Co przyniesie Serie A w sezonie 2021/2022?

Po wspaniałym dla Włochów lecie na Półwysep Apeniński wraca piłka nożna w wydaniu klubowym. Ostatnie dwa sezony były bardzo trudne i dziwaczne, mocno zaburzone przez Covid. Mieliśmy przerwę w rozgrywkach 2019/2020, który następnie został zakończony w szaleńczym tempie, żeby niemal z marszu wskoczyć w kolejny sezon. Bez właściwego okresu przygotowawczego i po okresie finansowego łyżwiarstwa figurowego – oznaczającego podwójne piruety, lutze i axele, wykonywane aby załatać dziury wynikające ze strat wywołanych lockdownami i spiąć budżety. Teraz w końcu wszystko wskazuje na to, że wracamy do względnego spokoju. Rozpoczynamy sezon, który w założeniu ma przypominać nam o dawno zapomnianej normalności, której elementami są między innymi regularny, przewidywalny terminarz oraz powrót kibiców na stadiony. Zmianie uległa tylko jedna rzecz – liga jest wyrównana jak nigdy — przynajmniej na papierze.

Po dziewięciu latach dominacji Juventusu na tronie Serie A zasiadła inna drużyna. Każdy z nas wiedział, że ten moment nastąpi, lecz wielu z nas dokładało do tej wiedzy dwa „oby”:oby jak najpóźniej (a już na pewno – oby po wygranym 10-tym Scudetto z rzędu) i OBY NIE INTER. Życie i świat kierują się jednak kilkoma niezawodnymi prawami – prawami Murphy’ego. Dlatego jeśli coś może pójść źle, to pójdzie. Licznik zatrzymał się na 9, a na drodze po to okrągłe, 10-te mistrzostwo, stanął właśnie Inter.

Wydawało się, że Mediolańczycy mogą powtórzyć swój sukces także w kolejnych latach. Dobrze zbilansowany zespół, szeroka ławka, bardzo zdolna młodzież wspierana jakością i doświadczeniem i kilku zawodników znacząco przerastających tę ligę. Chiński kapitał płynął do Interu szerokim strumieniem, a inwestycje te powoli zaczęły przynosić rezultaty. Jednak w tym momencie, u bram niebiesko-czarnego raju stanęła kolejna zasada Murphy’ego – tym razem ta złota i najprawdziwsza z zestawu — zasady ustala ten, kto ma pieniądze. Bogaty wujek z Chin też mocno ucierpiał przez Covid i okazało się, że już nie jest tak bogaty, jak wcześniej. Zbiedniał on na tyle, że mocno ograniczył wydatki na swoją piłkarską zabawkę.

Wyprzedaż Serie A

W trakcie tego mercato włoski futbol został brutalnie sprowadzony na ziemię po, wynoszącym pod obłoki, zwycięstwie w Euro. Liga włoska została totalnie wydrenowana ze znakomitych zawodników. Wśród wyróżnionych nagrodami ligi za sezon 20/21, którzy potem odeszli, byli: MVP sezonu (Lukaku), najlepszy bramkarz (Donnarumma), najlepszy obrońca (Cristian Romero), król strzelców (Cristiano Ronaldo), a nogę za drzwiami ma już najlepszy młody piłkarz sezonu (Vlahović, który podobno jest bardzo blisko Atletico). Do tego liga straciła Rodrigo De Paula (Atletico), Achrafa Hakimiego (PSG), Pierluigiego Golliniego (Tottenham), a nawet takie barwne legendy jak Franck Ribery czy Gigi Buffon. Do tego dochodzi oczywiście odnotowana w tragicznych okolicznościach strata Eriksena (realnie oceniam jego szanse na powrót do grania w Serie A bardzo nisko). Transfery te to znaczące ubytki jakości, widowiskowości i osobowości, a wiele wskazuje na to, że to nie były ostatnie tego typu manewry w tym mercato.

Lista nabytków kupionych do ligi spoza Italii, jest tak krótka, że nie wystarczy nawet na osobny akapit. Inter zastąpił Hakimiego 25-letnim Denzelem Dumfriesem z PSV, który z dobrej strony pokazał się na Euro, Milan w miejsce Donnarummy sprowadził Mike’a Maignana, a atak wzmocnił będącym bez kontraktu Olivierem Giroud. Roma jako jedyna w Serie A dokonała poważnych inwestycji – zwiększyła siłę ognia Tammym Abrahamem z Chelsea, a między słupkami — po sprowadzeniu serii sabotażystów —(Olsen, Pau Lopez) stanie znany i sprawdzony na światowych boiskach 33-letni Rui Patricio.

Do tego warto odnotować kilka wewnętrznych transakcji, które jednak, delikatnie mówiąc, nie są rewolucyjne. I tak Inter lizał rany po stratach kluczowych zawodników sprowadzając w miejsce Lukaku Edina Dżeko, a za kontuzjowanego Eriksena po sąsiedzku podkradł Milanowi Hakana. Atalanta w miejsce Golliniego sprowadziła z Udinese Juana Musso, a Romero zastąpił Merih Demiral z Juventusu. Milan uzupełnił obronę Florenzim z Romy, a Giallorossi zapłacili Genoi 17,5 mln euro za Shomurodova. Wisienką na torcie jest oczywiście pierwsza wielka transakcja między rywalizującymi klubami z Rzymu od 40 lat – Pedro zamienił Romę na Lazio.

Co z Juve?

Transferów Juve jesteśmy wszyscy w pełni świadomi. Największym wzmocnieniem jest obiecujący Manu Locatelli, pozyskany z Sassuolo, zaś wielką niewiadomą jest sprowadzony z Santosu 19-letni napastnik Kaio Jorge. Są też spektakularne powroty z wypożyczeń. Rugani po sezonie naznaczonym przeprowadzkami. Daniele spędził sześć miesięcy w Rennes, które skróciło wypożyczenie, więc trafił na kolejne sześć miesięcy do Cagliari, które też nie zdecydowało się zostać z nim na dłużej. De Sciglio, który zbierał dobre recenzje za swoją grę w Lyonie, jednak nie na tyle dobre, żeby zapłacić za niego kilka milionów euro odstępnego (mówi się o kwocie rzędu 2-3 mln euro za wykup).

Wraca też ten, którego wielu chwali, ale nikt do końca nie wie za co – Luca Pellegrini, który już przegrał rywalizację o miejsce na ławce rezerwowych z De Sciglio, ale chętnych na jego zatrudnienie (nawet krótkoterminowe) brak. Tutaj podobno problemem jest charakter piłkarza i brak zaangażowania na treningach. Największym sukcesem Juventusu w tym mercato było zatrzymanie w kadrze najbardziej obiecujących zawodników – Chiesy (za którego kluby z Premier League oferowały 85-100 mln euro) czy de Ligta. Po niespodziewanym (nie w takich okolicznościach, tj. kilka dni przez zakończeniem mercato) bardzo prawdopodobny powrót Moise Keana również można uznać za dobry ruch. Do Turynu wraca wychowanek klubu, który w poprzednim sezonie doskonale odnalazł się w naszpikowanym gwiazdami ataku PSG.

Karuzela trenerska w Serie A

Zdecydowanie więcej wydarzyło się na karuzeli trenerskiej w Serie A. Spośród 10 najlepszych klubów poprzedniego sezonu tylko dwa zespoły nie zmieniły szkoleniowca – Milan zdecydował się kontynuować przygodę z Piolim, a Atalanta z Gasperinim. 8 z 10 klubów górnej części tabeli rozpoczyna zaś rozgrywki z innym trenerem niż rok wcześniej. Juventus po dwóch latach eksperymentów stwierdził, że lepsze jest wrogiem dobrego i postawił na Mr. Scudetti – Maxa Allegriego, który po 2 latach wakacji wraca do pracy. Roma, dosyć nieoczekiwanie i całkiem spektakularnie, sprowadziła jednego z bardziej utytułowanych trenerów na świecie – Jose Mourinho, a Napoli po rozstaniu z Gattuso także postawiło na sprawdzonego i doświadczonego (jednak wyraźnie mniej utytułowanego) Luciano Spallettiego. Antonio Conte — jak to już bywało w jego karierze — trzasnął drzwiami i z hukiem opuścił Inter. Trener odszedł w skutek różnicy w wizji budowania drużyny po wygranym Scudetto. Nerazzurri zdecydowali się na zatrudnienie Simone Inzaghiego z Lazio. Wakat po nim wypełnił wracający do pracy Sarri. Z mniej spektakularnych zmian warte odnotowania są dwie – Ivan Jurić zamienił ławkę Hellasu Verona na, dysponujące znacząco większymi środkami, Torino, a jego miejsce zajął nieco skompromitowany na wielu frontach Di Francesco. Drugim interesującym ruchem było zatrudnienie przez Fiorentinę Vincenzo Italiano, który pokazał się z dobrej strony prowadząc odważnie i ciekawie grającą Spezię. Niestety ligę włoską na ukraiński Szachtar zamienił jeden z bardziej obiecujących i widowiskowo grających trenerów – Roberto De Zerbi z Sassuolo.

Dotychczasowa treść mojego tekstu może wskazywać że, że włoskie wakacje były bardzo intensywne i pracowite. Nic bardziej mylnego. Obecne mercato w porównaniu z tym, co działo się w Europie doskonale pokazuje przepaść, jaka wytworzyła się między włoską, a europejską piłką klubową. Nie chodzi tylko o brak wielkich, drogich transferów, raczej o ich charakter. Poza sprowadzeniem Locatelliego przez Juventus i może Abrahama przez Romę nie ma żadnego transferu nastawionego ani na podniesienie jakości, ani na inwestycję w przyszłość (sprowadzenie młodego talentu, który urośnie i zostanie sprzedany z olbrzymim zyskiem). Zdecydowana większość transakcji to ruchy mające na celu łatanie dziur tym, co jest pod ręką. Bo jak inaczej wytłumaczyć zastąpienie Lukaku przez Dżeko, sprowadzenie Hakana w miejsce Eriksena czy Maignana w miejsce Donnarummy czy uzupełnienie ataku, w którym centralną rolę pełni 40-letni Ibrahimović 35-letnim Giroud? Oczywiście, nie są to beznadziejni zawodnicy, ale ile im brakuje do Europy zobaczymy już wkrótce w Lidze Mistrzów. Przepaść, jakże widoczna w poprzednim sezonie, jeszcze bardziej się pogłębiła.

Ruchy trenerskie też oceniam raczej sceptycznie. Allegri przyniesie tytuły i bardzo się cieszę, że Agnelli przestał eksperymentować z Sarrizmo czy Pirlismo i podstawił na „nudne 1:0 i pod prysznice”, ale też mam w pamięci jak wyglądał Juventus Allegiego, szczególnie w ostatnim sezonie. Ludzie mają tendencję do pamiętania tylko lepszych rzeczy (to dobrze) i całkowitego zapominania złych (to niedobrze). Juventus Allegriego też miał swoje problemy i też odbijał się od ściany w Europie. Ściany z napisem ‘szybka, ofensywna gra z dużą intensywnością i wysokim pressingiem’. Do dziś świętujemy i wspominamy jak „Allegri rozpracował Tottenham” w Lidze Mistrzów, a nie pamiętamy, że my w meczu w Londynie na połowie rywala spędziliśmy pewnie z 10 minut, podczas których strzeliliśmy 2 gole. Ja pamiętam. Pamiętam też, że rok później ulgą było to, że odpadaliśmy z rewelacyjnym Ajaxem tylko 1 bramką, bo z przebiegu gry to był najniższy wymiar kary. Juventus Allegriego miał więc sporo mankamentów i najbliższy sezon pozwoli nam ocenić czy Max ostatnie dwa lata spędził na plaży czy na ich rozwiązywaniu.

Moje wątpliwości wzbudza też ruch Romy z zatrudnieniem Mourinho. W swoim prime był absolutnie i niepodważanie najlepszym trenerem na świecie, ale jestem w pełni świadomy tego, że najlepsze ma już za sobą i czołówka bardzo mu odjechała. Czy daje Romie realne szanse na walkę o top4 we Włoszech? Myślę, że tak. Jednak przy takiej inwestycji jaką poczyniły tamtejsze władze (szczególnie z pensją i długością kontraktu Mou) wydaje mi się, że to trochę mało. Mam wrażenie, że Mourinho to nadal wielkie nazwisko, ale już nie wielki trener. Kompletnie nie rozumiem też Napoli decydującego się na zastąpienie Gattuso (który z zespołem z Neapolu osiągnął wynik ponad stan, jeśli spojrzeć na kadrę i ruchy transferowe ADL) i zastąpienie go 62-letnim Spalettim, który gwarantuje określony poziom (miejsca 4-8) w dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Krótko mówiąc – nie zrobi więcej niż zrobiłby Gennaro Gattuso, a nie rokuje, żeby pchnąć ten klub do przodu.

Cieszę się (chociaż oczywiście są tutaj mieszane emocje), że Simone Inzaghi dostał ciekawszy i ambitniejszy projekt do prowadzenia (bo jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co zrobił z Lazio). Sądzę, iż z tym trenerem Inter pozostanie bardzo groźny i absolutnie nie wypadł z walki o Scudetto, mimo przeprowadzonej wyprzedaży. Szalenie cieszy mnie również powrót na ławkę trenerską Sarriego, który będzie naturalnym kontynuatorem wizji Inzaghiego w Lazio i mam przeczucie, że przypomni wszystkim czym zapracował na swoją markę i angaż w Chelsea i Juventusie. Chciałbym także, żeby Fiorentina w końcu pokazała na boisku to co mają na papierze – bardzo ciekawy zespół z możliwościami walki o europejskie Puchary (z zastrzeżeniem, że Vlahović jednak zostanie). Ciekawi mnie praca Juricia w Torino, bo trener ten też powinien ich wprowadzić do top10  i stopniowo budować silną drużynę bez ryzyka walki o utrzymanie. Milan boryka się z ogromnymi ograniczeniami finansowymi. Z jednej strony czekająca Rosonerich gra w Lidze Mistrzów powinna wzmocnić budżet, z drugiej zaś wyeksponować krótką ławkę rezerwowych, zwłaszcza kiedy przyjdzie grać na dwóch frontach. Odejścia Donnarummy i Hakana będą odczuwalne. Atalanta bez zmian – poza Romero udało się utrzymać kluczowych piłkarzy, na bramkę zawitał lepszy moim zdaniem Musso, a Demiral obdarzony odpowiednim zaufaniem udowodni, że jest bardzo dobrym obrońcą. Jak co sezon – ugrają swoje.

Co przyniesie nowy sezon?

Sezon Serie A zapowiada się więc niezwykle interesująco. Mimo tego, iż przeczuwam kolejną, brutalną weryfikację naszej ligi w Europie, na razie chciałbym spoglądać na szklankę z calcio, tak, jakby była do połowy pełna. Ten sezon może być pełen rumieńców. Nadal jest trzech poważnych kandydatów do Scudetto – Juventus, Inter, Atalanta. Są też cztery drużyny mające możliwości i ambicje, by znaleźć się w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów – Roma, Lazio, Milan i Napoli. Dodatkowo mamy kilka klubów, które śmiało mogą walczyć o miejsca w Lidze Europy i Lidze Konferencji – Sassuolo, Fiorentina, a może nawet Torino lub Hellas Verona.

Jedyne, czego sobie i Wam przed tym sezonem życzę, to żeby ten wyścig po Scudetto nie był wyścigiem jednego konia, nie będąc przy tym wyścigiem ślimaków przepełnionym kiepskimi meczami i nieprzewidywalnymi wpadkami, bo „nie ma już słabych” czy „każdy może wygrać z każdym”. Życzę sobie i Wam kultowych pojedynków wielkich taktyków – Allegriego z Mourinho, utarcia nosa Conte przez Inzaghiego (bez pieniędzy też da się wygrywać, Antonio), triumfu widowiskowej i ofensywnej gry Gasperiniego, Juricia i Sarriego, radości z gry piłkarzy Milanu. Życzę sobie i Wam sezonu, po którym z rumieńcami powiemy sobie ‘co to był za sezon’ wznosząc toast za to, że piłkarskie Włochy znów są biało-czarne.

Autor: Marcin Szydłowski.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
2 lat temu

Takie początku sezonu to się nie spodziewałem, ale nie jestem jakoś mocno zaskoczony. Oby to były złego miłego początki! 🙂