Antonio Conte – czarodziej z Turynu
W słonecznej Italii aktualnie nie ma sobie równych. Zapracował ciężko na swoją renomę, którą powoli zaczynają dostrzegać także wielcy w innych krajach. Szefowi największych piłkarskich firm, którzy w mgnieniu oka potrafią wydać na jednego trenera bajońskie sumy, mają od niedawna nowy obiekt westchnień – a jest nim 43-letni włoski szkoleniowiec Antonio Conte.
Zdaniem włoskich mediów fantazjować o nim mogą w takim Realu Madryt. Ot, na wszelki wypadek, gdyby jednak Jose Mourinho miał w tym sezonie nie spełnić oczekiwań i trzeba było mu wypłacić 20 milionów euro odszkodowania za przedwcześnie zerwany kontakt. Nazwisko Conte wymieniane jest też coraz częściej w Londynie, gdzie zdesperowana Chelsea gra nad wyraz chimerycznie pod rządami Rafy Beniteza. To tymczasowy trener The Blues, a wyniki zespołu, co jakiś czas szczególnie przypominają o jego roli. Hiszpan i jego podopieczni fundują właścicielowi klubu ze Stamford Bridge wciąż niespokojne sny. Kto może przywrócić stabilność w obu klubach klubach? Kto inny jak nie Antonio Conte, którego Juventus, mimo rożnych przeciwności losu, zdominował swoje krajowe rozgrywki?
Podobne dywagacje kibiców Juve z pewnością doprowadzają do szału. Ale to nieuniknione. Z czasem gruchną pewnie też plotki o odejściu ich szkoleniowca czy to do Barcelony, czy do Paris Saint Germain, czy do Manchesteru City. Taka niesprawiedliwość dziejowa. Gdziekolwiek bowiem na świecie trener zaczyna święcić wielkie sukcesy, od razu chcąc nie chcąc media wpychają go do klubów bogatszych, bardziej uznanych, choć nie zawsze lepszych.
Są tacy trenerzy którzy przy każdej dobrej okazji są wymieniani w gronie kandydatów na opiekuna nowej piłkarskiej potęgi lub tej starszej, która chce nawiązać do lat świetności. To m.in. Mourinho, Hiddink, Lippi czy Capello. Czy do tego doborowego grona można już zaliczyć Antonio Conte?
Patrząc na styl, w jakim 43-letni były piłkarz Starej Damy prowadzi swój ukochany klub, nie mamy wątpliwości. Przyszłość może należeć do niego. Wszak, który szef piłkarskiej firmy nie chciałby mieć podwładnego, tak oddanego swojej robocie? A jednocześnie, mimo rożnych przeszkód, potrafiącego wciąż dominować w jednej z najsilniejszych lig świata, za jaką od lat uchodzi Serie A?
Conte gwarantuje profesjonalizm, wyniki, ale także dodatkowe wrażenia artystyczne. Nie należy bowiem do grzecznych chłopów. To trener młodego pokolenia, który wie czego chce i nie raz był już okrzyknięty jako “Włoski Mourinho”. Wystarczy prześledzić kilka faktów z ostatnich miesięcy pracy Włocha w Turynie, by zrozumieć to zauroczenie wielu działaczy piłkarskich z rożnych innych ekip. Tą chęć, by go pozyskać już teraz, by prowadził ich piłkarzy.
Jestem własnie w trakcie lektury książki pióra Elmara Nevelinga “Jurgen Klopp. Czarodziej z Dortmundu “. Trener mistrza Niemiec oraz Antonio Conte to chyba obecnie dwaj najbardziej atrakcyjni szkoleniowcy w swojej branży na świecie. Każdy chciałby ich pozyskać.
Dlatego też podczas trwającego od dłuższego czasu serialu “Gdzie przejdzie Robert Lewandowski”, najbardziej rozsądny wydawał mi się właśnie kierunek piemoncki. I to nie tylko z powodu mizernej konkurencji w ataku, jaką zastałby w Turynie Lewandowski. Nasz napastnik w Juve spotkałby się z atmosferę podobną do tej, z którą ma do czynienia w Dortmundzie. Trafiłby na kolejnego piłkarskiego fanatyka z charyzmą większą niż dziesięciu polskich trenerów razem wziętych.
Urodzony w Lecce 43-letni Conte prowadzi Starą Damę od 2011 roku. Wówczas to działacze Starej Damy postanowili przeprowadzić swoisty casting w celu znalezienia “swojego Pepa Guardioli”. Legendy klubu, którą kibice będą jeszcze pamiętać z niedawnych boiskowych występów. Trenera utożsamiającego się z drużyną, wiernego klubowej filozofii. I choć pierwszy wybraniec – Ciro Ferrara – rozczarował, jego następca okazał się “strzałem w dziesiątkę”.
Jego atutem z pewnością było to, iż obejmując Juventus dwa lata temu, nie był totalnym żółtodziobem w swoim fachu. Pracował wcześniej u malutkich i mniej zamożnych, takich jak Siena, Bari czy Atalanta. Była to dla niego prawdziwa szkoła trenerskiego życia, na którą świadomie się zdecydował. Z tyłu głowy miał bowiem nadzieje, że w końca pojawią się tez oferty to od prawdziwych gigantów Serie A.
Nie zawiódł się. Dostał szanse od ukochanego Juventusu, w którym kilka lat wcześniej występował jako zawodnik. Choć mógł liczyć na wstępie na spory kredyt zaufania, to jednak wiedział, że musi się szybko wziąć za realizowanie swojej misji. Misji odbudowy wielkiego Juventusu, którego kibice czekali na mistrzostwo kraju od prawie 10 lat (jest to informacja od autora, aczkolwiek Redakcja nie zgadza się z taką opinią – przyp. red. ). A zawodnicy Starej Damy wydawali się być z roku na rok coraz bardziej zdesperowani brakiem sukcesów, wciąż jakby wisiała na nimi klątwa pamiętnej afery korupcyjnej.
Conte odwrócił niekorzystny los. Dzięki niemu klub z Turynu zasiadł ponownie na tronie we Włoszech, przy okazji dokonując rzeczy niezwykłej – kończąc sezon 2011/2012 bez nawet jednej porażki. Totalna dominacja w rodzimej lidze. Nawet Barcelona może czuć się zawstydzona takim wyczynem.
W jaki sposób Conte zbudował tak silną drużynę, która po tylu latach przerwy zdołała znów odzyskać prym w Italii? Odpowiedz na to pytanie wydaje się prosta. Parafrazując słynne słowa byłego amerykańskiego prezydenta Billa Clintona: “Kolektyw, głupcze” . W obecnym składzie zespołu z Turynu nie ma bowiem aż tak wybitnych jednostek, takich talentów, jak jeszcze miało to miejsce kilka sezonów temu. Praca zespołowa to klucz do sukcesów według filozofii Conte. Ten dawny kapitan Juve stawia po prostu na tych, którzy w danej chwili prezentują się najlepiej, mogą najwięcej zaoferować kolegom na boisku.
Zasługi? Dla niego nie maja one znaczenia. Dlatego też nie wahał się pozbyć z zespołu innej legendy – Alessandro Del Piero, który przez to musi się teraz tułać po Antypodach, by dalej kopać piłkę.
Conte potrafił przemówić do swoich piłkarzy. Przekonał ich do walki za wszelka cenę. Niech się jednak nikomu nie wydaje, iż Włoch jest zwolennikiem (jak Franciszek Smuda) wyłącznie grzecznych, potulnych zawodników, których łatwo zdyscyplinować.
Skoro już media i kibice tak ochoczo porównują go do Jose Mourinho, to i on sam postanowił wpisać się w to przekonanie. Od tego sezonu ma swojego “Balotellego” – czyli Paula Pogbę. Ten młody chłopak jest podobno nie mniej zdolny niż sam Mario, w dodatku lepiej ułożony. Choć najwidoczniej nie na tyle, skoro nie przekonał do siebie samego sir Alexa Fergusona. Zdaniem opiekuna Czerwonych Diabłów Pogba był zbyt kapryśny zbyt niepoważny. I oddał go do Juventusu, do Conte. A ten przyjął go chętnie i zaczął mozolnie szlifować ten diament.
Wydaje się, że po kilku miesiącach Pogba już nieco spoważniał. Co musi z pewności cieszyć samego Conte z jeszcze jednego powodu. Od początku swojej pracy w Turynie musiał on zmagać się z linią ataku niezbyt wysokich lotów. Cóż za paradoks, ale zespół przez wiele miesięcy niezwyciężony w Italii ma w swoich szeregach napastników słabszych niż jego główni konkurenci. Bo gdyby sprawy potoczyły się inaczej i w styczniu Lewandowski trafił do Juve, to z kim miałby tam rywalizować o miejsce w składzie?
Tamtejsi snajperzy to: mało skuteczny Sebastian Giovinco, wciąż szukający formy z Romy Mirko Vucinic, wiecznie imprezujący Nicklas Bendtner. Do tego dochodzą Alessandro Matri i Fabio Quagliarella – to też nie są wielkie nazwiska. Takim jest na pewno Nicolas Anelka, który to w końcu (a nie Lewandowski) przeszedł niedawno do Turynu. O czym to świadczy? Anelka nie raz już udowadniał, że charakterek to on ma. Ale to chyba nie specjalnie robi wrażenie na Antonio Conte.
Swoją droga można mieć też wrażenie, iż gdyby menedżerem Lewego był ktoś bardziej na rynku rozpoznawalny niż Cezary Kucharski (z większa siłą przebicia jak choćby Mino Raiola), to może nasz reprezentant przeszedłby nawet zimą do Turynu. Bo jak widać, to miejsce dla wielu napastników jeszcze bez wybitnego dorobku, a w dodatku tamtejszy trener może być bezcenny w kontekście rozwoju piłkarskiej kariery zawodnika.
Wracając do Antonio Conte, mimo wcale niezbyt wielkiej jakościowo siły ognia, zbudował on w Piemoncie zespół groźny. Próbowano mu przykleić łatkę ślepego wyznawcy systemu 4-4-2. Nic z tego – on miesza odpowiednio ustawianiem czy składem, znajduje miejsce dla Matriego przesuwając Vucinicia na bok etc. Odpowiedzialność za zdobywania bramek rozłożył na całą drużynę – czy to na świetnych skrzydłowych jak Isla czy Vidal, czy też nawet na obrońców.
Ze swoich zawodników potrafi Włoch także zdejmować presję. Niekiedy zaprzecza faktom oczywistym mówiąc, iż jego ekipa nie jest faworytem danego meczu. Jego niezwykłą osobowość dostrzegają już nie tylko szefowie piłkarskich klubów z całej Europy, ale także koledzy z branży. Jose Mourinho mówił kiedyś: “Kibice nazywają Conte włoskim The Special One ? Podoba mi się to. Czuję się doceniony. Conte jest trochę jak ja ” – przyznał na łamach Tuttosport Portugalczyk. “Podoba mi się Conte jako szkoleniowiec. To trener, który wie czego chce i ma wiele charyzmy. To prawdziwy zwycięzca ” – dodał Mou.
43-latek jest coraz częściej porównywany do Mourinho nie tylko z powodu wyników i podejścia do piłkarzy. Conte potrafi się także zdenerwować – “wyjść” ze swojego eleganckiego garnituru i pokazać inną twarz. Podczas niedawnego starcia Juventusu z Genoą w lidze nie brakowało emocji, także i tych nie do końca zdrowych. Sędzia tego spotkania popełniał sporo błędów, także na niekorzyść gospodarzy. Wyprowadził trenera Starej Damy z równowagi. I od razu odezwali się krytycy Conte.
“Nigdy nie widziałem, by Mourinho zaatakował sędziego w taki sposób. Nigdy ” – powiedział o tej sprawie prezydent Interu. “Być może Mourinho wykonał swego czasu gest kajdanek, ale tak sędziów nie potraktował nigdy” – przekonywał Massimo Moratti.
Pod koniec stycznia Antonio Conte za obrażenie sędziów dostał zawieszenie na dwa spotkania. W sierpniu 2012 został z kolei zawieszony w związku z aferą korupcyjną we włoskim futbolu. Nie, nie kupował spotkań. Wystarczyło, że wiedział o tym procederze, ale nic nie powiedział.
Czym szczególnie Conte urzeka swoich piłkarzy? Przemówieniami. To one potrafią zmotywować każdego. Dzięki nim kieruje nie zwykłą drużyną kopaczy, lecz prawdziwych wojowników, gotowych na twarde boiskowe boje. To swoista armia pruska XXI wieku, licząca się z każdym słowem generała Antonio Conte i urzeczywistniająca każdy jego rozkaz. Ten trener nie tylko rozwinął piłkarsko swoich graczy. On przede wszystkim wykształcił w nich mentalność zwycięzców. Przez to, gdy nawet brakuje im czasem umiejętności, to walką i determinacją potrafią przenosić nie jedną piłkarską górę.
Autor : Dominik Senkowski
Źródło : www.podbramkowo.blogspot.de