Juventus goni europejską czołówkę!
Juventus goni europejską czołówkę!
Najbardziej atrakcyjne marki na światowej giełdzie piłkarskiej to obecnie FC Barcelona, Real Madryt i Manchester United. Pomijając kwestie czysto sportowe, niezaprzeczalny jest fakt, że kluby te opanowały do perfekcji działania marketingowe. Podstawowe źródła dochodu drużyn piłkarskich, takie jak prawa telewizyjne, wpływy do kas z dni meczowych, a także przychody z umów sponsorskich, w przypadku wymienionej trójki są eksploatowane w maksymalnym stopniu.
Nie trudno zauważyć, że na przestrzeni ostatnich lat włoski futbol nie tyle sportowo, co finansowo, zaczął odstawać od Anglii i Hiszpanii. Nawet pojedyncze sukcesy sportowe w Europie, jak choćby zdobycie przez Inter pucharu Ligi Mistrzów w 2010 roku, zdają się być jedynie ciekawostką, nieprzekładającą się na sukces komercyjny. Stadiony Serie A często świecą pustkami, sponsorzy jeśli mają wykładać duże pieniądze, wolą to robić w innych krajach, a mieszkańcy dotkniętych kryzysem gospodarczym Włoch i zarazem kibice, nie mają za złe, gdy ich ukochane kluby zamiast sprowadzać kolejne gwiazdy, zaciskają pasa.
Jest jednak na Półwyspie Apenińskim klub, któremu druga połowa minionej dekady przyniosła wyjątkowe pasmo niepowodzeń – to Juventus. Po utracie, w wyniku afery Calciopoli, dwóch tytułów mistrzowskich, karnej degradacji oraz wymuszonych przebudową Delle Alpi przenosinach na stadion miejskiego rywala – Torino, sympatycy Starej Damy załamywali ręce. Od chwili powrotu do Serie A w 2007 roku, klub nie potrafił odzyskać dawnego blasku. Zmieniali się trenerzy, w 2010 roku zmienił się prezydent, a sam zespół, lawirując w górnej połówce tabeli, nie mógł ustabilizować formy i na stałe zapewnić sobie występów w elitarnej Lidze Mistrzów.
Obecny sezon daje jednak kilka powodów, by w Turynie znów można było z optymizmem spoglądać w przyszłość. Głównym impulsem jest bez wątpienia otwarcie nowego stadionu. Wiąże się z tym wielokrotnie już omawiany w prasie fakt, iż wraz z przenosinami Starej Damy na następcę Delle Alpi, przełamany został we Włoszech utarty od lat schemat, w którym właścicielami stadionów nie są kluby, a miasta. W wyniku takiej sytuacji zespoły nie mają pełnej kontroli nad wykorzystaniem obiektów, a co ważniejsze, muszą dzielić się z radami miejskimi przychodami z wejściówek w dni meczowe. O tym ile włoskie kluby na tym tracą niech świadczy fakt, że w przytaczanej Premier League czy La Liga, wpływy te stanowią średnio 30% klubowych budżetów, gdy we Włoszech jest to zaledwie ok. 10%.
W ubiegłym sezonie turyński klub z dni meczowych wygenerował 11,5 mln euro. Łącznie stanowiło to niecałe 8% całkowitych przychodów, jakie pozyskano w trakcie kampanii 2010/2011. Dla porównania, Manchester United w zeszłym roku uzyskał z wpływów w dni meczowe na Old Trafford 109 mln funtów (ok. 124 mln euro), Barcelona na Camp Nou 135 mln euro, a Real Madryt, który nie podał struktury przychodów za ubiegły sezon, dwa lata temu zarobił 150 mln euro dzięki Santiago Bernabeu.
Bianconeri chcą poprawić ten stan rzeczy. Prognozy mówią o zwiększeniu przychodów z wykorzystania stadionu do 32 mln euro w tym sezonie, z których 20 mln mają zapewnić bilety, a pozostałą część klub planuje zdobyć ze sprzedaży nazwy obiektu, choć sponsor nadal jest poszukiwany.
Aldo Mazzi, odpowiedzialny za kwestie finansowe Juventusu podkreśla: „Nasz klub jako jedyny we Włoszech ma swój własny stadion. Prawdopodobnie inni pójdą naszym śladem, ale na dzień dzisiejszy nie słyszałem o konkretnych planach, stąd też uważam, że Juventus ma na tym polu przewagę na następne cztery do pięciu lat”.
Jak ważny pod względem sportowym jest wypełniony kibicami stadion, nie trzeba nikogo przekonywać. W ubiegłym sezonie na 57 możliwych do zdobycia punktów na własnym terenie, Juventus zdobył ich zaledwie 30 (pod tym względem dopiero 11. miejsce w lidze). Średnio na meczach „u siebie” zasiadało 22 958 kibiców (Juve grało na turyńskim Stadio Olimpico mogącym pomieścić blisko 28 tys. ludzi).
W tym sezonie sytuacja zdaje się zmieniać diametralnie. Po 3 kolejkach na własnym stadionie średnia frekwencja to 37 987 ( pojemność obiektu to 41 000 miejsc). Wyniki? 7 punktów zdobytych na możliwe 9. Dwa razy zanotowano komplet widzów – w meczu otwarcia z Parmą i hitowym spotkaniu z AC Milan. Średnią lekko zaniżyło starcie z Bolonią, gdy na trybunach zasiadło 35 679 kibiców. Warto jednak zauważyć, że z jednej strony ranga rywala była niższa, w dodatku spotkanie było rozgrywane w środku tygodnia.
Pod względem średnich frekwencji w meczach na własnym terenie, w porównaniu do rywali dysponujących większymi stadionami, Juventus nie ma się czego wstydzić. W przypadku AC Milan wynosi ona po 3 kolejkach 43 939 (San Siro mieści 85 700 miejsc), a Romy 38 699 (Olimpico ma 82 456 miejsc). Najwyższą średnią może się pochwalić Inter Mediolan, który rozegrał jednak dopiero dwa spotkania u siebie. W kwestii zapełnienia stadionu, mediolańczycy nie wypadają dużo lepiej od Rossonerich.
Niewątpliwie zmiana wśród kibiców, wyrażona wysoką frekwencją, jest wielkim powodem do zadowolenia w Turynie. Warto przypomnieć, że na starszym Delle Alpi, którego pojemność sięgała 68 tysięcy, średnia widzów wynosiła ok. 37 tys. Niechlubnym rekordem było spotkanie w Coppa Italia w 2002 roku, gdy mecz z trybun oglądało zaledwie 237 widzów. Na nowym obiekcie nikt nie wyobraża sobie powtórki takiego scenariusza.
Stadion to jednak nie jedyne źródło wpływów do budżetu. Warto poruszyć także kwestię przychodów z działalności komercyjnej. Juventus nie przedstawił jeszcze wyników finansowych za ubiegły sezon, ale dwa lata temu wyniosły one 55,6 mln euro. Znów dla porównania można przytoczyć choćby wynik Manchesteru United, który w minionym sezonie zainkasował z tego typu działalności rekordowe 117 mln euro.
Ciekawie rysuje się natomiast sytuacja ze sponsorami Juventusu. Głównymi partnerami biznesowymi są obecnie BetClic, którego logo zdobi “domowy” zestaw koszulek oraz Balocco, reklamowane na wyjazdowych trykotach. Umowy zawarte z tymi firmami kończą się po obecnym sezonie. Jeżeli Juventus, który teraz w parze ze wspaniałym, wypełnionym kibicami stadionem, poprawi wyniki sportowe gwarantujące na początek udział w Lidze Mistrzów – będzie miał w negocjacjach na temat nowych umów bardzo silną pozycję.
W Turynie stawia się także na promocję w sieci i mediach społecznościowych. Z końcem kwietnia odświeżona została klubowa strona internetowa. Juventus obecny jest również na portalu Facebook, gdzie oficjalny profil ma blisko 2,5 mln fanów, a od niedawna śledzić można klubowe konto na Twitterze.
Z finansowego, a także marketingowego punktu widzenia, Juventus nabiera rozmachu i zaczyna gonić już nie tyle włoskich, co hiszpańskich czy angielskich rywali. Wspaniały stadion i związane z nim akcje promocyjne, potencjalni nowi sponsorzy, wspomniana aktywność w sieci, gwarantują dobre podstawy, dobry fundament pod przyszłe sukcesy. Jednak najważniejszym, brakującym elementem tej układanki pozostają wyniki na boisku, gdyż dopiero one zagwarantują, że marka Juventusu, znów zacznie być wymieniana wśród klubów z europejskiego topu.
Źródło: www.marketingifutbol.tumblr.com