Wojna Półwyspów
W futbolu Europy, która przecież w istocie rzeczy nie jest niczym więcej niż niewielkim półwyspem przypiętym do cielska Azji, rządzą – nazwijmy je tak – półwyspy wewnętrzne. Drużyny z Półwyspów Apenińskiego i Iberyjskiego zdobyły bowiem dotychczas 30 z 59 Pucharów Mistrzów Krajowych, a za chwilę zdobędą trzydziesty pierwszy.
Ich rywalizacja jest solą futbolu naszej części świata. Przed berlińskim starciem Barcelony z Juventusem warto przypomnieć jej najciekawsze momenty.
Tak na marginesie: jeśli dodalibyśmy do tych 31 pucharów 13 trofeów wywalczonych przez ekipy z wysp – mianowicie brytyjskich, okaże się, że kontynentalna Europa ma niewiele do powiedzenia.
W niniejszym opracowaniu interesują nas hiszpańsko-włoskie starcia w pucharowej fazie Ligi Mistrzów. Pomijamy potyczki włosko-portugalskie. Portugalia ma też swój udział w tej wojnie iberyjsko-apenińskiej, ale to inna historia, w dodatku niezwiązana z finałem obecnej edycji. Dla równowagi nie zajmujemy się także starciami klubów hiszpańskich z przedstawicielami San Marino leżącego na Półwyspie Apenińskim – co jest o tyle łatwe, że takowych nie było. Z uwagi na szczupłość miejsca i rozległość materiału nie wracamy też do starć drużyn z interesujących nas krajów w Pucharze Mistrzów przed przemianowaniem najważniejszych klubowych rozgrywek na Ligę Mistrzów. A byłoby o czym pisać, to jasne.
Zatem: od sezonu 1992/1993 doszło do 17 hiszpańsko-włoskich dwumeczów w fazie pucharowej Champions League, zaś obecny finał będzie trzecim. Z owej dziewiętnastki wybieramy konfrontacje najciekawsze, najbardziej dramatyczne. Na pierwszy ogień idą oczywiście oba finały W tym przypadku stawka gwarantuje emocje, ewentualnie je zastępuje. Ale o tym ostatnim nie było w interesujących nas przypadkach mowy.
1. Demolka w Atenach
1993/1994 – finał, Milan – Barcelona 4:0 (Massaro 22′ i 45′, Savicević 47′, Desailly 58′)
Na stadionie w stolicy Grecji de facto skończyła się pewna epoka w dziejach Barcelony: pierwsza złota – bo zwieńczona wreszcie zdobyciem upragnionego pucharu dwa lata wcześniej – era, której twórcą był Johan Cruyff. A miało być tak pięknie: wedle tego, co pisała katalońska prasą, co najmniej 4:0 dla Barcy. Mistrzowie Hiszpanii sądzili chyba, że mecz sam się wygra (czemu? Milan był zeszłorocznym finalistą LM i mistrzem Serie A!). Wyszli na boisko z wysoko zadartymi brodami. I szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Milan Fabio Capello, zamiast się bronić, zaatakował. Dejan Savicević i Daniele Massaro byli dla obrońców z Barcelony nieuchwytni, sprawiali wrażenie, jakby fruwali nad murawą. Podobnie zresztą Roberto Donadoni. Marcel Desailly wprawdzie tylko stąpał, ale tak, że ziemia się trzęsła. Milan powinien wygrać wyżej. Zarozumialcy dostali zasłużone lanie.
2. Hierro znaczy żelazny
1997/1998 – finał, Real -Juventus 1:0 (Mijatović 67′).
W tym przypadku mieliśmy z kolei do czynienia z początkiem nowej wspaniałej ery w dziejach Realu Madryt. Królewski klub zdobył przecież sześć Pucharów Krajowych Mistrzów w latach 1956-1966, a potem nie mógł wywalczyć kolejnego. Był jeden finał PMK (1981), dwa triumfy w Pucharze Zdobywców Pucharów (1971, 1983), dwa w Pucharze UEFA (1985, 1986), jednak najważniejszego trofeum klubowej piłki jakoś nie udawało się do klubowego muzeum wnieść. A po triumfie w Amsterdamie kolejne przyszły w odstępach dwuletnich.
Real pod wodzą Juppa Heynckesa nie miał za sobą udanego sezonu ligowego. Zajął w Primera Division dopiero czwarte miejsce, a w dodatku z Copa del Rey odpadł z drugoligowym Alaves. Prezydent Lorenzo Sanz dawno już pozbyłby się Niemca, gdyby zespół nie pokonywał kolejnych szczebli na europejskiej arenie. Zresztą, odejście Heynckesa było i według prasy przesądzone niezależnie od wyniku potyczki w Amsterdamie. Z kolei Juventus przystępował do meczu nie tylko jako zespół, który właśnie obronił mistrzostwo Serie A, ale też jako kontynentalna potęga. Dla Starej Damy to był przecież trzeci finał Ligi Mistrzów z rzędu: w 1996 pokonała Ajax, a w 1997 uległa Borussii Dortmund. Nikogo nie dziwiło więc, że gra toczyła się pod dyktando Włochów. Jednak Alessandro Del Piero i Filippo Inzaghi zmarnowali dogodne sytuacje, a inne akcje Juve kasował jeszcze przed bramką Bodo Illgnera rozgrywający tego dnia zapewne najlepszy mecz w karierze Fernando Hierro – prawdziwie żelazny obrońca. Zaś jedyną sytuację wykreowaną przez Królewskich wykorzystał też świetnie się spisujący Predrag Mijatović.
Real wrócił więc na tron w średnim stylu (choć zdaniem Marcello Lippiego, trenera Juve, wygrał zasłużenie), ale wrócił. Jednak Heynckes, zamiast być noszonym na rękach, musiał pakować walizki. Zastąpił go niejaki Vicente del Bosque…
3. Wulkan z Islandii
2009/2010 – 1/2 finału, Inter – Barcelona 3:1 (Sneijder 30′, Maicon 48′, Milito 61′ – Pedro 19′); Barcelona – Inter
Rok wcześniej Barcelona pod wodzą debiutującego w trenerskim fachu Pepa Guardioli zdobyła sześciopak, wygrywając wszystko, co można w klubowym futbolu. Grała piłkę wręcz nieziemską, zachwycał się nią cały świat. Jak takie monstrum poskromić? Jose Mourinho miał jednak przekonanie, że zbudował zespół doskonały, zdolny ograć każdego.
Ale z pomocą musiał mu przyjść zbieg okoliczności. Bez niego nawet tak kompletna drużyna jak Inter z Barcą rady by sobie nie dała. I zbieg okoliczności się zdarzył. Oto wybuch wulkanu na Islandii wyemitował w atmosferę gigantyczną chmurę pyłów, samoloty nie mogły latać. Barcelona musiała udać się w podróż do Włoch autokarem. Być może to tylko mit, być może poległaby na Giuseppe Meazza tak czy owak. Jednak faktem jest, że zagrała fatalnie. Po niezłym początku i golu Pedro gracze Pepa wpadli w apatię, bezradnie przyglądali się grze rywala, pozwalali sobie strzelać kolejne gole.
Jednak był jeszcze rewanż. Na Camp Nou Mou przygotował perfekcyjną taktykę defensywną. Paradoksalnie usunięcie z boiska w 28 minucie Thiago Motty pomogło Włochom, bo od tego momentu znikła pokusa, by jednak czasami atakować. Ale i znakomita gra w obronie by się pewnie na nic nie zdała, gdyby nie błąd, jaki popełnił w ostatniej minucie sędzia Frank De Bleeckere, który nie uznał gola Bojana Krkicia, sygnalizując zagranie piłki ręką przez Yaya Toure, którego nie było. Katalończycy wygrali tylko 1:0 i odpadli. Z pomocą okoliczności Mou powalił bestię… Wydaje się, że dziś Barca jest równie zabójczo skuteczna jak wówczas. Czy Juve w Berlinie też musi liczyć na splot czynników, by wygrać finał? Jeśli nawet tak, to omówiony przypadek pokazuje, że o ile tylko zespół potrzebujący szczęścia mu pomoże, ono może przyjść!
4. EuroDepor Gromi
2003/2004 – 1/4 finału, Milan – Deportivo 4:1 (Kaka 45′ i 50′, Szewczenko 46′, Pirlo 52′ – Pandiani 11′); Deportivo – Milan 4:0 (Pandiani 5′, Valeron 35′, Luque 44′, Fran 76′)
Jeśli są poza Hiszpanią fani Deportivo La Coruna, to w znakomitej większości narodzili się oni jako tacy właśnie 7 kwietnia 2004 roku, w dniu rewanżowego meczu SuperDepor z Milanem. Podopieczni Javiego Irurety dokonali bowiem tego dnia rzeczy niemożliwej, odrobili w meczu z gigantem stratę trzech goli z pierwszego spotkania. To była być może najpiękniejsza remontada w historii futbolu, porównywalna tylko ze sławnym odwróceniem losów przez Liverpool w finale Ligi Mistrzów z… Milanem w 2005 roku. Jak widać, Rossoneri z tego co zdarzyło się na El Riazor nie potrafili wyciągnąć wniosków.
Bohaterami najlepszego meczu w historii Deportivo byli: Juan Carlos Valeron, Mauro Silva, Albert Luque. Uważana za najlepszą w świecie obrona Milanu nie nadążała za atakami Galisyjczyków. A Walter Pandiani tego jedynego dnia przyćmił Andrija Szewczenkę.
5. Zwycięstwo po 23 latach
2002/2003 – 1/4 finału, Juventus – Barcelona 1:1 (Montero 16′ – Saviola 78′); Barcelona – Juventus 1:2 po dogrywce (Xavi 66′ – Nedved 53′, Zalayeta 114′)
Sezon 2002/2003 był rekordowy, jeśli chodzi o liczbę hiszpańsko-włoskich potyczek w Lidze Mistrzów. W fazach grupowych doszło do sześciu dwumeczów między półwyspami, zaś w fazie pucharowej jeszcze trzykrotnie los kojarzył zespoły z tych krajów. Dwie z owych potyczek były niezwykle ekscytujące.
W ćwierćfinale doszło do starcia tegorocznych finalistów. Faworytem była stabilnie grająca Stara Dama pod wodzą Marcello Lippiego. W Barcelonie zawirowania w trakcie sezonu sprawiły, że w styczniu zespół z rąk Louisa van Gaala przejął Radomir Antić. Należało jednak pamiętać, że w tej edycji Ligi Mistrzów Barca jeszcze nie doznała porażki. Także i w Turynie po bardzo dobrej grze zdołała wywalczyć remis i przed rewanżem przejęła rolę faworyta. Mecz na Camp Nou należał do wyjątkowo dramatycznych. Gdy w 80. minucie czerwoną kartkę ujrzał Edgar Davids, szala wydawała się zdecydowanie przechylać na korzyść gospodarzy. Ale to Juventus strzelił gola w dogrywce. Bianconeri przełamali tego dnia wieloletni kompleks, bo poprzednio wygrali w Hiszpanii w 1970 roku…
6. Ronaldo nie wytrzymał
2004/2005 – 1/8 finału, Real – Juventus 1:0 (Helguera 31′); Juventus – Real 2:0 po dogrywce (Trezeguet 75′, Zalayeta 116′)
Nie ma hiszpańsko-włoskiej pary, która stawałaby do boju częściej niż Real i Juventus. Zdarzyło się to aż 18 razy (Barca z Milanem grała 17-krotnie)! Tym razem w pierwszym meczu ciężkich kontuzji doznali Pavel Nedved oraz Michel Salgado, najlepszy na boisku był Zinedine Zidane, a Real wygrałby wyżej, gdyby nie interwencje Gianluigiego Buffona. W rewanżu skłóceni z Fabio Capello piłkarze Juve wzięli się do galopu. W dogrywce, w której, jak dwa lata temu w konfrontacji z Barceloną, gola na wagę awansu strzelił Urugwajczyk Marcelo Zalayeta, przewyższali rywala kondycyjnie. W dodatku za kopnięcie bez piłki Alessio Tacchinardiego z boiska wyleciał sfrustrowany swoją słabą formą Ronaldo. Musiało się więc skończyć tak, jak się skończyło.
7. Koniec Carletto
2014/2015 – 1/2 finału, Juventus – Real 2:1 (Morata 8′, Tevez 58′ – Ronaldo 27′); Real – Juventus 1:1 (Ronaldo 23′ – Morata 57′)
W tym sezonie Stara Dama przesądziła, eliminując Real, o pożegnaniu z tym klubem swego byłego trenera – Carlo Ancelottiego. Juve grało znakomicie w defensywie i popisowo kontrowało, gwiazdy Realu się miotały. Jak kiedyś w dwumeczu z Monaco Fernando Morientes, tak teraz pogrążył Real inny jego były piłkarz, Alvaro Morata.
8. Ostatnie podrygi Milanu
2012/2013 – 1/8 finału, Milan – Barcelona 2:0 (Boateng 56′, Muntari 81′); Barcelona – Milan 4:0 (Messi 5′ i 50′, Villa 55′, Alba 90′)
Barcelona przyjechała na San Siro rozkojarzona, dała sobie strzelić dwa gole. Sensacja wisiała na włosku. Czyżby Milan miał się spektakularnie odrodzić, a Barca spaść z a priori słabego konia? Nic z tych rzeczy, w rewanżu grała już tylko jedna drużyna. Symboliczny rewanż za finał z 1994 roku został wzięty.
9. Hierro najsłabszy
2002/2003 – 1/2 finału, Real – Juventus 2:1 (Ronaldo 23′, Roberto Carlos 73′ – Trezeguet 45′); Juventus – Real 3:1 (Trezeguet 12′, Del Piero 43′, Nedved 73′ – Zidane 89′)
Po wyeliminowaniu Barcy Stara Dama wpadła na Real Madryt. I znów nie było łatwo. Marcello Lippi porażkę 1:2 na Santiago Bernabeu przyjął z zadowoleniem. Włosi się cały mecz bronili. Inaczej było w rewanżu, gdzie koncert gry ofensywnej dali Del Piero i Pavel Nedved, za to beznadziejnie spisywała się obrona Realu. Tego dnia Fernando Hierro dla odmiany rozgrywał najgorszy mecz w życiu. Ale Real i tak mógł awansować, gdyby w 66 minucie Luis Figo wykorzystał rzut karny. Jednak lepszy okazał się Gianluigi Buffon. Lippi po raz czwarty wprowadził Juve do finału Ligi Mistrzów.
10. Copa Libertadores w Champions League
2005/2006 – 1/4 finału, Inter – Villarreal 2:1 (Adriano 7′, Martins 54′ – Forlan 1′); Villarreal – Inter 1:0 (Arruabarrena 54′)
Droga do największego sukcesu Villarrealu – półfinału Ligi Mistrzów – wiodła przez wyeliminowanie w dramatycznych bojach Interu Mediolan. Na Giuseppe Meazza zaczęło się genialnie, od gola Diego Forlana. A potem była inteligentna, oparta na posiadaniu piłki obrona. Rewanż z pewnością nie był najlepszym meczem Żółtych Łodzi Podwodnych w historii. Za to olbrzymie napięcie panowało od pierwszej do ostatniej minuty. Gwiazdą był Juan Roman Riquelme, który asystował przy zwycięskim golu swego rodaka Rodolfo Arruabarreny. Ten dwumecz był rekordowy pod innym względem: w obu zespołach wystąpiło łącznie 17 graczy z Ameryki Południowej.
Autor : Leszek OrłowskiŹródło : Piłka Nożna 22/2015