zawsze sporą autonomię – nie pytała nigdy, czy się uczyłem, miałem tylko osiągać dobre wyniki, jak do tego dojdę – to była moja sprawa. A dzisiaj mamy wiele różnorakich dróg do celu. Media społecznościowe pomagają w wykazaniu się, pokazaniu swojej wartości, ale też ułatwiają pomyłki.
Dzisiaj współpracujesz z Guardianem oraz CBS i w mediach społecznościowych publikujesz jedynie po angielsku.
Chciałem przeszczepić na międzynarodowy grunt obsesyjny styl, w jakim Włosi zajmują się calciomercato. Zamierzałem przenieść go w miejsca takie, jak Anglia, gdzie dotąd wszyscy polegali jedynie na komunikatach prasowych klubów. Punktem zwrotnym była pandemia COVID. Zdałem sobie wówczas sprawę, że dla wielu osób media społecznościowe stały się całym światem, więc to na nie należy postawić. W moim przypadku różnicę zrobiła obsesja na punkcie mercato i znajomość języków. Nie nauczyłem się ich z podręczników, ale pisząc i czytając, rzuciłem się w to.
Wzbogaciłeś się?
Zarabiam znacznie więcej za pośrednictwem moich platform, czyli Instagrama, TikToka, a przede wszystkim YouTube‘a, niż pracując dla mediów tradycyjnych. Nie powiedziałbym, że jestem bogaty, ale zarabiam dobrze, mam dom w centrum Mediolanu, jestem spokojny o przyszłość.
W lipcu opublikowałeś dane dotyczące czasu, jaki spędzasz przed ekranem. Wyszło z nich, że na smartfona patrzysz średnio 17 godzin na dobę. Brzmi jak koszmar.
Tak będzie aż do września, zależy zresztą od momentu. Kilka dni temu poszedłem spać o 5:00 i wstałem o 8:40, bo wiedziałem, że Xavi ma mówić o przeszłości Dembelé, a nie mogłem tego przegapić. Ale dzisiaj to agenci, albo wręcz sami piłkarze piszą do mnie na Instagramie, by zobaczyć na moim kanale wiadomości, które ich dotyczą. W moim przypadku jakieś 80% informacji pochodzi stamtąd.
New York Times określił cię mianem “proroka transakcji”, ale byli też tacy, którzy oskarżali cię o kopiowanie wiadomości.
Kiedy ktoś rzuca tak ciężkim oskarżeniem, powinien przedstawić dowody. Rok temu holenderski dziennikarz De Telegraaf powiedział w swoim podcaście, że podkradłem od niego informacje. Napisałem mu: “Zaproś mnie do transmisji i porozmawiajmy o tym. Zagrajmy w grę – każdy z nas zadzwoni do dziesięciu swoich źródeł, do kogo tylko chcesz, i zobaczymy komu odpowiedzą“. Nie zaakceptował tej propozycji i zablokował mnie we wszystkich swoich serwisach społecznościowych.
Zdarza ci się myśleć: “Nie dam już rady”?
Tak, przytrafiło mi się to kilkukrotnie. Nie mam zamiaru jak na razie przerywać działalności, także dlatego, że w tej pracy gdy choć odrobinę dasz za wygraną to w ciągu tygodnia możesz zrujnować całą swoją karierę. Ale na pewno nie będę tego ciągnął przez następne dziesięć czy dwadzieścia lat, to byłoby zbyt wyczerpujące. Nie zamierzam też pracować jako agent piłkarski czy też działacz. Myślę, że chciałbym zająć się pogłębionymi analizami – nie donosić już, kogo kupuje Chelsea, ale dlaczego to robi, jaka wizja za tym stoi.
Miewasz w ogóle czas dla siebie?
W nocy. Po pierwszej puszczam zapętlone piosenki Paolo Conte, którego dzięki mojemu ojcu słucham od dziecka, i się wyłączam. Uwielbiam filmy dokumentalne i prawdziwe historie – nie mam Netfliksa, wolę dzienniki z podróży Krzysztofa Kolumba. Od zawsze też interesowała mnie filozofia – to zasługa mojej nauczycielki z liceum im. Umberto I w Neapolu. To liceum uformowało mnie i zmieniło moje życie. Chciałbym się z nią spotkać, ale nie udało mi się jak dotąd. Gdyby ktoś zapytał, czy wolę pójść na kawę z nią czy z Messim, wybrałbym ją bez wahania. Innym moim marzeniem z dzieciństwa było zajmowanie się mafiami i gdy tylko mam czas, zgłębiam ten temat.
Posiadasz jakichś idoli?
Na pierwszym miejscu jest Paolo Conte, jego utwory to ścieżka dźwiękowa mojego życia. Byłem na jego ostatnich dziewięciu koncertach, a w ubiegłym roku miałem okazję poznać go osobiście – to był najpiękniejszy dzień mojego życia. Kolejnym jest Antonio Conte, ze względu na jego mentalność. A także Luciano De Crescenzo (włoski Parandowski, pisarz i popularyzator mitologii greckiej, tłumaczony na wiele języków, a także aktor, reżyser i scenarzysta – przyp. red.), który sprawił, że zakochałem się w greckich mitach.
Nie przepracowujesz się przypadkiem?
Zdaję sobie sprawę, że tracę coś z życia normalnego dwudziesto- czy trzydziestolatka. Z pewnością moje relacje międzyludzkie są warunkowane stylem życia, który prowadzę. Na chwilę obecną mieszkam i żyję sam. Ale jestem z tym pogodzony, bo robię to, czego pragnęłem.
Jakie rozmowy były twoją obsesją w ostatnich tygodniach?
Mbappé i Realu Madryt, do 31 sierpnia będę o tym myślał.
Jak się to skończy?
Nie wiem, nie potrafię przewidywać przyszłości. Ale sądzę, że na chwilę obecną nie wie tego nawet Mbappé.