Większy niż klub
Już 10 minut po rozpoczęciu przedsprzedaży system padł pod naporem zainteresowania. Szybko powstał i pierwszego dnia w ciągu pięciu godzin rozeszło się blisko 13 tysięcy biletów. Ostatnie znikną na długo przed sobotą 18 sierpnia i debiut Cristiano Ronaldo obejrzy w Weronie komplet.
31 tysięcy 713 widzów – tyle dokładnie ściągnie na trybuny Portugalczyk ubrany po raz pierwszy w oficjalnym meczu w koszulkę z numerem 7 Juventusu. Być może wtedy też otworzy worek z golami, którymi ma zarzucić klubowe statystyki i całą Serie A.
350 MILIONÓW DO ZWROTU
Nie szkodzi, że bilety są droższe, niż były i będą na kolejne mecze. Wejście do grona naocznych świadków rodzącej się historii przez duże H musiało mieć przecież cenę. A Chievo bez względu na wynik już wygrało ten mecz – na żadnym innym tyle nie zarobi, być może już nigdy tyle razy w zagranicznych mediach nie padnie nazwa klubu. Stało się więc pierwszym beneficjentem transferu CR7 do Serie A. Bo też liga, która urodą grzeszyła mniej więcej do pierwszej pięciolatki XXI wieku, a później jakoś dziwnie brzydła i czerniała, teraz wyprostowała się i odzyskała dawny charm i seksapil. Światłem promieniującym od słońca, które 10 lipca wzeszło w Turynie, ogrzeje się wielu, ale oczywiście najbardziej Juventus.
Licznik nieustannie bije, nie ma minuty, żeby cyferki się nie zmieniały na większe i prawdopodobnie szybciej, niż się wydaje, osiągnęły poziom, na którym został ustanowiony transfer stulecia. 100 milionów euro dla Realu Madryt, 5 dla poprzednich klubów CR7 i 12 prowizji dla menedżera Jorge Mendesa. A do tego: 31 milionów pensji dla piłkarza przez cztery lata, co dla klubu będzie stanowiło obciążenie rzędu 240 milionów brutto. Prezydent Andrea Agnelli i sztab pracujących dla niego ludzi złowili najgrubszą i najdroższą w utrzymaniu rybę. Wieloryba. W sumie Juventus zainwestował w ten interes 350 milionów euro, teraz musi na tym zarobić.
Jak tego dokonać na niwie sportowej – sprawa jest oczywista, ale być może najtrudniejsza do zrealizowania. Po to kupił gotowy i idealny produkt do zadania szyku na targowisku pod nazwą Liga Mistrzów, żeby nie opuszczać jej z pustymi torbami i poczuciem niższości, jak to się działo po 1996 roku. Na początku sierpnia bukmacherzy ocenili szanse Juventusu na wygranie tych rozgrywek w stosunku 1:6,5. Tylko Manchester City miał równie wysokie notowania, zaś Barcelonie, Realowi i PSG przydzielili współczynnik 1:8. Bo to nie Ronaldo jest dla Ligi Mistrzów, ale Liga Mistrzów jest dla niego. Prawie nigdy w niej nie zawiódł. Od siedmiu sezonów strzela dziesięć lub więcej goli. To, co jemu przychodzi z taką łatwością i stało się standardem, w Juventusie miało charakter jednorazowy i zdobyło status rekordu ustanowionego przez Alessandro del Piero.
RÓWIEŚNIK MILOSA
Od 2006 roku rozstrzelał przeciwników, których spotkał na drodze w Champions League, na 120 sposobów i zgarnął pięć pucharów. W tym samym czasie cały Juventus pokusił się tylko o 102 gole i nie wygrał niczego. Na górę usypaną przez CR7 można by wtoczyć pucharowe gole strzelone przez siedmiu najskuteczniejszych piłkarzy Juve w historii: Del Piero, Davida Trezegueta, Michela Platiniego, Paolo Rossiego, Pavla Nedveda i Gonzalo Higuaina, a jeszcze kilku brakowałoby do szczytu.
Wprowadzenie Starej Damy pierwszej na metę w Madrycie na stadionie Atletico to najważniejszy z celów. Dla Ronaldo także szczególny, bo oznaczający triumf już z trzecim klubem i szósty w karierze, co zrównałoby go z osiągnięciem legendarnego Gento. Będą też inne prace do wykonania. Jak wymazanie rekordu Felice Borela, który od 1934 roku z 31 golami jest najskuteczniejszym piłkarzem klubu w jednym sezonie. Jak odzyskanie dla Bianconerich tytułu króla strzelców. Jak zastąpienie na pierwszym miejscu Gonzalo Higuaina, który jeszcze w barwach Napoli został capocannoniere z najlepszym dorobkiem.
Czy starczy mu zdrowia i zapału? O to wszyscy są spokojni. Wierzą w czary, które Portugalczyk odprawia nad swoim ciałem. We Włoszech dziennikarze ze smakiem wgryzają się w jego perfekcjonizm: siłownię, dietę, sen, kriokomorę, rygorystyczny podział na pracę i odpoczynek. I zero przyjemności, zero odstępstw od normy. Ci, którzy mieli zaszczyt zawitania w królewskie progi którejś z rezydencji CR7 jak na przykład Patrice Evra, szczerze i bez złośliwości opowiadali, że zabawniej z nim ćwiczyć na siłowni, niż usiąść do kolacji, podczas której ani pasa nie popuścisz, ani gardła nie wypłuczesz. To wszystko jednak mieści się w niemalejącej od lat cenie za Portugalczyka (i klasie) – zaledwie o trzy miesiące młodszego od Milosa Krasicia, który osiem lat temu był jednym z pierwszych nabytków Agnellego, a jako wartościowy piłkarz skończył się już dawno.
SAME WZROSTY
Juan Cuadrado nie miał wyboru i oddał gwieździe numer, który stał się nieodłączną częścią jej medialnego wizerunku. I rozpoczęło się szaleństwo. Potężne kolejki przed flagowymi sklepami w Turynie i Mediolanie. Popyt, który w pierwszym dniach po ogłoszeniu transferu kilkunastokrotnie przerósł podaż. Co minutę sprzedawała się jedna koszulka. W związku z problemami z zaopatrzeniem i ogólnym chaosem nikt nie był w stanie podać konkretnych liczb, ale niewykluczone, że były one niewiele mniejsze niż Realu Madryt w 2009 roku, który zaledwie w dwie godziny po kupieniu CR7 sprzedał 20 tysięcy koszulek.
Tanio nie jest, ponieważ ceny zaczynają się od 85 euro (dla dzieci) i kończą na 145 (za oryginał). Prędzej czy później każdy chętny koszulkę kupi, gorzej z karnetami. Podwyżka o 30 procent nie odstraszyła zainteresowanych. 29 300 sztuk rozeszło się na pniu. Na stadionie, na którym w poprzednim sezonie wypełnienie wyniosło 93,9 procent, w tym już naprawdę nie będzie gdzie wetknąć szpilki. Według jednej z firm analitycznych, wraz z zatrudnieniem Ronaldo zyski Juventusu na polu marketingowym podskoczą nawet o 100 milionów euro i znajdą się na poziomie 220 milionów rocznie. Natomiast ze sprzedaży biletów i abonamentów z 34 do ponad 50 milionów, jeśli Stara Dama długo pogra w Lidze Mistrzów. A na tym nie koniec.
Juventus odcina również kupony od niesamowitej popularności Ronaldo w mediach społecznościowych. Do małżeństwa wniósł posag 123 milionów like’owiczów na Facebooku (Juventus miał ich blisko 33, a cała Serie A 88), do tego jeszcze oddani fani z całego świata na Instagramie i Twitterze. I rzeczywiście wirtualny świat piłkarza i Juve szybciutko zaczęły się przenikać, ten drugi na początku sierpnia zarejestrował przyrost o 10 procent. Na giełdzie wartość klubowych akcji w kilka dni podniosła się z 0,68 do 0,9 i nie powiedziała ostatniego słowa.
Radości nie ukrywała burmistrz Turynu Chiara Appendino, przewidując zwiększony ruch turystyczny. W 2017 roku stolicę Piemontu odwiedziło 1,2 miliona turystów, na koniec tego roku przewiduje się wzrost nawet do 10 procent i ta tendencja powinna się przeciągnąć na kolejne lata. W samym mieście już można kupić pizzę zadedykowaną Ronaldo z numerem siedem utworzonym z oliwek i pomidorków oraz lody z dodatkiem portugalskiego likieru wiśniowego Ginjinha.
A co na to Ronaldo? Sumiennie trenuje, jak może unika tłumów i chowa się w nowej rezydencji, składającej się z dwóch willi, pięknych ogrodów, krytego basenu, siłowni i czego tylko dusza gwiazdy zapragnęła.
Autor: Tomasz Lipiński Źródło: Piłka Nożna 32/2018