Wywiad z Massimiliano Allegrim
Massimiliano Allegri tegoroczne krótkie letnie wakacje spędzał w rodzinnym Livorno, gdzie na dobre nie odciął się ani od piłki nożnej – prowadził bowiem obóz piłkarski dla najmłodszych, ani od mediów – chętnie przyjmował u siebie przedstawicieli gazet i telewizji, z którymi rozmawiał. W ostatnim czasie wywiad ze szkoleniowcem Juventusu ukazał się na łamach dziennika La Repubblica .
Dorastał w Coteto, rozwijającej się dzielnicy miasta, gdzie w latach 50-tych były jeszcze polne drogi, farmy i pola zboża. Jego ojciec pracował w porcie, matka była pielęgniarką, po narodzinach dzieci chciała zostać w domu, ale brakowało pieniędzy – zatrudniła się w firmie sprzątającej, codziennie wstawała o 4 rano. Max ma siostrę Michelę, o dwa lata młodszą od niego, którą nazywa swoim przeciwieństwem – systematyczna, zorganizowana, żądna wiedzy. Nigdy nie zasypiał słuchając bajek, bo w nie nie wierzył. Skończył tylko osiem klas szkoły podstawowej, za co dziś, w wieku prawie 50 lat płaci, codziennie wstając o 6:30, by uczyć się języka angielskiego, choć sam przyznaje, że jego mózg jest w gorszym stanie niż nogi.
“Byłem miernym piłkarzem, ale niczego nie żałuję. Najpierw grałem jako trequartista, później głębiej w środku pola ” – wspomina – “W 2000 roku, w wieku 32 lat, grałem w Pescarze. Podczas treningu nagle zaczęło mi się wydawać, że boisko ma długość pasa startowego – w tamtym momencie podjąłem decyzję o zakończeniu kariery. Nieco później zacząłem myśleć o wszystkich kłótniach z trenerami – nie miałem pretensji, że na mnie nie stawiają, ale broniłem swoich sposobów postrzegania piłki. Zapytałem sam siebie, dlaczego nie spróbować wcielić ich w życie “. Z perspektywy czasu na pewno nie żałuje tej decyzji, a na fali ostatnich sukcesów planuje wypuścić na rynek aplikację, opisującą swoje metody trenerskie – to będzie pierwszy tego typu projekt we Włoszech, koszt miesięcznego abonamentu wyniesie 9 euro.
Można zbudować trenera, poskładać go z gotowych części?
Tak, jeśli jest z czego budować. Istnieje jednak podział na kategorie. Wśród chirurgów niewielu potrafi pracować na otwartym sercu. Możesz wmawiać sobie, że jesteś wielkim malarzem, ale nie wystarczy pociąć płótno, by zostać Fontaną. Magię się ma albo jej się nie ma, nie można jej kupić w supermarkecie.
Twierdzi pan, że trener ma zaledwie 5% wpływu na sukcesy drużyny. Co mieści pan w tym udziale?
Wyobraźnię i umiejętność radzenia sobie z niespodziankami. Do meczu można się przygotować, ale nie można przewidzieć, jak się on potoczy. Potrafię wybrać skład w piątek popołudniu, a w niedzielę dokonać zmian w oparciu o intuicję. Najlepszy czas na to to 7:30, wtedy zwykle zaprzeczam samemu sobie.
Kiedy było tak ostatnio?
Pierwszy mecz półfinałowy Juventusu z Realem Madryt. Zapaliło mi się w głowie światełko – wystawię Sturaro, a Vidal będzie ustawiony bardziej ofensywnie. Mówili mi: “Sturaro? Oszalałeś!”, ale to ja miałem rację.
Tak więc jest pan trochę arogancki.
Jestem bardzo pewny siebie. Mówię bez ogródek, nie spodziewam się wdzięczności, współczucia czy empatii. W piłce nożnej nie ma już uczuć. Potrafię też w odpowiednim momencie udawać czy skłamać.
Potrafi pan też uciec. Od Eriki, niedoszłej żony, uciekł pan w dniu wesela, w wieku 24 lat, zostawiając ją przed ołtarzem.
Żarliwa miłość, jeśli taka w ogóle istnieje, nigdy nie trwała w moim przypadku dłużej niż trzy lata. Wtedy podjąłem tę decyzję samemu, po wielu miesiącach męczenia się. Stałem przed ścianą wysoką na trzy metry. W takich sytuacjach masz dwie opcje – możesz spróbować ją przeskoczyć i ryzykować złamanie nogi albo się cofnąć. Ja się cofnąłem i zniknąłem na jakiś czas. Później było małżeństwo z Glorią i córka Valentina, która ma teraz dwadzieścia lat. W końcu Claudia, narodziny Giorgio cztery lata temu, kryzys podczas ciąży i zerwanie. Wróciliśmy do siebie z Claudią kilka miesięcy temu po mojej pieprzonej głupocie. Cierpiała, przetrwała, wybaczyła. Jestem jej winien naprawdę wiele.
Żył pan z prędkością tysiąca kilometrów na godzinę. W jakiej porze roku się pan teraz znajduje?
Mam nadzieję, że w zimie. Było przyjemnie. Gdybym nie został piłkarzem, byłbym kłamliwym durniem (wł. cazzaro) , jak to tu mówią. Przez długi czas nim byłem – sport, pieniądze, kobiety. Miałem pięć lat, gdy dziadek zabrał mnie na wyścigi konne, narodziła się we mnie ogromna pasja do tego. Stawiałem, wygrywałem, przegrywałem, miałem nawet swoje konie. Nigdy nie postawiłem jednak ani centa na piłkę nożną. W 2001 roku zostałem zdyskwalifikowany na rok za rzekome nielegalne obstawianie, które nie miało miejsca. Zostałem uniewinniony kilka miesięcy później, ale wciąż mnie to boli. To świętoszkowaty, purytański i dziki kraj. Przeprowadzka z Mediolanu do Turynu wyszła mi na dobre. Mediolan jest niebezpieczny i kuszący – wciąga i może cię zatopić. Turyn jest tajemniczy i surowy, budzi podziw. Stałem się leniem kanapowym. Wieczorem idę do kina lub na kolację z przyjaciółmi, wstaję wcześnie rano.
Jak zostać przyjacielem Massimiliano Allegriego?
Dzięki spontaniczności i życzliwości. Nigdy nie zdradziłem rodziców, dzieci i przyjaźni. Mam trzech prawdziwych przyjaciół – Giovanniego Galeone, Ubaldo Righettiego i Corrado Ottanellego, który grał ze mną w Livorno.
Pana więź z Galeone to dobrze znana historia. Co jeszcze można o niej powiedzieć?
Giovanni uczynił ze mnie lepszą osobę, w ciągu sześciu lat spędzonych razem z nim wiele nauczyłem się o piłce i stałem się osobą bardziej inteligentną. W 2006 roku, gdy zostałem zwolniony z Grosseto, wezwał mnie do Udinese. Tłumaczył piłkarzom, że wykonywanie najprostszych rzeczy jest tak naprawdę najtrudniejsze. Patrząc na Zidane’a, a potem na Messiego, zdałem sobie sprawę z tego, że Galeone miał rację. Mistrzowie piłki nigdy nie robią nic skomplikowanego, oni po prostu robią rzeczy inaczej od reszty. Podanie normalnego piłkarza leci z prędkością 30 na godzinę, Messiego – 70. Te różnice są wszystkim. Galeone wprowadził mnie w sekrety czerpania przyjemności z dobrego wina, czerwonego z Toskanii, piemonckiego Gaja, białego z południa.
Kiedy odbyła się ostatnia rewolucja w piłce nożnej?
W 1992 roku, gdy zakazano bramkarzom łapać podania od zawodników ze swojej drużyny. To zdjęło blokadę, wszystko stało się szybsze. Kiedyś mecze na 15 minut przed końcem umierały, Boniperti wychodził ze stadionu, dziś losy meczów potrafią się odwrócić w ostatnich 10 minutach. Technika stała się kluczowa, boiska treningowe zostały skrócone, by udoskonalić grę na małej przestrzeni. Mecze wygrywa się na dwa sposoby – dzięki dominacji terytorialnej i dzięki jakości piłkarzy. Czas na myślenie z piłką przy nodze się skraca i siłą rzeczy koniec końców ląduje ona pod nogami tych najlepszych.
Ile warte są boiskowe schematy?
Prawie nic lub nic. Wiecie, że podczas treningów często nie udaje się z nich strzelić bramki nawet grając w jedenastu na zero, to znaczy przeciwko plastikowym manekinom? Skuteczność takich akcji waha się między 30% a 50%.
W pańskich słowach wyczuwam nostalgię za “dziesiątką”. Stara się pan o sprowadzenie kogoś takiego do Juventusu. Z taktycznej potrzeby czy z chęci odwzorowania na boisku swojego narcyzmu?
Z obu tych powodów. Bez Teveza i Pirlo Juventus będzie musiał się zmienić i eksperymentować. Chciałbym niebanalnego kreatora gry, dzikiej karty w zrównoważonej taktyce. Narcyzm w umiarkowanej ilości nie jest szkodliwy. Podobają mi się Isco z Realu Madryt i Brazylijczyk Oscar, a wśród Włochów dwóch młodych – Berardi i Bernardeschi.
Antonio Conte, pański poprzednik w Juve, to radykalny maksymalista, niezdolny do kompromisu. Pan wydaje się człowiekiem małych gestów, jak klepnięcie, objęcie, spojrzenie, stosowanych zamiast krzyku. Nie zabiera pan pracy do domu, potrafi oddzielić życie zawodowe od prywatnego i woli to drugie zamiast pierwszego.
Uważam, że na poziomie ambicji nic nie różni mnie i Conte. On wygrał trzy mistrzostwa z rzędu, ja chcę teraz sięgnąć po piąte. Przyjąłem ofertę Juventusu także dlatego, że chcę udowodnić coś pewnym osobom i sprawić, by zmieniły swe osądy. Jeśli spędza się noce przed telewizorem analizując kolejne mecze, traci się jasność osądu. Mi wystarczy pięć minut, resztą zajmuje się mój sztab, który dostaje swoje pensje za bycie lepszym ode mnie. Kocham morze, wiecie dlaczego? Ponieważ nie widać końca, morze jest obrazem idealnej wolności.
Jak poradzić sobie z szatnią pełną młodych milionerów?
Dialog jest skomplikowany. Wchodzisz do szatni i widzisz, że prawie wszyscy mają na uszach słuchawki, z których leci głośna muzyka. Nikt z nikim nie rozmawia. Potrzeba autorytetu, szacunku i cierpliwości. Nie mam w zwyczaju codziennie podkreślać, że to ja tutaj rządzę. Tłumaczę, że mają mnie słuchać nie dlatego, że jestem najlepszy, ale po prostu dlatego, że jestem najstarszy. Niektóre talenty są jak fale, myślę tu na przykład o Moracie i Comanie – podnoszą się i opadają, trzeba odpowiednio z nich korzystać, czekać na dobry moment. Niektórych trzeba łapać za rękę i prowadzić jak dzieci, w przypadku innych mam poczucie współpracy, doświadczenia, osobowości. Wolę nie szukać jednak wśród nich przyjaciół.
Miał pan wiele utarczek słownych – można tu wymienić Pirlo, Seedorfa, Ibrahimovicia, Sacchiego. Dlaczego?
Charaktery, różnice, ale także wyolbrzymianie. Seedorf chciał dyskutować o każdym detalu, gadać, gadać, gadać, czym działał mi na nerwy. Powiedziałem mu: “Clarence, jeśli każdy by się tak zachowywał, potrzebowałbym 700-godzinnej doby “. Nigdy nie miałem konfliktu z Pirlo. Transfer do Juve odnowił go, także z psychologicznego punktu widzenia. Zmiany często potrafią oczyszczać. W tamtym sezonie, moim trzecim na ławce Rossonerich, Milan nie miał Nesty, Gattuso, Ibry i Thiago Silvy. Andrei byłoby ciężko. Gdy występuję w telewizji, staję się nieprzyjemny, przyznaję to. Czuję się niekomfortowo, chętnie unikałbym rozmów telewizyjnych i analizowania powtórek.
Doradził pan kiedyś piłkarzowi, by zakończył karierę?
Nigdy, ale wszystkim powtarzam, że jeśli odejdą jako zwycięzcy, ludzie będą za nimi tęsknić.
Źródło : La Domenica di Repubblica