Z kryjówki banitów – cz.2
Z kryjówki banitów
część druga
wspomnień czar
Od kilku dni zbiegli, leśni łowcy uczyli Małego Johna Amauriego, jak tropić zwierzynę, wyszukiwać ślady, zastawiać pułapki. Choć przechodził już wcześniej trening strzelecki, czuł się tak, jakby wszystkiego dowiadywał się tu po raz pierwszy. Coraz śmielej zadawał pytania:
– Robin, powiedz mi, czy ktoś pilnuje naszej jaskini teraz, kiedy jesteśmy na łowach?
– Tak, Antonio Mirante Kastellammariańczyk zawsze w takich wypadkach zostaje na straży. Zwykle można go spotkać przy wejściu do pieczary.
– Aha, coś jak bramkarza na disco? – dopytywał się Amauri.
– Coś w ten deseń. Nie przedstawiłem Ci go jeszcze?
– Nie, pamiętam tylko, jak kamrat Donnie | 13.05.2011 | 17:09:12 mi coś przebąkiwał, że jest tam taki.
– Musisz go poznać. Gdy znalazły nas i otoczyły niebiesko-czarne oddziały z Mediolanu, pilnował bramy przed naszą jaskinią z niezrównanym bohaterstwem. Nie przeszli. Potem byli tak zrezygnowani, że zgromadzona zeszłego lata na stepach Bungabungastanu armia z łatwością wyprzedziła ich w wyścigu o relikwie św. Scudetta z Calciolegi.
wesołe jest życie banity
Zaiste, sielsko upływał im czas, gdyż mimo ciągłego zagrożenia i licznych niebezpieczeństw, trzymali się razem i czuli jak jedna wielka, leśna rodzina. Jeśli zdarzyły się jakieś sprzeczki, zazwyczaj szybko zażegnywali spór w przyjaznej pogawędce.
Lubili opowiadać sobie o mężnych czynach, których udało im się w tym roku dokonać. W trakcie całonocnej biesiady zwykle przeplatały się kolejno historie o tym, jak:
– podczas oblężenia kryjówki banitów, cwany Robin Hood przerzucił nad pospiesznie wzniesionym nieopodal przez najeźdźców z Sycylii obozowym murem ładunek zapalający (zapis mężnego czynu na wideo tutaj)
– wódz banitów, w biegu, ze stoickim spokojem przymierzył i… trafił! (wideo zapis następnego mężnego czynu)
– chwytając celnie podrzucony przez Robin Hooda miecz, Mały John z przewrotki, jednym ciosem ściął potężnego Polaka, co bramy wrogiego, należącego do klanu McDonald’sów zajazdu pilnował. Wesoła kompania zakrzyknęła: “I może frytki do tego?!” po czym wkroczyli w bramy niebios, gdzie jedli, pili i tyli długo i szczęśliwie. Ja tam byłem, talerze na zmywaku myłem, a com widział i com słyszał żem zapisał, lecz po pijaku gdzieś kartkę zgubiłem. (Amaaauriii jaka brama!)
– szli na Rzym. Przybyli, zobaczyli… (i choć 0:2 przegrywali, to wyrównali! ha!)
– Mały John pokazał, że jak trzeba, to potrafi ruszyć głową (a jakże!)
– Mały John pokazał coś wielkiego. (kolejny dublet! brawo, Amauri!)
– Mały John Amauri na czele gromady sycylijskich wojowników pokonał najeźdźców z Turynottingham (tutaj, to było tutaj, kliknij) a potem na czele gromady piemonckich wojowników najechał obóz sycylijskich wojowników (naprawdę tak było!)
W 79. minucie akcję lewą stroną boiska przeprowadził Amauri, który wygrywając w fantastycznym stylu pojedynek z Bovo posłał piłkę w środek pola karnego. Piłka minęła Pavla Nedveda i wpadła wprost pod nogi 32-letniego Francuza – ten uderzając z pierwszej piłki nie dał szans bramkarzowi gospodarzy, a kibice mogli zaśpiewać tak długo z ich ust niesłyszane: Trezeguet, Trezeguet, Quando gioca segna sempre Trezeguet!
Banici zwykli wspominać te i inne momenty ze swojego życia. W ten sposób Mały John dowiedział się, jak wyglądało dzieciństwo Robin Hooda. Wygnańcy często pytali Amauriego, co trzeba robić, by wyrosnąć na równie okazałego wojownika. Ten niezmiennie odpowiadał:
– Mój wujek z Jamajki – Little John – wie, co trzeba robić. Jego spytajcie.
Palermo pamięta.
Dla Amauriego odejście z Juve w styczniu było ogromnym ciosem, ale równocześnie i koniecznością. Brazylijczyk z włoskim paszportem zawodził na całej linii, od miesięcy trwała fatalna passa meczów bez zdobytej bramki, której nie umiał przerwać, dlatego nie może dziwić fakt, że w końcu znalazł się na wylocie ze Stadio Olimpico. W momencie, gdy zabrakło nawet wsparcia ze strony fanów, którzy latem 2008 roku zgotowali mu gorące powitanie, sprawa stała się jasna. Amauri musiał zaakceptować sportową degradację – przeszedł z jednego z największych włoskich klubów do drużyny prowincjonalnej, walczącej jedynie o utrzymanie się w lidze. Bez wątpienia, to był krok w tył dla trzydziestoletniego Brazylijczyka, który stwierdził gorzko: “Teraz okaże się, czyja to wina – moja czy obecnego Juventusu“.
Jednak patrząc z perspektywy czasu, Amauri zdaje sobie chyba sprawę z tego, że tak naprawdę przejście do Parmy było najlepszą decyzją zarówno dla niego samego, jak i dla Juventusu. Snajper, który w barwach Juve nie umiał trafić do siatki od lutego ubiegłego roku, wylądował na Stadio Ennio Tardini czując nieprawdopodobny głód strzelecki, z celownikiem, który bez dwóch zdań wymagał nastawienia. Drużyna Gialloblu dostarczyła Amauriemu wszystko, czego potrzebował – zespół, który w komplecie gra na swojego środkowego napastnika i specjalistę od asyst w osobie byłego klubowego partnera z Turynu, Sebastiana Giovinco. Rezultat tego połączenia przeszedł jak dotąd najśmielsze oczekiwania – po roku strzeleckiej posuchy, Amauri przełamał się już po 105 minutach gry w żółto-niebieskich barwach.
Jego osiągnięcia w ekipie Parmy są równie imponujące, jak te, które swego czasu uczyniły go jednym z najbardziej pożądanych atakujących na Półwyspie Apenińskim. W 11 meczach Brazylijczyk z włoskim paszportem zdobył już siedem goli, w tym wspaniały dublet w spotkaniu przeciwko Romie, który pozwolił Crociatim uratować punkt i kolejny dublet przeciwko Udinese, dzięki któremu Parma wywiozła ze Stadio di Friuli trzy bezcenne punkty. Jeśli Gialloblu utrzymają się w lidze, Amauri zostanie ich nowym bohaterem. Trzydziestolatek jest w tej chwili drugim strzelcem ekipy – więcej trafień (dziewięć) zanotował tylko weteran, Hernan Crespo, który jednak broni barw Parmy od samego początku sezonu. Udział wypożyczonego z Juve środkowego napastnika w skutecznej póki co walce Parmy o ligowy byt powiększa także asysta, którą zaliczył w lutowym spotkaniu przeciwko Cesenie. Nic dziwnego, że obecnie Ducali mają nadzieję na zatrzymanie rosłego Bombardiera w klubie przez jak najdłuższy okres czasu.
Jednakże Amauri ciągle marzy o tym, by pokazać się jeszcze kiedyś z dobrej strony w barwach Juventusu. Na kilka tygodni przed 31. urodzinami, jest w pełni świadomy tego, że praktycznie zmarnował swoją najlepszą i jak dotąd ostatnią szansę w wielkim klubie. Co z tego? Amauri wydaje się cały czas wierzyć, że jego związek ze Starą Damą nie dobiegł jeszcze końca. “Nie było łatwo odejść z wielkiego klubu, ale musiałem grać regularnie” – wyjawił snajper. Po czym dodał: “Przechodziłem przez pechowy i trudny czas, byłem sfrustrowany przedłużającym się okresem bramkowej posuchy. Ciągle jestem zawodnikiem Juve i smuci mnie to, co dzieje się obecnie w tym klubie, jak radzą sobie moi byli koledzy z Turynu“. Na obecną chwilę były napastnik Palermo skupiony jest przede wszystkim na tym, by pomóc swojej obecnej ekipie, która walczy o utrzymanie się w lidze. Stara się też odzyskać miejsce w reprezentacji: “Porozmawiam z przedstawicielami Juventusu po zakończeniu rozgrywek i wtedy przekonamy się, co będzie dalej. Teraz jednak jestem wyłącznie skupiony na grze w Parmie. Chciałbym również zagrać znów we włoskiej kadrze“.
Szanse na powrót do Turynu są jednak w jego przypadku niemal równie marne, co jego dorobek strzelecki w biało-czarnym trykocie. Ale może tym, co dla obu stron najlepsze jest pójście różnymi drogami? Wypożyczając swojego atakującego do Parmy, Juventus zdołał sprawić, że wartość Brazylijczyka z włoskim paszportem na rynku transferowym wzrosła. To doświadczenie miało również kluczowe znaczenie dla samego zawodnika, ponieważ pozwoliło mu odzyskać pewność siebie i wiarę we własne umiejętności. Wydaje się, że kariera Amauriego może zatoczyć koło i skończyć się w klubie, który sprowadził Brazylijczyka do Włoch dziesięć lat temu po raz pierwszy. Parma wydaje się być idealnym miejscem dla Amauriego – pytanie brzmi: jako odskocznia, czy jako punkt docelowy? Czasami lepiej być grubą rybą w małym stawie niż maleńką w bezkresnym oceanie – i Amauri jest tym, który najlepiej zdaje sobie sprawę z trafności tego powiedzenia.
powyższy tekst “Życie po odejściu z Juve” jest tłumaczeniem artykułu Serafino Ingardii “Life after Juve“.
rozdział ósmy:
“Padłeś? Powstań! W Parmie.“.
Mythic wolves let loose to devour the sun and the moon… Lupino is the wolf. I’m Mr. Beast, the big bad Fenris wolf, I’m The-End-of-the-World-Man, wearing the flesh of fallen angels…!
– Upadliście, być może macie wrażenie, że na samo dno – zaczął przedmeczową odprawę trener Parmy. Po czym dodał: – Być może myślicie, że będziecie mogli wrócić tam, skąd przyszliście, że już nie warto się starać, bo to tylko wypożyczenie, bo na pewno się utrzymamy… Amauri!
– Tak?
– Odkąd jesteś po naszej stronie mocy, odzyskałeś swoją siłę. Czy wiesz, jakie mimo tego powitanie planują zgotować Ci fani w Juventusie po zakończeniu wypożyczenia?
– Nie – odparł zaskoczony Brazylijczyk.
– To posłuchaj: Jacky: Widzę, że nikt tego nie zrobił, a wiec ja pierwszy RZUCAM KAMIENIEM! a masz! * * *. Nihlo: @Jacky: kamienowanie, kamienowanie, hurrra! * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Amauri milczał. Jego trener dodał:
– Oni wami gardzą. Nie chcą was tam. Amauri, pamiętasz jak potraktowali Cię Del Neri z Marottą w ostatni dzień styczniowego okna transferowego? Pokaż im, co potrafisz! Tak, wiem, to doświadczeni łowcy, tak, wielka drużyna, dwa razy zdobyli wiosną Rzym, skutecznie zapolowali na wilki, a was – zwrócił się do wszystkich graczy – mają za stado jeleni broniących się przed spadkiem i swoim zwyczajem was zlekceważą. Pamiętajcie: może i jesteście jeleniami, ale każdy jeleń może odpłacić myśliwemu pięknym za nadobne! – zakończył szkoleniowiec Gialloblu, po czym puścił swoim podopiecznym krótki film motywacyjny.
krótki film motywacyjny
Przemawiający w sąsiedniej szatni Książę Ciemności Luigi Del Neri nie był tak wylewny. Powiedział tylko:
narodziłem się w popiołach płynnej nienawiści
wychowany przez demony w siedzibie umarłych
i gardzę wszystkim co napotkam na swej drodze
i mam gdzieś to, że mnie nienawidzicie
Na chwilę przed rozpoczęciem spotkania Giovinco podszedł do Amauriego, poklepał kolegę z drużyny po plecach i zagadnął:
– Wiesz, ja też czasem tak mam. Pierwszy podmuch wiosny budzi lęk.
– Tak, teraz, w maju, pomimo upływu czasu, coraz mocniej czuję każdy żal… każdy strach i gniew – odparł zamyślony Amauri. Po chwili dodał: – Sam nie wiem, ile jeszcze we mnie wiary. Ile we mnie samym sił na nowe dni, ile szans…
– Chciałoby się zacząć jeszcze raz – uśmiechnął się Seba.
– Chciałoby odnaleźć zmarnowany czas – odparł cicho Amauri i dokończył: – utracony blask…
– Chciałoby – rzekł Giovinco. Ale przed nami ciągle jeszcze daleka droga do domu.
🙂
…
…
Autor: JuveCracow