#FINOALLAFINE

Włoska religia

Futbol w Italii ma swoich bogów, ołtarze, męczenników i proroków. Z tego właśnie wynika jego potęga.

“Włoska religia”

Italia od pokoleń jest w szponach piłkarskiej szajby. To pasja wszystkich: elit i ludu. Postawa intelektualnego wybrzydzania na futbol jest tu właściwie nieznana. Podejrzewam, że to towarzysko dyskwalifikuje.

We Włoszech piłka nożna ma przynajmniej jeden atrybut boskości – jest wszechobecna. Na ulicach z ogromnych billboardów spoglądają Szewczenko, Adriano czy Del Piero. Te same twarze są na okładkach kolorowych pism. Wyniki ważniejszych meczów, a nawet informacje, że jakiś gwiazdor naderwał ścięgno, otwierają dzienniki telewizyjne. Z okazji derbów Rzymu albo Mediolanu każdy szanujący się dziennik wydaje 20-stronicowy dodatek. Na trybunach honorowych stadionów aż kotłuje się od polityków. Bo na futbolu we Włoszech można daleko zajechać: nawet na fotel premiera.

Czytanie z ust

W każdym większym mieście działa lokalne radio “futbolowe”. Wydarzenia piłkarskie co poniedziałek komentuje nawet Radio Watykańskie. Związany z episkopatem Włoch dziennik “Avvenire” ma obszerny serwis sportowy. Milan, Inter i Roma mają własne stacje telewizyjne. Każdy mecz Serie A, Ligi Mistrzów i kilka spotkań Serie B pokazywane są równocześnie (oczywiście nie za darmo) na różnych kanałach SKY TV. Do konkurencji z imperium Rupperta Murdocha staje właśnie raczkująca telewizja cyfrowa, a część spotkań za 2 euro od sztuki można na żywo oglądać w Internecie.

Aż pięć z siedmiu stacji TV o krajowym zasięgu (dostępnych darmowo, jeśli nie liczyć abonamentu TV) pokazuje skróty meczów, komentowane przez ekspertów. Te magazyny piłkarskie potrafią ciągnąć się przez kilka godzin. Kontrowersyjne sytuacje rozstrzygają symulacje komputerowe. Boiskowe konwersacje odtwarzają fachowcy od czytania z ust. Kibic musi wiedzieć wszystko. I na czas. W telefonach komórkowych trzeciej generacji można na ekraniku obejrzeć przed chwilą strzeloną bramkę.

Fachowiec z brzytwą

Anglik nawiązuje znajomość uwagą o pogodzie, Włoch – o calcio. Zdumiałem się, gdy podczas pierwszej w Rzymie wizyty u lekarza pan doktor, wypisując mi receptę, wymienił pół polskiej drużyny z MŚ 74. Ale już zupełnie odjęło mi mowę u fryzjera. W czasie ME 2000 poszedłem się ostrzyc. Zbliżał się mecz Włochów z Holandią. Z salonu damskiego dobiegała ożywiona dyskusja dwóch starszych pań w papilotach o tym, kto powinien grać we włoskim ataku. Obsługujący mnie mistrz nożyc nie wytrzymał, bez słowa porzucił stanowisko pracy i pognał do pokoju pań. Jął tłumaczyć, że przecież Totti powinien grać nieco z tyłu, za dwójką Del Piero i Delvecchio.

Tego było paniom za wiele. Praca stanęła, dyskusja rozlała się na cały zakład. Za chwilę już wszyscy byli na nogach, ramiona młóciły powietrze, bo Włosi rozmawiają rękami. Kiedy wreszcie pan fryzjer powrócił do mojego fotela, miał mord w oczach, a w ręku brzytwę. Zmieniłem fryzjera. Nowy to spokojny człowiek w średnim wieku. Wiedząc, że jestem Polakiem, umila mi czas opowieściami o “Zibim” z czasów, kiedy Boniek grał w Romie, choć ostatnio rozpływa się nad Krzynówkiem. Starsza pani w kiosku, tak jak ja, kibicuje Lazio. Kiedy tylko Lazio wygra, pani wita mnie szerokim uśmiechem i podniesionym do góry kciukiem. Pochodzący z Sardynii portier promienieje, kiedy dobrze idzie Cagliari. W “moim” barze dwa lata temu przed meczem Lazio – Wisła nieopatrznie wygadałem się, że właśnie rozmawiałem z trenerem Mancinim. Barman gromko krzyknął: “Chodźcie, chodźcie! On gadał z Mancinim!”. Nie chcieli mnie wypuścić przez godzinę. Wszystko musiałem powtórzyć. Naturalnie moja popularność w okolicy znacznie wzrosła.

Głos Fallaci

Italia od pokoleń jest w szponach piłkarskiej szajby. To pasja wszystkich: elit i ludu. Postawa intelektualnego wybrzydzania na futbol jest tu właściwie nieznana. Podejrzewam, że to towarzysko dyskwalifikuje. Ze swoimi piłkarskimi sympatiami obnoszą się Adriano Celentano i Luciano 0. Bardzo chora Oriana Fallaci, po tym jak podczas ostatnich ME Francesco Totti opluł Duńczyka Christiana Poulsena, poczuła się w obowiązku napisać z Nowego Jorku do “Corriere della Sera”: “Gdyby mnie ktoś tak bez przerwy faulował, to bym go nie tylko opluła, ale jeszcze kopnęła tam, gdzie najbardziej boli!”.

Jedna z popularniejszych włoskich aktorek Sabrina Ferilli obiecała wykonać strip-tease, jeśli Roma zdobędzie scudetto, i w 2001 roku na Stadionie Olimpijskim, jeśli chodzi o górną część ciała, dotrzymała słowa. Oczywiście ludzie kina, teatru i estrady pokazują się na stadionach we własnym dobrze pojętym interesie. To bezpłatna reklama w milionach włoskich domów.

Elektorat ze stadionu

Z ogromnego politycznego potencjału włoskiej piłki zdał sobie sprawę Silvio Berlusconi. Najpierw w 1986 roku kupił sobie AC Milan. W 1993 roku, po zawaleniu się w wyniku skandali korupcyjnych całego włoskiego systemu politycznego, zwietrzył swoją szansę. Założył partię i nazwał ją Forza Italia. A to był do tej pory wyłącznie okrzyk bojowy włoskich kibiców: “Do przodu, Italio!”. Mało tego – wydając odezwę do Włochów na początku kampanii wyborczej, Berlusconi zaczął: “Postanowiłem wyjść na boisko!”. O swoich współpracownikach do dziś mówi: “Moi Azzurri”- tak jak mówi się tylko o sportowcach – reprezentantach Włoch.

Berlusconi zwrócił się do najszerszego włoskiego elektoratu: do kibiców. W kilka miesięcy później był już premierem. Nigdy nie dowiemy się, ile głosów zawdzięczał temu, że jego klub w latach 1992 – 1994 był mistrzem Włoch, a na dodatek wygrał Ligę Mistrzów, ale można podejrzewać, że sporo. Ten image – najpierw człowieka piłki, a potem polityki – Berlusconi starannie pielęgnuje do dziś. Niedawno zadzwonił do jednego z najpopularniejszych programów piłkarskich (“Niedzieli Sportowej”, w której jako ekspert i komentator świetnie spisuje się Zbigniew Boniek) i perorował przez 20 minut. Żaden szanujący się włoski polityk oceniając mecz, nie może powiedzieć: “Grali ambitnie, mecz był piękny i wygrał lepszy”. Elektorat domaga się ekspertyzy: czy nie lepiej było grać 4-3-3 zamiast 4-4-2 i czy uwiązanie Del Piero na skrzydle było posunięciem słusznym.

Włoski polityk doskonale zdaje sobie sprawę z wyższości futbolu nad polityką. W 2000 roku w Rzymie, Turynie i Neapolu trzeba było zorganizować powtórnie wybory na burmistrzów, bo poprzednie nie dały rozstrzygnięcia. Równocześnie Roma miała grać z Milanem, a Juventus z Perugią. Ministra spraw wewnętrznych zapytano więc, czy w związku z tym odwoła kolidującą kolejkę ligową. Minister wyjaśnił: “Ja mam robić wybory, a nie rewolucję. Zastanawiam się, czy nie odwołać wyborów”. We Włoszech wszystko trzeba uzgadniać z kalendarzem rozgrywek – łącznie z obradami parlamentu. Musi chodzić o niesłychanie ważną sprawę, by posiedzenie gabinetu, gdy gra Liga Mistrzów, nie zakończyło się przed 20.45.

Biznes dla elity

Wobec tak wyjątkowej pozycji futbolu w Italii właścicielami klubów są mężczyźni o rozbuchanym ego. Juventus jeszcze przed wojną sprawili sobie Agnelli od Fiata. Inter to własność potentatów naftowych Morattich, Parma jeszcze niedawno należała to Calisto Tanziego – człowieka tak potężnego, że zdołał przeprowadzić największe powojenne oszustwo: na ponad 14 miliardów euro. Poza tym w Italii futbolowy klub broń Boże nie służy właścicielom do zarabiania pieniędzy. To raczej niesłychanie kosztowna, ekstrawagancka zabawka – jak zegarek Rolex czy samochód Ferrari, tyle że dużo droższa. Świetnie robi na prestiż, ale bardzo źle na kieszeń. To właśnie ego walczących między sobą potężnych mężów Italii zadłużyło teraz “calcio” na 2 miliardy euro, a przedtem wywindowało ceny i pensje piłkarzy na kosmiczną wysokość.

Złote jajka

Jednak włoski futbol, nawet wbrew rachunkowi ekonomicznemu i kasandrycznym przepowiedniom, upaść nie może. Kto by zarżnął kurę znoszącą takie wielkie złote jajka? 3,5 miliona Włochów zaabonowało się w SKY TV. Podobnie jak ja, płacą za przyjemność oglądania Serie A i Ligi Mistrzów (plus filmów) ponad 600 euro rocznie. To w sumie ponad 2 miliardy. Statystyki ze stadionów? Weźmy ostatnią, grudniową kolejkę. Lało i było ślisko. Na San Siro na przeciętny mecz Inter – Brescia pofatygowało się 52 tysiące kibiców, Roma – Parma: 44 tysiące, Palermo – Cagliari: 33 tysiące, ale tylko dlatego, że stadion nie ma więcej miejsc.

Małe ojczyzny

Wielokrotnie pytałem Włochów, skąd wziął się fenomen “calcio”. Bąkają coś o Mussolinim, faszystowskim nacisku na “narodową krzepę”, budowie ogromnych stadionów i o sprzyjającym klimacie. Z drugiej strony, to jakby niewinne przedłużenie długiej historii wojen Lombardii z Piemontem czy Neapolu z Sycylią. Rzeczywiście włoski patriotyzm to patriotyzm parafialny. Włosi mają na to nawet specjalne słowo: “campanilismo” – jakby “dzwonnicowość”. Florentyńczyk utożsamia się z tym, co widzi z dzwonnicy katedry Santa Maria del Fiore. Pagórki zasłaniają mu Sienę, a Apeniny – Turyn. Ale trudno się dziwić. Włochy to przecież wynalazek bardzo świeżej daty. Kiedy Józef Wybicki pisał naszego “Mazurka”, idea państwa włoskiego dopiero się rodziła. Powstańcy styczniowi jechali kibitkami na Syberię, Norwid pisał “Fortepian Szopena”, a Italia dopiero się jednoczyła.

To nadal kraj podziałów, za którymi stoją wieki historii, wojen, ogromnych różnic w obyczajach i języku. Na dobrą sprawę to, że Sycylijczyk dogada się z neapolitańczykiem, a neapolitańczyk w Turynie, zawdzięczają telewizji. Ale do dziś Włoch na pytanie, skąd pochodzi, powie najpierw: “Jestem Sycylijczykiem”, albo “Jestem z Toskanii”, a dopiero potem: “Sono Italiano”. Może ten lokalny patriotyzm, duma z bycia Piemontczykiem czy Sardyńczykiem (mają swój własny język) rzeczywiście znajdują ujście w futbolu, w masowym, fanatycznym kibicowaniu własnej drużynie, w traktowaniu swoich futbolistów jak półbogów, wreszcie w wydawaniu na piłkę naprawdę sporych pieniędzy.

Warto o tym pamiętać, kiedy polskiemu klubowi przyjdzie zagrać z włoskim. Warto docenić, gdy wygra – jak stosunkowo niedawno Wisła z Parmą.

Autor: Piotr Kowalczuk (z Rzymu)

Źródło: Rzeczpospolita z dnia 19.01.2005

Wyszukał: Jacol

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
11 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
adrian_markuś
adrian_markuś
19 lat temu

No bardzo ciekawy ten artykuł.Widać,że to dla kibica najlepsze miejsce na ziemi:)!!!

biancoz
biancoz
19 lat temu

Ja od zawsze chciałem mieszkać we Włoszech, wiedziałem że tam jest super, a teraz jeszcze dochodzą takie plusy. Super, mój kraj ideał. Może kiedyś wyjade i tam zamieszkam.

Pawel_GL
Pawel_GL
17 lat temu

A ja do Włoch nie chcę. Milanista u władzy!! (Berlusconi) 😉

filippo
filippo
19 lat temu

no jeśli tam jest tak jak napisano to super... fajne klimaty w tych włoszech:D

MaTeK
MaTeK
19 lat temu

Bardzo ciekawy artykuł. Też bym chciał bardzo we Włoszech mieszkać, ale nie koniecznie w Turynie. Myśle że w jakimś nadmorskim Miasteczku, gdzie chodziłyby jakieś ładne panie w skąpych strojach, rozmawiające o Juve ;] Chętnie bym sobie z nimi.. pogadał. Forza Azzurri. Forza Juve.

mundik15
mundik15
19 lat temu

z takiego powodu-zapomnialem dodac

mundik15
mundik15
19 lat temu

we włoszech było ciekawie jak przegrali mUndial w 94 roku,z okien leciały dziesiatki telewizorów to świadzczy o miłosci do futbolu-bo w konću wyżucic telewizor to u nas niespotykane

Camillo
Camillo
19 lat temu

Artukuł bardzo ciekawy. Marzy mi się wyjechać do Włoch. Zawsze chciałam tam mieszkać. No oczywiście chciałabym mieszkać w Turynie!

asfalt
asfalt
19 lat temu

spox artykuł 😀 ja byłem we włoszech moge potwerdzic ze naprawde tak jest :] akurat miałem okazje byc na meczu roma-lazio 😛 ludzie po prostu wypas !!!! pozdro for all.

Peja
Peja
19 lat temu

fajniutki ten artykul. Ja chce do Wloch ;(!!!!!!!!!!!

Ultras
Ultras
19 lat temu

ja chce mieszkać we Włoszech... przynajmiej mógłbym z panią w kiosku o piłce pogadać 😛 😉

ogólnie artykuł bomba 🙂