Siedem grzechów Cristiano Giuntolego część druga
Cristiano Giuntoli ma za sobą pracowite mercato, ale pomimo obecności wielu ciekawych nazwisk, można mu zarzucić kilka błędów.
fot. @ juventusfc / juventus.com
Cristiano Giuntoli przybywał do Turynu jako fachura, mająca na celu usprawnienie działań Bianconerich na rynku transferowym, po rządach Fabio Paraticiego. Wielu sympatyków Starej Damy narzekało na działania poprzedniego dyrektora sportowego zarzucając mu nie tylko nieprzemyślane ruchy sprzedażowe, jak również zwyczajny brak odpowiednich umiejętności w tym zawodzie. Zupełnie inaczej miało być z byłym już dyrektorem sportowym Napoli i jakkolwiek nie można mu zabrać tego, że mercato finalnie „dowiozło” i sam Giuntoli skutecznie wytrącił mi wiele argumentów z klawiatury, to jednak nie jestem wielkim zwolennikiem jego pracy, przez historie toczące się wokół wielu transakcji.
Zapraszam Was zatem na kolejną, drugą już część „grillowania”, dyrektora sportowego Juventusu, wszak nie zawsze musi być kolorowo i cukierkowo. Pierwszą część możecie przeczytać TUTAJ.
Sprawa Wojciecha Szczęsnego
We wrześniu 2024 roku jesteśmy już mądrzejsi o wiedzę dotyczącą końca kariery utytułowanego polskiego golkipera, ale wystarczy się cofnąć na linii czasu o kilka lub kilkanaście tygodni, by zauważyć jak wiele kiepskiej, by nie użyć mocniejszych słów, aury otacza tę decyzję.
Wojciech Szczęsny rozwiązał kontrakt z Juventusem za porozumieniem stron, rezygnując z części wysokiego wynagrodzenia, lecz otrzymał za tę okoliczność solidną odprawę. Czy te pieniądze się bramkarzowi należały? Oczywiście, że tak, w końcu umów należy dotrzymywać. Czy powinno się to zakończyć inaczej pod względem finansowym i wizerunkowym dla Juventusu? Tutaj również muszę odpowiedzieć twierdząco.
Skupmy się jednak na całej historii wokół odejścia Polaka. Przed startem sezonu Wojciech Szczęsny, dotychczasowy numer jeden w bramce Juventusu, otrzymuje wilczy bilet i musi szukać nowego miejsca pracy. Jego status ma przejąć nowy nabytek Michele Di Gregorio, który dołącza do klubu jeszcze przed pożegnaniem Wojtka. W klubie jest zatem czterech bramkarzy, w tym jeden niechciany i równocześnie najwięcej zarabiający. Giuntoli i jego współpracownicy wydają się coraz bardziej zdesperowani by pożegnać Szczęsnego, ale potencjalne arabskie ruchy „wzięły w łeb”, a pozostałych chętnych nie widać. Wszelkie plotki transferowe okazywały się wyssane z palca i jedynym wyjściem było udobruchanie bramkarza i rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Z resztą jak namówić innych na wzięcie golkipera, który i wiekiem i zarobkami nie jest już konkurencyjną opcją? Oczywiście niczego nie ujmując pod aspektem sportowym. Dopiero później Szczęsny ogłosił zakończenie kariery, a jak sam przyznaje w wywiadach, Juve i tak miało być jego ostatnim klubem.
Zatem mamy oszczędność finansową o wiele niższą niż zakładana i pierwszy, aczkolwiek jak zobaczycie dalej, nie jedyny przykład zbyt głośnego i szybkiego skreślenia zawodnika oraz utratę części wizerunku klubu, chociażby u polskich kibiców. Przecież na końcu to Juventus zły, bo wygonił Polaka na emeryturę, prawda?
Juventus Next Gen
Dalej weźmy na tapet sprzedaże gotówkowe młodych zawodników. Tuż po starcie okna transferowego Juve wydało morze pieniędzy na Douglasa Luiza i Khephrena Thurama. Będąc niejako w konieczności zbilansowania tych wydatków Giuntoli był „na musie” i należało sprzedać niechcianych piłkarzy. Z tym, że po nich nikt się nie zgłaszał, jakby cały rynek poznał się na ich umiejętnościach. Pozostało więc sprzedać młodych.
Kwestia Enzo Barrenechei i Samuela Ilinga Juniora oddanych do Aston Villi jest pierwszym z grzeszków. Wydaje się, że kluby z Premier League dałoby się “wydoić” na wyższe kwoty niż otrzymane za tych graczy, tym bardziej za Anglika. Niemniej poprzedni sezon w jego wykonaniu skutecznie obniżał jego kwotę praktycznie z każdym kolejnym meczem. Poza tym pierwotnie do Aston Villi w rozliczeniu za Douglasa miał powędrować Weston McKennie, ale Amerykanin zablokował transfer. Giuntoli jednak dobił obiecanego targu, pomógł ekipie z Birmingham zbilansować księgi i oddał dwóch obiecujących graczy, w kwotach nieco poniżej oczekiwań.
Inaczej było w sprawie Deana Huijsena, który odszedł do Bournemouth za nieco powyżej 15 milionów euro. Środkowy obrońca ponoć chciał wywrzeć na Mottcie obietnicę bycia starterem, ale mogły to być jedynie plotki. Wracając do kwestii zbyt szybkich i wysokich wydatków, Giuntoli musiał spieniężyć środkowego obrońcę stanowczo za wcześnie i zbyt tanio. Sprzedaż Huijsena miała pomóc w sprowadzeniu bardziej potrzebnych nazwisk i tutaj należy oddać dyrektorowi Juve, ostatecznie się to w dużej mierze udało, aczkolwiek niesmak pozostał.
Idąc dalej przez Juventus Next Gen, nie sposób zapomnieć o Matiasie Soule. Argentyńczyk rozegrał bardzo dobry sezon we Frosinone i miał być łakomym kąskiem na rynku transferowym. Ostatecznie nie wylądował w Premier League tylko w zespole rywala Serie A czyli Romie. I podobnie jak Huijsen, w kwocie zbyt niskiej jak potencjalnie oczekiwano. W pierwszym wywiadzie już będąc piłkarzem stołecznego klubu, Soule przyznał, że już zimą próbowano się go pozbyć z Juve sprzedając do Arabii Saudyjskiej. Wygląda na to, że historia Argentyńczyka to idealny przykład jak plusvalenza działa podniecająco na dyrektora Bianconerich.
Federico Chiesa
Nazwisko, które grzało głowy i serca kibiców Bianconerich przez całe letnie mercato. Włoski skrzydłowy został skreślony przez Thiago Mottę i ogrom osób śledzących świat calcio nie mogło przetłumaczyć sobie, że czas Federico w Juventusie dobiegł końca. Że Chiesa już na Allianz nie zagra, chyba że w roli oponenta.
I tu wkracza ponownie Cristiano Giuntoli i cały na biało wspólnie z Thiago Mottą oznajmiają, że skrzydłowy Starej Damy znajduje się poza projektem i jest dostępny na rynku. Nie trzeba wykazać się ponadprzeciętną przenikliwością, żeby zwietrzyć, iż oczekiwane za piłkarza 30 milionów euro będzie niezwykle ciężko pozyskać. Do tego dochodzi kwestia żądań finansowych gracza i mamy ugotowany klops, którego nijak nie da się spożyć.
Niemniej z pozycji kanapowego obserwatora, nie wiedząc co się tak naprawdę dzieje za kulisami, mogę śmiało stwierdzić, że dało się to rozwiązać zupełnie inaczej. Wystarczyło po cichu proponować Fede innym klubom, zawodnika nie odsuwać ostentacyjnie od zespołu i była szansa na pozyskanie wyższej kwoty niż otrzymane od Liverpoolu 12 milionów euro. Przestańmy też ustawiać rzeczywistość na nowo, bo nawet jeśli Chiesa nie wpisuje się w myśl zespołu Motty, to przecież nie stał się beznadziejnym zawodnikiem. Włoch w formie jest genialny. A podejmowanie odpowiednich decyzji na boisku to też niejako bycie w odpowiedniej formie.
Tiago Djalo i Daniele Rugani
Następne kamyki do ogródka dyrektora sportowego Juventusu. Postępowanie w sprawie Daniele Ruganiego i przedłużanie jego umowy przed zakończeniem poprzedniego sezonu, kiedy już wiadome było przybycie Thiago Motty, a następnie skreślenie piłkarza jest ruchem co najmniej dziwnym. Jeśli Rugani od początku nie wpisywał się w wizję nowego szkoleniowca, w takim razie jaki cel przyświecał Giuntolemu przy przedłużaniu jego kontraktu? Nie wiadomo. Dziś Rugani jest w Ajaxie i to jedynie na zasadzie wypożyczenia.
Jeszcze ciekawszy jest przypadek Tiago Djalo. Portugalski defensor przybył do Turynu podczas zimowego mercato i nie zdołał przebić się do pierwszego składu, debiutując dopiero w ostatnim meczu poprzedniego sezonu. Djalo co prawda wracał po skomplikowanej kontuzji, ale według zapewnień trenera Fonseki (byłego trenera Lille, a szkoleniowca Djalo), piłkarz był już gotowy do gry. Ostatecznie za trenera Allegriego nie zadebiutował i jak coraz śmielej mówiono, zwyczajnie się nie nadawał.
Potwierdzenie tego przyszło podczas zgrupowania przedsezonowego, gdzie Portugalczyk poruszał się jak mucha w smole, był mało zwrotny i zwyczajnie się nie nadawał do Juve. Z taką dyspozycją nie ma pewności czy wystarczyłby na grę w polskiej ekstraklasie, a umówmy się, polska liga obrońcami nie grzeszy.
Finalnie Djalo wylądował w FC Porto w formule wypożyczenia z opcją wykupu. Być może jeśli uda mu się zebrać wystarczająco dużo dobrych występów, posłuży jako pomoc w kupieniu Francisco Conceicao, ale to na razie gdybanie.
Co zatem kierowało Giuntolego przy zakupie Djalo? Mam pewną teorię. Otóż pewnego dnia Giuseppe Marotta stwierdził, że ma sprytny plan wkręcenia Giuntolego i zainteresował się portugalskim zawodnikiem, aby nabrać dyrektora Juventusu, doskonale przy tym wiedząc, że ten kupi zbędnego piłkarza. Sprytny plan szefa Interu się powiódł i Stara Dama straciła kilka milionów euro. Historia wyssana z palca? Oczywiście, że tak. Chociaż kto to wie.
Szukamy obrońcy
Tym razem nie kamyczek, a głaz do ogrodu dyrektora. Do Juventusu miał trafić klasowy środkowy obrońca, bezpośrednio do wyjściowej jedenastki. Obiecano Mottcie Calafiorego, którego przecież sam wypromował w Bologni. Niestety dziwaczne zachowania szefa Rossoblu i zaporowa cena spowodowała, że musiało Juve obejść się smakiem. Trudno tu zarzucić większą winę Giuntolemu, więc wspaniałomyślnie rozgrzeszam.
Kolejnym nazwiskiem miał zostać Jean Clair Todibo, który był momentami wręcz zdesperowany na transfer do Juventusu. Jednakże z samemu sobie tylko znanych powodów Cristiano z Turynu zwlekał i zwlekał z transferem, prowadząc w nieskończoność negocjacje, aż doprowadził Francuza do wściekłości i ten odpuścił Starą Damę. Dla obserwatora włoskiej piłki to pokaz nieudolności dyrektora i ogromny zarzut do wykonanej pracy.
W ramach pocieszenia do Turynu trafił Pierre Kalulu. Zawodnik otrzaskany w Serie A, z dobrą techniką i profilem pasującym Thiago Mottcie. Należy jednak pamiętać, że Francuz pauzował praktycznie cały poprzedni sezon przez trapiące go kontuzje i nie wiadomo w jakiej dyspozycji będzie w Juventusie.
Zatem zamiast świetnego środkowego obrońcy gwarantującemu jakość w wyjściowej jedenastce otrzymaliśmy rezerwowego. Wciąż na papierze dobrego, ale dalej tylko zmiennika. Rozczarowujące.
Niechciani przywróceni do składu
W Juventusie zostało kilku zawodników, którzy początkowo skreśleni przez Thiago Mottę musieli powrócić do składu. Wśród nich widnieją nazwiska Westona McKenniego, Arkadiusza Milika, Filipa Kosticia i uwielbianego w Turynie Arthura Melo.
Jak jeszcze pozostanie Arka Milika może być niejako usprawiedliwione bo koniec końców jakiegoś zmiennika dla Vlahovicia brakuje, tak Polak wciąż jest niedostępny dla Motty po kontuzji i jednak nie jest to marzenie dla włosko-brazylijskiego szkoleniowca. Argumentem przy braku odpowiedniego wzmocnienia na tej pozycji niech będzie też kwestia finansowa, bo nawet rezerwowe dziewiątki są bardzo wysoko cenione na rynku transferowym.
Przechodząc zatem do pozostałych piłkarzy to już mamy kolejne nieudolne posunięcia dyrektora Juventusu. Westona McKenniego po bardzo dobrym sezonie nie udało się sprzedać i po „rozmowie z Thiago Mottą” został przywrócony do składu kosztem Fabio Mirettiego. Ponownie oceniając to nie znając kulis wysnuwam wniosek, że wystarczyło załatwiać biznesy po cichu, a nie trąbić o skreśleniu piłkarza. Chętnych na zakup nie było i Teksańczyk będzie grywać ogony w Turynie. Mecz z Romą pokazał, że nie będzie mu łatwo wkręcić się w tryby nowej Starej Damy.
Podobnie oznajmiono status Filipa Kosticia, o którego brak zainteresowania muszę przyznać, że mnie zaskoczył. Skrzydłowy-wahadłowy mimo kiepskiego sezonu jednak „coś tam umie wrzucić” i powinien być interesującym zakupem. Tyle, że najprawdopodobniej w mniejszych warunkach finansowych. Póki co Kostić wciąż jest piłkarzem Juventusu, nawet bliskiego zainteresowania tureckich zespołów. Ostatecznie jeśli zostanie będzie kolejnym fiaskiem w wykonaniu Giuntolego i następnym „czerwonym słupkiem w Excelu”.
Natomiast temat Arthura to zupełnie inna para kaloszy. Łatwo byłoby strzelać do aktualnego dyrektora sportowego Juventusu za pozostawienie Brazylijczyka w zespole, ale to nie on go podpisał i zaproponował mu tak wysoki kontrakt, którego nawet po podziale z innym zespołem trudno opłacać i nie on za to powinien odpowiadać. Posprzątanie po Paraticim nie jest jednak takie łatwe i trzeba się nieco namęczyć. Umowa Arthura obowiązuje do 2026 roku i nie zdziwię się jeśli zostanie wypełniona.
Zakupy Juventusu
Jakkolwiek należy oddać Giuntolemu, że zakupy do Turynu trafiły pierwszorzędne to wiele kulisów ich transferów wygląda słabo lub co najwyżej średnio. Weźmy pod uwagę kwoty zapłacone za zawodników. Douglas Luiz wylądował w Juve za 50 milionów euro, czyli tyle ile potrzebowała Aston Villa do zbilansowania finansów. Karty Barrenechei i Ilinga-Juniora obniżyły ostateczny koszt, więc wyszło nieźle. Khephren Thuram został kupiony za 20 milionów euro, czyli podobnie, tyle ile żądało OGC Nice. Koopmeiners za prawie 60 milionów, Nico Gonzalez za prawie 40 milionów, Francisco Conceicao na kiepsko dogadanych warunkach wypożyczenia bez opcji wykupu. Za samo wypożyczenie 10 milionów trafia do FC Porto. Michele Di Gregorio również przybył za kwotę praktycznie równą żądaniom Monzy.
Cristiano Giuntoli płaci praktycznie tyle ile chcą kluby, z których sprowadza zawodników. Prowadzone przez niego negocjacje kończą się albo fiaskiem, albo wypłatą żądanej kwoty. Sumując wszystkie transfery dyrektorowi Juventusu udało się urwać jedynie od kilku do kilkunastu milionów z wymaganych kwot.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że trudniej jest prowadzić negocjacje z pozycji osoby będącej w potrzebie, a takie było teraz Juve, natomiast uważam, że można było nieco więcej z tego wycisnąć. Albo zwyczajnie chciałbym, żeby Giuntoli zaoszczędził więcej pieniędzy w transferach. W końcu im niższa kwota zakupu, tym mniejsza amortyzacja więc i mniejszy roczny koszt zawodnika. Plusem są za to wysokości umów zawodników, którzy nie przekroczyli zakładanych wysokości pojedynczego kontraktu.
Natomiast znając powyższe zmienne i oceniając na trzeźwo, odpowiedzmy sobie na pytanie: Jak teraz wygląda Juventus i sprzedaże naszych zawodników na czele z Huijsenem, Soule i przede wszystkim Federico Chiesą, który poszedł za waciki w świetle dzisiejszych cen?
Podsumowanie
Powtórzę się, ale końcówką okienka transferowego Giuntoli wybił mi wiele argumentów, bo bez transferów Koopmeinersa, Gonzaleza, Kalulu czy Conceicao oceniłbym okienko na 4 w 10-cio stopniowej skali, natomiast oceniając nazwiska jest to nawet 9-tka. Z kolei biorąc pod uwagę fiaska w negocjacjach, średnie sprzedaże i przytoczone wyżej historie, jestem średnio zadowolony z jego pracy.
Z tym, że ja mogę oceniać tylko z pozycji kanapowego obserwatora, natomiast liczą się finanse i wynik sportowy, a ten jeśli będzie, to Giuntolego wszyscy Juventini rozgrzeszą. Tylko ja pewnie pozostanę sceptykiem.
A Wy, koledzy i koleżanki po szalu, jak oceniacie okienko transferowe i pracę Crisitano Giuntolego biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności? Zapraszam do sekcji komentarzy!