Smaczny turyński barszcz
W kolejności alfabetycznej: Cuadrado, Dybala, Higuain, Mandzukić i Pjanić. Jak Cuadrado to nie Pjanić, jak Higuain to nie Mandzukić, jak Mandzukić z Higuainem i Dybalą to na pewno bez Cuadrado, a może i Pjanicia. Kombinacji można by mnożyć, tu dodać, tam odjąć, ale wynik w żaden sposób nie wynosił 5.
Aż do niedzieli. Allegri zaskoczył wszystkich. Nie, to za mało powiedziane. Wprawił w zdumienie, nawet lekko zaszokował. Juventus w systemie 1-3-5-2 czuł się jak w zbroi, mało kto go ruszył, ale wyglądał też nieco archaicznie, zwłaszcza na tle mód panujących w Europie. Należało wymyślić coś lżejszego, figlarnego i bardziej na czasie. I Allegri rozebrał Juventus niemal do rosołu, odsłonił go bardziej niż wypadało i dał Starej Damie ledwie listek figowy do przykrycia najbardziej intymnych części ciała. Ale wstydu nie było. Wprost przeciwnie. Wreszcie wszyscy zobaczyli, jakie siły witalne w niej drzemią.
Rozbiła Lazio, tak właśnie rozbiła, bo wynik 2:0 nie oddawał jej przewagi nad czwartą drużyną Serie A. Nie niepokojony Buffon cieszył się styczniowym słońcem, ruchliwy Dybala mógł zaliczyć hat-tricka. Gola mógł strzelić nawet Bonucci, który przy tym ustawieniu i w tym składzie nie powinien był przecież wychylać się za własną połowę. A jednak grał tak jak zawsze i po podaniu Higuaina pomylił się niewiele. Juventus wyglądał pięknie. Być może to ten efekt nowości tak podziałał, ale wydawało mi, że pięknie, jak jeszcze w tym sezonie nie wyglądał. Oczywiście nie przez cały czas, tylko momentami. Na przykład w pierwszym kwadransie czy mniej więcej tyle samo w drugiej połowie. Wreszcie wygrał nie dzięki sile, pewności siebie, genowi zwycięstwa i strachowi przeciwnika, ale czystej, piłkarskiej klasie. Bo miał świetnych piłkarzy. Gwiazdy, które znakomicie czuły się w swoim towarzystwie i świetnie się bawiły. Tę radość z gry było widać i czuć.
Z drugiej strony – wszystko wisiało na cienkim włoskim. Mogło się zerwać, gdyby Higuain zakotwiczył pod stoperami i tylko stał i czekał na podania, gdyby Dybala nie miał motorka… wiadomo gdzie, gdyby Mandzukić był typowym napastnikiem. A co to za piłkarz! – że zatrzymam się przy nim na dłużej. Trudno znaleźć drugiego takiego napastnika w historii klubu, który zachwycałby nie golami, dryblingami, strzałami, ale walką, zaangażowaniem, powrotami lub jak to się ładnie już przyjęło – paradami obronnymi. Chorwat jest po prostu niesamowity. To zresztą nie pierwszy mecz, w którym pokazał wielkie serducho. Bodajże z Romą w jednej akcji zaimponował dwiema interwencjami, którymi wyręczył Buffona. Wtedy, teraz i w ogóle odkąd jest w Juve własne ambicje schował do kieszeni i zasuwa jak trzeba na skrzydle aż miło: box-to-box.
Gdyby nie Pjanić, który przyjął do wiadomości i pogodził się z tym, że ma być tak jak trener każe i wszedł w buty Andrei Pirlo. I gdyby nie ten nieujarzmiony rumak Cudrado, który jednak dał się osiodłać.
I gdyby nie Allegri, który miał odwagę przyrządzić tę zupę. Wrzucił pięć grzybków w barszcz i wyszło bardzo smacznie. Tym samym wyostrzył wszystkim apetyty na Ligę Mistrzów.
Nie lubię hurra optymizmu, zagrajmy tak 5meczy pod rząd a będę spokojny, jest zbyt dużo niewiadomych.
Ciekawe jaki artykuł po Fiorentinie byłby(a przecież forma w nowym roku zawsze najlepsza miała być).
Oczywiście chciałbym tej wygranej LM jak nikt....
Wszystko pieknie ale brakuje dyrygenta ala Pirlo.
upragniony Marzec idzie wielki krokami i juz widac przeblyski tej formy , na ktora czekamy na wiosne! Powiem krótko : Europo bój się! Forza Juve!
wszystko fajnie będzie jak wróci Markiz wtedy nasz Bośniak będzie miał więcej luzu jak obok Khediry chyba że Maks zaskoczy jeszcze czym innym
Dziwne, że Mandżura nie chce jeszcze Conte. U niego w drużynie wiódłby spokojne życie. Tylko tam też jest Costa, który nogi nie odstawia.
Taktyka bardzo przyjemna dla oka, chciałbym, żeby w niej Igła zdobył króla strzelców Pjanić byłby królem asyst a Dybala królem klasyfikacji Kanadyjskiej 🙂
Ograjmy tą formacją jeszcze Inter i Porto i będzie można spokojnie uwierzyć że to jest to czego Juve potrzebowało.
Nie musimy grać w tej formacji non stop. Wystarczy, że zagramy tak w finale LM. Nie wiem czy lepszy będzie Marchisio, czy Khedira, czy jeszcze ktoś inny, ale mam wrażenie, że Allegri odnalazł w końcu ducha tej drużyny. Zaczyna mu się coś kleić bardzo kształtnego. Wydaje mi się, że jeszcze będzie eksperymentował i próbował trochę mieszać 4-2-3-1 z 3-5-2. Poza tym, odpukać, Mandżukić miewa czasem kontuzje, a wydaje się, że to jego osoba jest kluczem do tego ustawienia. No chyba, że Pjaca okaże się równie chętnym do zapieprzania piłkarzem. Byłoby bardzo miło 🙂