Romantyzm, który nieustannie kwitnie, czyli co łączy nas – kibiców.

Romantyzm Ktory Nieustannie Kwitnie Czyli Co Laczy Nas Kibicow

Podchodziłem do tego Euro z ogromną rezerwą. Nie spodziewałem się po sobie jakichś wielkich emocji, ale na przestrzeni dni, kiedy impreza trwała, zauważałem, że wraca we mnie dzieciak, który pokochał futbol, pokochał calcio i umie na nowo przeżywać spotkania ukochanej drużyny. Jeszcze bardziej rosło to we mnie, gdy widziałem jak Italia podbija coraz to więcej serc, jak zdobywa kolejnych kibiców i jak jednoczy wszystkich, którzy w piłce nożnej widzą nie tylko samo kopanie na boisku, lecz coś więcej.

Ale po kolei. Co z tą Italią jest nie tak? Czy w ogóle coś jest nie tak?

Ktoś, kto nawet umiarkowanie śledzi poczynania turniejowe różnych ekip zwykle wymienia Włochów w gronie faworytów. Jednak do finału (a właściwie do tego turnieju) Azzurri nie byli zbyt przychylnie kojarzeni:

Nudne catenaccio.

Brudna gra.

Symulowanie.

Ciągłe kłótnie z sędziami.

Afera korupcyjna, która wstrząsnęła włoskim futbolem po zwycięstwie w mistrzostwach świata w 2006 roku.

Umówmy się: pijar mieli dosyć kiepski.

Gdy Mancini przejmował kadrę, były to mroczne czasy. Mówiło się, ze mają kilku obiecujących piłkarzy, ale to na pewno jeszcze nie jest ich czas. Bo, umówmy się, trener Anglików wpuszcza Sancho, Rashforda, a Mancini Cristante i Bernardeschiego, który ma katastrofalny sezon za sobą i kojarzony jest głównie z potykania się o własne nogi. Jak Boga kocham, serce mi chciało wyskoczyć, gdy podchodził do karnego. Część może pierwszy raz usłyszała o takiej drużynie jak Sassuolo, gdzie gra Berardi.

Ale ten turniej odsłonił zupełnie inną, piękniejszą twarz Italii. Zakochałem się w tym, jak śpiewają hymn, choć śpiewają to za mało powiedziane. Oni żyją tym hymnem, już w trakcie tej odsłony pokazują jedność i braterstwo między sobą. Nie było indywidualnych bohaterów – bohaterem była cała drużyna.

Tę jedność widziała większość oglądających. Zachwycał Chiellini, który celebrował każdą interwencję w obronie jakby strzelił gola. Zachwycał Chiesa, Veratti, Donnarumma, Spinazzola. Kontuzja tego ostatniego pokazała na czym polega psychologia w sporcie, na czym polega dźwiganie siebie nawzajem w trudnych momentach. Gdy dzieje się krzywda jednemu, nie chciałbyś spotkać całej reszty gdzieś w ciemnej uliczce na czele z Chiellinim. Gość najpierw wybije ci z głowy jakąkolwiek grę, wykosi, a potem się uśmiechnie i poklepie po plecach, bo przecież nic się nie stało. Z takim samym uśmiechem najpewniej chwali jedzenie, gdy jest u mamy na obiedzie. Zresztą… Wystarczy znaleźć mem, gdzie stoi u boku Jordiego Alby i wszystko stanie się jasne.

Spinazzola płakał wiedząc, że musi odpuścić turniej. W niedzielę mogliśmy widzieć czym jest rodzina, gdy jako pierwszy pokuśtykał po medal, a jeszcze wcześniej był niesiony na rękach, by mógł świętować z kibicami, być blisko nich.

I tu właśnie tkwi sedno czegoś, czego nie zobaczymy od razu gołym okiem. Włosi nie mają teraz gwiazd pokroju Tottiego, Del Piero, Pirlo, De Rossiego, Buffona. Zostają przejęci w momencie totalnego marazmu, wiszącej klątwy finałów chociażby z Francją, czy Hiszpanią, gdzie polegli 4:0. Przychodzi Mancini, który musi to wszystko poskładać i udowodnić im samym, że są w stanie wyciągnąć ręce i złapać w garść marzenia. Oni po prostu robili swoje, nie wykazywali się pychą, nie deprecjonowali przeciwników, nie mówili, że im się należy, choć drabinka turniejowa ich nie rozpieszczała. Anglia ma kapitalne indywidualności, podobnie przecież Francja, ale Italia ma zwartą grupę, gotową skoczyć za sobą w ogień i gotową na to, by dalej pracować.

Brzmi jak historia do filmu, gdzie główny bohater zaczyna od zera i wbrew wszystkim dochodzi na szczyt. Taką właśnie Italię wielu pokochało. Płakałem w 2006 roku, gdy Del Piero odprawił Niemców w dogrywce i Włosi zgarnęli tytuł po meczu z Francją.

Dziś mam trochę więcej lat na karku, ale czy coś się zmieniło…?

Wszyscy kochamy nasze drużyny, gdy wygrywają.

Kochamy jeszcze mocniej, gdy mierzymy się z ich słabościami i leży nam na sercu ich dobro.

Dla wielu to szaleństwo.

Dla nas to norma.

Bo miłość idealna nie jest wtedy, gdy wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami. Miłość idealna jest wtedy, gdy pokonujecie trudności i jesteście razem.

Autor: Marcin Kozak

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
2 lat temu

Ładnie napisane, nic dodac nic ująć. Swoją drogą to ciekawe, ze czlowiek cieszy sie z wygranej Włoch tak jakby wygrała to reprezentacja Polski 🙂

2 lat temu

Zdecydowanie było coś wyjątkowego w tej Italii 🙂 Można było zauważyć rzeczywiście jedność przez wielkie 'J' . Nie wiem jak u Was, ale ja generalnie zmieniłem mentalne podejście do zawodników, z którymi na co dzień rywalizuje Juve i średnio się lubimy. Bardzo dobrze, że wygrali - przy pełnym Wembley smakowało to szczególnie dobrze 😀