Serce Juventusu
W Serie A zadebiutował w wieku 17 lat, ale już dwa lata później zaistniało niebezpieczeństwo, że przedwcześnie zakończy karierę. Dziś jest wschodzącą gwiazdą mistrzów Włoch.
Wszystko, jak to często się zdarza, zaczęło się przez przypadek. Był rok 1997 i ówczesny trener Udinese, Alberto Zaccheroni, szykował drużynę do meczu towarzyskiego. “Akurat wielu zawodników narzekało na kontuzję i ktoś mi podpowiedział, że powinienem dać szansę młodemu pomocnikowi z Ghany, który akurat przebywał u nas na testach” – wspominał szkoleniowiec. “Po przerwie wprowadziłem go na boisko. Wystarczyły jego trzy kontakty z piłką i fantastyczne podania, abym poradził działaczom: Zamknijcie na stadionie wszystkie bramy i nie pozwólcie mu uciec.“
Tym zawodnikiem był Stephan Appiah, który kilka tygodni wcześniej skończył 16 lat. “On nie miał żadnych kompleksów” – oceniał Zaccheroni. “W sezonie 1998-1999 mieliśmy bardzo silny zespół, zajęliśmy przecież trzecią pozycję, mimo to Appiah zdołał wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Kiedy odchodziłem do Milanu, chciałem go zabrać ze sobą. Niestety, nie udało się.” Cztery lata temu Parma wykupiła go z Udinese za 10 milionów dolarów. Niespodziewanie podczas rutynowych badań lekarskich wyszło na jaw, że nastolatek z Afryki ma wadę serca. Niby drobną, ale przy wysiłku, jakiemu poddawany jest organizm zawodowego piłkarza, mogła być zagrożeniem dla życia. Klub z Udinese musiał zwrócić pieniądze i zainwestować w leczenie piłkarza. Appiah odleciał do specjalistycznej kliniki w Stanach Zjednoczonych. Spędził tam czterdzieści dni, podczas których został poddany wyjątkowej kuracji. Jednak na tyle skutecznej, że odbyło się bez operacji na otwartym sercu. Mógł wrócić do domu. A tam czekała, córka Larry, która jest owocem jego związku z Hannah.
W 2000 roku kolejne testy medyczne wykazały, że jest zdrów jak ryba. I z rocznym opóźnieniem trafił do Parmy. Spędził tam dwa sezony, rozegrał jednak zaledwie 28 meczów. Z pobytu w Parmie przede wszystkim wyniósł znajomość… dialektu neapolitańskiego, a roli nauczyciela wystąpił urodzony w Neapolu Fabio Cannavaro, z którym do dziś łączy Appiaha przyjaźń.
Przed rokiem spotkał swojego wielkiego mistrza: Carlo Mazzone. To on stał za tym, aby sprowadzić Ghanijczyka do Brescii. “Pewnego dnia spytałem go: chłopcze, jak to jest możliwe, że jako piłkarzowi nie brakuje ci niczego, a nie potrafisz strzelać goli?” Obu panom szybko udało się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Appiah wprawdzie długo czekał na swojego pierwszego gola w Serie A, ale jak już zaczął strzelać, to poprzedni sezon zakończył z dorobkiem aż siedmiu trafień. W klubie tylko lepszą skutecznością wykazał się tylko wielki Roberto Baggio.
Tego lata działacze Juventusu szukali piłkarza, który mógłby zastąpić Edgara Davidsa. Holender przysparzał zarówno działaczom, jak i trenerowi Marcello Lippiemu coraz większych problemów. Nikt oczywiście nie odważył się kwestionować jego piłkarskiej klasy, ale męczący dla najbliższego otoczenia stał się niezwykle trudny charakter Pit Bulla. Poza tym zaistniały poważne rozbieżności na linii działacze-piłkarz w sprawie przedłużenia kontraktu, który wygaśnie w połowie 2004 roku. Davids żądał zbyt wysokiej, nawet jak na możliwości Juventusu, podwyżki. Między innymi, aby dać holendrowi do zrozumienia, że nie jest dla klubu niezastąpiony, działacze ściągnęli właśnie Appiaha, który kosztował sześć milionów euro.
Ku niezadowoleniu tylko i wyłącznie Davidsa, Appiah zaaklimatyzował się w otoczeniu sławnych i utytułowanych kolegów lepiej niż najwięksi optymiści mogli przypuszczać. Zewsząd pod jego adresem padają komplementy. A najważniejsze, że nie może się go nachwalić Marcello Lippi. Wydaje się więc, że po Davidsie nikt w Turynie nie będzie płakał. Teraz pora na Stephana Appiaha.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna (37/2003)
Wyszukał: DeeJay