(Nie)Szczęsny start sezonu

Za nami pierwszy mecz z Udinese, który mimo remisu traktujemy jak porażkę, bo jak inaczej traktować, gdy prowadząc 2:0 tracimy dwie bramki i robimy sobie pod górkę? Na pewno nie dziwią głosy rozczarowania, zażenowania i złości kibiców wobec nie tyle samego meczu, co interwencji Wojtka Szczęsnego. Żeby była jasność: nie będę się znęcał nad naszym bramkarzem, bo myślę, że wystarczająco dużo już na niego spadło. Nie rozstrzygnę czy jest to bramkarz na miarę Juve czy też nie. Staram się jednak zawsze zachować wstrzemięźliwość w nagłej ocenie i po nabraniu choćby minimum dystansu dopuścić do głosu rozum.

Każdy z nas podchodził z ogromnymi nadziejami do pierwszego meczu w sezonie. Wyjściowy skład może nie zyskał stuprocentowej akceptacji, ale raczej byliśmy spokojni co do ostatecznego rozstrzygnięcia. I rzeczywiście, mecz ułożył się dla nas pomyślnie po bramce Dybali już w drugiej minucie. Nnastępnie Cuadrado strzelił na 2:0 i nic nie zapowiadało nieszczęścia. Wyglądało to klasycznie – rywal prowadzi piłkę w bezpiecznej odległości od naszej bramki, a dośrodkowania nie przynoszą szkody. Naturalnie parę elementów irytowało – mnie osobiście Morata (choć gościa uwielbiam), który za żadne skarby nie umiał przytrzymać piłki. Od razu kojarzyły mi się sytuacje z Lukaku, gdy oglądałem mecze Interu, kiedy to jego zasłanianie piłki i podprowadzenie jej tworzyło przewagę, a przynajmniej oddalało ewentualne zagrożenie. Choć myślę, iż każdy z nas najbardziej ubolewa nad środkiem pola…

Nadszedł w końcu moment, kiedy dostaliśmy dwa ciosy. Tutaj jest bezapelacyjnie wina Wojtka Szczęsnego, na którym już i tak komentatorzy nie zostawili suchej nitki. Muszę jednak przyznać, że za każdym razem, kiedy nasi obrońcy rozgrywali piłkę w obrębie własnego pola karnego dostawałem białej gorączki, bo to jak chodzenie po polu minowym i proszenie się o kłopoty na własne życzenie. Kilka razy już przez to straciliśmy bramki i niepotrzebnie gubiliśmy punkty, a przy tej feralnej bramce nikt do bramkarza nie podbiegł… Poza zawodnikami Udinese.

Serce rzecz jasna pękało, bo to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, kiedy sami obdarowujemy prezentami przeciwnika, w dodatku niekoniecznie zbyt mocnego i raczej takiego, który w walce z pretendentami bardziej liczy na łut szczęścia. I kolejna dosyć już typowa w naszej sytuacja sprawa – jedną z bramek strzela były zawodnik Starej Damy.

Jestem przekonany, że gdyby wynik był 2:0 lub 2:1, dzisiaj rozmawialibyśmy o typowym Juve Maxa Allegriego, które załatwia sobie mecz szybko strzelonymi bramkami i wyrachowanie pilnuje wyniku dając złudne poczucie drużynie przeciwnej, że jest blisko złamania Bianconerich. Nie będzie też tak, że Max wraca do szatni i wszystko zaczyna grać tak, jak wtedy gdy bez problemu zdobywaliśmy scudetto. W pewnym sensie też tworzy się nowa historia, od nowa pewnie trzeba to poukładać i zwracać uwagę na błędy indywidualne, bo to właśnie przez nie traciliśmy najwięcej punktów. Nasz trener to mądry facet i myślę, że to poukłada.

Co zaś do bramkarza… Ciągnie się za nim zasłona złych interwencji i mam wrażenie, że też ma jakąś blokadę psychiczną. Pewność bramkarza, jego spokój i opanowanie to dodatkowe atuty również dla obrony mającą wówczas świadomość, że za nimi stoi ktoś, na kim mogą w chwili kryzysu polegać. To jednak system naczyń powiązanych, bo możemy spojrzeć na to z drugiej strony i po prostu spytać, dlaczego obrona i pomoc dopuściły do takich sytuacji? Dyskusje mogą trwać w najlepsze i każdy po części będzie miał nieco racji wysuwając swoje argumenty.

Co ja myślę? Mleko się rozlało. Trzeba spojrzeć w przód i pomyśleć co dalej. Jest to stąpanie po cienkim lodzie, bo trudno nam stwierdzić czy to będzie ciąg nieszczęsnych interwencji czy został już wykorzystany limit katastrofalnych błędów, które bramkarzom się zdarzają. W żadnym wypadku nie chcę wieszać na Wojciechu Szczęsnym psów i dolewać oliwy do ognia. Myślę, iż on doskonale wie po czyjej stronie jest najwięcej winy i jeśli jest rozsądnym facetem, to wyciągnie wnioski, nabierze pokory i przy pomocy trenera i drużyny się odbuduje, bo przecież pamiętamy jego świetne interwencje i mecze, kiedy nas ratował.

Wściekamy się, cisną nam się na usta niecenzuralne słowa i czasami najchętniej byśmy rozszarpali naszych zawodników gołymi rękami, ale to tak jak w związku… Wkurza Cię ta druga strona, irytuje, ale jednak ją kochasz i jest dla Ciebie ważna. Związek z Juve bywa trudny, ale właśnie w tych trudnych momentach warto pokazać wsparcie i cierpliwość. Wyniku nie poprawimy, zdarzeń meczowych nie cofniemy, ale ten jeden mecz wcale nie oznacza, że mistrzostwo już nam odjechało.

Forza!

Autor: Marcin Kozak

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
2 lat temu

Bramkarze czy obrońcy mają ten problem, że gdy popełnią błąd to często kończy się golem i są na ustach wszystkich. Pomocnicy czy napastnicy również popełniają sporo błędów, ale się o tym tyle nie mówi...

Wg mnie może i Wojtek nie jest wybitnym bramkarzem, ale daje przyzwoity poziom, ma obecnie gorszy okres jak cała drużyna. Myślę, że będzie coraz lepiej!