Wywiad z Marco Di Vaio
Jak możesz podsumować twój pierwszy rok w Juventusie?
Bardzo dobry bilans. Kiedy zdobywasz scudetto i dochodzisz do finału Ligi Mistrzów nawet jeśli jej nie wygrasz to nie można narzekać. Personalnie mogło być lepiej, miałem swoje wzloty i upadki. Tak czy inaczej to było bardzo pozytywne doświadczenie z którego myślę, udało mi się wyciągnąć wnioski.
Które momenty były najtrudniejsze do przejścia?
Czułem na sobie ogromną presję otoczenia, czy to wewnętrznego czy zewnętrznego. Innymi słowy: czułem, że ludzie wymagają ode mnie więcej niż mogłem w tym momencie dać. Wszystko to sprawiało, że nie czułem się usatysfakcjonowany.
I co się wtedy wydarzyło?
Wyjechałem na wakacje, przemyślałem wszystko to co mi się wydarzyło i nareszcie odblokowałem się psychicznie. Oczywiście nie zrobiłem wszystkiego sam, pomogli mi szczególnie moja dziewczyna Malisa, moja mama Rossella i tata Gino.
Do jakich wniosków doszedłeś po tych twoich przemyśleniach?
Przede wszystkim w Juve gra wielu doskonałych piłkarzy, którzy jednak nie mogą grać razem we wszystkich meczach. To normalne, że każdy chciałby zawsze grać i nie podoba się jeśli zostajesz wysłany na ławę. Myślę, że tak jest z każdym, nie tylko ze mną. Ale zrozumiałem, że ta ewentualność mogła mnie również dotyczyć i muszę się do tego dostosować. System rotacji daje ci jeszcze większą motywację, gdyż chcesz zademonstrować na boisku, że nie zasługujesz na ławę, choć zdaję sobie sprawę z tego, że w takiej drużynie jak Juventus jest to bardzo trudne.
Udało ci się wykorzystać w ten sposób daną ci okazję na przykład w meczu z Romą.
Tak, wszedłem po kontuzji Del Piero i strzeliłem dwa gole. Niestety nie wystarczyło to do wygrania meczu (padł remis 2-2 przyp. JP), ale nie to jest najważniejsze. Zademonstrowałem, że wchodzenie z rezerwy też może dać pozytywny rezultat.
Taka sama sytuacja była w twoim debiucie w Serie A.
Zgadza się. Grałem w Lazio, wszedłem w drugiej połowie meczu z Padovą i od razu strzeliłem gola, było to w roku 1994.
Często zdarza się, że znajdujesz się na ławie z Fabrizio Miccoli.
Właśnie, a miejsce na boisku jest tylko jedno! Ale tak będzie przez cały sezon. A, że jesteśmy przyjaciółmi, więc nie ma pomiędzy nami żadnych problemów, wręcz przeciwnie, staramy się pomagać i wspierać się moralnie nawzajem. Zresztą mówimy tu o znakomitym piłkarzu, o wielkim talencie, granie z nim to sama przyjemność.
W Anconie graliście razem, ty byłeś napastnikiem wykańczającym, ale to Miccoli strzelił dwa gole.
Zasłużył sobie na miano najlepszego w Juve w tym meczu po pechowym początku w pierwszym spotkaniu tego sezonu. A jeśli chodzi o mnie to starałem się pomóc całej drużynie i myślę , że mój udział w tym meczu też był bardzo istotny.
Jak się zaczął dla ciebie nowy sezon?
Miałem swoje okazje tak jak przewidywałem, że się stanie. Niestety Del Piero odniósł poważną kontuzję i w konsekwencji miałem więcej okazji grać.
Strzeliłeś też ważne gole w koszulce Azzurrich. Twój pierwszy gol, a trzeci w meczu zakończył definitywnie kwalifikacje do Mistrzostw Europy.
Byłbym równie szczęśliwy gdyby to był też czwarty czy piąty gol. Pierwszy występ w kadrze narodowej to niesamowite przeżycie. I pozostanie we mnie jednym z tych których nie zapomnę do końca życia.
Autor: Salvatore Lo Presti
Wyszukała: Medi
Źródło: Hurrà Juventus