Niechciany
Kiedy grał dla Napoli, nie mogłem ścierpieć jego świetnej dyspozycji, która ciągnęła neapolitańczyków w górę tabeli, podtrzymując rywalizację z Juve, o pierwsze miejsce na podium Serie A (szczególnie w jego najlepszym sezonie, w którym został królem strzelców zdobywając 36 bramek wyrównując rekord Gino Rossettiego). Kiedy pojawił się oficjalny komunikat, że przechodzi do Starej Damy, za cenę 90 mln Euro, najpierw byłem w szoku, poźniej niedowierzałem, aż w końcu ogarnęła mnie duma, że w Juventusie zagra kolejny napastnik wielkiego formatu. Od tego czasu nieustannie obserwuję jego karierę, chociaż ta, wydaje się ostatnio kręta i wyboista, niczym polskie drogi.
Przyznaje, że zanim Gonzalo Higuain pojawił się na włoskich boiskach, był dla mnie po prostu jednym z wielu, a historia jego kariery była mi zupełnie obojętna. Im dłużej obserwuję jednak jego obecne perypetie, tym większą miałem potrzebę przestudiowania jego początków.
Cudowne dziecko argentyńskiej piłki, młoda gwiazda River Plate. Grę w piłkę ma w końcu we krwi. Jego ojciec, Jorge, również był zawodowym piłkarzem. Podobnie z resztą, jeden z jego starszych braci, Federico. Początki zawodowej kariery Gonzalo, w seniorskiej piłce, sięgają 2005 roku. Kibicom River Plate nie dane było jednak długo cieszyć się jego występami w ich dorosłej drużynie, gdyż w grudniu 2006 roku, po rewelacyjnym sezonie, został wypatrzony przez skautów hiszpańskiego Realu, do którego trafił za 12 mln Euro. W Madrycie spędził łącznie 7 lat. Choć początki miał kiepskie, ostatecznie rozegrał 264 spotkania, w których strzelił 122 gole i zaliczył 56 asyst.
Football : Real de Madrid / Athletic Bilbao – Liga – 19.11.2010 – Gonzalo Higuain (Real de madrid)Photo: Alex Cid-Fuentes / ALFAQUI
W 2013 roku Higuain zamienił Madryt na Neapol, przechodząc za kwotę 30 mln Euro. Dla klubu spod Wezuwiusza rozegrał 147 meczów, strzelając 92 bramki i zaliczając 26 asyst. Trzeba przyznać, że zmiana otoczenia wpłynęła bardzo pozytywnie na Gonzalo, który rozwinął skrzydła i był czołową postacią w SSC Napoli.
I wydawać by się mogło, że ta synergia mogła by trwać wiecznie, gdyby nie prezydent Juventusu, Andrea Agnelli i ówczesny dyrektor generalny klubu Giuseppe Marotta, którzy postanowili, że taki zawodnik jak Higuain, musi grać dla Starej Damy. Po wpłaceniu klauzuli odstępnego, 26 lipca 2016 roku Il Pipita zameldował się w Turynie, rozwścieczając kibiców Napoli, do tego stopnia, że życzyli mu śmierci, palili jego podobizny na ulicy, produkowali papier toaletowy z jego twarzą oraz ubierali uliczne śmietniki w jego koszulki. I powiedz takim, że piłka nożna to tylko sport. Doszło do tego, że Higuain musiał poruszać się z dodatkową ochroną przed meczami pomiędzy Juve a Napoli.
Razem z przybyciem Higuaina, atak Juventusu zyskał jakość Full HD, za sprawą Gonzalo oraz jego młodszego rodaka o polskich korzeniach, Paulo Dybali. W idealnym świecie, tu można by było zakończyć, jednak jak wiemy, losy Argentyńczyka potoczyły się inaczej. Po świetnych 2 sezonach, ze względu na duże zarobki, redukcję kosztów w klubie i przybycie Cristiano Ronaldo, Higuain został wypożyczony za 18 mln Euro do poszukującego w tym czasie napastnika, zespołu AC Milan, który miał również możliwość wykupienia zawodnika po okresie wypożyczenia za 36 mln Euro.
Niestety, między innymi w związku z problemami z FFP drużyny z czerwonej części Mediolanu, zarząd klubu nie był w stanie opłacić w pełni wypożyczenia Higuaina i zmuszony był oddać piłkarza ponownie do Turynu, po zaledwie pół roku. Bianconeri jednak, postanowili znaleźć kolejny, nowy klub dla Pipity, wysyłając go do Londynu, a konkretniej do Chelsea, która zapłaciła pozostałą kwotę z ceny wypożyczenia przez Milan, czyli 9 mln Euro.
To jednak nie koniec tułaczki Pipity, gdyż The Blues nie zamierzają wykupić Argentyńczyka, a co za tym idzie jego los, na ten moment jest nieznany.
W tej całej sytuacji bardzo mi szkoda Gonzalo, gdyż jest on nieprzeciętnym napastnikiem i wniósł wiele do zespołu Juventusu. Przede wszystkim bardzo szybko wkupił się w łaski kibiców Bianconerich, którzy pokochali go z miejsca. Zgoda, że jego drugi sezon w Turynie nie był już tak dobry jak poprzedni, jednak zjazd zaczęła zaliczać cała drużyna, a mimo tego wciąż byli i nadal są najlepszą drużyną we Włoszech. Moim zdaniem wina słabszych występów Igły, leży zarówno po stronie samego piłkarza, jak również przydzielania mu błędnej roli na boisku przez Massimiliano Allegriego. Należy również pamiętać, że bolączką Juve od jakiegoś czasu jest brak kreatywności linii pomocy, a Higuain to zawodnik żyjący z podań, to człowiek od wykańczania akcji, nie ich kreowania. Podczas swoich dwóch sezonów spędzonych w Juve, Higuain rozegrał 105 spotkań, strzelając w nich 55 goli i zaliczając 12 asyst. W tych 55 bramkach jest również ta, której żaden kibic Juventusu nie powinien nigdy zapomnieć. Mianowicie, strzelona w ostatnich sekundach meczu, na 3-2 z Interem, która praktycznie dała Bianconerim Scudetto, a przynajmniej zmieniła nastawienie psychiczne w obozie zarówno Turyńczyków jak i Neapolitańczyków.
Nigdy mu tej bramki nie zapomnę, podobnie jak tych trzech strzelonych w dwumeczu z Tottenhamem w Lidze Mistrzów, gdzie, spisywany na straty Juventus, przebrnął do następnego etapu, by w tragicznych okolicznościach odpaść z poźniejszym triumfatorem rozgrywek, Realem. I takich bramek Higuaina było w Juve więcej. Każda z tych 55, które strzelił wnosiła wiele.
Nigdy też nie rozumiałem wyśmiewania Higuaina za jego rzekomą nadwagę. Tak, po wakacjach w pierwszym sezonie, kiedy stawił się w Vinovo na treningach, było widać spory brzuszek, jednak dzięki intensywnym ćwiczeniom zaczął on znikać. Łatka jednak już przylgnęła i pośród kibiców, przynajmniej tych polskich, do dnia dzisiejszego jest to piłkarz „wart każdego kilograma”, czy też po prostu „grubcio”. Osobiście miałem w nosie, czy miał on +5 czy +10 kg, ważne, że strzelał bramki, mimo wszystko poruszał się szybko na boisku i dawał wiele dobrego zespołowi.
Jednym z trudniejszych momentów, które przyszło mi obserwować, to mecz na San Siro pomiędzy Milanem a Juventusem, z zakończonego właśnie sezon, wygrany przez Juve 0-2. Dla mnie jako kibica, był to świetny mecz i bardzo dobry wynik, z perspektywy sympatyka Higuaina jednak, był to mecz, w którym serce pękło na pół. Najpierw niestrzelony karny, poźniej głupio zarobiona czerwona kartka. I to wszystko w meczu, w którym konfrontował się z tym, który odesłał go z Juve z kwitkiem – Cristiano Ronaldo. Ciężko się na to patrzyło.
Higuain jak przyznał sam, nie czuł się dobrze w Milanie, wiedział, że to nie jest jego miejsce. Przez cały czas walczył ze swoimi myślami, o tym, że został wypchnięty z Juve, nie czuł chemii z zespołem i nie dał rady się zaaklimatyzować w pełni. Po 6 miesięcznej Mediolańskiej banicji, zakotwiczył w Chelsea, gdzie ponownie spotkał się z Maurizio Sarrim, który prowadził go w Napoli. Współpraca jednak nie układała się tak różowo jak na południu Włoch. Pozycja Gonzalo spadała na łeb na szyję, a Sarri z czasem wolał postawić w pełni na Oliveira Giroud. Tym samym Pipita musiał oglądać większość drugiej części sezonu Premier League z ławki rezerwowych. Ogólnie rzecz biorąc, Higuain nie może zaliczyć wypożyczenia do Londynu za udany. Chociaż moment! Wygrał przecież Ligę Europy! Co prawda nie jako zawodnik podstawowego składu, w finale nie powąchał murawy, ale jednak medal ma. I zagrał tym sposobem wszystkim na nosie. Podobnie z resztą jak Maurizio Sarri.
Obecnie ponownie ważą się losy Pipity. Może ponownie założy trykot Juventusu, a szanse ku temu są większe odkąd trenerem został właśnie były trener Chelsea (mimo tego, że nie stawiał na niego w Londynie). Może znów będzie musiał tułać się po wypożyczeniach, zainteresowane podobno są Galatasaray, Roma, czy Parma. Kluby z Chin chciałyby zakontraktować go na stałe, jednak sam Higuain nie jest przekonany do tego kierunku.
Osobiście po cichu liczę na to, że wróci do Juve. Marzy mi się atak Ronaldo- Higuain-Dybala, którym z powodzeniem grałem w Football Managerze. A tak na poważnie, naprawdę chciałbym, żeby Igła dostał ponowną szansę gry w Juventusie i pokazał wszystkim, że w niechcianym przez nikogo zawodniku, rzucanym po klubach jak stara szmaciana maskotka, wciąż drzemie potwór pola karnego, który razem z Ronaldo i Dybalą rozmontuje każdą obronę we Włoszech i Europie.
Tak jak rozumiem decyzję władz Juventusu o oddaniu Igły na wypożyczenie, ze względu na przybycie Ronaldo, by redukować koszty (zarabiał sporo więcej niż Mandzukic), tak nie wiem i nie rozumiem, dlaczego Milan i Chelsea tak źle potraktowały tego zawodnika. W głównej mierze jego słabsza forma brała się z presji otoczenia i braku zaufania tych klubów. Być profesjonalistą to jedną, ale brak wsparcia to drugie, a tego zdecydowanie brakowało. Tak po ludzki, po prostu, bardzo mi przykro.
Na dniach powinniśmy wszyscy się dowiedzieć jaki los czeka Argentyńczyka, ja trzymam za niego mocno kciuki, gdziekolwiek nie zagra. Fino Alla Fine!
Autor: Filip Kotowicz