Nadzieja na ucztę
Po raz pierwszy w historii mecz finałowy najważniejszego z europejskich pucharów zostanie rozegrany w Berlinie. A przecież 6 czerwca 2015 roku poznamy triumfatora już sześćdziesiątej, a więc jubileuszowej edycji Pucharu Mistrzów.
Kibice piłkarscy w Niemczech mocno liczyli, że w finale, który zostanie rozegrany w ich stolicy, zagra przedstawiciel Bundesligi, ale Bayern Monachium w półfinale został jednak wyeliminowany przez Barcelonę. Jakimś pocieszeniem dla niemieckich fanów futbolu jest to, że Duma Katalonii ma w składzie ich rodaka – bramkarza Marca-Andre ter Stegena, który przez cały sezon nie zdołał zadebiutować w La Liga, ale za to w rozgrywkach Pucharu Króla i Ligi Mistrzów okazał się prawie niezastąpiony. Ma dopiero 23 lata, a już ma szansę wywalczyć tak znaczące trofeum, na które nie może się wciąż doczekać jego starszy o 14 lat konkurent z Turynu, legendarny Gianluigi Buffon. 12 lat temu jako bramkarz Juventusu zanotował już wprawdzie występ w decydującej batalii LM, ale wtedy przeżył gorycz porażki w konkursie rzutów karnych.
RYWALE I PRZYJACIELE
Stało się to w pierwszym w historii włoskim finale Champions League, bo rywalem był Milan, w którym grał znakomity pomocnik Andrea Pirlo. W sezonie 2004/2005 także i on z drużyną Rossonerich przegrał spotkanie finałowe tych rozgrywek, gdy również w serii jedenastek okazali się słabsi od Liverpoolu, w którym bronił wtedy Jerzy Dudek. Dwa lata później jednak zrewanżowali się The Reds i Andrea drugi raz mógł podnieść uszate trofeum jako triumfator. Teraz chciałby powtórzyć to już jako piłkarz Juve, a berliński Stadion Olimpijski już raz okazał się szczęśliwy zarówno dla niego, jak i Buffona, właśnie na nim w 2006 roku zostali mistrzami świata z reprezentacją Włoch. Pirlo, który niedawno obchodził 36 urodziny, zapowiada odejście do klubu zagranicznego, jeśli wywalczy z Juve Puchar Mistrzów. Znakomity piłkarz nie narzeka na brak propozycji z różnych stron świata. Może zdecydować się na przeprowadzkę na przykład do Kataru, gdzie już wkrótce wyląduje legendarny pomocnik Barcelony Xavi Hernandez, który jest młodszy zaledwie kilka miesięcy od Pirlo i dotychczas trzykrotnie wygrywał Champions League. Był ważną postacią Dumy Katalonii, gdy sięgała po to trofeum w 2006 (w ostatnim meczu nie wystąpił), 2009 i 2011 roku. Teraz z racji wieku bywa raczej zmiennikiem, ale nie można wykluczyć, że w Berlinie pojawi się na boisku po przerwie, jak było w ćwierćfinale i półfinale.
Wielkimi gwiazdami obu finalistów kończącej się właśnie edycji Champions League są argentyńscy napastnicy: Lionel Messi i Carlos Tevez. Oni również mają w dorobku triumfy w Lidze Mistrzów, Leo trzy z Barcą: w roku 2006 – chociaż w meczu finałowym jednak nie wystąpił, w 2009 – gdy w decydującym meczu pokonała Manchester United z Carlitosem w składzie, oraz dwa lata później ponownie po zwycięstwie w decydującym spotkaniu z tym rywalem, tyle że Tevez nie był już wtedy Czerwonym Diabłem. Jednak w sezonie 2007/2008 jako piłkarz drużyny z Old Trafford cieszył się z finałowego zwycięstwa nad Chelsea Londyn, odniesionego dopiero po wygraniu rzutów karnych, i on akurat wykorzystał jedenastkę, i to nawet pierwszą. Niemal zaraz po berlińskim finale obaj udadzą się na zgrupowanie reprezentacji Argentyny przed Copa America. Gdy w ubiegłym roku Albiceleste zajęli drugie miejsce na mundialu, Messi został uznany za najlepszego piłkarza brazylijskiego turnieju, a Teveza w ogóle nie było w kadrze, bo ówczesny selekcjoner Alejandro Sabella nie chciał, żeby mu rozmontował grupę. Wrócił do kadry Albiceleste po ponad trzyletniej nieobecności dopiero jesienią 2014 roku, a nowy selekcjoner Gerardo Martino decyzję podjął po konsultacji z kapitanem drużyny Messim oraz często go zastępującym w tej roli Javierem Mascherano, od lat będącym przecież filarem defensywy Barcy. Może mecz finałowy nie ochłodzi relacji między kluczowymi reprezentantami Argentyny.
HAŁAS W MIEŚCIE
Latem ubiegłego roku wspomnianego Martino w roli trenera Barcy zastąpił Luis Enrique. Pierwszy sezon i od razu ustrzelił dublet, czyli mistrzostwo Hiszpanii i Puchar Króla, ale że apetyt rośnie w miarę jedzenia, w najbliższą sobotę chciałby kolekcję powiększyć o trofeum Ligi Mistrzów. Tyle, że potrójna korona marzy się również Massimiliano Allegriemu, który o nominacji na funkcję trenera Juventusu dowiedział się zaledwie kilka tygodni później niż jego sobotni rywal i także premierowy sezon ma znakomity, bo doprowadził Starą Damę do tytułu mistrzowskiego oraz do wygrania rozgrywek Coppa Italia. Przy okazji warto przypomnieć, że chociaż Barcelona i Juventus już po raz ósmy dotarły do finału tych rozgrywek, to jednak nigdy nie spotkały się na takim wysokim szczeblu. W marcu 1986 roku zmierzyły się na przykład w ćwierćfinale Pucharu Mistrzów i najpierw Barcelona wygrała u siebie 1:0 z broniącym trofeum Juventusem, gola zaś strzelił w końcówce meczu Julio Alberto. Z kolei w Turynie goście objęli prowadzenie po strzale Steve’a Archibalda, a zespół Starej Damy stać było tylko na doprowadzenie do remisu 1:1 po trafieniu Michela Platiniego i odpadł. Na tym samym etapie, ale już rozgrywek noszących nazwę Champions League, drużyny zmierzyły się 17 lat później, w kwietniu 2003 roku, pierwszy mecz tym razem odbył się we Włoszech, gdzie znowu padł remis 1:1. Zespół gospodarzy objął prowadzenie w pierwszej połowie dzięki trafieniu Paolo Montero, a do remisu doprowadził w drugiej części spotkania Javier Saviola. W rewanżu po 90 minutach również był taki sam wynik, po bramkach Xaviego dla Barcy i Pavla Nedveda dla Juve. Potrzebna więc była dogrywka, a w niej bramkę dającą awans zespołowi z Italii uzyskał Marcelo Zalayeta.
Katalończycy mają w dorobku cztery triumfy w Pucharze Mistrzów, zaś turyńczycy tylko dwa. Ostatni odnieśli 19 lat temu, natomiast rok później w spotkaniu finałowym Stara Dama przegrała w Monachium 1:3 z Borussią Dortmund, w której grał Karl-Heinz Riedle – ambasador tegorocznego finału Champions Leaguę. Zresztą zdobył wtedy dwie bramki i był bohaterem wieczoru. Riedle z reprezentacją RFN został mistrzem świata w 1990 roku. Natomiast z Berlinem jako piłkarz nie był związany zbyt długo, w tamtejszym Blau-Weiss 90 spędził tylko sezon 1986/1987, jedyny dla tego klubu w 1. Bundeslidze. Miasto dzielił jeszcze mur i jego część była stolicą ówczesnego NRD, a okolice, gdzie stoi Stadion Olimpijski i grali biało-niebiescy, nosiły nazwę Berlin Zachodni. Riedle jako najlepszy ich strzelec nie narzekał na brak interesujących ofert i przeszedł do Werderu Brema, potem grał w Lazio Rzym, wspomnianym BVB oraz w Liverpoolu i Fulham. Ponieważ w finale nie ma klubu niemieckiego, należy spodziewać się oblężenia, berlińskiego lotniska Schoenefeld przez kibiców z Włoch i Hiszpanii. Już w ubiegłym tygodniu w gazecie “Berliner Zeitung” napisano, że w stolicy Niemiec zapowiada się gorący weekend. Wszyscy obawiają się hałasu związanego z przylotami i odlotami samolotów. Szczególnie głośno ma być w nocy z 6 na 7 czerwca, gdy z Berlina będzie musiało wystartować nawet do 100 samolotów i trzeba będzie odprawić około 30 tysięcy kibiców. Jeżeli grałaby drużyna niemiecka, problem byłby o połowę mniejszy, gdyż fani Bayernu przyjechaliby pociągami, autokarami i samochodami.
Berliński Olympiastadion doczekał się nareszcie meczu finałowego w najważniejszej klubowej imprezie piłkarskiej. Miał zostać zbudowany dokładnie sto lat temu na igrzyska olimpijskie, ale plany popsuła pierwsza wojna światowa i oddano go do użytku 20 lat później. Był miejscem igrzysk olimpijskich w 1936 roku. W czasie drugiej wojny światowej nie uległ wielkim zniszczeniom i po renowacjach i przebudowie służy sportowcom do dziś. W czasie finałów MŚ w 1974 roku rozegrano na nim trzy mecze, a na Weltmeisterschaft 2006 – sześć. Jego pojemność to 74 228 widzów i w ostatnią sobotę odbył się tam tradycyjnie mecz finałowy Pucharu Niemiec, w którym Borussia Dortmund zmierzyła się z VfL Wolfsburg i był próbą generalną przed spotkaniem Juventusu z Barceloną. Sędzią decydującej potyczki Champions League, która rozpocznie się 6 czerwca o godzinie 20:45, będzie Turek Cuneyt Cakir. Ma 38 lat, od 2006 roku jest arbitrem FIFA i już wielokrotnie prowadził ważne mecze. W czasie finałów Euro 2012 gwizdał między innymi w półfinałowym spotkaniu Hiszpania – Portugalia, w którym ukarał zawodników aż dziewięcioma żółtymi kartkami, a na ostatnim mundialu również na tym etapie był rozjemcą w meczu Argentyny z Holandią. Był też sędzią meczu finałowego klubowego mundialu w 2012 roku, gdy Corinthians Sao Paulo pokonało Chelsea Londyn. Cakir znany jest z tego, że szybko i chętnie sięga po kartki, także po czerwone, o czym przekonało się już kilka gwiazd futbolu.
Autor : Zbigniew MrozińskiŹródło : Piłka Nożna 22/2015