Rogata dusza
Rogata Dusza
Woda i ogień, anioł i diabeł, drugi Dunga – to o Brazylijczyku Felipe Melo de Carvalho, którego chciały Real Madryt i Arsenal Londyn, a kupił Juventus za 25 milionów euro.
Wysokość transferu prawie taka sama jak w przypadku innego reprezentanta Canarinhos – Diego. Jednak za niego Werder Brema otrzymał tylko gotówkę, natomiast Fiorentina zadowoliła się 20 milionami euro i wycenionym na pięć milionów prawoskrzydłowym Marco Marchionnim.
Wzięty z ringu
Najbliższy sezon będzie dla 26-letniego Brazylijczyka dopiero drugim w Serie A. W barwach Fiorentiny, która pozyskała go z hiszpańskiej Almerii za osiem milionów euro, wcale nie prezentował się tak dobrze, żeby jego wartość w tym krótkim czasie wzrosła ponad trzykrotnie. Z pewnością bardziej o tym zdecydowała bardzo dobra postawa w niedawnym Pucharze Konfederacji. To właśnie na tej podstawie śmiało można porównać nowego piłkarza Juventusu do Dungi.
Dunga, który w przeszłości był między innymi zawodnikiem Pisy, Fiorentiny i Pescary, a przede wszystkim kapitanem reprezentacji Brazylii z mistrzostw świata w 1994 roku, to charyzma, siła, dokładność, regularność, a umiejętności taktyczne brały górę nad technicznymi. I taki też jest Felipe Melo – z pewnością tylko bardziej zadziorny i nerwowy, a na boisku mniej odpowiedzialny, stąd brały się jego kłopoty: czerwone kartki i częste dyskwalifikacje. Dotyczy to jednak tylko okresy gry w lidze włoskiej, bo – jak twierdzi – po trzech latach pobytu w Primera Division ani razu nie został wyrzucony z boiska.
Już w debiucie w Serie A – co za zbieg okoliczności, że przeciw Juventusowi – nie dotrwał do ostatniego gwizdka sędziego. Za kolejny brutalny faul otrzymał drugą żółtą kartkę. Do końca sezonu podobna historia zdarzyła mu się jeszcze raz, ale sam siebie przeszedł w 31 kolejce. Fiorentina grała z Cagliari i szczęśliwie wygrała 2:1, a po meczu w tunelu prowadzącym do szatni doszło do bójki Brazylijczyka z kapitanem gości, Urugwajczykiem Diego Lopezem. Nie dało się ustalić, kto sprowokował wielką awanturę (ostatecznie obaj piłkarze zostali ukarani pięciomeczową dyskwalifikacją), ale bardziej poszkodowany był Lopez. Nic dziwnego – trafił w końcu na profesjonalistę.
Felipe Melo długo na równi z futbolem uprawiał sztukę walki zwaną vale tudo, co dosłownie znaczy wszystko można. To walka wręcz z bardzo ograniczonymi regułami, gdzie każdy może posługiwać się takimi technikami, jakie uzna za skuteczne. Przeważnie zakazane są ataki na oczy, gryzienie i kopanie w krocze. Nie ma kategorii wagowych, podziału na rundy i ograniczeń czasowych. Bardzo często walki toczone są na gołe pięści. I w czymś takim, co nazywa się także brazylijską wersją jujitsu, Felipe Melo był mistrzem. Wygrywał turnieje w ojczyźnie, Stanach Zjednoczonych i Japonii i w ten sposób zarabiał pierwsze poważne pieniądze.
Ojciec Linekera
“Gdybym nie został piłkarzem, to pewnie do dziś nadal walczyłbym w ringu” – mówił. W Brazylii był zawodnikiem Flamengo, Cruzerio i Gremio, z którego w 2005 roku wyjechał do Hiszpanii. W Mallorce się na nim nie poznali i szybko wypożyczyli do Racingu Santander, skąd po dwóch latach odszedł do Almerii. Kibice tego klubu wybrali go w sezonie 2007-08 na najlepszego piłkarza drużyny.
Jego wojownicze usposobienie kłóci się z wizerunkiem bardzo religijnego człowieka. Tak jak wielu jego kolegów z reprezentacji manifestuje swoją wiarę i miłość do Jezusa Chrystusa. Nie rozstaje się z Biblią. Każdego dnia czyta jej fragmenty i stara się postępować według wzorów i nauk w niej zawartych. Dlatego na przykład nie ma i nigdy sobie nie zrobi tatuaży. “Ciało nie służy do znakowania. Jest święte. Tak uczy Biblia” – tłumaczy.
Poza tym jest szczęśliwym mężem Roberty i ojcem trojga dzieci: synów Linekera i Davi oraz córki Pietry. Imię pierworodnego nadano oczywiście na cześć angielskiego napastnika Gary’ego Linekera, który był idolem dla ojca Felipe Melo.
A zatem poza boiskiem Brazylijczykowi z Juventusu zdecydowanie bliżej do grzecznego Kaki niż rozgrywkowych Adriano, Ronaldo czy Ronadinho. Tylko czasami podczas meczów wstępuje w niego diabeł. Selekcjonerowi Dundze to jednak nie przeszkadza. Felipe Melo, który w reprezentacji zadebiutował dopiero 10 lutego tego roku w meczu z Włochami, szybko zdobył jego zaufanie. A jeśli tak się jeszcze nie stało po Pucharze Konfederacji, to po podpisaniu piecioletniego kontraktu z Juventusem z pewnością uzyskał status gwiazdy.
Autor: Tomasz Lipiński
Wyszukał i przepisał: DeeJay
Źródło: Piłka Nożna (30/2009)