Ilość plus jakość
Pięć klubów, sześciu Włochów, pięć narodowości, 70 goli – tak w liczbach przedstawia się najlepsza według “PN” jedenastka sezonu w Serie A.
Wybraliśmy ustawienie 1-4-3-3, które z jednej strony z powodzeniem było stosowane przez efektownie grające Lazio i Genoę, a z drugiej – ze względu na wszechstronność wybranych piłkarzy – może podlegać modyfikacjom.
Do wybranego schematu dopasowaliśmy najlepszych na poszczególnych pozycjach i tylko w przypadku bocznych obrońców, wśród których już od kilku sezonów utrzymuje się marna konkurencja, naszych kandydatów nieco odciągnęliśmy od ulubionych pozycji.
Bramkarz .
Gianluigi Buffon. Po prostu fenomenalny. Lata lecą, w styczniu obchodził 37 urodziny, i niezmiennie poza wszelką konkurencją. Nie dał się pokonać w 19 meczach. Ci, którzy szukali dziury w całym i upierali się, że Buffon nie umie bronić rzutów karnych, nie powinni więcej posługiwać się tym argumentem. W lidze z 11 metrów nie pokonali go German Denis z Atalanty, Gonzalo Rodriguez z Fiorentiny i Lorenzo Insigne z Napoli, a jeszcze trzy razy wykazał się, choć nadaremno, w Superpucharze Włoch. Trudno wskazać tego jednego, który najbardziej zbliżył się do ideału. Wielokrotnie twarz Milanowi ratował Diego Lopez, Hiszpan z Grekiem Orestisem Karnezisem z Udinese mógł rywalizować o tytuł najlepszego cudzoziemca w bramce. Natomiast fatalne pomyłki, zwłaszcza w końcówce sezonu przytrafiały się Samirowi Handanoviciowi z Interu. Gdyby wymazać z pamięci mecze z Bayernem i Sassuolo na Stadio Olimpico, to na wysokie noty zasłużył Morgan De Sanctis z Romy, większych zastrzeżeń nie mogło być do gry Federico Marchettiego z Lazio i Mattii Perina z Genoi.
Obrońcy .
Wśród stoperów bogactwo wyboru, na bokach – jak się rzekło – posucha. Ponad wszystkich wyrósł Leonardo Bonucci, który okazał się też najbardziej zapracowanym zawodnikiem w całej lidze. W niedzielę zagrał po raz 50 w sezonie, jak Claudio Marchisio i Roberto Pereyra, ale minutami spędzonymi na boisku zostawił ich w tyle. Umiał dostosować się do innych niż u Antonio Conte wymagań, a zatem mniej podań z pominięciem drugiej linii na rzecz dłuższego i cierpliwego utrzymywania się przy piłce. Strzelał też ważne gole, jak z Romą, Milanem i Lazio oraz Fiorentiną w Pucharze Włoch. Obok niego Stefan de Vrij, który podczas letniego mercato był dopiero drugim wyborem Lazio. Dopiero kiedy Davide Astori wybrał Romę, Claudio Lotito pocieszył się transferem Holendra. I nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Astori w niczym nie pomógł Romie, zaś nieobecność De Vrija zawsze odbijała się na wynikach Lazio. Elegancki, spokojny i skuteczny w pojedynkach z napastnikami. Transferowy strzał w dziesiątkę. Kto poza nimi? Na pewno Kamil Glik z Torino i być może jeszcze bardziej Daniele Rugani z Empoli, już zakontraktowany przez Juventus. Na prawej obronie wystawiamy Alessandro Florenziego. Przyuczył się w ekspresowym tempie do obowiązków wykonywanych wcześniej przez słabowitego już zdrowotnie Maicona. Z ciągiem na bramkę, szybkością, świetnym strzałem i dośrodkowaniem, słowem efektowniejszy niż weterani na tej pozycji: Stephan Lichtsteiner z Juventusu, Ignazio Abate z Milanu i Christian Maggio z Napoli. Matteo Darmian lewym obrońcą nie jest, ale ten fach już zdążył poznać. Trudno nie docenić wszechstronności i ciągłych postępów pomocniko-obrońcy Torino. Jedynym poważnym kontrkandydatem był Patrice Evra z Juventusu.
Pomocnicy.
Claudio Marchisio w niedzielę rozegrał 50 mecz w tym sezonie. W jego przypadku ilość przeszła w jakość.
Tercet Radja Nainggolan – Claudio Marchisio – Marco Parolo to kwintesencja nowoczesnego futbolu. Silni atleci, waleczni, charyzmatyczni, taktycznie ogarnięci jak mało kto i umiejący zdobywać bramki. W największym zakresie tę ostatnią umiejętność opanował Parolo. Tak było w poprzednim sezonie w Parmie, tak zostało w Lazio. Z bliska, z daleka, głową czy nogą – nie sprawia mu żadnej różnicy. W nierównym sezonie Romy Belg indonezyjskiego pochodzenia miał najmniej odchyleń do normy. Zdaje się, że nie wyszły mu tylko styczniowe derby Rzymu, w których został zmieniony w przerwie. Nic dziwnego, że chciałoby Radję pół Europy, ale Roma nie zamierza nikomu oddawać pola i twardo negocjuje z Cagliari warunki przejęcia go na własność w stu procentach. Marchisio zasłużył na nowy kontrakt, który przedłuży do 2019 roku, i dobrą podwyżkę. Dla taktyki narzuconej Juventusowi przez Massimiliano Allegriego postać kluczowa, niezbędny w momentach, kiedy z większymi lub mniejszymi problemami zdrowotnymi borykali się Andrea Pirlo i Paul Pogba. Po prostu pomocnik, który żadnej pracy się nie boi. Żal, że nie zmieścił się w jedenastce kapitalny Lucas Biglia. W ich cieniu biegali, ale wybili się ponad przeciętność Mirko Valdifiori z Empoli, nie na wyrost nazwany Pirlo z prowincji, skuteczny prawie jak Parolo Luca Rigoni z Palermo i pracowici jak mrówka Seydou Keita z Romy i Allan z Udinese, błyskotliwi Roberto Soriano z Sampdorii i Andrea Bertolacci z Genoi, utalentowany Danilo Cataldi. Tylko przebłyski dużych możliwości miewali Hernanes i Mateo Kovacic z Interu.
Napastnicy .
Allegri dał Carlosowi Tevezowi więcej wolności, niż Argentyńczyk miał u Conte i wszyscy na tym zyskali. Tevez strzelał, jak przystało na typową dziewiątkę, i zarazem stał się świetnym łącznikiem między linią pomocy a ataku, czego Juventus najbardziej potrzebował pod nieobecność Pirlo. Zawsze stawiał pieczęć na wielkich zwycięstwach (perfekcję osiągnął w rewanżu z Borussią), często w pojedynkę wygrywał ligowe mecze z przeciętniakami. Przypadki Felipe Andersona i Paulo Dybali są do siebie bardzo podobne. Obaj kupieni za spore pieniądze przez Lazio i Palermo, ale długo inwestycje w nich nie chciały się zwrócić. Wreszcie nadszedł ten sezon: Dybala systematycznie od pierwszej kolejki wdrapywał się na szczyt, gole i asysty zwróciły na niego uwagę piłkarskiej Europy, cena wywindowała się do 42 milionów euro, ale wydaje się, że za nieco mniej przejmie go Juventus. Natomiast Felipe Anderson przebudził się z letargu w grudniu i zaczął tak grać, że trudno było uwierzyć, że to ten sam zawodnik co wcześniej. Tak jakby za kierownicą Ferrari przeciętnego kierowcę zmienił Sebastian Vettel. Gra Brazylijczyka była zjawiskiem dawno nieoglądanym na boiskach Serie Ä. Przywołała w pamięci pierwszego Kakę z Milanu. Nasz wybór padł więc na tych skrzydłowych, ale wybór był ogromny. Na miano wielkiego odkrycia zasłużył Iago Falque, wychowanek Barcelony szalejący w Genoi. Alvaro Morata w sprinterskim tempie minął Fernando Llorente i w pełnym biegu wykonywał takie numery, których większość nie umiałaby powtórzyć na stojąco. A trudno przejść obojętnie obok tego, co pokazali Eder z Sampdorii, Mohamed Salah z Fiorentiny, Manolo Gabbiadini z Sampdorii i Napoli, Francuz Vazquez z Palermo, Antonio Candreva z Lazio, Domenico Berardi z Sassuolo. Drugą młodość w Fiorentinie przeżywał Joaquin. Z kolei do Teveza najbliżej mieli Mauro Icardi z Interu, Luca Toni z Verony, Miroslav Klose z Lazio i Jeremy Menez w wersji od września do końca grudnia.
Autor : Tomasz LipińskiŹródło : Piłka Nożna 21/2015