Wojna na górze
Wojna na górze
Z jednej strony stojący za Juventusem FIAT, którego przedstawiać nie trzeba, z drugiej – największy producent ropy we Włoszech i hojny dla Interu Saras. Tak jak nie sposób wyobrazić sobie sprawnego samachodu bez paliwa, tak wielkiego sezonu w lidze włoskiej – bez rywalizacji Juventusu z Interem.
W długiej historii Serie A zdarzyło się tylko raz, że odwieczni rywale występowali w innych klasach. Inter nigdy nie spadł do drugiej ligi, a Juventus zepchnęła tam afera calciopoli w 2006 roku.
Turyn kontra Balotelli
Tamten rok był z pewnością cezurą we włoskim futbolu. Wtedy odwróciła się hierarchia: to Inter stał się niedościgniony, Juventus bezskutecznie goni. A we wspomnianym 2006 roku Stara Dama z Turynu zakończyła rozgrywki na pierwszym miejscu (wygrała 27 meczów, 10 zremisowała i tylko jeden przegrała), zdobyła 91 punktów i wypracowała aż piętnastopunktową przewagę nad dopiero trzecim Interem. Bianconeri świętowali 29 tytuł mistrzowski, a nerazzurri od 1989 roku czekali na czternasty. I dostali go przy zielonym stoliku. To był początek wspaniałej serii: scudetto zdobyli już cztery razy z rzędu, gdyby wygrali po raz piąty – byliby trzecim klubem w historii, któremu udałaby się podobna sztuka.
Kiedy po rocznej przerwie Juve powrócił do Serie A, najpierw zajął trzecie miejsce (od mistrza dzieliło go 13 punktów) i drugie (strata 10 punktów), a do sobotniego pierwszego w tym sezonie starcia gigantów też przystąpi z niższej pozycji i kilkupunktową stratą. W poprzednim sezonie w Mediolanie wygrali gospodarze 1:0 (gol Sulleya Aliego Muntariego), a w rewanżu padł remis 1:1 (prowadzenie Mario Balotelli, wyrównanie Zdenek Grygera), a ten drugi mecz zapisał się w historii nie za sprawą tego, co działo się na boisku, ale na trybunach.
Ponad 20 tysięcy kibiców Juventusu zrobiło wiele, aby przekonać Mario Balotellego, że nie jest Włochem. Już podczas rozgrzewki padły pod jego adresem głośne wyzwiska, a później rozlegało się buczenie przy każdym jego dojściu do piłki. Kiedy nastoletni napastnik strzelił gola, wymownie pokazał wszystkim wrogom włoską flagę na koszulce Interu, a po meczu powiedział: “Bardziej jestem Włochem ja, niż ci kibice.“
Juventus musiał zapłacić słoną grzywnę i rozegrać jeden mecz przy pustych trybunach. Opinia publiczna była jednak podzielona: jedni uznali to za godne potępienia rasistowskie zachowanie, inni – widzieli w tym tylko przejaw zwykłej wrogości wobec znienawidzonego piłkarza, który zapracował na takie traktowanie. Balotelli na boisku nigdy nikomu się nie kłaniał, nie miał żadnych kompleksów, prowokował, faulował, reagował instynktownie na zaczepki innych. Niepokorny, często zwyczajnie niegrzeczny. Bez wątpienia swoim prowokacyjnym zachowaniem nie wzbudzał sympatii. Uwielbiają go tylko fani Interu, reszta nie cierpi. Podobnie jak Marco Materazziego, jednak z tą różnicą na korzyść Balotellego, że jest czarny.
Włoski Juve
Temat niedawno odżył. Dwa tygodnie przed wizytą Interu w Turynie kibice Juve przy okazji spotkania z Udinese wyżywali się na ciemnoskórym napastniku, skandując: “Se saltelli, muore Balotelli (jeśli podskoczysz, umrze Balotelli)“. Komisja Dyscyplinarna ukarała klub 20 tysiącami euro. Sytuacja powtórzyła się w Bordeaux. Przed meczem Ligi Mistrzów Gianluigi Buffon musiał uspokajać fanów. Takiej okazji oczywiście nie mógł przepuścić uwielbiający dolać oliwy do ognia Jose Mourinho: “Bardzo, ale to bardzo chiałbym rozegrać mecz Juventus – Inter w Turynie, ale z tego, co wiem pewne reguły obowiązują i dlatego spotkanie nie powinno odbyć się na Stadio Olimpico.“
Realnie nie ma żadnych szans na to, aby grudniowe derby Italii odbyło się na innym stadionie. Jednak nie można wykluczyć, że jeśli sędzia uzna zachowanie tifosich względem Balotellego za przekroczenie cienkiej linii dzielącej od rasizmu, to przynajmniej na kilka minut przerwie mecz.
Inna sprawa, czy 19-latek pojawi się w podstawowym składzie? Gdyby tak się stało, byłby jedynym piłkarzem Interu urodzonym we Włoszech. W kadrze międzynarodówki z Mediolanu znajduje się aż 22 cudzoziemców – najwięcej w całej lidze, a z Włochów od czasu do czasu pojawia się leczący aktualnie kolano Davide Santon. Juventus to zupełne przeciwieństwo. Oczywiście także stać go na zagraniczne gwiazdy i na dwie z nich (Brazylijczyków Diego i Felipe Melo) tego lata wydał 50 milionów euro, ale do wyjątków należą sytuacje, kiedy na boisku liczebnej przewagi nie stanowią Włosi. Selekcjoner Marcello Lippi powołuje do reprezentacji nawet ośmiu piłkarzy Starej Damy: Gianluigiego Buffona, Giorgio Chielliniego, Fabio Cannavaro, Nicolę Legrottalie, Fabio Grosso, Mauro Camoranesiego, Claudio Marchisio i Vincenzo Iaquintę, a reprezentacyjne aspiracje mają także Del Piero, Amauri i Giovinco.
Jeden z dziesięiu
Pierwsza dekada grudnia będzie prawdopodobnie decydowała o przyszłości jednego z trenerów. Po porażce z Barceloną zachwiało się krzesło, na którym siedzi Mourinho, bo prezydentowi Massimo Morattiemu nie spodobały się ani gra Interu na Camp Nou, ani tym bardziej słowa Portugalczyka, który powiedział, że jego drużyna ma gorszych piłkarzy niż Barcelona (Moratti: “Czy ja się mylę, ale Dani Alves jest dublerem Maicona w reprezentacji Brazylii?“). Gdyby do tego rozczarowania doszły dwa następne, słaby występ w Turynie i brak awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, to łatwiej sobie wyobrazić święta w Interze bez coraz mocniej krytykowanego Mourinho. W razie podobnych niepowodzeń Ciro Ferrara też znalazłby się na wylocie. Jego o tyle łatwiej zwolnić, że jeszcze nie wyrobił sobie nazwiska i renomy, poza tym zarabia tylko 1,2 miliona euro, zatem i odszkodowanie otrzymałby o niebo mniejsze niż Mourinho, któremu z tytułu kontraktu płacą 11 milionów.
Błędy trenerów i braku obu klubów najbardziej obniża Liga Mistrzów. To w niej mistrz i wicemistrz Włoch kurczą się do rozmiarów przeciętniaków. Prymusi we własnej klasie na szerszym forum zasługują co najwyżej na ocenę dostateczną, pewniacy stają się nieśmiali, siłacze – słabeuszami, a ich nauczyciele nie mają żadnego pomysłu, jak to zmienić. Inter z Mourinho z dziesięciu ostatnich meczów w Lidze Mistrzów wygrał tylko jeden – i to jeszcze mając dużo szczęścia w Kijowie z Dynamem. A Juventus? W pięciu meczach strzelił tylko trzy gole, wraz z Olympiakosem Pireus zdecydowanie najmniej z drużyn zachowujących szanse na awans do drugiej rundy.
Przy tak wyraźnym dystansie dzielącym do europejskiej czołówki i praktycznie zerowych szansach na odegranie czołowej roli w Lidze Mistrzów, siłą rzeczy trzeba postawić na wygranie Serie A. Wybrany 27 października na nowego prezydenta Juventusu (dwudziesty pierwszy w historii) Jean-Claude Blanc mówił szczerze: “Bardziej zależy mi na scudetto. Byłoby to dla nas trzydzieste w historii klubu, bo dla nas nadal liczą się te dwa odebrane.“
Z kolei Moratti za punkt honoru poczytuje sobie utrzymanie jak najdłużej stanu rzeczy obowiązującego od trzech lat: “Juventus to nasz wróg,” mówił. “Mecze przeciwko tej drużynie są najważniejsze w sezonie. Gra z Juve musi w moich zawodnikach wywoływać wściekłość“.
Pamiętne 1:0
Mimo ostatnich sukcesów Moratti nie zapomniał dwóch najboleśniejszych porażek za swojej kariery. 26 kwietnia 1998 roku także Juventus był gospodarzem. Ponieważ do derby Italii doszlo w 31. kolejce, a Inter do prowadzącego Juventusu dzielił tylko punkt, to tamten mecz miał zdecydować o losach tytułu. Bianconeri za sprawą Del Piero jeszcze przed przerwą objęli prowadzenie. Ale najważniejsze wydarzenia rozegrały się w drugiej połowie i ich niechlubnym bohaterem stał się sędzia Piero Ceccarini. W 70 minucie szarżującego w polu karnym Ronaldo nieprzepisowo powstrzymał Mark Iuliano. Interowi należał się rzut karny. Jednak Ceccarini gry nie przerwał i kiedy wszyscy zawodnicy gości rzucili się w jego kierunku z protestami, Juve wyprowadził kontratak, zakończony starciem w polu karnym między Del Piero a Nigeryjczykiem Taribo Westem. Ceccarini bez chwili wahania podyktował jedenastkę. Tego było już za wiele, jak na nerwy trenera Luigi Simoniego, który wtargnął na boisko i gdyby nie został powstrzymany, prawdopodobnie udusiłby sędziego. “To skandal” krzyczał na trybunie honorowej Moratti i natychmiast opuścił stadion. Po kilkuminutowym zamieszaniu mecz wznowiono, strzał Del Piero z karnego obronił Gianluca Pagliuca, ale Juventus wygrał 1:0 i zapewnił sobie mistrzostwo.
Natomiast 5 maja 2002 roku cały świat obiegły zdjęcia płaczącego Ronaldo. Dorosły mężczyzna płakał jak dziecko, bo nie potrafił zrozumieć jak Inter mógł przegrać w Rzymie z Lazio i sprezentować kolejny tytuł znienawidzonemu rywalowi.
Autor: Tomasz Lipiński
Wyszukał i przepisał: Martin
Źródło: Piłka Nożna (48/2009)