Dwa oblicza Juve
Stara Dama idzie na wojnę! I wcale nie chodzi o próbę odzyskania scudetto za rok 2005 i 2006. Idzie na czele z nowym prezydentem Andreą Agnellim, wykonawcą jego idei Beppe Marottą oraz generałem wojsk Luigim Del Nerim. Będzie walczyć na dwóch frontach: krajowym i europejskim!
Nawet jeśli jest to dobra zapowiedź, to już w tej chwili jest ona przynajmniej w połowie nieciekawa, jak zapowiedź Gladiatora w telegazecie. Może i by zaintrygowała, gdyby już wcześniej każdy nie widział tego filmu w kinie… A to dlatego, że na jednym z dwóch frontów już wszystko zostało rozstrzygnięte. Juventus na froncie europejskim przyjął strategie “wojny błyskawicznej”… błyskawicznie odpadł. W przedostatnim meczu Juventus jedynie zremisował z Lechem w Poznaniu i ostatecznie pogrzebał w śniegu swoje szanse na awans. W ostatnim spotkaniu fazy grupowej z Manchesterem City będzie grał o przysłowiową pietruszkę. Biorąc pod uwagę, że Del Neri będzie chciał oszczędzić swoich podstawowych piłkarzy w meczu o nic, a Mancini będzie chciał wygrać, by wyjść ze swoim Manchesterem City z grupy z pierwszego miejsca, to Juventus tego meczu po raz szósty nie wygra.
Pocieszeniem dla kibiców jest gra Bianconerich w Serie A. W lidze Juventus nie przegrał od dziesięciu kolejek, czyli od spotkania z Palermo. Juventus nie zdobył w meczu żadnego punktu jeszcze tylko raz. Było to na inaugurację rozgrywek Serie A z Bari. Poza tym gra dobrze. Dwie wymienione już porażki, sześć remisów i sześć zwycięstw daje Bianconerim obecnie trzecią pozycje w lidze. To, co może podobać się w grze Juventusu, to ciągły postęp. Na początku rozgrywek drużyna prowadzona przez Luigi Del Neriego miała dużo problemów w defensywie. W czterech pierwszych meczach obrona przepuściła 7 bramek. Natomiast w takiej samej liczbie ostatnich kolejek straciła już tylko 3. Stara Dama może pochwalić się długą serią meczów bez porażki, za to ma problemy z rozpoczęciem zwycięskiej serii. Po wygraniu jednego meczu lub dwóch, w następnym remisuje. Próbując zwizualizować formę Juventusu w Serie A, przychodzi na myśl porównanie do ceraty – zwycięstwo – remis, zwycięstwo, zwycięstwo – remis, remis, i tak w kratkę – na szczęście dziurawej tylko na samym początku sezonu.
Los po raz kolejny pokazał swoją przewrotność. W takich sytuacjach często mówi się, że piękno futbolu polega właśnie na jego nieprzewidywalności. Kto mógł bowiem przewidzieć, że jakiś kopciuszek z polskiej ligi odbierze wielkiemu Juventusowi cztery punkty i awans, dodając do tego jeszcze cztery bramki? Ostatnią z przyczyn klęski Starej Damy w europejskich pucharach wymienia się warunki panujące na stadionie przy ulicy Bułgarskiej. Jest to ostatnia przyczyna nie tylko z chronologicznego punktu widzenia, ale także z punktu widzenia jej wagi, czyli tego, jaki miała faktyczny wpływ na odpadnięcie Juventusu już w fazie grupowej. Sam Luigi Del Neri mówi, że “awansu do dalszego etapu rozgrywek nie przegraliśmy dzisiaj, a w pierwszych meczach grupowych“. Nietrudno nie zgodzić się z trenerem Starej Damy. Są bowiem ważniejsze przyczyny niż śnieg. Przede wszystkim podejście do meczów. Mimo powtarzających się deklaracji dyrektora generalnego, trenera, czy piłkarzy, że traktują Ligę Europejską poważnie, było widać po wyjściowej jedenastce i po grze, że ten puchar roku to dla klubu co najwyżej drugorzędny cel. Zazwyczaj kluby przed meczami w Lidze Mistrzów dają odpocząć piłkarzom właśnie w ligowych spotkaniach. Tym czasem Del Neri robił wręcz odwrotnie. To mecze Ligi Europejskiej były okazją do rotacji w składzie. Na mecze Ligi Europejskiej w pierwszej jedenastce wychodzili zawodnicy nie w najlepszej formie, ale właśnie ci, którzy formę dopiero mięli obudowywać lub grali bardzo mało. Są to miedzy innymi Manninger, Legrottaglie, Sissoko czy Lanzafame, nie wyliczając już juniorów z Primavery. Są to oczywiście wciąż zawodnicy, którzy bez problemu powinni wygrać z Lechem Poznań czy ekipą Red Bull Salzburg, jednak wystawianie prawie drugiego garnituru dowodzi, że dla ekipy Luigi Del Neriego triumf w Lidze Europejskiej nie był priorytetem. Liga Europejska wręcz wydawała się kulą u nogi Starej Damy. Jeszcze raz udowadnia to pomeczowa wypowiedź Del Neriego, który powiedział: “Piłka nie zawsze jest sprawiedliwa. Kibice żałują wyniku, podobnie jak i my, ale z biegiem czasu zrozumieją, że Juventus chce wrócić do rozgrywek europejskich głównym wejściem. Teraz nie będziemy musieli rozgrywać meczów w połowie tygodnia, więc możemy maksymalnie skupić się na lidze“. Lżejsi o ten balast, chciałoby się dopowiedzieć?
Drugą sprawą jest to, że w meczach Ligi Europejskiej Juventus grał jakby bez pomysłu. Było to widać przede wszystkim w dwóch meczach z austriacką drużyną Red Bull Salzburg. Ewidentnie brakowało Alberto Aquilaniego, który obok Krasicia ma największy wpływ na dobrą grę Juventusu w tym sezonie. Nie bez znaczenia jest także to, że Stara Dama poszła na wojnę na dwóch frontach bez klasowego snajpera. Dodatkowo w Lidze Europejskiej nie mógł grać Fabio Quagliarella, najlepszy spośród napastników Starej Damy (6 bramek w Serie A).
Tak więc przy braku z jednej strony determinacji i motywacji, a z drugiej dwóch spośród trzech piłkarzy, którzy napędzają całą ofensywną machinę Juventusu i w końcu też po trosze szczęścia, faza grupowa Ligi Europejskiej okazała się dla Juventusu za ciężka. Z tym, że czy “za ciężka” oznaczała “za trudna”, czy “za zbyt absorbująca” by zawracać sobie nią głowę?
Autor: Bartek(Juventino)