Stara Dama i jej rodzina
Stara Dama i jej rodzina
Kiedyś barbarzyńcy najechali Rzym… dziś Turyn jeszcze się broni.
Kiedy mówimy o włoskiej piłce, na pierwszy plan wysuwa się Juventus. Tak się składa, że klub ten jest w rękach jednej z najsłynniejszych i najbogatszych włoskich rodzin – klanu Agnellich. Twórcy i właściciele Fiata nie wyobrażają sobie życia bez “Calcio” i w ten sport od lat inwestują niebotyczne pieniądze. Od 1923 roku prowadzą turyńską Starą Damę i stali się przykładem dla innych mecenasów sportu.
Gdy spojrzymy na codzienność europejskiej piłki, możemy dojść do smutnego wniosku, że nie wszystko idzie w dobrym kierunku. Europejscy bogacze, którzy przez lata inwestowali w futbol, albo nie mają już na to pieniędzy, albo po prostu wystarczającej ochoty na prowadzenie klubów piłkarskich. Legendarne zespoły, jeden po drugim, przechodzą w ręce oligarchów z Rosji lub spoza Starego Kontynentu. Londyńska Chelsea była prekursorem tego trendu. Wieloletni prezes The Blues Ken Bates sprzedał zespół gubernatorowi Czukotki, Romanowi Abramowiczowi. W niedługim czasie ofiarą nowego trendu padły inne angielskie zespoły: Liverpool, West Ham United czy Manchester United. W pozostałych częściach Europy kluby też ratują się pieniędzmi miliarderów z „dalekiego świata”. Paris Saint Germain, Malaga, a ostatnio Inter Mediolan przeszły w ręce nowych właścicieli. Można zapytać, co w tym złego? Klub nie ma funduszy, pojawia się ktoś z odpowiednią ilością gotówki i ratuje zespół. Trudno się nie zgodzić z taką argumentacją. Problem zaczyna się wtedy, kiedy nowy właściciel, zazwyczaj niemający nic wspólnego z klubem czy lokalną społecznością, postanawia zaprowadzić swoje porządki w stylu trudnym do zaakceptowania
dla wiernych kibiców. Malezyjski właściciel Cardiff City zmienił klubowy herb oraz barwy koszulek. Assem Allam, nowy właściciel zespołu Hull City, postanowił pójść krok dalej i planuje zmienić nazwę klubu.
Niedościgniony wzór
Ten trend nie ominie wielkich i mniejszych zespołów z Europy. Kłopoty finansowe klubów to żadna nowość. Istnieje jednak zespół, który przez najbliższe lata nie powinien mieć problemu z nowobogackim właścicielem. Założony w 1897 roku Juventus jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów w historii futbolu: 31-krotny zdobywca tytułu mistrza Włoch, dwukrotny Pucharu Europy i wielu innych trofeów. Nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie pieniądze, a przede wszystkim pasja jego właścicieli. Od 1923 roku Stara Dama jest – w mniejszym lub większym stopniu – zarządzana przez turyński klan Agnellich. To w 1923 roku Edoardo
Agnelli, syn Giovanniego, założyciela Fiata, został prezesem Juve. A jego syn, po dziadku Giovanni, zwany Giannim lub Avvocato, zostanie z czasem najsłynniejszym prezesem i niedoścignionym wzorem prowadzenia klubu piłkarskiego.
Juve zawsze było jego największą pasją. Kiedy w 1995 roku obudził się po operacji serca w jednej z bostońskich klinik, jego pierwsze pytanie nie dotyczyło rodziny czy powodzenia zabiegu. Avvocato chciał wiedzieć, czy Juve zostało mistrzem Włoch. Żona Gianniego, Marella Agnelli (z domu Caracciolo di Castagneto), powiedziała kiedyś o mężu, że gdy przyjeżdżali jego piłkarze, zamieniał się w małego chłopca. Trudno krótko scharakteryzować Giovanniego Agnellego. Z jednej strony to wzór przedsiębiorcy, starannie wykształcony, utalentowany menedżer, wprowadzony w świat biznesu przez ojca i dziadka, twórców potęgi Fiata. Sam Gianni, przejmując stery rodzinnego interesu, borykał się z dziesiątkami problemów samochodowego giganta. Efekt jego pracy jest taki, że dziś firma mimo wielu perturbacji nadal istnieje na rynku, zaś zarządzająca nią spółka Exor (której większościowym udziałowcem jest rodzina Agnellich) wciąż pokłada we Fiacie nadzieje. To jeden z głównych elementów jej imperium finansowego.
Druga twarz Gianniego Agnellego to życie bon vivanta. Spadkobierca rosnącej fortuny swojego dziadka nie stronił od dobrej zabawy. By obalić mit wielkiego Avvocato, wystarczyłoby wyliczyć, ile samochodów rozbił i ile małżeństw doprowadził do rozwodu. Mówi się nawet o jego romansie z Jackie Kennedy. Gianni był od zawsze miłośnikiem dobrego życia. Zmarł 24 stycznia 2003 roku na raka prostaty. Nie był to pierwszy nowotwór w rodzinie Agnellich. Avvocato został pożegnany przez tysiące turyńczyków wdzięcznych za rozwój ich miasta i ukochanej drużyny. Kibice Juve nie zapomnieli o swoim prezydencie. Podczas meczu z Piacenzą wywiesili wiele transparentów na jego cześć, min. jeden z napisem “Wielcy ludzie nie umierają nigdy”.
Klątwa rodu Agnellich
W 1935 roku ojciec Gianniego, Edoardo Agnelli, zginął w wypadku lotniczym. Jego samolot wyprodukowany przez Fiata, a pilotowany przez słynnego Arturo Ferrarina, rozbił się podczas rejsu do Genui. To był pierwszy tragiczny przypadek przedwczesnej śmierci w rodzinie. Imieniem ojca Gianni nazwał urodzonego w 1954 roku syna. Drugi Edoardo Agnelli od początku nie spełniał pokładanych w nim nadziei. Ponoć od dziecka nie rokował najlepiej. Jako dorosły człowiek zamiast zająć się zgodnie z rodzinną tradycją biznesem, postanowił zgłębić zakamarki swej duszy. Wybrał mistycyzm i dalekie podróże. Jedna zakończyła się poznaniem Ajatollaha Chomeiniego i fascynacją islamem, co doprowadziło Włocha do zmiany wyznania. Inna zaś aresztem i oskarżeniem o posiadanie heroiny. Kenijski sąd wycofał jednak oskarżenie. Rodzina próbowała przekonać Edoardo do życia zgodnie z jej regułami. Nawet przez chwilę był dyrektorem w ukochanym Juventusie. Nic to jednak nie zmieniło. Jedyny syn Giovanniego zginął samobójczą śmiercią w roku 2000. Jeszcze za jego życia Gianni Agnelli wiedział, że myśląc o przyszłości klanu, musi znaleźć lepszego spadkobiercę. Namaszczony został syn Umberto Agnellego, rodzonego brata Avvocato, Giovanni Alberto. Ten jednak mimo wielkich talentów menedżerskich (zarządzał firmą Piaggio) nie okazał się ratunkiem dla klanu. Zmarł w wieku zaledwie 33 lat na raka jelita. Jego ojciec Umberto także odszedł z powodu nowotworu (płuc) – w kilka miesięcy po swoim bracie.
Dziś szefem Exor jest wnuk Gianniego Agnellego John Elkann, dziecko z pierwszego małżeństwa jego córki Margherity. Po śmierci Gianniego to właśnie John stał się głównym “mózgiem operacji”. Spokojny, stonowany, oddany sprawom firmy, nigdy nie sprawiał poważniejszych problemów. Ma jednak brata. Jest nim dużo słynniejszy, bynajmniej nie z powodu błyskotliwej kariery, jakiej można by się spodziewać po wnuku Giovanniego Agnellego, Lapo Elkann. Ten 36-letni dziś mężczyzna przejął po dziadku cechy, które raczej nie byłyby mile widziane na salonach włoskiej arystokracji. Potrafił je też rozwinąć do tego stopnia, że nie tylko salon, ale nawet przyzwoity dom nie chciałby mieć z nim nic wspólnego. Najlepszym przykładem niech będzie pewna październikowa noc sprzed kilku lat. Nigdy niestroniący od zabawy Lapo przedawkował kokainę i nie dawał oznak życia. Całe szczęście w pobliżu czuwała jego znajoma Patrizia, z którą bawił się poprzedniej nocy. Ta zapewne sympatyczna, transseksualna prostytutka wezwała karetkę i młody Elkann został odwieziony do jednego z turyńskich szpitali, gdzie lekarze uratowali mu życie. Trudno uwierzyć, że kiedyś Lapo był osobistym asystentem Henry’ego Kissingera. Obecnie ten amator dziwnych zabaw zajmuje się budowaniem wizerunku Fiata i bierze udział w wielu przedsięwzięciach Exoru.
Pozostał jeszcze jeden Agnelli, który dalej bierze aktywny udział w życiu publicznym. To Andrea, syn Umberto, bratanek Giovanniego, od 2010 roku prezydent Juventusu i członek zarządu Fiata. Młody biznesmen kontynuuje rodzinną pasję do futbolu. Każdy dzień poświęca ukochanej przez klan drużynie i po wielu zakrętach, jakie Stara Dama napotkała na swej drodze, skrupulatnie wyprowadza ją na prostą. Jest gwarantem tego, że Agnelli nie zapomnieli o Juve i klub nazywany Narzeczoną Italii długo jeszcze nie przejdzie w ręce obcych. Inteligentnie zarządzany, jako jedna z nielicznych włoskich drużyn piłkarskich nie przynosi strat i daje właścicielom mnóstwo satysfakcji.
Autor: Tomasz Karpowicz
Źródło: wSieci Historii Nr 2 (09)