Sissoko: Będę lepszy od Vieiry!
Kiedy dziennikarze porównują go do schodzącego powoli z piłkarskiej sceny Patricka Vieiry, nie podejmuje dyskusji. “Jest geniuszem, a ja mam jeszcze mnóstwo do udowodnienia” – odpowiada skromnie. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby w przyszłości stał się piłkarzem jeszcze lepszym. Już dziś osiągnął poziom, którego zawodnicy w jego wieku mogą mu jedynie pozazdrościć.
Kariery obydwu panów układają się podobnie, dlatego ciągłe pytania o Vieirę nie są już dziś dla Momo niczym zaskakującym. Sissoko urodził się w Mont-Saint-Aignan, na północy kraju. Podobnie jak Patrick wychował się i rozpoczynał przygodę z piłką we Francji. “Kiedy jesteś młody i grasz dla małego miejscowego klubu, szansa wyjazdu na testy do zespołu z pierwszej ligi jest ogromnym powodem do dumy. Ja taką szansę otrzymałem od legendarnego Guy’a Roux’a i dzięki niemu trafiłem do Auxerre” – opowiada o swoich pierwszych krokach w kierunku profesjonalnej kariery Momo.
Milion euro i po sprawie
Szkółka piłkarska Auxerre należy do jednych z najlepszych i najsławniejszych na świecie. W przeszłości wykreowała takie gwiazdy jak Eric Cantona, Djibril Cisse, Alain Goma czy Philippe Mexes. Sissoko długo jednak na Stade l’Abbe-Deschamps nie zabawił. Choć w pierwszej drużynie nie rozegrał właściwie żadnego oficjalnego meczu, już po roku znalazł się na liście transferowej hiszpańskiej Valencii.
Jego przeprowadzce na Estadio Mestalla towarzyszyło jednak sporo kontrowersji. Działacze Los Ches podpisali bowiem z zawodnikiem kontrakt, bez uprzedniej konsultacji z przedstawicielami Auxerre. Jak się później okazało, mimo młodego wieku, Sissoko był związany umową z byłym pracodawcą. Sprawę rozstrzygnięto przed sądem. Milion euro odszkodowania dla Francuzów załatwił wszelkie formalności.
Mentor Benitez
Do Valencii Momo trafił w wyśmienitym dla klubu okresie. Rafa Benitez tworzył tam zespół, który w krótkim czasie miał zwojować nie tylko Hiszpanię, ale i całą Europę. To właśnie on był dla Sissoko piłkarskim mentorem, który wprowadził go w dorosły futbol. “W młodzieżowym zespole Auxerre występowałem jako napastnik. Benitez przesunął mnie natomiast na pozycję defensywnego pomocnika. Byłem zaskoczony i niezadowolony, ale to właśnie jego intuicji zawdzięczam dziś to, co mam i gdzie jestem” – przyznaje bez chwili namysłu Sissoko.
Już w pierwszym sezonie gry dla nowego zespołu osiągnął tyle, o czym jeszcze do niedawna nie śmiał nawet marzyć. Do swojej gablotki mógł włożyć pierwsze trofea i to nie byle jakie. Zdobycie mistrzostwa Hiszpanii, Pucharu UEFA oraz Superpucharu Europy przez Valencię stały się faktem w połowie roku 2004. Sissoko miał swój niemały udział w sukcesach Los Ches. W całym sezonie zaliczył 34 występy, w których strzelił jednego gola, swojego pierwszego w profesjonalnej karierze.
Marzenia o Wyspach
Po triumfach z Valencią, Rafaelem Benitezem zainteresował się Liverpool. Jak sam przyznał, takim klubom jak The Reds po prostu się nie odmawia. Rafa odszedł, a jego miejsce w drużynie mistrza Hiszpanii zajął Claudio Ranieri. Jeszcze wtedy nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że po kilku latach obu panom przyjdzie ponownie współpracować, tym razem jednak w zupełnie innych okolicznościach. Za kadencji Ranieriego, Sissoko grał nieco częściej. Im jednak zaliczał lepsze występy, tym bardziej ciągnęło go w kierunku Beniteza, Wysp Brytyjskich oraz Liverpoolu.
W Hiszpanii wytrzymał jeszcze przez rok. Valencia pod wodzą nowego szkoleniowca nie odnosiła żadnych sukcesów, atmosfera w drużynie robiła się coraz gorsza, a Momo zaczął rozglądać się za nowym klubem. Nie wiele brakowało, żeby nie Liverpool Beniteza, a lokalny rywal Everton podpisał kontrakt z 20-letnim wówczas Sissoko. W ostatniej chwili włodarze The Reds przebili jednak cenę za Malijczyka i za 7,3 miliona euro Momo wylądował w Liverpoolu.
Przeprowadzka do Anglii
Jego początki na Wyspach nie należały do najłatwiejszych, jednak z każdym kolejnym występem wzbudzał coraz większe zaufanie menadżera. Pod koniec sierpnia zagrał w spotkaniu przeciwko CSKA Moskwa, którego stawką był Superpuchar Europy. Liverpool wygrał 3:1, a Sissoko już po kilku tygodniach pobytu w nowym klubie mógł cieszyć się z kolejnego trofeum. Po kilkunastu udanych meczach wywalczył miejsce w pierwszej jedenastce Liverpoolu, w której występował u boku Xabi Alonso lub kapitana zespołu, Stevena Gerrarda. Kariera Malijczyka nabierała rozpędu. Do czasu…
W styczniu 2006 roku drużyna Liverpoolu wyleciała do Lizbony na spotkanie 1/8 finału Ligi Mistrzów z tamtejszą Benficą. Momo rozpoczął mecz od pierwszych minut, jednak na boisku wytrzymał jedynie nieco ponad dwa kwadranse. W jednym ze starć w środku pola Sissoko został kopnięty w oko przez portugalskiego obrońcę Beto. Doznał poważnego uszkodzenia siatkówki, po którym lekarze obawiali się nawet o jego powrót do gry. “Groziło mi wówczas zakończenie kariery. To był najgorszy okres podczas mojej przygody z piłką. Nie załamywałem się jednak, poddałem rehabilitacji i mocno wierzyłem, że to jeszcze nie koniec” – opowiadał w jednym z wywiadów Momo.
I wrócił. Trzy miesiące później, na mecz szóstej rundy Pucharu Anglii przeciwko Birmingham City. Liverpool bez najmniejszych problemów wygrał 7:0, a Sissoko wystąpił w tym meczu w charakterystycznych wcześniej dla Edgara Davidsa okularach. Dzięki nim oko nie było narażone na kolejne uszkodzenia, a Momo z powodzeniem mógł kontynuować karierę. Sezon zakończył zdobyciem kolejnego trofeum, wspomnianego wcześniej Pucharu Anglii. Okulary niedługo później wyrzucił natomiast w kąt, ponieważ podczas meczów zachodziły mu parą…
Rywalizacja z Mascherano
Kolejny sezon lepiej dla Liverpoolu zacząć się nie mógł. W spotkaniu o Tarczę Wspólnoty, która rozgrywana jest pomiędzy mistrzem kraju a zdobywcą pucharu, The Reds pokonali Chelsea 2:1. Sissoko wybrany został graczem meczu. Później, w spotkaniu Pucharu Ligi Momo doznał jednak kolejnej kontuzji, tym razem barku, która wyeliminowała go z gry na cztery miesiące. W międzyczasie w klubie pojawił się Javier Mascherano, największy problem Sissoko w Liverpoolu.
Po raz kolejny wrócił na mecz z Barceloną, w którym znów został uznany za najlepszego zawodnika meczu. To jednak nie pomogło mu w odzyskaniu miejsca w podstawowej jedenastce, gdzie jego miejsce zajął wspomniany wcześniej Argentyńczyk. Sissoko nosił się z zamiarem opuszczenia klubu, by ostatecznie zdecydować się na przedłużenie kontraktu z Liverpoolem do 2011 roku. Zaczął grać nieco częściej, zdobył bramkę w ligowym meczu z Sunderlandem. Mimo wszystko jego pobyt na Wyspach i tak dobiegał końca.
Ponownie z Ranierim
Pod koniec stycznia 2008 roku prezydent Juventusu podał do publicznej wiadomości następujący komunikat. “Mohamed Sissoko pozytywnie przeszedł wszystkie testy medyczne i już od najbliższego meczu będzie do dyspozycji trenera Ranieriego” – przyznał z uśmiechem na twarzy. Kibiców ta wiadomość zbytnio jednak nie ucieszyła. Mieli nadzieje, że zamiast Sissoko, w biało-czarnej koszulce ukochanego klubu zobaczą jego rywala o miejsce w podstawowym składzie Liverpoolu, Mascherano. Sissoko uspokoił jednak fanów i poprosił o cierpliwość. “Jestem szczęśliwy, że udało mi się trafić do Juventusu. Mam nadzieje, że zaaklimatyzuje się w klubie i pokaże wszystkim, na co mnie stać. Jestem podekscytowany na myśl, że już niedługo będę mógł grać u boku takich mistrzów jak Gianluigi Buffon, Alessandro Del Piero a także ponownie współpracować z trenerem Ranierim, którego znam z Valencii. Zaufajcie mi, jestem lepszy niż Mascherano!” – zapewnił.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zadebiutował w spotkaniu z Cagliari, od razu pokazując się z bardzo dobrej strony. Później w przeciągu kilku spotkań, zrobił dla klubu więcej, niż Sergio Almiron i Tiago razem wzięci od początku sezonu. Już nikt w Turynie nie żałował, że to właśnie Sissoko, a nie Mascherano trafił do zespołu Starej Damy. Z każdym kolejnym spotkanie Momo staje się coraz większym ulubieńcem kibiców Juve, którzy często porównują go do Edgara Davidsa. Być może to właśnie Malijczyk sprawi, że fani Bianconerich przestaną w końcu tęsknić za Holendrem.
Zielono – żółto – czerwone serce
Przeprowadzce do Turynu, podobnie jak wcześniej z Auxerre do Valencii, ponownie towarzyszyły niemałe kontrowersje. Sissoko, aby zdążyć podpisać kontrakt przed zamknięciem okna transferowego, musiał na jeden dzień opuścić reprezentację Mali, z którą przebywał w Ghanie na Pucharze Narodów Afryki. Jego decyzja spotkała się z ostrą krytyką szkoleniowca kadry, Jean-Francois Jodara. “Nie jestem zadowolony z Sissoko i z tego, że opuścił nasze zgrupowanie. Okazał tym kompletny brak szacunku dla afrykańskiej piłki. Gdyby Sissoko był Francuzem, myślicie, że zachowałby się w ten sposób? Gdyby tak zrobił, praktycznie pewne byłoby, że nie dostałby szansy ponownej gry w turnieju” – przyznał zdenerwowany selekcjoner.
Słowa te bardzo zabolały Sissoko, ponieważ zawsze wykazywał wyjątkowo mocne przywiązanie do kraju swoich przodków. Tym, co odróżnia go od Patricka Vieiry, jest właśnie gra dla reprezentacji Mali. Urodził się i wychował we Francji, a do kraju rodziców po raz pierwszy zawitał dopiero w wieku lat 17. “To prawda, że z Mali nie mogę choćby w najmniejszym stopniu liczyć na podobne sukcesy, jakie mógłbym odnieść z reprezentacją Trójkolorowych. Poszedłem jednak za głosem serca. Kiedy byłem tam po raz pierwszy i zobaczyłem dziesiątki dzieci bez ojców i matek, doszedłem do wniosku, że ten kraj mnie potrzebuje. Jako wysokiej klasy piłkarz na pewno będę mógł mu pomóc” – argumentował swoją decyzję o grze dla reprezentacji Mali. Był to także winny swojej rodzinie. Sissoko jest bowiem siostrzeńcem Salifa Keity, byłego reprezentanta Mali oraz także piłkarza Valencii. Ponadto jest również kuzynem Seydou Keity, zawodnika Barcelony, występującego z resztą na tej samej pozycji defensywnego pomocnika.
Sissoko szybko zaaklimatyzował się w Turynie. “To piękne, spokojne miasto. Można tu dobrze zjeść, znalazłem też dobrego fryzjera” – przyznaje ze śmiechem. “Pogoda też jest nieco lepsza niż w Liverpoolu. Jestem szczęśliwy. Zwłaszcza, że mogę tu być z moją żoną Sokoną oraz córką Aichą. To dwie najważniejsze osoby w moim życiu” – dodał na zakończenie.
Autor: DeeJay