Wzloty i upadki, czyli w pogoni za tym co w piłce najważniejsze.

Wzloty I Upadki Czyli W Pogoni Za Tym Co W Pilce Najwazniejsze

Sezon klubowy definitywnie dobiegł końca. Długa przerwa przed nami, a to oznacza, że możemy dać na luz i zająć się lżejszymi, ale niekoniecznie mniej ciekawymi tematami. Propozycja ode mnie brzmi następująco: “Wzloty, upadki, uniesienia i rozczarowania, przewroty oraz powroty“. Wielu z nas jest lekko mówiąc średnio zadowolona z minionego sezonu. Czwarte miejsce w lidze i wyeliminowanie przez Porto w Champions League. Sezon tragedia, do zapomnienia. Można zarówno się zgodzić jak i wejść w polemikę z takim stwierdzeniem. Ja jednak się czuję jakbym cofnął się o dziesięć sezonów, kiedy to skończyliśmy sezon na niebiańskim siódmym miejscu. Dobrze, że szczęście sprzyja lepszym, bo mało zabrakło, a wielka potęga taka jak Palermo wyprzedziłaby wtedy nas w wyścigu o puchar środka tabeli. Tak, ten żartobliwy ‘puchar widmo’ to jedyne trofeum z sezonu 2010/11.
A teraz z ręką na sercu, kto spodziewał się że po tym siódmym miejscu przyjdzie mistrzostwo? Jedno, drugie, trzecie… DZIEWIĄTE Z RZĘDU!? Może jeden procent lub promil kibiców to przewidział. Pomijając symboliczne siedem finałów w Coppa Italia i tylko dwa przegrane (oba z SSC Napoli. Ewidentnie nam nie leżą) oraz również tylko dwa przegrane Finały Ligi mistrzów. Jak wielokrotnie powtarzał Robert Lewandowski: “W futbolu liczy się powtarzalność“. Co prawda szkoda, że jedyna powtarzalność jaką odnotowaliśmy to porażki, jednakże warto zauważyć, iż w Lidze Mistrzów odnosiliśmy zwycięstwa na nieco innej płaszczyźnie. Piekielnie ważnej dla klubu, który wychodził z finansowego dołka.
Jak w fizyce, tak też i w sporcie, to co jest na górze musi kiedyś zlecieć na dół. Tak też się stało, normalna rzecz. Trzeba teraz wyciągać wnioski i wrócić silniejszym. Spróbować powtórzyć te wyczyny, zapominając, że jest takie słowo jak niemożliwe. Oczywiście, jest możliwość, że we wspaniałym śnie, gdy osiągniemy niemożliwe, nagle okaże się, że sędzia będzie miał śmietnik zamiast serca. Mimo tego, że już witaliśmy się z gąską to ona nam ucieknie.

Piękna gra czy wygrywanie?

Zastanówmy się także nad tym, co tak naprawdę liczy się w tym sporcie? Gdyby zapytać dziecka, pewnie byśmy usłyszeli, że strzelanie goli. Starsza grupa dzieci pewnie wspomniałaby o większym posiadaniu piłki czy ładnych akcjach. Dorośli zazwyczaj chcą dobrych wyników, miłej dla oka gry, zgodnym z DNA drużyny, wielu goli, posiadania piłki jak Barcelona w meczu z Celticiem… Wymagania rosną i rosną, końca nie widać. Ja tylko nadmienię, że futbol jest grą błędów, a wygrywa ten kto popełni ich najmniej. Oczywiście gole są niesamowicie ważne. Zawsze jeden więcej niż rywal.
Piłka nożna to ultra prosta gra, dlaczego niektórzy tak chcą ją komplikować? Chcemy pucharów zdobytych w pięknym stylu. Tu rodzi się podstawowe pytanie – Po co? Co nam da, że będziemy grali najładniej w historii, będziemy wygrywać, wgniatać rywala w ziemię, a w ważnych meczach zabraknie sił. Przyjdzie gorszy dzień, kontuzje, pauzy za kartki itd. Łatany garnitur będzie próbował wyglądać wciąż tak wyśmienicie jak ten wcześniejszy. Duże prawdopodobieństwo, że zabraknie jakości, namnożą się błędy i ciężko będzie o korzystny wynik. Pewnie eksperci z loży kanapowej powiedzą: To niech męczą bułę ten jeden raz! Z pewnością ktoś taki by się znalazł.

Męczenie “buły”

Znalazł się też Mister Allegri który, poszedł o krok, może nawet milę do przodu w męczeniu buły. Podczas kilku sezonów swoim nudnym stylem gry dał nam ułożoną taktycznie drużynę, gdzie każdy znał swoje miejsce. Bywały mecze wyborne czy takie bez historii, ale przede wszystkim były zwycięstwa i trofea. Czyli chyba to o co chodzi każdemu fanowi piłki. Zabrakło niewiele by ustrzelić jackpota, czyli zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Kto zawinił? Pewnie taktyka, trener, ewentualnie gorsza dyspozycja dnia. Czy to przystoi takiej drużynie jak Juventus i to jeszcze w najważniejszym meczu od lat? Według mnie przede wszystkim nie przystoi drużynie pokroju Starej Damy ani reprezentowanych przez nich ambicjom odpadać z Porto na etapie 1/8 finału po bezpłciowej grze, mając w składzie CR7. Z perspektywy czasu spójrzmy prawdzie w oczy. Sezony 14/15 i 16/17 były naprawdę wyborne. Dwa finały tych elitarnych rozgrywek w przeciągu trzech lat. Kiedy zachodziliśmy tak wysoko i regularnie? W złotej erze lat 90′. Co za ignorant cieszy się z dojścia do finału, zamiast cieszyć się dopiero z wygranej? Taki, który dostrzega rywala z którym się przegrało. Raz Barcelona, która grała nieziemsko skuteczny futbol. Nie byliśmy gorsi, byliśmy równi. Niestety zabrakło nam szczęścia. Później Real i Ronaldo*. Znów graliśmy jak równy z równym, gol Mandzukicia palce lizać i nie zostało nic jak czekać na wiatr w żagle i dobić rywala.

Niestety wyszło inaczej. Mimo, że strzeliliśmy jednego z najpiękniejszych goli w historii klubu… Pech chciał, że liczył się zaledwie jako jeden. Pomyślmy co by było, gdybyśmy rytualnie męczyli bułę i coś wepchnęli do bramki, nie tracąc żadnej. Nie styl, nie piękne bramki, tylko skuteczna gra zakończona większą liczbą goli daje puchary.

* Taka anegdota, a propos Realu i Ronaldo. Nie wiedziałem czy napisać Ronaldo i Real czy Real i Ronaldo. Wiele osób twierdzi, że Zidane zbudował zespół i jest genialnym trenerem. Z kolei mój kolega ze Szczecina, kibic lokalnej Pogoni oraz Barcelony powiedział mi, że jego zdaniem to Ronaldo wygrywał Ligę Mistrzów z Zidanem. Podkreślając większą wartość Portugalczyka nad trenera.

Autor: Kacper Koziura

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

3 lat temu

Ja tam się cieszę, byłem i nadal jestem jednym ze zwolenników Maxa. Jeśli zarząd będzie go wspierał to będzie mega!

Lub zaloguj się za pomocą: